Go down
avatar
Gość
Gość

Przegniły Las - Page 2 Empty Re: Przegniły Las

Pią Kwi 21, 2017 9:53 am
MG


Niestety, fartownie dziewczyna wymyśliła jedyny możliwy sposób na ucieczkę przed bądź co bądź gwałtem trzech dziwnych, spaczonych i chorych stworków. Niestety miały niską prędkość, gdy Areia wznosiła się coraz wyżej, nie nadążyły za nią a w odpowiedniej odległości Areia poleciała prosto na pełnej szybkości. Stwory nie miały żadnych szans. Szkoda...

z/t tutaj https://dbanotheruniverse.forumpolish.com/t106-rzeka-smierci
Helvete
Helvete
Liczba postów : 22

Przegniły Las - Page 2 Empty Re: Przegniły Las

Pią Lut 16, 2018 12:41 am
Helvete był bardzo zdezorientowany spotkaną na swej drodze pokraczną szarawą istotką, która przerażona zakrwawionym ubraniem wojownika, uciekła w popłochu. Shinjina zaskoczyło również natychmiastowe pojawienie się kolejnej osoby, mianowicie demona o przenikliwym oraz odrażającym spojrzeniu. Żółtawej barwy ślepia z niezdrową fascynacją wpatrywały się w wystraszone stworzonko. Młodzieniec naprawdę nie wiedział, co począć w tej niezwykłej sytuacji. Oczywiście, zdawał sobie sprawę, że podróż do pałacu stanowi niebezpieczeństwo, z owym ryzykiem pozostawał pogodzony. Lecz niespodziewane pojawienie się dwóch osobników - zdawało się, że łowcy oraz ofiary - na podobną możliwość nie był przygotowany. Poza tym żaden z osobliwych bohaterów nie wydawał się być zainteresowany Helvete. Bóg przeczuwał, że znalazł się w nieodpowiednim czasie, w nieodpowiednim miejscu, w nieodpowiednim towarzystwie. Pierwsza myśl, która zagościła w szaleńczej matni umysłu, stanowiła przejaw rzadkiego u młodzieńca rozsądku. Wojownik stwierdził, że nie jest to sprawa, która dotyczy bezpośrednio jego osoby, więc nie uważa za stosowne zastanawiać się oraz czynnie brać udziału w tym, czy rzeczywiście jedna osoba pozbawi drugą życia. Dopóty jego egzystencja nie była zagrożona, dopóki go nie interesowało, czy inni umierają. Uznając to za sprawiedliwą decyzję postanowił kontynuować podróż. Ostatni raz spojrzał na przerażoną szarawą istotkę. Kształt ciała, odcień karnacji, postura, wszystko to nadawało jej komiczny charakter. Stworzonko cechowało się niewielkim rozmiarem, które kontrastowało z niewspółmiernie ogromnymi do reszty ciała wyłupiastymi oczami oraz uszami. Kończyny, zakończone ostrymi pazurkami, także nie grzeszyły długością. Efekt wizualny naprawdę przydawał istotce zabawnego charakteru. Godny pożałowania, ale zarazem rozbawia. Uśmiech Helvete wywołała także inna myśl. Z całą pewnością nie przystająca do powagi sytuacji, przecież próbowano biednemu stworzonku najwyraźniej odebrać życie, jednakże to stanowiło swoisty urok, prawda? Zwykle w tragicznych okolicznościach umierają Ci, którzy są dobrzy. Giną jedynie dlatego, że są słabsi. Wszechświat nie zyskuje na ich śmierci. Gwiazdy, planety, galaktyki, wszystko egzystuje swoim rytmem, lecz śmierć, niezasłużona oraz niewinna śmierć, pozostaje w tym wszystkim zbędna. Lecz tacy zawsze umierają. Podobne rozważania naprawdę rozbawiły młodzieńca, który na moment zapomniał o swej podróży. Zapatrzony w skazane na śmierć stworzonko zignorował obecność demona. Zastanawiał się, w jaki sposób umrze. Podejrzewał, że w męczarniach. Przecież zawsze tak umierają Ci niewinni, prawda? Po chwili kontemplacji zdecydował się kontynuować podróż. Wiedział, że nie ma żadnego wpływu na śmierć lub życie stworzonka. Zresztą nie chciał mieć. Cóż to miało za znaczenie, czy umrze? Tracąc zainteresowanie sytuacją skierował swe kroki w głąb przegniłego lasu, który zaczął go frapować swoją fauną oraz florą. Miał nadzieję, że pozostała dwójka tajemniczych osobników nie zwróci na niego uwagi. Naprawdę nie dbał, co będą robić, nie chciał po prostu męczyć się z ich problemami... Oby w ten sposób myślał demon o żółtawym spojrzeniu.
Aymi
Aymi
Liczba postów : 1103

Przegniły Las - Page 2 Empty Re: Przegniły Las

Nie Lut 18, 2018 11:34 pm
Eien no MG Modo


Sytuacja była dziwna, choć raczej często spotykana. Otóż Helvete napotkał na swojej drodze typowy duet łowca-ofiara, samemu zdając się być tylko nic nieznaczącym świadkiem, obserwatorem. Gremlinek nie miał już jak sprawnie uciekać, czołgał się więc uparcie, chcąc znaleźć jak najdalej od oprawcy, choć z każdą upływającą sekundą jego szanse gwałtownie malały. Sam zaś dręczyciel, bo tak można nazwać żółtookiego, zdawał się być zadowolony z takiego obrotu spraw.
Sytuacja była dziwna, choć raczej często spotykana. Otóż Helvete napotkał na swojej drodze typowy duet łowca-ofiara, samemu zdając się być tylko nic nieznaczącym świadkiem, obserwatorem. Gremlinek nie miał już jak sprawnie uciekać, czołgał się więc uparcie, chcąc znaleźć jak najdalej od oprawcy, choć z każdą upływającą sekundą jego szanse gwałtownie malały. Sam zaś dręczyciel, bo tak można nazwać żółtookiego, zdawał się być zadowolony z takiego obrotu spraw.
Przekalkulowawszy sobie zaistniałą sytuację w głowie, młody shinjin uznał, że nie będzie się wtrącał. Nie zależało mu ani na życiu tej słabej istoty, ani na wchodzeniu w drogę czarnemu demonowi będącemu tu w roli kata. Taka była kolej rzeczy, słabi ginęli z rąk tych silniejszych. Odwieczne i niezachwiane prawo rządzące wszechrzeczą. Młodzieniec jeszcze przez moment wpatrywał się w ofiarę, oddając myślom, po czym ruszył w dalszą drogę, mając nadzieję, że jego obecność nie zakłóci tej sceny, a on sam pozostanie poza kręgiem zainteresowania łowcy.
Helvete już mijał czarnego demona, już myślami był daleko stąd, już odcinał się od zaistniałej sytuacji, pozwalając jej toczyć się własnym rytmem... A jednak los, ten przebrzydły los, który z jakichś powodów zesłał mu na drogę tę dwójkę, nie chciał wypuścić go ot tak.
- A ty dokąd, czarny? - padło z ust łowcy, gdy jego żółte ślepia zatrzymały się na postaci bruneta. Ewidentnie zwracał się do niego, odnosząc się do ciemnego koloru jego włosów. - Wybierasz się gdzieś? Zabawa dopiero się zaczyna.
Uniósł ramię, a za tym ruchem podążyło ciało rannego stworka, który zaczął wrzeszczeć swym piskliwym głosikiem. Ręka żółtookiego w płynnym ruchu przemieściła się w stronę shinjina, a gremlinek... poleciał z impetem wprost na jego plecy, zwalając go tym samym z nóg. Demon wyszczerzył się w uśmiechu na sam widok tej sceny.
- To jak? Bawimy się?
Helvete
Helvete
Liczba postów : 22

Przegniły Las - Page 2 Empty Re: Przegniły Las

Pon Lut 19, 2018 10:18 pm
Młodzieniec nie spodziewał się, że demon o sadystycznych skłonnościach zainteresuje się marnym Bożkiem, nie wartym spojrzenia miernym wojownikiem. Helvete nade wszystko pragnął nie dążyć do otwartej konfrontacji. Wystarczyłby jeden nieodpowiedni ruch, by przebudzić osobowość Gekido. Owładnięty furią zapewne oddałby się barbarzyństwu, co niechybnie mogłoby prowadzić do śmierci. Bestialska siła owej osobowości była naprawdę imponująca, lecz nieokiełznana. Użycie jej mocy równało się utracie kontroli. Na to nie mógł sobie pozwolić. Jednakże trudno było zachować względny spokój ducha, gdy z premedytacją zostaje się uderzonym przez szarawą istotkę. Helvete nie mógł uwierzyć w to, co się wydarzyło. Demon bez ostrzeżenia rzucił w niego stworzonkiem. Oczywiście młodzieniec nie odczuwał zbędnej empatii, nie interesowało go cierpienie niezawinionego gremlinka, ale naprawdę nie pragnął walki z tajemniczym osobnikiem. Jego celem była podróż do pałacu. Nade wszystko musiał wypełnić powierzone zadanie przez Gomasu. Mędrzec byłby znakomitym mistrzem dla niedoświadczonego adepta. Cóż, los niestety skrzyżował drogi demona oraz Shinjina. Wojownik niestety musiał odegrać spektakl teatralny przed napastnikiem. Miał nadzieję, że dzięki temu uniknie niepotrzebnej walki, przecież nie znał siły swego oponenta. Tym bardziej nie chciał dopuścić do zachwiania względnej równowagi osobowości, które w każdej chwili mogły ulec konfrontacji. Wtedy ponownie stałby się bestią dążącą do autodestrukcji. Gekido nie mógł przejąć kontroli. Mógł być jako osobowość świadoma, koegzystująca, ale nie jako główna. Dopóki Helvete nie potrafił okiełznać tej furii, dopóty nie chciał korzystać z tej niepewnej mocy. Podnosząc się zdecydował, że dotrzyma towarzystwa demonowi. Przecież Shinjin również nie należał do osób, które uniknęłyby darmowego pastwienia się nad bezbronną ofiarą. Chwycił jedną ręką szarawe stworzonko, które ze strachu trzęsło się niemiłosiernie. Twarz obficie zroszona łzami pozostawała wykrzywiona grymasem bólu. Młodzieniec podniósł ofiarę na wysokość swojego oblicza, dokładnie przypatrzył się tej harmonii przerażenia. Istne arcydzieło. W myślach przyznał, że demon jednak był mistrzem w swoim sadystycznym rzemiośle. Trudno uzyskać tak zachwycający efekt. Ofiara jest bezbronna, zrezygnowana, psychicznie pogodzona ze swoim losem, lecz ciało instynktownie pragnie walczyć, doskonała sytuacja. Nie chcąc przedłużać niepotrzebnie chwili, Shinjin zdecydował, że odpowie na pytanie towarzysza. Wyprowadził potężne uderzenie w klatkę piersiową szarawej istotki. Ofiara pod impetem ciosu zgięła się, z jej ust wydobyła się stróżka krwi oraz śliny. Następnie młodzieniec wypuścił gremlinka z morderczego uścisku, który spadając trafił na kopnięcie wojownika. Helvete posłał przerażoną istotę wprost pod stojącego nieopodal demona. Uśmiechnął się złowieszczo. Jego lewe oko pokryte było całunem ciemności, zaś prawe jarzyło się karmazynowym blaskiem furii. Nie potrafił opanować irracjonalnej radości, szaleńczej radości. Donośnym, pewnym głosem odpowiedział.
- Oczywiście, że się bawimy, tajemniczy przybyszu. Z radością przytajemy na Twoją propozycję, prawda, przyjaciele?
Aymi
Aymi
Liczba postów : 1103

Przegniły Las - Page 2 Empty Re: Przegniły Las

Sro Lut 21, 2018 11:03 pm
Eien no MG Modo

To jak? Bawimy się?
Ta jedna kwestia zdawała się przesądzać o całej reszcie. Shinjin padł uderzony żywym pociskiem w postaci poturbowanego i rannego gremlinka, co ostatecznie uniemożliwiło mu swobodne odejście we wcześniej obranym kierunku. Mimo prób uniknięcia konfrontacji ta zdawała się być nieunikniona, a podróż ku pałacowi musiała zostać tymczasowo odroczona. Sama sytuacja również nie przedstawiała się zbyt wesoło. Helvete'owi bardzo zależało, aby zachować panowanie nad sobą, to zaś wiązało się z utrzymaniem w ryzach tej krwiożerczej części jego osobowości - Gekido. A to zadanie mimo wszystko nie należało do najłatwiejszych.
Ostatecznie młodzieniec postanowił zagrać w tę grę, której tytuł sprowadzał się do prostego "silniejszy jest ponad słabszym". Na tę chwilę na bok odstawione musiały być plany, a ciemnowłosy miał do odegrania swoją rolę. Oby dobrą przybrał, jeśli sam nie chciał stać się ofiarą. Zaczął więc od przedstawienia. Podniosłszy się, uniósł w dłoni szare stworzenie, które w odruchu starało się wyrwać z uścisku, choć już dawno zdało sobie sprawę z przegranej. A mimo to patrząc w dwukolorowe oczy swego nowego okupanta, przez krótki moment zapłonęła w nim iskierka nadziei, że może jednak zostanie okazana mu łaska. Iskierka zgasła, gdy drobne ciałko zgięło się pod naporem ciosu bożka. Wyłupiaste oczy na chwilę straciły swój blask, z pyszczka wypłynęła mieszanka posoki i śliny, a sam stworek zaczął opadać, ostatecznie nadziewając się na kopnięcie. Kości gruchnęły, gdy ciałko zderzyło się wpierw z nogą a później z podłożem. Żółtooki demon przyglądał się temu z zaciekawieniem, obserwując każdy najdrobniejszy ruch bruneta, którego oczy wręcz się jarzyły - każde własnym kolorem.
- Cudnie - wyszczerzył się drapieżnie, a następnie rozejrzał dookoła. Trochę zdziwiło go, iż shinjin używa w swej wypowiedzi liczby mnogiej, jakby nie był sam. A jednak w pobliżu nie widział nikogo innego poza stojącym przed nim młodzieńcem.
Wzrok demona padł na kulące się ze strachu i bólu stworzenie. Przykucnął przy nim i tknął długim paluchem, co zaowocowało panicznym piskiem i ciaśniejszym zwinięciem połamanego ciała. Uniósł spojrzenie na bożka, zlustrował go, jakby oceniał. A potem się wyprostował i przesunął nogą swoją zabawkę w stronę nowego kompana.
- Jakieś propozycje, co z tym zrobić? Przyjacielu?
Czy to próba? Test? Sprawdzenie, czy shinjin rzeczywiście dołącza do tej bestialskiej gry, czy tylko udaje, by ratować własną skórę? Cóż, to wie zapewne tylko sam pytający...

________
Wybacz jakość, coś średnio mi ostatnio wena służy...
Helvete
Helvete
Liczba postów : 22

Przegniły Las - Page 2 Empty Re: Przegniły Las

Czw Lut 22, 2018 11:37 pm
Helvete rozkoszował się w bezsensownej przemocy. Dla postronnego obserwatora trudno byłoby rzeczywiście orzec, czy wojownik zachowuje się naturalnie, czy też jedynie bierze udział w przedstawieniu teatralnym. Zdawało się, że entuzjazm wywołany krzywdą niezawinionego stworzonka sprawiał młodzieńcowi nieudawaną przyjemność. Przede wszystkim w podobny sposób miał myśleć demon, prowodyr sytuacji. Cóż, tajemnicą zostawało, czy Shinjin jedynie był aktorem, grającym kata, czy też katem udającym aktora. Nie podobna było rozstrzygnąć. Prawdopodobnie Bożek również nie potrafiłby jednoznacznie stwierdzić, jaki jest faktyczny stan. W pewnym momencie przekroczył granicę, zza której próżno wyczekiwać powrotu. Ogarnęła go szaleńcza żądza mordu. Na twarzy malowała się prawdziwa ekstaza. Helvete pochylił się nad bezbronną istotką. Dokładnie lustrował jej przerażone oblicze oraz poranione ciało. Intensywnie wpatrzony w twarz ofiary zastanawiał się nad kolejnymi torturami. Jego rozmarzone oczy intensywnie emanowały charakterystycznymi barwami. Wyciągnął dłoń w stronę szarawego gremlinka. Jego ciało, sparaliżowane strachem, przeszyły silne konwulsje. Helvete z czułością pogładził opuchnięty, zakrwawiony, zroszony łzami policzek istotki. Szeptał uspakajające słowa. Jego twarz przybrała wyraz pełen troski. Z wyjątkiem jednej rzeczy. Uśmiechu, przerażającego, lubieżnego uśmiechu, który zdradzał, jaką rozkosz czerpał z zaistniałej sytuacji. Porzucając pozory dobrotliwego wybawiciela powrócił do tortur. Ręka, którą delikatnie gładził twarz ofiary, zatrzymała się nagle. Helvete uniósł ją w zastanowieniu nad stworzonkiem. Dłoń kata spoczywała na wysokości oblicza gremlinka. W jednym momencie zacisnęła się na powiece szarawego, wrzynając się w jego oko. Szarawy wył z bólu. Kakofonia krzyków, spowodowana przeraźliwym cierpieniem, dodawała jedynie rozkoszy młodzieńcowi. Shinjin wyjął rękę, pozostawiając pusty, ziejący ciemnością, krwawiący oczodół. W dłoni trzymał zroszone posoką oraz wewnętrznymi płynami oko stworka, które zakończone włóknami nerwów, doznawało ostatnich spazmów. Bez zastanowienia umieścił ślepię w ustach gremlinka. Szarawy krztusił się niemiłosiernie. Z ust wypływała nieustanie ślina, opadająca stróżkami na spękane wargi. Helvete nie próżnował. Rozkoszując się widokiem czystego cierpienia, postanowił kontynuować swoje dzieło. Ułożył swoją dłoń w pięść, po czym z całym impetem zaczął wbijać ją w żebra szarawego. Rozległ się tłumiony krzyk, który towarzyszył głośnemu chrzęstowi pękających żeber. Ręka młodzieńca niezmordowanie drążyła sponiewierane ciałko gremlinka. Nie przestając rzucił w stronę prowodyra całego zajścia:
- Chcesz by zabawa trwała dłużej? Aktualnie szukam organu odpowiadającego ludzkiemu sercu. Mam zamiar je wyrwać z jego klatki piersiowej. Oczywiście zaprzestanę, jeżeli taka jest Twoja wola...

Tutaj zawiesił głos. Czekał na odpowiedź oraz dalszy rozwój sytuacji. Zamarłszy z ręką w ciele bezbronnego gremlinka wpatrywał się w żółtookiego demona. Czy Helvete rzeczywiście tylko grał na potrzeby uratowania swojego życia? Odpowiedź na to pytanie nie była jednoznaczna...  
Aymi
Aymi
Liczba postów : 1103

Przegniły Las - Page 2 Empty Re: Przegniły Las

Sro Lut 28, 2018 10:28 pm
Eien no MG Modo

Czas zatem rozpocząć przedstawienie, mój drogi kacie. Masz przed sobą piękny obraz nędzy i rozpaczy, idealną ofiarę, z którą możesz zrobić dosłownie wszystko~~
Demon przesuną stopą szarego stworka w stronę młodzieńca, dając mu wolną rękę, sam zaś obserwował. Przyglądał się jego poszczególnym ruchom, analizował, starał się dostrzec cokolwiek, co świadczyłoby o grze aktorskiej, choćby nutkę fałszu wymalowaną na twarzy. Shinjin jednak zdawał się być owładnięty ekstazą na myśl o cierpieniu, jakie może zadać gremlinkowi. Zaczął jednak łagodnie, delikatnie gładząc policzek, szeptając niczym do rannego zwierzęcia, którego nie chce się spłoszyć. To jednak nie był koniec poczynań bożka.
Wystarczyła krótka chwila zastanowienia, po której blada dłoń wylądowała w oczodole, by szare stworzenie zaczęło wrzeszczeć przeraźliwie, pazurkami drapiąc przedramię swego oprawcy, starając się desperacko powstrzymać go przed czynem, którego właśnie dokonywał. Mimo wszystko wyłupiaste oko zostało wyrwane i zaraz na powrót włożone, nie jednak w pusty teraz oczodół a usta gremlinka. Ten wytrzeszczył w szoku pozostałe mu ślepie, teraz zalewane dodatkowo krwią z pustki w miejscu drugiego, i zaczął harczeć, krztusząc się i plując. Sam Helvete nie zamierzał poprzestawać na tym, przestawił zatem szkaradę na plecy i pięścią zaczął wbijać się w jego żebra. Pierwsze uderzenie - stworek wrzasnął przez ściśnięte gardło, kuląc się z bólu. Drugie uderzenie - słychać było wyraźny chrzęst łamanych żeber, a z szarego pyszczka wykaszlnięte zostało oko, które wylądowało gdzieś z boku. Trzecie uderzenie - pięść bruneta zatrzymała się nagle i gwałtownie tuż przed ciałkiem skamlącej ofiary, a chłopak nie mógł nią nawet drgnąć - została zablokowana. Wystarczyło jednak jedno spojrzenie w stronę czarnego demona, by zauważyć dwa długie palce skierowane właśnie na ową pięść, by domyślić się, że to jego sprawka.
- Nie wyrwiesz mu serca - rzucił oschle, a ruch jego dłoni odepchnął rękę bożka. - Widzę, że lubisz zadawać ból, ale najwyraźniej nie masz pojęcia o cierpieniu.
Podszedł do stworka, przyklęknął nad nim, a potem rozciął mu brzuch pazurem, który na ten moment się wydłużył. Zaraz potem nabrał nieco śliny w palce i przejechał nimi wzdłuż brzegu powstałej rany, a następnie otworzył dostęp do wnętrzności kwilącego stworka. Shinjin mógł zauważyć, że brzeg rany się zasklepił i nie krwawił, a dzięki temu z małego ciałka nie ulatywała życiodajna ciecz.
- Jeśli wyrwiesz serce, nasza zabaweczka zginie i trzeba będzie szukać nowej - tłumaczył spokojnie żółtooki, zanurzając długą dłoń w trzewiach i wyjmując powolutku poskęcane jelito. - Sęk w tym, by żyła jak najdłużej, prawda?
Tu uśmiechnął się przerażająco i poklepał gremlinka po pokrwawionym policzku. Zaraz jednak żółte ślepia zatrzymały się na obliczu bruneta. Czy przyswoi on sobie tę lekcję okrucieństwa doskonałego?
Shiro
Shiro
Wschodni Kaioshin
Liczba postów : 331

Przegniły Las - Page 2 Empty Re: Przegniły Las

Pon Kwi 30, 2018 11:32 pm
Postać znajduje się w zupełnie innej części lasu niż Helvete.

W ciemnym i zepsutym w całej swej rozciągłości leżu najgorszych parszywców wszechświata nagle coś zajaśniało. Nikła, zielona smuga mignęła między spróchniałymi dębami, dając chwilową nadzieję na lepszy świat. Na jeden mały ułamek sekundy rozświetliła mroki Królestwa Makaioshin, dając nadzieję na nowe lepsze jutro. Poświata wraz z nadzieją jednocześnie zgasły, gdy pierwsza ustąpiła pomroce zaś drugą zastąpił zwykły Shinjin, nieróżniący się niczym od tych, którzy przebywali na tym globie od setek tysięcy lat, podłych, odrzuconych, ani od tych, którzy po wsze czasy wzniesieni zostali na piedestale chwały, tytułując się "tymi dobrymi". W rzeczywistości obie grupy były takie same. Obie prowadziły do terroru, różniły się tylko ich metody. Jedna przymykała na wszystko oko, bagatelizując problem, Trening na transformację nie chcąc się mieszać. Dbałą wyłącznie o swoje interesy. Druga, nie kryjąc swych intencji, szerzyła mord i zgubę. I każdy nowo narodzony Shnjin musiał należeć do jednej z nich. Nawet nie mógł podjąć wyboru, starszyzna robiła to za niego. W końcu znali się na ludziach na tyle, że mogli ocenić każdy charakter zaledwie po jednym spojrzeniu.
Shiro zacisnął pięść. Poprzysiągł sobie neutralność. Miał nie wchodzić w ten idiotyczny konflikt między istotami zepsutymi a jeszcze bardziej zepsutymi. A mimo to się w niego wdał. Wszedł po uszy, zanurzając nawet czubki włosów. Uszy, zdobione teraz przed dwie szmaragdowe kule, okrywające jego imię hańbą. Położy jej kres. Ale najpierw się zemści.

Kilka godzin później.

Shiro przetarł wiecznie podkrążone oczy, wyciągając z ust ostatni gwóźdź, i okiem wytrawnego majsterkowicza ocenił kąt wbicia. Jego nietolerancja na szybki wzrost Ki, prawdopodobnie będąca zwykłym nocebo, tym razem mocniej dała się we znaki. Zmuszony był przez to do bardzo czasochłonnych przygotowań, przedłużanych dodatkowo przez nieskorego do współpracy pomocnika.
- Nie wierzgaj się, no - warknął obrońca sprawiedliwości. - Znowu nie trafię i po co będzie tracić więcej krwi? No, po co?
Twarz miał jak zwykle bez wyrazu, jednak tym razem mówił cieplejszym, rzekłbyś - niemal sympatycznym głosem. W końcu łączyło ich tyle pięknych przeżyć. Białowłosy zaczął lekko pogwizdywać pod nosem. Terapia poprzez pracę zaczynała działać. A tej miał za sobą naprawdę sporo - w końcu nie co dzień karczuje się ćwierć lasu.
Zamknął jedno oko, podniósł młotek, wstrzymał oddech i...
W promieniu kilkudziesięciu metrów dało się usłyszeć dziki, zwierzęcy wręcz, pisk, stłumiony grubą warstwą taśmy klejącej na ustach. Bóg uniósł delikatnie kącik ust. Trafił idealnie.

Na krańcu świata, w najgorszym grajdole parszywego Królestwa Makaioshin rośnie śmierdzący trupem las. Gdybyś zdecydował się doń zapuścić, zapewne prędzej zostałbyś pożarty żywcem, niż przedostał się pieszo na drugi jego kraniec. Nie wiesz zatem, iż owa kupa spróchniałych dębów z czasem staje się coraz gęstsza i gęstsza, powoli przeradzając się w upiorny, ciemny bór. Jednak gdybyś przedostał się tam, gdzie na wpół umarłe drzewa stają tak gęste, że przeplatają się z cierniami krzewów i chylą ku mdłej ziemi, by najohydniejsze kosmate monstra mogły wlec się po ich gałęziach, żując żmudnie padlinę, nagle twój szlak urwałby się. Stanąłbyś na pełnej wyciętych pni polanie, otoczonej kręgiem z czerwonego prochu. Na jego obwodzie starannie ustawiono pochodnie, w pięciu punktach po kilka kilka większych. Linie, które je łączyły, tworzyły płonący pentagram, z wielkim krzyżem stojącym pośrodku. Wisiała na nim ta podła, oszpecona aureolą, karykatura Shina o imieniu brzmiącym jak pomidor. Wierzgała się na wszystkie strony, coraz bardziej pogłębiając rany w nadgarstkach i rozpychając ścięgna. Odchylała głowę do góry, przymykając oczy, jakby niepatrzenie na swoją ofiarę miało jej w jakikolwiek sposób pomóc.
- Hai! - krzyknął wygnaniec, wnosząc pochodnię ku niebu. Zapadła głucha cisza. Czas zdawał się zatrzymać. Nawet krzyżujące się ostrokrzewy ognia stanęły w miejscu. Zaczynało się.
Shiro przełknął ślinę. Zawiesił na chwilę łuczywo w powietrzu. Stworzył sobie butelkę żytniej.
-No, to może łyczek na odwagę...- już kierował szyjkę butelki ku wargom, kiedy nagle tak spojrzał na tego Midoro...
- W sumie ty chyba potrzebujesz jej bardziej ode mnie, co? -
oderwał młodemu taśmę od twarzy i włożył butelkę do ust. O dziwo, nie oporował. Chyba sparaliżował go strach. I właśnie po to była wódeczka.
Gdy obaj sobie przyjacielsko łyknęli, białowłosy rozbił flaszkę w ogniu. Buchnęło! Zawrzało!... I dopiero się zaczęło.


Ogień zawirował. Iskry wzbiły się i zatańczyły rytmicznie, razem z dochodzącymi zewsząd szeptami. Powietrze nabrało barwę już nie mdłej, nie krwistej czerwieni. Polanę okryła wirująca chaotycznie mgła. Shiro podskoczył. Podskoczył, zawirował, zatańczył. Zatańczył, a z nim tańczyły duchy. Czarne jak smoła dusze najgorszych barbarzyńców, gwałcicieli i zbrodniarzy zleciały się na żer, wirując w przestworzach, razem z Wybranym przez Miecz. W końcu opadł lekko na ziemię, powziął pochodnię i rozpalił ją w ogniu pentagramu. Powoli okrążał krzyż, wystawiając rozpalone łuczywo w jego stronę. W końcu stanął naprzeciw należnej ofiary. I rzucił jej płonący kij pod jej nogi.
Krucyfiks zapłonął białym ogniem. Duchy zaczęły go okrążać, piszcząc i śmiejąc się sztraszliwie. Shiro wyciągnął z cholewy nóż, podniósł go ponad swoją głowę i zaczął recytować formułę w najstarszym istniejącym języku - mowie bogów.
- Et herbas comedunt peniculus dentes! - twarz Midoro gwałtownie wyszczuplała i zaczęła się drastycznie marszczyć.
-Manducare prandium est certus esto sana! - dusze zaczęły coraz bliżej okrążać krzyż. Masaioshin przymknął na chwilę oczy. Gdy je otworzył, zaczęły się świecić tak, na próżno by się w nich dopatrzyć źrenic.
- Memento mane in gymnasticus!
Nie zważając na płomienie, wsadził Shinowi nóż w klatkę piersiową aż po samą rękojeść. Przejechał nim w dół, aż sięgnął pępka. Upiory niczym wicher zaczęły wstępować w ranę prześcigając i przepychając się wzajemnie. Ale to nie był koniec. Białowłosy, odchrząkując od wzbijających się tumanów kurzu, uklęknął przed krzyżem. I wbił sobie nóż w brzuch.


Ciemność. Pustka. Zero.
Czy umarłem?
Kretynie, wiesz że nie umarłeś. Po śmierci jest drugie życie, dokładnie takie jak poprzednie. A potem nic.
Ale przecież to właśnie jest nic.
...
Czekaj, zapalę światło.

Nagle tuż nad głową Shiro zdawała się pojawić słabo świecąca żarówka. Zwisała z bardzo wysoka, światło nie docierało do stropu. O ile był jakiś strop. W ogóle niewiele to światło dało. Jedyne, co zobaczył, to własne ubranie i podłogę, która była, a jakby jej nie było. Oraz dziwnie znajomą postać.
Wyglądała, jakby ktoś postanowił zszyć po połowie ciała z dwóch różnych osób w jedną, i sprawdzić co się stanie.
Był to Kaioshin. Prawa jego strona wyglądała całkiem przeciętnie. Pastelowa prawa połowa boskiego kubraczka, prawy zielony kolczyk, szczery i rozumny uśmiech na prawej połowie twarzy z opiekuńczo patrzącym prawym, niebieskim okiem. No i te pięknie ulizane białe włosy na prawej połowie głowy. Po prostu cud miód, jakby to powiedział absolutnie nikt.
Lewa strona stanowiła jej zupełne przeciwieństwo. Brudne, poszarpane łachmany, ledwie sterczące na lewej piersi, lewe ucho jakby za duże... i w połowie oberwane. Lewa połowa ust z kłem wystającym spomiędzy warg. Lewe, szaleńcze czerwone oko, łypiące spod ogromnej czarnej brwi. Włosy czarne, potargane, zlepione zaschniętą krwią, wystające na wszystkie strony świata. Przypominała bardziej monstrum, niż boga.
Obie te żałosne kreatury złączone były w połowie bardzo niedbałym szwem tak, że co chwilę tu wystawała jakaś część mózgu, tam zaraz jakieś jelito.
- Czym ty jesteś? - spytał pustelnik.
Postać spojrzała na niego jak na skończonego idiotę.
- I Shin przechodził przez dokładnie to samo?
- Z jedną różnicą -- ze swojego nie zrobił dziecka wychowanego w rodzinie pro-life.
- Za to teraz mam jeszcze czas na podjęcie wyboru - uznał swoją pozycję za w miarę korzystną.
- Niekoniecznie.
- Hm, a to czemu? - domyślał się, do czego to zmierza.
- Bo już go podjąłeś. Powiedz mi, czego ty w końcu pragniesz? Co ci właściwie da ta cała moc?
Shiro prawie się uśmiechnął.
- Zemstę.
Prawa część zamarła w przerażeniu, lewa uśmiechnęła się od ucha... No, od ucha.
- Kaikon zrobił ci wiele złego, to prawda, ale on wciąż myśli, że...
Nie dokończył. Został zmieciony z powierzchni umysłu boga wielką falą ki. Lewa połowa szybko się zregenerowała po ubytku współlokatora ciała, ukazując się w pełnej krasie. Teraz faktycznie uśmiechała się od ucha do ucha.
- Pokaż mi. Pokaż mi wszystko. Chcę mieć przedsmak tego, co mu zrobię.
Postać bez słowa wskazała dłonią. Oświetlenie znacznie poprawiło się, ukazując stojącego około piętnastu metrów od nich Kaikona. Bał się.
Tym razem Shiro faktycznie się uśmiechnął. Otoczył się czarną Ki, wyciągnął miecz. Rozpoczęła się rzeź.


Obudził się po tygodniu w środku lasu, pośród dziesiątek zmasakrowanych zwłok wszelakich demonów. I kilku bogów. Właśnie ochoczo wgryzał się w ciało jednego z nich. Ten chyba był jeszcze żywy, bo krzyczał. Na początku odskoczył, wzdrygnął się z przerażenia. Stanął pośród trupów, spojrzał na swoje szkarłatne od cudzej krwi dłonie. Ale zaraz później podniósł wzrok. Uśmiechnął się zadziornie. Wyglądał dokładnie tak samo, jak przed zapadnięciem w trans. Z jedną drobną różnicą. Jego oczy stały się czerwone.
-Rzeź? To nie była rzeź, zaledwie rozruszanie stawów. Prawdziwa zabawa dopiero się zaczyna.
I popędził niczym grom przed siebie, siejąc ból i zniszczenie. A razem z nim Czterej jeźdźcy Apokalipsy -  Wojna, Zaraza, Głód i Śmierć.

nanananana masowe mordy przy soundtracku metalliki
z/t na polanke
Sponsored content

Przegniły Las - Page 2 Empty Re: Przegniły Las

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach