Go down
Kenzuran
Kenzuran
Liczba postów : 516

Kenzuran - 7 Letni Time Skip Empty Kenzuran - 7 Letni Time Skip

Wto Lis 17, 2020 6:53 pm

Rozdział I: Podróż Saiyanina! Planeta Imecka!





Będąc na placu od Capsule Corporation, Wojownik miał zamiar wybrać się w daleką podróż na treningi oraz poznanie trochę tej galaktyki. W dzieciństwie, Młody Saiyanin bardzo mało latał, gdyż rodzina się o niego martwiła, jego starsza siostra zazwyczaj dostawała zlecenia, nie wiedząc czemu on nie mógł się z nią nigdzie wybrać. Brat Klen nie przejmując się tym co było kiedyś, był teraz dorosłym Saiyańskim osobnikiem, więc sam podejmował swoje decyzje oraz obranie ścieżki. Pierwszą z nich będzie porozmawianie z ludźmi, którzy byli w tym całym Budynku Capsule Corp, więc udał się do niego i miał zamiar dowiedzieć się pewnych informacji. Znajdując się we wnętrzu Budynku, zapytał się osoby przy recepcji gdzie może znaleźć kogoś kto jest tutaj głównym dowodzącym, no i długo nie musiał szukać. Przywitał go jakiś niski staruszek, który twierdził że jest tutaj głównym inżynierem oraz naukowcem oraz ma swoich asystentów, którzy są w osobnych budynkach, gdzie mają swoje laboratoria. Kenzuran nie miał zamiaru go okłamywać, więc streścił mu wszystko, kim jest a także z kim przedtem tutaj przybył, z towarzyszem którego imię brzmiało Guts. Doktor Briefs na szczęście znał rodaka, który zawsze obchodził się ze swoim ukradzionym z innego zniszczonego miasteczka białym płaszczem, przynajmniej robił to z klasą. Wpierw prosząc o gościnę profesora, polecił tylko swoją siłę fizyczną oraz bycie dostawcą, jakby coś było trzeba załatwić z innego miasta czy może przenieść coś ciężkiego na dwór, by to przykładowo przetestować. Pan Brief zgodził się na to i zapraszając do swoich progów Mężczyznę z utraconym ogonem, ten przedstawiał mu swoich pracowników oraz jego rodzinę. Przesiadując dobre kilka tygodni, zapoznając jeszcze bliżej rodzinę Briefsa, który miał dwie córki, żadna mu jakoś w oko nie wpadła. Oczywiście dopytywał Profesora oto, czy jest w stanie z jego oddziałem mądrych naukowców, by ci potrafili skonstruować statek kosmiczny, taki podobny do saiyańskich kapsuł, lecz o większych rozmiarach. Starszy Mężczyzna pogładził się po swoich wąsach, kręcąc palcem wokół nich, a następnie pokierował się do innych pomieszczeń, zbierając swoją ekipą podwładnych i robiąc jakieś szkice oraz plany. Młody Saiyanin przez ten czas korzystał z placu ćwiczebnego do treningu, gdyż i tak nie miał nic lepszego do roboty, oczywiście czasami korzystał z gościnności Briefsa, kosztując dania jego żony oraz wykorzystując posłanie. Jeśli wszystko się uda po jego myśli, to będzie mógł na tą chwilę odpocząć od tej planety, ciągle praktycznie były na niej same kłopoty i tym podobne rzeczy. Po upływie kolejnych tygodni, czyli tak patrząc na oko, z dwa lub trzy tygodnie, Syn Kellana wreszcie doczekał się wieści na temat zbudowania dla niego statku. Nie było to łatwe dla Doktora Briefsa i jego załogantów, lecz udało im się, starali się wzorować na zeskanowanej wcześniej kapsule Gutsa elementów oraz całkowitej konstrukcji. Brat Klen mógł się domyślać, że raczej Profesor nie powiedział jego pobratymcowi o tym, ale nie spodziewał się że tak ładnie stworzą mu statek kosmiczny, był cudowny! Oczywiście będąc tutaj tyle czasu, Czarnooki dostał informacje, że jego rodak tutaj był i także dostał pomoc ze strony wspaniałego oddziału Capsule Corp, ci to byli naprawdę dobrymi ludźmi. Kenzuran naprawdę zapomniał jak to było kiedyś, mordowanie...podbijanie planet...zdobywanie łupów....czasy agresywnych Saiyan-jinów się skończyły. Za chwilę maszyna została przeniesiona na zewnątrz, dzięki małych wybuchającym kapsułkom baku-baku czy jakoś tak i gdy Mężczyzna z utraconym ogonem się tak przyglądał, wiedział że to będzie odpowiedni statek dla niego.

Został oprowadzony przez Profesora, dokładnie wszystko lustrując i słuchając każdego słowa, gdyż pierwszy raz będzie miał możliwość sterowania czymś takim, wreszcie ich saiyańskie kapsuł same leciały w wyznaczy kurs, gdy oni mogli odpoczywać oraz spać przez cały kosmiczny lot. Dziękując za wszystko Doktorowi, który znał jednak jego rodaka, pożegnał się z nim i poinformował go, że niedługo tutaj powinien wrócić, a jeśli miałby zjawić się perfekcyjny android oraz Gero, mają od razu dawać mu znać. Niestety Złotowłosy nie miał kontaktu ze swoim znajomym Ranzoku, miał nadzieję że spotka go kiedyś i będą mogli o tym zamienić kilka słów. Startując i obierając sobie jakieś bliższe planety Ziemi, poleciał na pierwszą lepszą, a podczas lotu miał zamiar odbywać solidne trening. Wykonywał wymachy, wykopy oraz ciosy, żeby stać się jeszcze mocniejszym, nie może sobie pozwalać na bycie słabym, musiał się jeszcze bardziej wzmocnić! Oczywiście nie wiedział ile jego trening ciała fizycznego mógł trwać, zapewne leciał z kilka miesięcy, tak by przynajmniej mu się wydawało. Miał szczęście, że ci z Capsule Corp byli tak mili i załatwili mu lodówkę z pożywieniem oraz napojami, no i na statku nie mogło zabraknąć miejsca do odświeżenia się. Po ciężkich solidnych treningach, które trwały tyle miesięcy, wreszcie Młody Saiyanin dolatywał do jakiejś planety na której miał nadzieję, że znajdzie wyzwanie. Z góry, patrząc przez szybą statku kosmicznego, widział że planeta była trochę podobna do Ziemi, gdyż z góra była całkowicie błękitna, ale może jak się na niej wyląduje, to krajobraz chociaż się zmieni. Po wejściu w atmosferę, statek tak jakby używał specjalnej tarczy chłodzącej by niechcący nie spłonąć, żeby nie uległ zniszczeniu. Pojazd wreszcie dotknął skalistej ziemi, lądując na jakiś odległych rubieżach, żeby nie zostać dostrzeżonym. Otrzymując przedtem infromacje przez tego doktora briefsa, Wojownik przypomniał sobie o specjalnym przycisku, który znajdował się poza statkiem, więc wychodząc z niego, podszedł do jednej z odnóg kulistego statku i naciskając go, cały statek zamienił się w małą kapsułkę, co było dosyć udogodnioną rzeczą, takie coś by się przydało saiyańskim kapsułom.

Odmieniając się do swoich Czarnych włosów, nie miał zamiaru wzbudzać podejrzeń i nie rzucać się w oczy, użyje swojej przemiany kiedy będzie to potrzebne. Czarnooki lecąc w stronę miasta, wylądował gdzieś na jego końcu i swoim szybkim poruszaniem się, zawinął ze straganu jeden brązowy płaszcz, by zakryć swoją zbroję oraz twarz z włosami, chciał być po prostu incognito. Pytał czasami niektóre osoby na straganach, czy może na ich planecie znajdują się jacyś Saiyańscy Wojownicy, gdyż uważał się za naukowca i chciał poznać ich rasę, zawsze lepsze takie kłamstwo niż inne. Niestety większość tutejszych mieszkańców nie wiedziała kim jest ów rasa albo nigdy o niej nie słyszeli, to było dość dołujące. Wzruszając ramionami, westchnął pod nosem i kierując się dalej, czasami używał swoich zwinnych rączek by podkraść jakieś owoce czy nawet jedzenie, żeby nie być głodny, mimo iż miał jako tako zapasów na statku, który otrzymał od Capsule Corp. Syn Kellana widząc, że nadchodzi tutaj wieczór, postanowił ukryć się na jakimś dachu budynku i mocniej okrywając się skradzionym płaszczem, miał zamiar zasnąć. Myślał na początku by wrócić na rubieże planety, ale jednak sobie to darował. Po nastaniu kolejnego dnia, Mężczyzna z utraconym ogonem dalej zaczął wypytywać ludzi, aż wreszcie ci odesłali go do jakiegoś dyktatora, który mógł mieć co nieco informacji, zawsze warto spróbować. Kierując się tam, zastał tylko strażników, którzy pilnowali wejścia, wytłumaczył im po co on przybywa, a ci go wpuścili. Nie wiedział, że pójdzie tak łatwo, ale następnie w dalszych korytarzach tej sporej siedziby, spotkał dwie osoby, które wyglądały jakby nie miały dobrych intencji, niski brązowy karzeł z rudą brodą oraz rudowłosa dziewczyna z różową skóra, wyglądała na dodatek jakby nie miała nosa. Patrzyli się z wielkim gniewem z oczu na zakapturzone wędrowca, a następnie wystrzelili wspólny fioletowy promień Ki. Młody Saiyanin się uśmiechnął i tylko wypychając przedramię z otwartą dłonią przed siebie, przyjął wybuch na siebie. Dwójka tutejszych jegomości myślała, że to koniec, ale tak nie było, Kenzuran poruszył się tak szybko, że trafiając w dwójkę obcych osób w okolicy potylic, obydwoje stracili przytomność. Ściągając kaptur z głowy, szedł do sali głównej, gdzie podobno znajdował się ten cały dyktator, który był zły i okrutny, tak twierdzili tutejsi mieszkańcy, Imeckanie. Dochodząc wreszcie do głównej sali, gdzie przed biurkiem faktycznie ktoś siedział, dostrzegł jeszcze jednego obcego, który miał niebieską skórę i jakieś czerwone dziwne ubranie, nie wyglądał na przyjaznego.
-To ty więc jesteś tym Dyktatorem...szukam na tej planecie osób zwanych Saiyanami, czy takowych tutaj widziałeś? Posiadają brązowe ogony oraz Czarne tęczówki oraz włosy... - mówiąc to, skrzyżował przedramiona na swoim torsie i wyczekiwał odpowiedzi.

Dyktator wyglądał przez chwilę na zdziwionego, a następnie uśmiechnął się perfidnie, mówiąc że także pierwsze słyszy, więc nici z tutejszych poszukiwać. Mężczyzna z utraconym ogonem już miał zamiar odchodzić, ale jednak za chwilę usłyszał głos Szefa przy biurku i jego strażnik, który stał obok, ruszył w stronę Saiyanina. Ten tylko się uśmiechnął i zablokował pierwszy cios, następnie trochę odskoczył by nabrać sobie przestrzeni. Za chwilę w jego stronę zostały wystrzelony czerwony promień energii, więc go odbił za siebie, niszcząc trochę budynku. Brat Klen nie wiedział czy wróg jest silny, ale na razie nie miał zamiaru korzystać z transformacji. Ruszył na swojego oponenta zderzając się z tym, ale za chwilę walka na pięści zakończyła się, kiedy niebieskoskóry stworzył sobie dwa miecze w dłoniach i zaczął nimi wymachiwać przed twarzą Czarnowłosego. Ten tylko ich unikał, albo blokował ramieniem ostrzy, mimo iż te go kaleczyły. Nie miał innego wyboru, jak przeciwnik chciał grać nieczysto, on także tak samo postąpi, więc chwytając obydwiema dłońmi dwóch ostrzy, napiął mięśnie i przemienił się na Stadium Super Saiyanina, łamiąc ostrza, a następnie wkopując swój cel w budynek, zawalając jego część na ciało. Wlatując z powrotem do pomieszczenia, tam gdzie był ten cały dyktator, rzekł do niego następujące słowa:
-Mam o sobie mniemanie zwane mordercą na innej planecie, ale tym razem cie nie zabije, to będzie dla ciebie nauczka, która nauczy cie by nie lekceważyć kogoś kogo się nie zna... - mówiąc to, powrócił do swoich Kruczego koloru włosów i opuścił tą posiadłość. Miał wystarczająco informacji, no i zawinął większość część dóbr tego całego Dyktatora, żeby obkupić się na targu w prowiant, który się przyda na kolejne podróże. Wyjmując kapsułkę z pod zbroi, nacisnął ją i za chwilę pojawił się statek, oczywiście przy wyjściu z miasta, więc biorą ciężkie torby z pożywieniem oraz innymi środkami, które się mogą przydać, zaczął je ładować do statku. Spojrzał ostatni raz na mieszkańców i tak minął jego cały rok, większość czasu mimo to i tak trenował na statku swoją siłę, szybkość oraz wytrzymałość, musiał utrzymać swoją formę jak najdłużej by wreszcie dorównać swojemu towarzyszowi Gutsowi. Tak mija cały rok dla Syna Kellana, który ponownie wznawia swoją podróż i leci na inne planety, by odnaleźć jakichkolwiek żywych rodaków, którzy może mu się przydadzą kiedyś w przyszłości, jako pomoc, jak już nie będzie miał kontaktu do Ranzoku oraz Haricotto.

Koniec Pierwszego Tomu

I Slot na Statystyki





Ostatnio zmieniony przez Kenzuran dnia Nie Lis 22, 2020 11:30 pm, w całości zmieniany 1 raz
Kenzuran
Kenzuran
Liczba postów : 516

Kenzuran - 7 Letni Time Skip Empty Re: Kenzuran - 7 Letni Time Skip

Pią Lis 20, 2020 1:10 am

Rozdział II: Dalsza Podróż, Planeta Gelbo! Pierwszy Saiyanin znaleziony!







Kenzuran lecąc dalej w kosmos, miał nadzieję że wreszcie odnajdzie jakichkolwiek Saiyan-jinów, być może jeszcze jacyś przetrwali w odmętach galaktyki. Kulista kapsuła pędziła przez mroczną próżnię naprawdę spory czas, nie wiedział niestety Wojownik ile dokładnie leciał, ale leciał na ślepo, nie znalazł na razie nikogo na planecie kto się zna na pilotowaniu, a raczej chodziło tutaj o mapy. Prędzej czy później Młody Saiyanin może natrafi kogoś kto jest obeznany w lotach kosmicznych i zna trasy niektórych planet albo jakiś kosmicznych szlaków handlowych, które będą wygodną rzeczą, dzięki której wszystko będzie ułatwione. Syn Kellana nie chciał o tym rozmyślać, dlatego też postanowił dalej ćwiczyć, żeby stać się silniejszym, wytrzymalszym oraz szybszym! Brat Klen trenując kolejne dwa albo trzy miesiące, wreszcie docierał do jakiejś planety, więc zbliżając się do szyby swojego statku z którego korzystał, widział że ta planeta wyglądała jak ta na której kiedyś był, Namek. Z kosmicznego widoku, była cała zielona no i miała dosyć spory obszar pokryty chmurami. Wojownik szybko zasiadł na krześle i żałował, że nie wziął ze sobą jakiś fasolek senzu, mimo iż nawet nie wiedział skąd miałby takowe wytrzasnąć, nie wiedział gdzie rosną ani od kogo może dostać takich więcej. Starał się jakoś wyrównać lot, niestety ale Mężczyzna z utraconym ogonem przejął kontrolę nad sterem i oczywiście wlatując już w atmosferę planety, dostrzegł w oddali jakieś miasteczka, nie miał zamiaru lądować obok nich, więc szukał jakiś dobrych miejscówek na bezpieczne ustawienie statku.

Znajdując odpowiednie miejsce, wreszcie schował pojazd za górami, tak żeby się nie rzucał w oczy, mimo iż zaraz go schowa do kapsułki, woli być jednak ostrożnym, nie wiadomo czy nie spotka na tej planecie kogoś silnego. Będzie także musiał sprawdzić czy tutejsi mieszkańcy będą mieli zapasy jakieś, które będzie musiał niestety ukraść albo wymienić, pomyśli nad tym raczej później. Spożywając oczywiście przedtem solidny posiłek na swoim statku, po ciężkich treningach miesięcznych, założył zbroję, która jako tako jest wytrzymała, Nihilius naprawdę się postarał nad jakością tego uzbrojenia. Oczywiście można było widzieć w niektórych miejscach pęknięcia oraz ukruszenia, ale nie trzeba było się tak mocno tym przejmować, musiał ruszyć przed siebie. Oglądając wszystko z wielkiego szczytu tutejszych gór, gdzie nie było ich wiele, usłyszał jakiś świst nad sobą i zobaczył jakiś inny statek, nie wiedział co to może być! Kenzuran musiał się upewnić, że nie są to jacyś bandyci, dlatego zaczął lecieć w kierunku tego niewielkiego statku, żeby się dowiedzieć kim są nieznajomi przybysze na tej planecie, pierwszy raz takie coś go spotyka. Ukrywając się trochę wcześniej, nie dosłownie pod miejscem lądowania maszyny, wyczekiwał momentu żeby zobaczyć kto wyjdzie z tego pojazdu. Najgorsze było to dla Czarnowłosego, że nie potrafił kontrolować swojej energii, a pamiętał że mieszaniec mu powiedział, że istnieje taka możliwość, dlatego to może być problematyczne jeśli ktoś ma scouter albo inne urządzenie do pomiaru i wyszukiwania energii. Wreszcie dostrzegając kogoś, zobaczył że ktoś z irokezem na głowie i podobnym ubraniem, takim co mógł zobaczyć na ziemi, osobnik wyglądał na człowieka.

Nie był sam, było z nim dwoje...obcych istot, gdyż nie wyglądały normalnie, ich skóry były brązowe i miały dziwne kremowe opaski na głowach, wyglądały dosyć potężnie, były nawet chyba większe od Czarnowłosego, który był z nimi. Zaczęli się rozglądać, dlatego też widząc to, Brat Klen schował się bardziej za drzewem, które było najbliżej, nie chciał zostać jeszcze zobaczony, nie wiedział czego się może spodziewać. Przypatrując się dokładniej, Czarnooki widział że tamten chyba wydaje jakieś rozkazy swoim znajomym, którzy to za chwilę zaczęli się kierować....w jego kierunku! Syn Kellana uśmiechając się pod nosem najwyraźniej został wykryty, tak jak to oznajmij mu przedtem Bojownik z czerwonymi kosmykami na włosach, niektóre osoby miały zdolność wykrywania ki nie używając urządzeń. Nie miał zamiaru się ukrywać, dlatego też wychodząc zza drzewa, wyszedł im na przeciw, będąc w swojej podstawowej formie.
-Szukaliście mnie zatem, wszystko rozumiem....zatem o co dokładnie chodzi?? - pytając o to, był ciekaw co mu odpowiedzią. Dowiedział się tylko jedynie, że szukali jego gdyż podróżując w kosmosie, dostrzegli jego statek, bo myśleli że przynależy do jakiejś frakcji jakiegoś Cynnamona? Czarnowłosy nie wiedział o kogo może chodzić, dlatego wzruszył tylko ramionami i odpowiedział nieznajomemu oraz jego koleżkom, którzy wyglądali na twardawych:
-Niestety jesteś w błędzie, nie jestem od żadnego Cynamuna...czy jakoś tak. Jestem Saiyaninem szukający rodaków po galaktyce, gdyż nasza planeta została zniszczona....przez Sakan... - mówiąc to, zacisnął pięści i wybuchając potężną białą aurą, stworzył dość mocny wiatr na tutejszym niezabudowanym terenie.

Starając się uspokoić, nieznajomy chciał mieć pewność, że Syn Kellana nie wywodzić się od tego gościa na C, dlatego chcę z nim stanąć do walki. Kenzuran nie wiedział czego się po nim może spodziewać, dlatego też przybrał pozycję do walki i odpowiedział mu:
-Nie walczę zazwyczaj bez powodu, ale niech będzie....zaczynajmy! - mówiąc to, zauważył że jego przeciwnik ruszył od razu na niego. Nie wiedząc czemu, bardzo łatwo unikał jego ataków, praktycznie w ogóle nie dostając żadnych obrażeń, to było dosyć dziwne? Już dawno się tak nie czuł, najwyraźniej bardzo dawno walczył z kimś niezbyt silnym. Czarnowłosy nawet nie będzie musiał się przemieniać, dlatego też wykorzystując swoją szybkość, zadał dwa konkretne ciosy w konkretne spoty, by unieruchomić swojego wroga. Ten padając na ziemie, patrzył się w niebo, a słońce już dawno na tej planecie zeszło. Pojawił się piękny i jasny księżyc, na szczęście Młody Saiyanin się nie musiał martwić, że zamieni się nagle w dzikie zwierze, ale jego oponentowi nagle zaczęło się coś dziać, gdyż jego klatka piersiowa wyglądała na taką, jakby chciała mu się wyrwać! Bratu Klen się to wcale nie podobało, więc odskoczył trochę od leżącego osobniaka i był ciekawy dalszych wydarzeń, nie wiedział co go jeszcze zaskoczy. Nagle leżący na ziemi Mężczyzna, zaczął coraz bardziej rosnąć i rosnąć, aż nagle zamienił się w olbrzymią małpę Oozaru! To trochę komplikowało sprawę, ale Kenzuranowi jakoś to nie robiło różnicy, był silniejszy od tej formy, czyli już wiedział że jego przeciwnikiem jest Saiyan-jin z jego rasy. Uśmiechnąwszy się pod nosem, ruszył na olbrzymiego futrzaka, wbijając mu się w jego wielką nogę i tym samym przewracając go, wywołując delikatnie trzęsienie ziemi w tym rejonie planety.

Miał nadzieję, że mieszkańcy mają swoje miasta daleko od siebie, bo inaczej może to zostać odczute. Widząc, że Małpiszon nie daje za wygraną, został w jego stronę wystrzelony Mouth Blast, ale na szczęście uniknął go w ostatecznym momencie. Łapiąc chwilę oddechu, Mężczyzna z utraconym ogonem nie miał innego wyboru, a miał nie lada szczęście, że Księżyć był w nowiu i to był rodzaj "dużego" księżyca, który był bliżej Tej planety niż normalnie. Wzlatując nieco wyżej, żeby nie zostać pochwyconym przez Małpie Łapy, z początku myślał o zniszczeniu Księżyca, ale to niestety musi odpaść. Nie wiedział czy przez jego zniszczenie, tutejszy eko-system mógłby niechcący ucierpieć, dlatego plan ze  zniszczeniem odwrotności Słońca musiał być jako ostateczny. Postanowił walczyć z wielkim gorylem, dlatego też otaczając się białą aurą, wyruszył w jego stronę, by stanąć z nim w szranki. Unikając jego wielkich włochatych łap, trafiał w takie punkty witalne na ciele, żeby szybko i porządnie powalić wielkoluda. Zadając mocniejsze trochę ciosy, żeby niechcący się nie przebić przez ciało Oozaru, zadawał je z taką gracją, żeby po prostu nie miały za mocnego impetu. Trafiając kolejnymi ciosami w zgięcia nóg, pod kolanami oraz pod pachami, żeby małpiaste przedramiona opadły bezwładnie, wreszcie Wojownik mógł powalić Małpą na glebę i to drugi raz! Wielka Małpiatka nie chciała dać za wygraną, najwyraźniej teraz albo nigdy trzeba było zadać potężny cios, żeby zakończyć tą walkę, nie mogli wreszcie zwracać na siebie uwagi tutejszych mieszkańców, jeszcze im tego brakowało. Syn Kellana szarżując na siedzącego Oozaru, odchylił swoje przedramię i po chwili z zaciśniętą pięścią, wypuścił ją przed siebie waląc w nochala Futrzanego Orangutana, całkowicie go kładąc na wielkie łopatki. Wreszcie nieznajomy przybysz przemieniony w małpę stracił przytomność, a Czarnooki znów łapiąc dech, spoglądał teraz w dół i widział jak nieznajomy Saiyan-jin zaczął powracać do swojej ludzkiej formy, o dziwo jego ubranie nie uległo zniszczeniu, czyżby jakaś magia? Nie wiedział tego, ale widział sporo dziwnych czarów i tym podobnych rzeczy, więc raczej nic nowego go tak mocno nie zdziwi. Zlatując na dół, zobaczył że brązowoskórzy pomogli swojemu koledze i ten zapytał się tylko, Jak można się stać tak silnym jak Ty?. Kenzuran wzdychając pod nosem, skrzyżował przedramiona na swoim torsie i odpowiedział mu:
-Ciężkim treningiem mój drogi i teraz, ci co znają legendę o Super Saiyaninach, nie muszą korzystać z transformacji w Oozaru, uwierz mi.... - mówiąc to, jego ramiona znowu zaczęły zwisać luźno, a następnie wdychając powietrze, miał zamiar coś pokazać nieznajomemu rodakowi.

Spojrzał na niego, kiedy ten już się ogarnął po lekkim dostaniu łomotu, a następnie mógł widzieć jak mięśnie Syna Kellana zaczęły rosnąć, jego włosy oraz tęczówki zmieniały kolor, aż wreszcie stanął przed nim Super Saiyanin pierwszego poziomu.
-To nazywam Super Saiyaninem pierwszego poziomu....wszystkie te historie co nam kiedyś opowiadano na Vegecie, to nie były tylko baśnie oraz legendy....przeinaczyliśmy to w prawdę i większą siłę! - ciągle mając pozytywny uśmiech na twarzy, zszedł z transformacji, bo nie chciał żeby zbyt wiele osób o niej wiedziało. Wreszcie słysząc kolejne słowa ze strony pobratymca, Czarnooki tylko negatywnie pomachał mu głową i raczył oczywiście odpowiedzieć:
-Nie, nie należę do Armii Vegety...fakt kiedyś miałem zostać tam żołnierzem, ale tak jak wspominałem wcześniej, po jej wybuchu ja z innym naszym rodakiem Gutsem, przetrwaliśmy jedynie tylko kapsule, która wysłała nas na planetę zwaną Ziemię. Na razie na tej planecie jest jako taki spokój, ale dość często ją coś chciało zniszczyć albo przejąć dla władzy dyktatorskiej. Ja postanowiłem ją opuścić, odpocząć jakby miało dziwne to zabrzmieć od walk, żeby poszukać naszych rodaków i właśnie wszystkich zabrać na Ziemie, gdyż zagrożenie nadal się może na niej pojawić. - tutaj wreszcie zrobił pauzę, ponieważ chciał jeszcze oczywiście coś dopowiedzieć, ale nie chciał się zapowietrzyć. Brat Klen nadal na niego spoglądał, jak i na jego dwóch towarzyszy:
-Masz statek, to nawet lepiej, mojego nie będę na tą chwilę wykorzystywać, może ty jesteś bardziej obeznany w kosmosie, gdyż ja naprawdę natrafiam na planety z przypadku, wypytuje czasem tutejszych mieszkańców, a ja niektórzy są bardziej pyskaci, to dostają po mordzie, tyle w temacie. Co ty na to by zacząć podróżować razem ze mną, co? - słysząc to zapytanie, oczywiście nieznajomy, którego imię brzmiał Topote się zgodził.

Wcześniej także zapytał czy jego roślinni przyjaciele także mogą udać się razem z nimi, gdyż nie ma zamiaru ich zostawić.
-Oczywiście, że mogą, skoro ciągle latacie razem, nie zamierzam was rozdzielać. Zatem ruszajmy, wszystko ci opowiem podczas podróży na kolejną planetę. - mówiąc to, zanim jeszcze pokierowali się do statku jego pobratymca, Mężczyzna z utraconym ogonem wyjął zza zbroi kapsułkę i ją nacisnął, stawiając tam gdzie było miejsce swój statek. Wchodząc na chwilę na niego, poprosił kolegów Topote, by ci pomogli przenieść połowę zapasów prowiantu na ich transportowiec, a kiedy już skończyli to robić, wszyscy z niego wyszli i Wojownik mógł znów nacisnąć przycisk, by wielki pojazd schował się w niewielkiej kapsułce. Teraz już po tym czasie, Młody Saiyanin wraz ze swoim rodakiem oraz jego towarzyszami, wyruszyli na dalszą przygodę, która znów będzie trwała kilka miesięcy, ale oczywiście nie siedzieli bezczynnie, ciężko trenowali, walcząc między sobą i nie biorąc tej walki na poważnie. Brat Klen pokazywał jakie manewry może wykonywać Topote, żeby nie zostać bardzo szybko pokonany, gdzie odskoczyć, kiedy zadać cios, starać się jakoś przeskanować przeciwnika od podszewki, żeby potem móc go łatwo pokonać. Kenzuranowi też nie zbyt łatwo to przychodziło, gdyż nigdy nikogo nie musiał trenować, sam przecież stawał się silny i tylko właśnie jego rasa wywodziła się z tego, że w boju nabierali doświadczenia, pokonując oraz poznając nowych przeciwników. Czarnowłosy wysłuchując słów swojego saiyańskiego kolegę, usłyszał że mają kapsuły lecznicze na tym frachtowcu, oraz jeden z jego towarzyszy może leczyć, skądś już to znał, tylko nie pamiętał kto dokładnie na Ziemi to potrafił. Oczywiście Topote wytłumaczył, że mają jeszcze jakąś kosmiczną broń, którą będą chcieli opchnąć komukolwiek za sporą sumkę, Czarnooki to zanotował i odpowiedział:
-Nie taki głupi pomysł, może jak dolecimy na jakąś planetę, dorwiemy jakąś mapę galaktyki czy coś takiego, ja już praktycznie latam cały rok na ślepo, ale nie narzekam. - po tych słowach, powrócili do miejsca jako takiego, gdzie mieli trochę miejsce na wykonywanie kilku manewrów, ale nie mogli się nawet wzbijać w powietrze. Walczyli na samej tutejszej podłodze statku, tak by oczywiście niczego nie zniszczyć, a przez to że Topote dość często się jeszcze odsłaniał i dostawał łupnia, jego każde leczenie dawało mu tak zwany "zenkai".  Oczywiście Syn Kellana wiedział, że im częściej jego rodak będzie w stanie agonalnym, to tym mocniej jego Ki będzie nabierać na sile, jego ciało i On sam. Wreszcie po upływie kolejnego roku, czyli już dwóch lat i solidnego treningu z Saiyańskim pobratymcem pod imieniem Topote, zaczęli najwyraźniej dolatywać do kolejnej planety!

Koniec Drugiego Tomu

II Slot na statystyki






Ostatnio zmieniony przez Kenzuran dnia Nie Lis 22, 2020 11:30 pm, w całości zmieniany 1 raz
Kenzuran
Kenzuran
Liczba postów : 516

Kenzuran - 7 Letni Time Skip Empty Re: Kenzuran - 7 Letni Time Skip

Nie Lis 22, 2020 6:30 pm

Pustynna Planeta! Zmagania Kenzurana oraz Topote!





Kenzuran lecąc wraz z Topote oraz jego drzewiastymi znajomymi, ciężko trenowali podczas pobytu w otchłani kosmicznej. Nie wiedzieli ja zwykle dokąd zmierzali, ale jak czasami dolatywali na jakieś pomniejsze planetki, to Wojownik tylko obserwował jak jego rodak oraz jego roślinni przyjaciele handlowali tą bronią, którą gdzieś tam zdobyli, to nie było jakoś dla niego istotne. Czarnowłosemu chodziło o znalezienie innych pobratymców, którzy mogli przeżyć wybuch planety Vegety, która już niestety nie istniała. Miał nadzieję, że dzięki odnalezieniu większej ilości Saiyan-jinów, ci jakoś będą mogli odbudować swoje imperium i przekazując wszystkie informacje Topote, dał mu znać że na jego schowanym statku w kapsule są namiary na planetę zwaną Ziemia. Czarnooki bowiem miał nadzieję, że prędzej czy później odnajdzie więcej osób z jego rasy, przynajmniej tak to przeczuwał. Trenując solidnie z Topote, odczuwał że jego rodak coraz bardziej się wzmacniał, ale niestety na tą chwilę nie mógł mu dorównać, do czasu aż jego maszyna będzie go regenerowała i wzmacniała jego ciało fizyczne. Mężczyzna z utraconym ogonem po solidnych treningach z pobratymcem, czasami także trenował z tym drzewcem, który nawet namawiał go do sparingów, które także długo jakoś nie trwały, a na domiar tego, chyba jego kobieta urodziła mu dziecko roślinę? Syn Kellana już widział wiele razy, ale z tą rasą spotykał się pierwszy raz, zawsze to coś nowego dla niego. Wzmacniając swoje ciało na sparingach treningowych z Topotem oraz Gamato, którego budowa szkieletu była dosyć twardawa.

Czasami oczywiście były okazje na zatrzymywaniu się na jakiś planetach handlowych, żeby sprzedać kolejne zapasy broni, które miał przy sobie rodak wraz z drzewcowymi koleżkami. Brat Klen liczył wreszcie, że natrafią na jakąś większą planetę i będą mogli tam poszukiwać jakiś wyzwań, przecież ile można trenować na statku, w tak małej lokacji? Młody Saiyanin dobrze to rozumował, ale wreszcie po tych kilku miesiącach lotu, dużej ilości jedzenie oraz ciężkiego treningu, można było zobaczyć przez szybę że dolatują do jakiejś złoto-białe planety.
-Jak skończyliście jeść obiad, lepiej zapnijcie pasy, przed nami jakaś pustynna planeta... - mówiąc to, był bardzo zadowolony. Wreszcie jego rodzinna planeta także należała do jednej z gorętszych planet, dlatego domyślał się, że klimat tutaj nie będzie mu za bardzo przeszkadzał. Mówiąc to Topote oraz jego znajomych, wchodzili w atmosferę planety, ale najwyraźniej ten statek posiadał skuteczniejsze tarcze ochronne przed spaleniem się podczas wlatywania na planetę. Puszczając po chwili stery, zostawił wszystko właścicielowi, żeby ich jakoś ustawił na tej pustynnej kuli. Brat Klen bacznie wszystko obserwował ale na razie tylko widział sam piasek i nic więcej, ale po chwili w oddali można było dostrzec coś białego, co dość dziwne wyglądało. Jak dolecieli do danego miejsca, okazało się że na środku pustyni, stworzyła się obszerna okrągła dziura, która była oazą, gdyż było tam dość sporo wody oraz biały piasek, który nie był złoty jak ten u góry. Topote starał się jako tako wylądować, więc ustawiając statek tyłem, wreszcie osiedli na miękkim, chropowatym piasku.

Po opuszczeniu pojazdu, Kenzuran się zaczął rozglądać i zjeżdżając do oazy, która stworzyła się w dziurze, spróbował wody i na szczęście była zdatna do picia.
-Jeśli twój statek nie ma klimatyzacji, to twoi towarzysze raczej mogą odpocząć w tej wodzie, jeśli nie lubią ciepłych klimatów. - mówiąc to, wzbił się wyżej nad oazę oraz nad statkiem, by się rozejrzeć po tutejszym terenie. Czarnowłosy tak rozglądając się dłużej, dostrzegł że coś w niesamowicie szybkim tempie, chyba porusza się pod piaskiem!? Nie wiedział czy to był jakiś wróg czy może jacyś mieszkańcy planety, ale spoglądając na dół, zakrzyknął do swojego rodaka:
-Jeśli chcesz stać się silniejszy, to chyba właśnie nadarza się odpowiednia okazja, tylko szybko! - mówiąc to, poleciał w stronę nadchodzącego najprawdopodobniej zagrożenia.Czarnooki lądując na piasku i wyczekując na przybycie nieznajomego. Widząc kątem oka, że jego rodak doleciał do niego, patrzył nadal jak niewielka górka piasku sunęła w ich stronę z niesamowitym tempem, najwyraźniej jakiś mieszkaniec tutejszej planety. Mężczyzna z utraconym ogonem widząc, że cel już dociera do nich naprawę blisko, wzbił się razem z pobratymcem, a następnie zobaczyli jak z piasku wyskakuje monstrualnie czerwony potwór,  który miał szczypce i wyglądał na niebezpiecznego. Najwyraźniej robal mógł usłyszeć wibracje podczas lądowania statku, dlatego tutaj przybył, ale czemu akurat teraz, co nim kierowało?

Wojownik tego nie wiedział, ale spojrzał na pobratymca z Irokezem i rzekł w jego stronę:
-No dobrze Topote, zobaczymy postępy tego treningu w kosmosie..spróbuj powalić to stworzenie, jeśli coś się zacznie dziać nie tak, to ja wkroczę. - wypowiadając się w jego stronę, skrzyżował swoje przedramiona na torsie i był ciekawy jak jego towarzysz podróży sobie poradzi z zagrożeniem. Oczywiście przedtem Syn Kellana wytłumaczył swojemu rodakowi o co chodzi z Super Saiyaninem i jak naprawdę będzie przegrywał, musi sobie wyobrazić że jego drzewcowi przyjaciele mogą zginąć i nigdy ich nie ujrzy. Nie ma na razie zamiaru mu wspominać o smoczych kulach, które mogą spełnić jakiekolwiek życzenie, na to przyjdzie czas oraz pora. Młody Saiyanin musi jeszcze nabrać większego zaufania co do swojego pobratymca, gdyż nie chcę odczuć tego samego co czuł przy Gutsie, noża w plecach oraz zdrady z tsufuliańskim ścierwem. Patrząc nadal na całą tą sytuacje, Mężczyzna z utraconym ogonem widział, że Topote sobie nieźle radzi i wielki czerwony robal z zielonymi tęczówkami chyba raczej nie będzie miał z nim żadnych szans. Niestety potwór zaskoczył trochę jego rodaka, gdyż z jego ust wystrzelił piaskowe pociski energii!? Nikt się tego nie spodziewał i Saiyan-jin z irokezem na głowie dostał kilka pocisków, ale dalej się mimo to nie poddawał, tacy właśnie byli kosmiczni wojownicy! Kenzuran był ucieszony, że mógł pokazać kilka przydatnych lekcji swojemu pobratymcu, ale jednak kosmiczna istota miała jeszcze dwa asy w rękawie.

Walka trwała w zaparte, aż wreszcie czerwony skorupiak zaskoczył obydwu Bojowników i wzbijając się w powietrze, zrobił siarczysty zamach swoim wielkim czerwonym ogonem, zbijając Topote na piach który to poszorował przez kilka metrów dalej. Nie podobało się to Czarnowłosemu, dlatego też widząc że jego towarzysz zbierał się dopiero z piaskowego podłoża, a w jego stronę leciały już piaskowe pociski ki, musiał wkroczyć. Wykorzystując swoją szybkość, Czarnooki pojawił się tam gdzie klęczał jego rodak i odbijając wszystkie pociski, posłał swoje energetyczne blasty w stronę skorupiaka. Ten otrzymując kilka wybuchu na swoim ciele, nic sobie z nich nie zrobił, najwyraźniej jego słabym punktem był brzuch, jak to u opancerzony przeciwników, którzy mieli chitynę na swoich plecach. Widząc, że Topote już się podniósł się z piasku, podszedł do niego tyłem i rzekł w jego stronę:
-Dobrze się spisałeś, ale tym razem ja przejmuje tego przeciwnika. Oznajmij swoim towarzyszom, że nie muszą się niczego bać, to raczej nie powinna długo potrwać. - mówiąc to, otoczył się białą aurą energii, tworząc potężne podmuchy piachu w każdą praktycznie stronę. Dobrze, że ich statek był sporawy i mógł tak jakby zablokować nadchodzący rozdmuchiwany piach, gdyż nie byłoby to zbyt miłe, jakby ten złocisty chropowaty proszek spadł do oazy w której znajdowała się na tą chwilę jedyna woda. Wojownik czekając na odpowiednie zagranie ze strony czerwonego robala, poczekał na moment aż wreszcie ten wzbije się w powietrze i odsłonił swój brzuch.

Ruszając w jego stronę, unikał jego piaszczystych pocisków oraz dzikich wymachów czerwonym ogonem, który był dosyć sporawy, jak na robala przystało. Syn Kellana wreszcie doleciał do celu i zadając solidne trzy potężne ciosy w kilka miejsc brzuchu skorupiaka, ten nagle opadł na swoje plecy i stworzył mini krater przez swoje wielgachne ciało. Nie mając zamiaru dłużej patrzeć na tego potwora, Brat Klen chwycił go za ogon i unosząc się wraz z nim, zaczął nim kręcić i kiedy nabrał solidnej prędkości, wyrzucił go w przeciwną stronę od statku, żeby wiedział iż nie powinien się tutaj więcej pojawiać. Ocierając pot z czoła, czuł się przez chwilę jakby był na swojej rodzinnej planecie, pamiętał że tam były olbrzymie czerwie, gorące dni i tym podobne rzeczy. Młody Saiyanin wracając do Topote, klepiąc go po ramieniu, uśmiechnął się w jego stronę i rzekł następująco:
-Jeszcze raz ci muszę powiedzieć, dobra robota. Robal niestety był dosyć silnym przeciwnikiem, ale na szczęście tym razem nie musiałem się przemieniać. Przeczuwam, że prędzej czy później znowu będziesz miał zaszczyt zobaczenia tej transformacji, albo nawet sam ją osiągniesz. - mówiąc to, powrócił wraz z nim do oazy, gdzie jego drzewcowi towarzysze się rozkoszowali tutejszą wodą. Powiadomili ich, że  muszą lecieć w kolejną podróż, gdyż tutaj praktycznie nie widzieli z góry statku żadnych miast. Wszyscy po powrocie na pojazd, wznieśli pojazd i lecieli znowu na ślepo, przed siebie i nie można było zapomnieć, że także ciężko trenowali walkę fizyczną oraz psychiczną. Tym razem Kenzuran poprosił Topote oraz Gamato by jednocześnie z nim walczyli, bo On także chciał się wzmocnić, a nigdy nie wiadomo co czas pokaże,  może znowu będzie miał sytuacje, że będzie walczył z kilkoma przeciwnikami na raz.

Wymieniając się ciosami, Koja wraz z dzieckiem Gamato bacznie obserwowali, ale nie zawsze gdyż musieli się nawadniać i zajmowali się raczej spoglądaniem, czy może nie dolatują na jakąś planetę. Po upływie kolejnych miesięcy, dolatywaniem na jakieś planety handlowe, gdzie to zazwyczaj Topote handlował, a Kenzuran robił za jego strażnika, jakby mieli natrafić na jakiś oprychów, transakcje oraz wymiany towarami szły bez żadnych szumów. Mężczyzna z utraconym ogonem martwił się jedyną rzeczą, że możliwe iż w tej całej galaktyce, nie znajdzie więcej Saiyan-jinów, ale zawsze jeden to zawsze jakaś nadzieja, Topote mu otworzył oczy na większą szansę odnalezienia jego pobratymców gdzieś w nieznanych rubieżach galaktyki. Siadając na chwilę na krześle, jednego dnia gdzie kolejny rok zbliżał się ku końcowi, rzekł w stronę Rodaka następująco:
-Wiem pewnie, że ta historia może cie zbytnio nie interesować, ale jakoś nigdy o to nie pytałeś. To znaczy przedtem się o to mnie pytałeś, ale teraz jestem pewny, że mogę ci o tym opowiedzieć, więc słuchaj uważnie. Jeśli chodzi o mój ogon, utraciłem go, kiedy wrogo nastawiona frakcja, która nazywała się Armia Czerwonej Wstęgi, pochwyciła mnie i ja sam nie miałem jeszcze transformacji....odebrali mi go oraz potem kiedy udało mi się uciec z ich laboratorium, nasłali na mnie sztucznego człowieka, które są nazywane androidami albo cyborgami. Ten zaś oprócz ogona, połamał mi obydwie nogi, ale jakoś udało mi się z nim rozprawić, myślałem że na zawsze utracę czucie w dolnych kończynach i nie będę mógł chodzić. Pomyliłem się i dzięki osobom czyli Ziemianom, wiem że nie wszyscy są tam źli, dlatego podjąłem dla nich walkę, pokonania tej Armii Czerwonej Wstęgi, by nie nachodzili dobrych ludzi, który zawdzięczam naprawdę wiele, no i tam spotkałem właśnie naszych rodaków po wybuchu planety, kiedy rozdzieliłem się z moim towarzyszem Gutsem, ale to historia już na inny czas. - mówiąc to, wstał z fotelu i był gotowy na dalsze ciężkie treningi z Topote oraz jego drzewcowym towarzyszem. Tak oto minął im kolejny rok, badając oraz zwiedzając różne planety, no i także zmagając się czasem z wrogo nastawioną fauną na niektórych planetkach.

Koniec Trzeciego Tomu

III slot na Statystyki


Kenzuran
Kenzuran
Liczba postów : 516

Kenzuran - 7 Letni Time Skip Empty Re: Kenzuran - 7 Letni Time Skip

Pon Lis 23, 2020 12:34 am

Kolejny rok zmagań Kosmicznych Wojowników! Planeta Tritek na Horyzoncie!


Zmagając się z kosmiczną próżnią i lecąc tak naprawdę ciągle na ślepo, Kenzuran dawał czasami ostrzejsze wyciski Topote oraz jego towarzyszowi Gamato, którzy najwyraźniej jakoś się zgrywali i robili razem świetnie kombinacje ciosów przeciwko niemu. Czarnowłosemu się to bardzo podobało, gdyż po tych wspólnych chyba dwóch latach, bo jakoś na to nie zwracał uwagi, jego rodak zaczął raz na jakiś czas ranić jego policzki oraz trafiać go w okolice torsu, godne pochwały. Co jest najdziwniejsze z tego wszystkiego, Czarnookiego nie ponosiło aż tak, by niechcący faktycznie umyślnie go zabić, a miał kilka razy już takich okazji, wiedział że musi się faktycznie powstrzymać, bo inaczej zabiłby swojego pobratymca, a tego by nie chciał. Starając się o tym dłużej nie myśleć, Mężczyzna z utraconym ogonem wstał od fotelu, kończąc swój posiłek i podchodząc do szklanej szyby, był ciekaw kiedy będą mogli wreszcie gdzieś dolecieć. Na horyzoncie na razie nie widział żadnych kulistych planet, dlatego też wzdychając pod nosem, usłyszał że jego pobratymiec wreszcie wyszedł z komory regeneracyjnej i był gotowy do dalszych potyczek treningowych. Spoglądając na niego, kiwnął głową i widząc werwę oraz chęci w jego saiyańskich ślepiach, Syn Kellana przemówił w jego stronę:
-No dobrze, jak dolecimy na kolejną planetę, pokaże ci pewną rzecz, gdyż nie chcę narazić statku na uszkodzenia przez wstrząsy wywołane moją energią i uwierz mi, będziesz na pewno zachwycony....A teraz pokaż swoją nową siłę, mimo iż nie potrafię wykrywać twojej Ki, samo patrzenie na ciebie sprawia, że można od ciebie odczuć większą potęgę niż kilka miesięcy wcześniej! - mówiąc to, przybrał pozycję do walki i wymianach ciosów zaczęły między nimi następować.

Pamiętał jak rozmawiali o tym całym Cynnamonie i to, że ma w swojej armii jakiś Saiyan-jinów, którzy zdradzili swoją planetę, albo po prostu nie mieli dokąd wrócić po jej wybuchu. Brat Klen zaczął odczuwać więcej uderzeń, które ciągle zadrapywały jego ciało, mimo to nie powinno być to jeszcze chyba możliwe, ale cóż, nie mógł być pewien, bo gdyby nie pewien mieszaniec na Ziemi, już dawno na pewno potrafiłby wykrywać cudzą energię Ki. Kolejne surowe oraz solidne treningi mijały tygodniami, a nawet czasami miesiącami, ale nie można było zapomnieć, że statek robił przerwy podczas lądowaniu na jakiś o dziwo stacjach kosmicznych, które były skłonne do handlowania z towarzyszami Topote. Oczywiście Młodemu Saiyaninowi to nie przeszkadzało, wreszcie musieli uzupełniać całkowity prowiant, a handlarzom na pewno ta broń się do czegoś przyda, po części uczciwa wymiana, gdyż oni jej nie potrzebowali do walki. Czarnowłosy wiedząc, że znowu lecą w dalszą podróż, miał pewne złe przeczucia co do natrafienia na kolejną planetę, nie wiedział czemu coś takiego odczuwał, ale wolał nie zamartwiać swojego towarzysza podróży, jeśli ma się coś złego stać, zmierzy się z tym na dobre! Mijały kolejne dwa miesiące w próżni kosmicznej, a Saiyanin z Irokezem walił coraz mocniej oraz szybciej, podobało się to Czarnookiemu, więc On także czasami się nie powstrzymywał, ale musiał wreszcie by zbytnio nie połamać towarzysza. Mężczyzna z utraconym ogonem po kolejnych miesięcznych treningach, wziął wreszcie solidny prysznic i wiedział, że niedługo jego ubiór pewnie będzie musiał zostać zmieniony, gdyż ta popękana zbroja nie prezentowała się elegancko, chciałby znowu mieć i czuć na sobie te świeży lateks oraz gumową saiyańską zbroje.

Podchodząc znowu do mostka dowodzenia, Syn Kellana spoglądał i mrużąc swoje oczęta, widział jakąś planetę w oddali czarnej nicości, która znajdowała się wokół nich, najwyraźniej wreszcie gdzieś tam dolatywali. Tym razem Gamato go uprzedził, by wszyscy zasiedli na krzesła, gdyż za niedługo będą podchodzić do lądowania. Młody Saiyanin siadając wygodnie na fotelu i zabezpieczając się, wiedział że to zabezpieczenie raczej mu nie jest potrzebne, najwyżej by wyleciał przez szybę gdzieś na planetę, ale jest bardzo ciekawy co tutaj tym razem ich spotka. Wreszcie po pewnym czasie, wszyscy mogli odczuć że Maszyna dotknęła podwoziem trawiastej gleby, gdyż ta planeta wyglądała na taką czysto dżunglową, więc zapewne będzie tutaj sporo dzikich zwierząt, tak jak na Ziemi.
-Wreszcie dotarliśmy, na szczęście na otwartej nizinie, tyle dobrego, jakby nie patrzeć, wokół nas są wszędzie jakieś lasy... - mówiąc to, zszedł po rampie i mógł znowu poodpychać kolejnym innym planetarnym powietrzem. Cieszył się, że jest Saiyaninem i że takie problemy nie stanowią dla niego problemu jak zmienność powietrza na planetach, pewnie byłoby inaczej gdyby był Ziemianinem. Nie zastanawiając się dłużej nad sprawą z powietrzem, zaczął się na razie kierować się przed siebie, ale długo to nie trwało, gdyż jego uszy wiedziały, że jakieś obce formy życia ich obserwował. Słyszał kilka świstów, czyli jacyś osobnicy bardzo szybko przemieszczali się w kierunku ich przybycia.
-Moim zdaniem Gamato i Koja powinni zostać w statku, nie chcemy żeby się ktoś do niego dobrał, ale to już od ciebie zależy. - mówiąc to, przybrał pozycję obronną i nie wiedział czego się spodziewać.

Za chwilę zza koron drzew wybiegła horda tutejszych mieszkańców, którzy zwali się Tritekianami i ich skóra była zielona, w niektórych miejscach na ciele znajdowała się bardziej ciemniejsza zieleń. Ich złote oczy chciały się przeszyć przez spojrzenie Brata Klen, lecz ten twardo stał i nie miał zamiaru nawet odstąpić na krok. Na oko trzydziestu lub czterdziestu obcych otoczył jego oraz jego towarzyszy i za bardzo nie wiedzieli co od nich chcą, ale Wojownik dostrzegł, że na dłoniach Tritekianów znajdowały się kosmiczne blastery, które trzymali w swoich trójpalczastych dłoniach. Zaczęli wypowiadać się w ich języku, ale przecież Syn Kellana nie znał tutejszej mowy, więc jak miał niby się z nimi dogadać!? Nie podobało mu się to wcale a wcale, a patrząc na kolegów Topote, ci najwyraźniej także nie rozumieli obcego dialektu, co utrudniało komunikacje. Wreszcie Triketianie stracili cierpliwość i wystrzelili mnóstwem promieni w ich stronę, więc Kenzuran wziął się do roboty i wraz ze swoim pobratymcem zaczęli odbijać pociski tak, żeby Gamato i Koja nie zostali ranni, oraz żeby statek na tym nie ucierpiał. Po pewnym czasie odbijania pocisków od strony nieprzyjemnego plemienia, Czarnowłosy wreszcie ruszył na nich, kładąc kilka kosmitów bardzo szybkimi ruchami. Ucieszony samym faktem, że wrogo nastawiona frakcja nie posiadała zbytniej silnej mocy, wiedział że to będzie kolejny dobry trening dla Topote, żeby wzmocnił swoje ciało oraz strategie na wielu przeciwników na raz. Czarnooki odskakują w tył, usłyszał kolejne świsty gdzieś w dżungli, to oznaczało jedno....posiłki nadchodziły ze strony tej rasy, gdyż jeden z nich używał jakiegoś dziwnego głośnego znaku, ale za chwilę został przypalonym pociskiem energii.

-Topote....cokolwiek by nie było, nie patrz prosto na mnie, wyczekujmy na odpowiednią chwilę... - oczywiście rodak po przekopaniu kilku kosmitów, nie wiedział o co chodzi, ale zrozumiał sam fakt, że nie może stać przed towarzyszem. Syn Kellana dając znak pobratymcowi, by ten stanął za niego, widział tylko jak odrzuca od siebie dwóch obcych, którzy próbowali się na niego rzucić, ale im to niestety nie wyszło. Wreszcie kiedy kolejna większa grupa Triketianów wybiegła z lasu, Brat Klen ułożył dłonie po obu stronach swojej tworzy i wykrzyknął następujące słowa:
-Taiyoken! - potężny blask, który praktycznie palił jak się zobaczyło tą technikę, powalił większość przeciwników na ziemie i można było słyszeć ich skowyt oraz przerażenie niesamowitą zdolnością ze strony Młodego Saiyanina. Wykorzystując to, Mężczyzna z utraconym ogonem kiwnął i dał znak Topote, by ten znów ruszył na oślepione obce dusze, by jedną po drugim mógł załatwiać, wreszcie ta walka i tak by było nie fair wobec nich. Za chwilę oczywiście Brat Klen się dołączył do trafiania w brzuchy oraz potylice kosmitów, by jak najszybciej załatwić ich potężne szeregi, aż wreszcie ostało się tylko kilku kosmitów. Zdziwił go sam fakt, że troszeczkę się zmęczył, ale jakoś mu to nie przeszkadzało, najwyraźniej w tej dżungli także można było odczuć wysokie temperatury ciśnienia, które dla niego nie będą stanowić żadnego wyzwania. Kiedy już chciał pogratulować towarzyszowi, że udało mu się pokonać tak wielunastu Triketianów, usłyszał kolejne świsty i tym razem było ich chyba jeszcze dwa razy tyle co przedtem.

Sycząc pod nosem, złapał szybko za ramię rodaka i powiedział:
-Spróbuj wytrzymać kolejną hordę, ja muszę wbiec do lasu, by nie naruszyć twojego statku, to co zobaczysz na pewno wprawi cie w zachwyt oraz czystą ekscytacje. Ahhh i jeszcze miałem dodać jedną rzecz którą sobie przypomniałem, nie mów do mnie mistrzu, jesteśmy towarzyszami oraz rodakami! - mówiąc to, rzucił mu ciepły uśmiech i pobiegł w stronę do jednej z większych hord. Oczywiście Saiyanin z Irokezem też miał trochę ręce zajęte swoją robotą, gdyż jego na szczęście atakowały mniejsze grupy tutejszej cywilizacji. Kenzuran wbiegając odpowiednio na sporą głębokość lasu, czuł się naprawdę teraz osaczony, bo tak naprawdę z każdej strony był otoczony, ale tylko jedynie co mogli zobaczyć jego napastnicy to uśmiech. Nie wiedzieli co kombinuje oraz także Topote był delikatnie osłupiony i na pewno mógł się zastanawiać co chciał zrobić jego rodak, ale w sumie będzie mógł praktycznie to wyczuć....jeśli potrafi. Czarnowłosy krzycząc głośno, stworzył wokół siebie potężną białą aurę, która raz na jakiś czas zmieniała barwę, stworzyła jeszcze mocniejszy wiatr niż wtedy na pustynnej planecie i kilka drzew nawet zostało wyrwanych z korzeniami. Kamyczki zaczęły się unosić wokół Młodego Saiyanin, a dodatkowo można było zobaczyć wyładowania elektryczne, które przechodziły przez jego ciało. Zadowolony tym wszystkim, że może pokazać coś nowego swojemu pobratymcowi, wprawiało go w wielką dumę....teraz albo nigdy!

Wojownik jeszcze mocniej wydzierając się i korzystając ze swoich strun głosowych, przemienił się w Super Saiyanina Drugiego Poziomu, tworząc potężny tak jakby wybuch, odrzucając oraz niszcząc wszystko wokół swojej osoby, robiąc goliznę bez drzew w której się teraz znajdował. Rozglądając się wszędzie, starał się dostrzec to całe robactwo, które go zaatakowało i docierając do wszystkich leżących jeszcze w pół żywych kosmitów, po prostu ich dobijał szybkimi ciosami swoich pięści. Był Saiyaninem, czuł że wraca powoli do swoich dawnych korzeni, nie musiał się powstrzymywać, gdyż to nie była planeta Ziemia, nic dla niego nie znaczyła. Myślał, że odnajdzie tutaj kolejnego rodaka, ale niestety ten na pewno by był samym faktem, że co się tutaj dzieje, przybyły niezwłocznie. Kierując się w stronę statku oraz Topote, dobijał jeszcze tych obcych, którzy czaili się za powalonymi drzewami oraz kamieniami, żeby zaskoczyć Saiyanina z Irokezem, niestety wszystkie ich próby zakończyły się fiaskiem. Drugie Stadium Super Wojownika wyszło wreszcie z resztek drzew, które ostały się przy ich miejscu lądowania i jego pobratymiec, spoglądając na jego formę, mógł uznać ją za coś lepszego niż co widział przedtem.
-Wybacz....nie mogłem się powstrzymać....to co teraz widzisz to Super saiyanin drugiego poziomu, tak mnie te ufoludki zirytowały, że musiałem dać upust swoim emocjom....Myśleli że jak zaatakuje nas w kilku hordach, to będą mogli zwyciężyć...żałosne robaki... - mówiąc to, stanął obok swojego rodaka i nagle gwałtownie się odwracając, posłał trzy większe pociski ki, które wybuchły i zabiły jeszcze około trzydziestu Triketianów.

Wypuszczając swobodny oddech, powrócił do swojej Czarnowłosej formy i spoglądając na swojego towarzysza, poklepał go po ramieniu i dał mu znak, że naprawdę się dobrze spisał. Mężczyzna z utraconym ogonem przeczuwał, że jakby Topote oraz jego towarzysze przybyli tutaj sami i zostali by zaatakowani, nie wiedział czy mogliby przetrwać te ataki ze strony tych osobników. Machając do kolegi, zaprosił go z powrotem na statek, gdyż nie ma co tutaj szukać kolejnego Saiyan-jina, kolejna planeta idzie do odstrzału. Wracając z powrotem na statek kosmiczny, poprosił Gamato oraz Koje, by mogli w sumie odlatywać, bo nie mieli nic tutaj do szukania. Ocierając pot z czoła oraz siadając na fotelu, Syn Kellana spojrzał na Topote i rzekł w jego stronę:
-no dobrze, znam cie chyba na tyle długo, by opowiedzieć ci o kolejnych ciekawych rzeczach. Mój dawny towarzysz Guts, który także jest Saiyaninem...jeśli byśmy się kiedyś rozdzielili, uważaj na niego. Dla mnie nie jest już On sobą, gdyż do jego ciała się dostał szary glut, który wyszedł z pod rąk Tsufuli, stworzyli jakieś Tsufulskie Dna, żeby móc wchodzić w czyjeś ciała, żeby albo je opanować albo współpracować ramię w ramię z nim. - mówiąc to, miał zaciśnięte pięści i dalej przeżywał to, że nie będzie mógł już odzyskać swojego najwierniejszego kumpla. Tsuful całkowicie omamił jego umysł i jeśli nie będzie miał wyboru, będzie musiał go zabić.
-Wybacz...po prostu kiedy o tym myślę, wiem że albo znowu będę musiał znowu z nim walczyć....i jeden z nas na pewno pójdzie do piachu. Jeśli jednak będzie chciał gdzieś odpocząć od swoich przygód, zapraszam cie na Ziemie, tak jak przedtem ci wspominałem. Tam nadal ukrywa się Doktor Gero, który współpracował z Armią Czerwonej Wstęgi i zastraszył nas, że powróci z jakimś perfekcyjnym androidem. Ja na pewno tam wrócę, żeby załatwić tą armię do końca oraz tego doktora, odebrali mi ogon i kiedyś moje nogi, a ja zamierzam ich zniszczyć raz na zawsze... - mówiąc to, w jego oczach można było wyczytać samą żądzę mordu i zniszczenia. Tutaj zrobił chwilową przerwę i zaczął robić sobie jakieś jedzenie oraz coś do popicia. Nie minęło zbyt wiele czasu, aż wreszcie po uzupełnieniu pokarmów, Kenzuran porządnie bekając sobie, spojrzał znów na Topote i wypowiedział się tym razem już ostatecznymi słowami w jego stronę:
-Jeśli ja się uporam z Perfekcyjnym Androidem, dasz mi namiary na twój komunikator i gdy Ziemia będzie już bezpieczna, pomogę ci z Cynnamonem...Uwierz mi, wiem że zapewne chcesz się z nim zmierzyć w pojedynkę, ale tylko działając w grupie możesz dokonać naprawdę niesamowitych rzeczy. Nie bierz oczywiście ze mnie przykładu, jestem Saiyaninem jak ty, dlatego jak zdobyłem Drugą formę Super Saiyanina, poprosiłem swoich towarzyszy by się nie mieszali we wspólną walkę.... - mówiąc to, zaśmiał się pod nosem i drapiąc się po swojej czuprynie, czuł że ten rok akurat bardzo szybko im minął. Oczywiście Czarnowłosy dalej trenował z pobratymcem oraz Gamato ciężki, gdyż Koja bardziej zajmowała się rzeczami związanymi ze statkiem, czyli naprawienie jakiejś usterki, ustawienia komory leczniczej dla Topote tak dalej.

Koniec Czwartego Tomu

IV Slot na Statystyki
Kenzuran
Kenzuran
Liczba postów : 516

Kenzuran - 7 Letni Time Skip Empty Re: Kenzuran - 7 Letni Time Skip

Sro Lis 25, 2020 12:22 am

Planeta Snack oraz Kolejne wyzwania przed Kenzuranem i Topote?! Pożegnanie Saiyan!!



Kenzuran latając wraz z drużyną Topote, bardzo dobrze spędzali czas, czasami Gamato chciał walczyć z nim w pojedynkę, czasami się grupowali, ale najwyraźniej wszyscy chcieli się stać silniejsi. Oczywiście Czarnowłosy czuł, że jego ciało jest jeszcze bardziej wyrzeźbione i niedługo faktycznie będzie wyglądał jak jakiś wielki mięśniak, dlatego musi dużo jeść, by jakoś wyrównać swoją masę. Czarnooki ciężko trenując ze swoim Rodakiem oraz jego kolegą drzewem, musiał im pokazać że jest duża szansa, że staną się silniejsi i na pewno tak będzie! Wojownik wyjątkowo teraz siedząc w jednym z fotelów, które służyły do lądowania, spoglądał w kosmos i znowu coś mu sugerowało kłopoty, albo może los się do nich uśmiechnie i natrafią wreszcie na jakiś kurort wypoczynkowy? Oczywiście Mężczyźnie z utraconym ogonem mogłoby się to spodobać, bo tak naprawdę ciągle musi walczyć i nie ma ani chwili wytchnienia, fakt czasami się znajdzie chwila czasu do odespania kilku dni, a nawet jakiś porządny prysznic oraz dobrze skonsumowane żarcie. Synowi Kellana mimo to, nie dawało to spokoju, że chwile miłe trwały tak krótko, a batalie oraz nowi przeciwnicy ciągle się pojawiali i nie dali mu odpocząć, zapewne podobnie mógł się czuć jego pobratymiec, ale dla niego to nawet lepiej, musiał rosnąć w siłę. Brat Klen widząc na ich drodze lotu jakąś dziwną asteroidę z wielkimi otworami, miał nadzieję że to nie jest nic poważnego, dlatego zaczął się dokładniej rozglądać wokół, nie podobało mu się to. Szukał konkretnie dookoła jakiegoś chociaż maleńkiego cienia planety, gdyż może to być jakaś pułapka.

Oddychając wyjątkowo spokojnie, Starszy Saiyanin bardziej wcisnął się w fotel i już chcąc zamknąć oczy, by ulotnić się na niedługo drzemkę, poczuł że statek zaczął się trząść, tak jakby w czymś utknął. Kenzuran wstając szybko z wygodnego siedziska, zobaczył że coś owinęło się na tym statku, to coś było wielkie i chyba był to jakiś rodzaj robala!? Nie podobało mu się to, dlatego też zakrzyknął do reszty, która bawiła się między sobą, grając w jakieś gry:
-Koniec zabawy, jak tak dalej pójdzie, zaraz będziemy oddychać w próżni, a raczej zostaniemy przez nią pochłonięci! Koja, otwórz właz od klapy, zajmę się tą poczwarą. - mówiąc to, podszedł tam gdzie zawsze spuszczała się rampa do wyjścia i czekał na odpowiedni moment, żeby wykonać swój ruch. Drzewo-podobny towarzysz Topote zrobił tak jak zostało mu powiedziane, zaczął otwierać wejście na statek, gdzie wleciał potężny podmuch z czarnej próżni, a na dłoni Czarnowłosego wirowała biało-niebieska kula energetyczna. Widząc wielkiego robala, który miał olbrzymie czerwone oko oraz zieloną skórę i jakieś dziwne czarne otwory na swoim ciele, wyglądał naprawdę strasznie. Oczywiście nie był straszny dla Wojownika, dlatego też kiedy już był gotowy, zakrzyknął następująco w stronę kosmicznej bestii:
-FINAL SPIRIT CANNON! - wirując niebiesko-biała kula Ki pofrunęła dosłownie na otwór gębowy bestii, która to praktycznie pochłonęła energetyczną kulkę i została ona zdetonowana w jej wnętrzu.

Powstała na szczęście niewielka eksplozja, gdyż wnętrzności pochłonęły siłę uderzenia ataku Ki i robal wreszcie rozluźnił swoje ciało, dzięki czemu pojazd znowu mógł stąd odlecieć. Niestety to nie był koniec przygód, gdyż kolejne wielkie robale wyłoniły się z innych dziur tej dużej asteroidy i najwyraźniej chciały pomścić swojego martwego towarzysza.
-tsss, wy nie wiecie kiedy odpuścić! HYAAAAAAAAAAAAAA! - krzycząc  głośno, starając się zrobić jakiś podmuch energii, wskoczył na chwilę na formę  Super Saiyanina i zaczął wystrzeliwać pociski energii, tak żeby jak najczęściej trafiać w jednookie stwory, a dokładniej w ich oko. Oczywiście wszyscy z załogi mogli poczuć trzęsienie na latającej maszynie, ale musieli jeszcze trochę wytrzymać, by być wolni i odlecieć w dalszą podróż. Jeden z wielki kosmicznych czerwi, ten który miał być już dawno martwy, jakimś cudem przeżył i adaptując się z techniką Mężczyzny z utraconym ogonem, wystrzelił ze swojej paszczy coś na wzór jego umiejętności! Zadziwiony tym faktem puścił się ściany statku i przyjął energię Ki na swoje ciało, tworząc wybuch dosłownie przed wejście i delikatnie zadając minimalne zniszczenia na tylnej części transportowca. Warcząc pod nosem, nadal strzelił pociskami ki, aż wreszcie zdał sobie sprawę, że robale sobie nic z jego obrażeń nie robią, ale jednego jednak jakoś wysadził od środka, mimo to tamten nadal żył i chciał walczyć. Musiał szybko działać, dlatego też nie miał innego wyboru i układając dłonie tak, by jego kciuki były złączone, zbierał energię do wystrzelenia kolejnej techniki.

Odczekując kilka sekund i wreszcie będąc gotów, Syn Kellana wykrzyczał kolejne słowa, które oczywiście Topote na pewno usłyszał:
-BUSTER CANNON! - niebieski promień energii nie został tym razem wycelowany w robale, lecz w ich wielką asteroidę by zaburzyć jej konstrukcje, co jako tako się udało. Wielkie kosmiczne czerwie czując silne wstrząsy po wybuchu techniki Starszego Saiyanina, odpuściły swoje mocne uściski na statku i wreszcie Koja oraz Gamato ciągnąć mocno za drążki, dali pełną moc silników i odlecieli z tego strasznego miejsca. Wchodząc głębiej do statku i grodzie, które się przed nim zaczęło zamykać, łapał mocne oddechy, mimo iż wiedział że jego rasa potrafi oddychać w kosmosie z kilka minut, tak mu się zawsze tłumaczyło na Vegecie. Wracając do reszty drużyny, można było zobaczyć, że jego lewy bark był cały zaczerwieniony oraz jego zbroja w tamtym miejscu uległa zniszczeniu. Wszyscy na niego na pewno zwrócili uwagę, ale on tylko śmiejąc się pod nosem, odpowiedział im konkretnie:
-Nie ma się co przejmować, pierwszy raz spotkałem taki okaz, który był zarazem paskudny i potężny. Gdybyśmy z nimi walczyli, nie byłaby to prosta walka, kiedy zauważyłem że były odporne na moją technikę...Ale to na szczęście koniec... - powiedział, nawet nie czyszcząc sobie rany, zostawiając ją taką jaka jest. Nie bolała go aż tak, dlatego też oddając się w krótką drzemkę, albo nawet i sen, musiał wreszcie chwilę odsapnąć.

Mijały kolejne tygodnie oraz miesiące, Brat Klen solidnie trenował z Topote oraz jego wiernymi towarzyszami, aż wreszcie docierali do jakiejś planety, która chyba nie będzie taką najgorszą. Tym razem Kenzuran wraz ze swoim rodakiem podczas ich kolejnego kilkunastokrotnego treningu, zostali powiadomieni że docierają do jakiejś planety. Wyglądała trochę podobnie jak Namek, tylko tym razem wyjątkowo z widoku kosmicznego, była ona zielono-niebieska. Docierając wreszcie po jakimś czasie do atmosfery planety, koledzy drzewcowi dostrzegli jakiś port kosmiczny na którym mogli wylądować, ale wpierw poprosili o zezwolenie na lądowanie. Lądując wreszcie w jakimś pokojowo nastawionym systemie planetarnym, Kenzuran wraz z resztą opuścili statek, no i wiadome było to, że muszą uzupełnić zapasy, zatankować oraz powymieniać się zdobyczami, albo po prostu sprzedać je na targu. Wojownik zabierając ze sobą swojego rodaka, poszli w innymi kierunku, gdyż byli ciekawy czy nie znajdą może jakiegoś kartografa, który byłby rozeznany, jeśli chodzi o kosmiczne loty albo trasy jakiś kupców i tym podobne. Oczywiście Czarnowłosy nie chciał się w to bawić, to bardziej chodziło o towarzyszy Saiyanin z Irokezem, którzy najwyraźniej kochali handel oraz poznawanie nowych ras na targach i świetną atmosferę jaka tam pałała. Idąc ciągle przez plac oraz ulice, wreszcie dotarli do miejsca, gdzie znajdowała się dosyć sporawa arena i walczyli tam jacyś śmiałkowie, idealne miejsce do przetestowania swoich sił. Czarnooki uśmiechnął się i klepiąc po plecach Topote, rzekł w jego stronę:
-No wreszcie mamy coś dla ciebie, zobaczymy jak bardzo urosłeś w siłę, no i pamiętaj. Jeśli chcesz osiągnąć przemianą w Super Saiyanina, to nie będzie takie proste. Kiedyś już ci to tłumaczyłem, ale tylko silne uczucie utraty kogoś może to spowodować, albo jak bardzo mocno zostaniesz przez kogoś sprowokowany i będzie wypowiadał nieodpowiednie rzeczy ku twojej osobie, chodźmy. - mówiąc to, dotarli do areny i zapoznali się z zasadami.

Tutejsza rasa była bardzo podobna do dzikich zwierząt, które zamieszkiwały Ziemie, bodajże nazywano je tam Lwami, czy jakoś tak, ta rasa właśnie była do nich podobna, w tym że ci mieli normalnie ręce i nogi. Minęło kilka walk, aż wreszcie nadszedł czas na Topote, który wskakując na arenę, był gotowy na swoją walkę z tutejszym championem planety. Oczywiście to nie będzie nic ciekawego, gdyż nie mieli walczyć na śmierć i życie tylko do utraty nieprzytomności oraz wypadnięcia z ringu, no i był zakaz latania. Mężczyzna z utraconym ogonem myślał, że to może być ciężka sprawa bez latania, ale zawsze można wybić się dosyć mocno w górę swoimi nogami, więc opadanie nie stanowi żadnego problemu. Saiyan-jin z Irokezem wymieniając się ciosami z Czempionem, którego imię brzmiało Galbee, walczyli praktycznie na równi. To było niesłychane, ale wsłuchując się w ich wymianę zdań, Wojownik dowiedział się o tym, że ich tutejsi Bojownicy potrafili wyczuwać sygnatury Ki. To było dosyć ciekawe i był ciekaw jak bardzo daleko jego towarzysz Topote zajdzie w tej walce. Najwyraźniej słowa Syna Kellana dość mocno uderzyły do głowy drugiego rodaka, gdyż ten wyglądał na wkurzone, bo nie potrafił nawet wygrać tej walki, tylko żeby się nie załamał psychicznie. Na szczęście, Brat Klen uśmiechnął się pod nosem i widząc, że coraz większa furia wchodzi na twarz jego pobratymca, ruszył w dalszy bój i wymieniał jeszcze mocniej oraz szybciej ciosy z tutejszym Królem Gladiatorów. Kenzuran bacznie obserwując walkę i czasami masując swój bark, zobaczył to i nie mógł uwierzyć! Włosy Topote przez chwilę zabłysły złotem oraz jego tęczówki zmieniły kolor na niebieski, czyżby naprawdę jego Saiyański kolega był tak zły, że nie mógł wygrać?!

Czarnowłosy nie wiedział co o tym myśleć, ale widząc że Topote dalej pcha ku zwycięstwu, udało mu się to i podbijając swojego rywala w powietrze, wyskoczył razem z nim i wykopał go poza ring, wygrywając! Czarnooki był naprawdę pod wrażeniem i wydawało mu się, że jak zostawi go samemu sobie, to chyba uda mu się osiągnąć stan legendy, że uda mu się przemienić w Super Saiyanina, który był tylko historyjką dla młodszych Saiyan-jinów. Klaszcząc głośno, a potem przestając, Wojownik zaczął wracać i spotykając się po piętnastominutowym spacerze z drzewcami, ci wykupili informacje na temat planety, która służyła jako wielki szpital. To zainteresowało Mężczyznę z utraconym ogonem, dlatego też kierując się z powrotem na statek, udali się właśnie na tą planetę. Kupując spore zapasy, napełniając kosmiczny bak do pełna, byli gotowy do odlotu i udali się w kierunku szpitalnej planety, Pital! Oczywiście kolejne tygodnie, jak i miesiące musiały upłynąć zanim dolecieli, ale Bra Klen i Topote nie tracili czasu, ciężko trenowali, jedli spali i tak dalej. Docierając wreszcie do miejsca docelowego, czyli Szpitalnej planety, wylądowali tam gdzie było lądowisko, oczywiście przedtem uprzedzając wieżę lotniczą, że nie mają złych zamiarów. Kenzuran po wyjściu latającej maszyny, pokierował się jako pierwszy do budowli medycznej, by sprawdzili jego stan zdrowia, ale tak naprawdę cała jego ekipa się przebada, nic im się od tego nie stanie. Czarnowłosy trafiając do rejestracji, załatwił wszystkie formalności i po chwili lekarz go przyjął, zabierając do jednego z pokoi i oglądając go całego, podał mu jakieś maści oraz bandaże w ranne miejsca, które jeszcze się nie zregenerowały sprzed roku.

Był wreszcie w niektórych miejscach zadrapany przez blastery Triketianów oraz jego bark był uszkodzony przez jego własną technikę, normalnie boki zrywać. Doktor wytłumaczył mu, że On wraz z jego towarzyszami pobędą tu kilka dni, żeby wydobrzeć i będą mogli lecieć w dalsze podróże. Czarnooki rozumiejąc zaistniałą sytuacje, poprosił Topote na zewnątrz i rzekł w jego stronę:
-poleć ze mną, wiem że tutaj na pewno nasze drogi się rozejdą, ale znam cie na tyle długo, że mogę ci zaufać w stu procentach i wiem, że nie wykorzystasz tego do złych oraz bezmyślnych celów. - wypowiadając się, zaczął lecieć w górę, a za nim jego rodak i udali się w miejsce, gdzie nie ma żadnych miast, gdzieś gdzie znajdowała się sama pustka oraz roślinność. Docierając wreszcie w dane miejsce, Mężczyzna z utraconym ogonem wiedział, że to co może zrobić będzie totalną głupotą i może narazić tutejszych mieszkańców oraz ranne osoby, ale zostało mu nic innego jak pokazać "to" teraz. Odwracając się twarzą do Topote, spojrzał na niego poważnie i widząc jak tamten przełyka ślinę, jego twarz wyraziła uśmiech, mimo iż atmosfera była ciężka oraz poważna.
-Mam nadzieję, że zachowasz to na tą chwilę dla siebie i jakbyś napotkał jakiś kontakt z innym z naszych rodaków, nie będzie opowiadał tego na lewo i prawo, więc patrz oraz słuchaj... - mówiąc to, przeszedł od razu na formę Super Saiyanina, tworząc delikatny podmuch wiatru. Drzewa się zaczęły delikatnie kołysać, tak samo woda w tutejszych rzekach oraz oczkach wodnych zaczęła jako tako nabierać lekkiej siły przepływu.
-To jest forma, którą będzie musiał trenować, by nie tracić na niej żadnej energii, przynajmniej ja czuję że opanowałem ją do perfekcji....następna rzecz to.... - tutaj przerywając, przeszedł na kolejne stadium Super Saiyanina, drugi poziom.

Topote raczej z takiego bliska musiał zauważyć pojawiające się raz na jakiś czas wyładowania elektryczne, jeszcze większe mięśnie niż na pierwszej formie oraz inne ułożenie włosów.
-Tym razem jest to Super Saiyanin drugiego poziomu, mogłeś to spotkać na tej dziwnej planecie, Tricket czy jakoś tak...Było dużo przeciwników i możliwe, że ty i twoi towarzysze byście sobie poradzili, ale kolejne hordy nadal zmierzały, a wolałem żeby wam się nic nie stało...w tej formie walczyłem ze złym Saiyaninem, którego imię brzmi Giblet, uważaj na niego kiedy go spotkasz. Ma Brata Shallota, który jest na szczęście po naszej stronie, więc jemu możesz zaufać...Przejdźmy zatem do finału... - mówiąc to, można było odczuć, że wiatr coraz bardziej się wzmaga, drzewa coraz mocniej zaczynają się kołysać oraz woda nabiera większej prędkości przepływu. Tutaj Syn Kellana ułożył przedramiona w innej pozycji, napinając je oraz zaciskając swoje dłonie, zaczął dość głośno krzyczeć. Oczywiście o to w tym chodziło, a wydzielając z siebie więcej energii, przez co praktycznie cała planeta mogła odczuć dziwne i na pewno pierwsze trzęsienie gruntu, moc nabierała ciągle na sile, że nawet Topote troszeczkę został odsuwany w tył. Czując że już się jest na końcu, Brat Klen wreszcie wykorzystał całą moc swoich strun głosowych i rozkładając ramiona na bok, wyglądał jakby miał zaraz wybuchnąć czystą energię i praktycznie to zrobił, tylko nic nie zniszczył przy tym wokół, można było jedynie dostrzec krater znajdujący się pod jego nogami.

Kenzuran mając poważne spojrzenie, zerknął na rodaka i ten na pewno musiał dostrzec te zmiany, brak krwi, włosy praktycznie siegając zza pas, dziwnie wyglądająca kulista aura energii, która miała taką formę tylko chwilowo oraz nadal wyładowania elektryczne, które przechodziły przez jego ciało. Lewitując wraz ze swoim pobratymcem, ten dostrzegł że gleba pod nimi została zniszczona oraz tutejsze drzewa, jak i kamyki, ale na szczęście żadne miasto nie ucierpiało mocno, na pewno będą gdzieś mieli popękane szyby oraz problemy z elektrycznością.
-Wybacz, że musiałeś na to tyle czekać, ale musiałem być pewien, że mogę ci zaufać po tylu latach....To jest Super Saiyanin trzeciego poziomu, nie jest łatwy do zdobycia, bo naprawdę musisz sięgnąć po wszystko co masz ze swojego wnętrza, pamiętać wszystkie ważne rzeczy z dzieciństwa oraz te teraźniejsze, to tak jakbyś miał umrzeć i wydać ostatni wybuch ze swojego ciała....Mogę ci jeszcze powiedzieć, że ta przemiana na pewno zżera najwięcej energii i jak chcesz długo na niej przebywać, radzę ci solidny trening... - uśmiechnął się i będąc jeszcze przez dłuższy czas na tej formie, nie żałował niczego. Fakt, tutejszy lekarze pomogli mu z jego ranami, ale musiał nauczyć przyszłego Bojownika nauczyć kilku przydatnych rzeczy, żeby w razie kłopotów czy innych problemów, zaskoczyć swoje przeciwności losu. Odmieniając się wreszcie do swojego kruczego koloru włosów, machnął do zadziwionego Topote by wracali. Będąc tutaj tydzień, praktycznie leniuchując i stosując się faktycznie do zaleceń medyków, korzystali wreszcie z zasłużonego wypoczynku oraz regenerowali swoje ciała.

Po upływie tygodnia, Kenzuran wyjmując zza zbroi kapsułkę, nacisnął ją i rzucając obok statku Saiyanina z Irokezem na głowie, pojawił się jego statek, który otrzymał na Ziemi. Wymienili się komunikatorami, żeby w razie czego mieli do siebie kontakt, no i podali namiary na swoje planety, czyli Ziemia oraz Bowapo. Dostając jeszcze od drzewców spore ilości zapasy prowiantu i kilka kanistrów z benzyną, bardzo podziękował za wszystko co razem przeżyli, to było coś nowego dla niego i innego zarazem. Czarnooki biorąc także miecze i kładąc je delikatnie gdzieś na półkę, wyszedł jeszcze do Topote i stojąc przed nim, powiedział w jego stronę:
-No nic, nasze drogi się rozchodzą mój drogi Topote, ale mam nadzieję że jeszcze się spotkamy. Nie sądzę by po powrocie na Ziemie, zatrzymał sobie ten statek, dlatego też jak zauważysz, że transponder został wyłączony, wiedz to że powróciłem na Błękitną planetę. Pokazałem ci dość sporo przydatnych rzeczy i mam nadzieję, że dobrze je wykorzystasz, no i najważniejsze. Pamiętaj co jest drogą do osiągnięcia i stania się Legendą, najgorsza rzecz która może się wydarzyć na twoich oczach, oby do tego nie doszło bo to jest naprawdę ostateczność... - mówiąc to, wiedział z czym się wiążą konsekwencje. Niestety ale Mężczyzna z utraconym ogonem zobrazował sobie jak ktoś z nowych wrogów, zabija przyjaciół Topote i ten osiąga stan furii, przemieniając się w Super Saiyanina, oczywiście pokonując zagrożenie i niestety chowając swoich zmarłych przyjaciół pod glebą. Trzęsąc delikatną głową, nie mógł tak o tym myśleć, ponieważ także znał tą rasę, towarzyszy jego rodaka i miał nadzieję, że nic takiego im się nie stanie. Żegnając się raz na dobre, pokazał znak Saiyańskiego pożegnania i wchodząc na swój statek, poleciał we własną drogę, znowu gdzieś błądząc po kosmosie, gdyż tak było po prostu ciekawiej.

Koniec Piątego Tomu


V Slot na Statystyki
Kenzuran
Kenzuran
Liczba postów : 516

Kenzuran - 7 Letni Time Skip Empty Re: Kenzuran - 7 Letni Time Skip

Nie Lis 29, 2020 5:35 am

Planeta Octo?! Zero śladów Saiyan-jinów oraz Kosmiczny Bandyci!


Kenzuran po odleceniu z medycznej planety swoim kulistym transportem, pożegnał się na tą chwilę z rodakiem, którego imię brzmiało Topote oraz jego drewnianymi towarzyszami, Gamato oraz Koją, gdyż mała roślinka chyba jeszcze zbytnio nie potrafiła mówić, przynajmniej on z nią nie rozmawiał. Wzdychając pod nosem i będąc tym razem wyjątkowo na fotelu, odczekał aż jego "otrzymany chwilowo" statek wyruszy w przestrzeń kosmiczną, jak zwykle lecąc na ślepo. Oczywiście posprawdzał inne mapy planetarne od kartografa na jednych z poprzednich planet, ale większość z nich była raczej takimi opuszczonymi albo bez życia. Wreszcie mogąc się odpiąć od fotelu, przeszedł na inne pięto swojego pojazdu i zdejmując tylko górną część zbroi, zaczął solidny trening, atakując i ciężko walcząc z nieprawdziwymi przeciwnikami, którzy byli stworzeni z jego podświadomości. Na tą chwilę znowu pewnie będzie błądził kilka tygodni, albo i nawet miesięcy, ale jakoś mu to nie przeszkadzało. Dostał także informacje od Pana Doktora, że jak zacznie mu coś rosnąć na twarzy, to w jego toalecie znajdzie coś takiego jak maszynkę oraz pianka do golenia, nie pamiętał żeby mu to było potrzebne. Wzruszając ramionami, czuł że pot powoli zaczyna opadać na tutejszą białą posadzkę i jego trening na pewno będzie widoczny gołym okiem. Ciężko wystrzeliwując z błyskawiczną prędkością swoje zaciśnięte dłonie w przód, trochę żałował że musiał się rozstawać z Topote, zawsze miał jakieś towarzystwo do rozmowy, a że ciągle leciał przed siebie na ślepo, już był tak oddalony od Ziemi, że nawet nie miał do nich kontaktu i nie wiedział czy coś się na niej dzieje.

Zapewne niedługo będzie musiał na nią wrócić i dowiedzieć się może, czy Haricotto oraz Ranzoku napotkali znowu Doktora Gero i czy ten przybył z Perfekcyjnym Androidem, bo wreszcie ich tak straszył swoim tworem, czyżby to było kłamstwo? Czarnowłosy nie chciał o tym rozmyślać, dlatego też wykonując manewr unikowy przed widmem swojego oponenta, odkopał go od siebie i dolatując do niego, trafił go łokciem w grdykę i ten po chwili zniknął, jakby nie istniał. Czarnooki łapiąc oddech, wiedział że także go czeka ponowne spotkanie z Gutsem, nie wie tylko czy ten darował sobie kumplowaniem się z ich wrogiem numer jeden na Vegecie, czy też jednak obrał sobie jego stronę i całkowicie dał sobie wyprać mózg przez jego tsufulskie sztuczki. Waląc ciągle pięściami powietrze, Wojownik czuł jak jego ciało zaczyna nasiąkać jego wytwarzaną przez niego morką cieczą, która zaczęła tworzyć niewielką plamę kałuży pod jego stopami. Starał się na to nie zwracać uwagi, ale praktycznie wykonując niepoprawne uderzenie wysokim kopnięciem, mógł się poślizgnąć na niej, ale w ostatnim momencie odskoczył w tył i wylądował na czterech literach.
-Hmm, takie błędy są nietolerowane....muszę ciężej pracować! - zakrzykując do siebie, wyruszył znowu na parkiet treningowy i ciężko ćwiczył tak te tygodnie oraz miesiące. Oczywiście nie żył samym treningiem, nie mógł zapomnieć o dobrym odżywaniu się, braniu prysznica oraz musiał także czasami sypiać, ale wiedział że sen jest tylko dla słabych, on mógł wytrzymać znacznie dłużej bez tego!

Mężczyzna z utraconym ogonem po upływie na pewno kilku miesiączków, zerknął kątem oka w próżnie kosmosu i być może chciał coś tam znaleźć, na tą chwilę nie widział żadnej planety. Będąc trochę zawiedziony zaistniałą sytuację, skończył kolejny trening i zasiadając na fotel, przedzwonił i sprawdzał, czy może połączyć łączność z Topote. O dziwo nie było tutaj żadnych problemów, więc rozmawiając o różnych rzeczach, plotkowali praktycznie o tym co się na tą chwilę wydarzyło przez ten upływ kilku miesięcy. Syn Kellana nie mógł zapomnieć zapytać, czy jego pobratymiec ciężko trenuje i dopytywał go czy udało mu się osiągnąć Stopień Super Saiyanina, mimo iż przedtem go ostrzegał, żeby nie szarżował niepotrzebnie i na pewno pojawi się sytuacja, która będzie od tego zależała. Brat Klen był tak zajęty rozmową i za chwilę usłyszał informacje, że zbliża się do jakiejś planety, która także z góry wyglądała jak jakaś pustynna. Kończąc rozmowę ze swoim rodakiem, powiedział żeby tylko ciężej trenował, gdyż naprawdę może dojść do sytuacji, że Gamato i Koja polegną w boju i spotkają na swojej drodze kogoś potężnego, a może nawet tego całego Cynnamona. Kenzuran wykonując Saiyańskie pożegnanie, na chwilę wstał z fotelu, ale było to błędem, gdyż jego maszyna zaczęła powoli wlatywać w atmosferę tej planety, więc szybko doskoczył do krzesła i zapiął pasy, by niechcący nie wypaść przez szybę. Wlatując coraz bardziej w głąb tej planetki, widział że w niektórych miejscach rosły jakieś wielgachne grzyby, jeśli dobrze zapamiętał nazwę tej rośliny, którą widział kilkukrotnie na planecie Ziemi.

Dolatując na jakieś obrzeża planety, wreszcie już Starszy Saiyanin był gotowy do opuszczenia swojego pojazdu. Wychodząc z niego i łapiąc ostatni łyk wody, przy okazyjnie zagryzając czymś szybkim do przekąszenia, zamknął lodówkę i znajdując się na zewnątrz, kliknął przycisk i schował kapsułkę jak zwykle w bezpieczne miejsce. Rozglądając się na około, nie czuł żadnego zagrożenia z żadnej strony, więc wzbijając się w powietrze, zaczął szukać na planecie jakiejś cywilizacji. Było tutaj nawet dość ładnie, choć Czarnowłosy nie miał zamiaru jakoś się przejmować florą oraz fauną, jeśli napotka coś wrogiego, to oczywiście będzie działał. Kilkanaście minut później, długi lot Czarnookiego jako tako się przedłużał, ale wreszcie dostrzegł w oddali jakieś niewielkie kuliste budynki oraz wokół nich te wielkie drzewa, które czubki ich przypominał czubek od grzyba. Dolatując wreszcie do pierwszych budynków, wylądował przed nimi i widział, że jakieś macko-podobne stworzenia rozmawiały między sobą oraz chyba handlowały. Wchodząc wgłąb tutejszej wioski, Mężczyzna z utraconym ogonem zaczął rozmawiać z tutejszym pospólstwem i tłumaczył im co i jak, czemu tu przybył i że poszukuje takich jak on, Saiyanów. Jeden z tutejszych mieszkańców wytłumaczył niestety, że ich Król musiał polecieć na bardzo ważne spotkanie i on zapewne mógłby udzielić mu odpowiedzi. Syn Kellana tylko kiwnął głową na znak, że rozumie i zaczął wymieniać towary, gdyż dostał ich trochę od Topote, ponieważ ten nie chciał go zostawić z pustymi rękoma. Widać było, że od jego pobratymca było dosyć mocne dobro, mimo iż wywodził się z rasy kosmicznych Wojowników, którzy w praktycznie większości galaktyk siali strach oraz chaos, ale nie wszyscy jednak musieli tacy być, znajdywali się tacy, którzy działali zupełnie inaczej.

Brat Klen to doceniał, gdyż wiedział że przeżył wystarczająco wiele i On nawet zaczął szanować mieszańców, ale jego Matka nauczyła go, że są praktycznie tacy sami i powinno się ich szanować. Jego Ojciec jednak miał inne podejście, nie tolerował Saiyan-jinów brudnej krwi i najchętniej by ich wyzbył się z Vegety, ale był wtedy bezsilny. Kenzuran jednak musiał sam obrać podejście do Rudowłosej oraz tego Saiyan-jina z czerwonymi końcówkami kosmyków na jego włosach, czy ma ich tolerować czy nie? Nie wydawali się dla niego po części zagrożeniem, przynajmniej ten z kolorowymi włosami, ale Rudowłosa....w niej pałała niesamowita moc, którą już pokazała podczas walki z Bielialem, dzika....piękna oraz niesamowita. Zapewne taka żona byłaby dla niego idealna, ale Ona niestety patrzyła trochę na świat z innej strony, nie z tej co trzeba, Czarnowłosy nie chciał jej oceniać, będzie musiał jej dać trochę czasu, aż w końcu dojdzie do konkretów pomiędzy nimi. Kierując się do innej wioski tutejszych mieszkańców, którzy nazywali się jak planeta, Octo byli czymś podobnym do ośmiornic, tylko ci potrafili stać na swoich odnóżach i normalnie się poruszać. Dolatując do kolejnej wioski, Wojownik usłyszał jakiś wybuch i jakieś strzały, więc szybko udał się w tamto miejsce i zobaczył trójkę osób, która szukała jakiegoś "kosmicznego patrolu". Nie wiedział o co im chodzi, dlatego też rzekł w ich stronę, wysuwając się na przód wszystkich Octo-osób:
-Nie wiem o kogo wam chodzi, ale jeśli komuś stanie się krzywda, to wam tego nie daruje! - kiedy to wypowiedział, bandyci z kosmosu go tylko wyśmiali i od razu wycelowali w jego stronę trzy blastery, które zaraz miały wystrzelić.

Wszyscy trzej różnili się od siebie wzrostem, ale to nie było najważniejsze, wyglądali na takich co nie mogą po prostu stanowić zagrożenia, dlatego też kiedy ich strzały zostały oddane, Mężczyzna z utraconym ogonem odbił je wysoko w górę, żeby żaden mieszkaniec nie został ranny. Sycząc pod nosem, czuł że jego opuszki palców zostały delikatnie oparzone, ale nie przejmując się tym, bardzo szybko pojawił się przed opryszkami i chwytając za ich bronie, zniszczył ją delikatniejszym ściśnięciem swoim dłoni. Przerażeni piraci prędko odskoczyli w tył i nie wiedzieli co zrobić, uważali Go za potwora, no i po części to była prawda. Wreszcie Syn Kellana zabił kiedyś dziecko z zimną krwią, które należało do Armii Czerwonej Wstęgi, ale mogło wyrosnąć jeszcze na coś gorszego, które mogło jeszcze stworzyć większość chaos na ZIemi, a do tego nie mógł pozwolić.
-Mam nadzieję, że zrozumieliście to, że nie dacie mi rady....wynoście się albo znikniecie z powierzchni tej planety... - mówiąc to, rzucił w ich stronę śmiercionośne spojrzenie i ci bardzo prędko uciekli do swojego wahadłowca, także szybko stąd odlatując. Rasa Octo była wdzięczna Starszemu Saiyaninowi za pomoc, dlatego też chcieli go obdarzyć jakimiś bogactwami, ale jemu tylko wystarczyły zapasy na kolejną drogę. Tworząc na końcu z wiosek swój statek, zaczął przyjmować od nich prowiant i to co mogli, to mu po prostu dali. Brat Klen dziękując za wszystkie dary od ich strony, powiedział że niestety musi ruszać w dalszą drogę, bo mógłby w sumie poczekać na Króla Octo, ale jednak woli działać jak najszbyciej! Żegnając się z tutejszą rasą, jego statek zaczął startować, aż wreszcie wyruszył w kolejną podróż i tak zaczął mijać już kolejny szósty rok.

Kenzuran nie wiedział jakie jeszcze mogą go przygody czekać, ale coś przeczuwał że pora wracać chyba już na Ziemie, gdyż Vegeta raczej nie prędko wróci na mapy galaktyki. Uśmiechając się pod nosem i przedtem zostając poinstruowanym przez Pana Briefsa, ustawił kurs na Niebieską kulę na którą ma zamiar wrócić i na pewno powiadomi o tym swojego towarzysza. Łącząc się oczywiście za niedługo z Topote, dał mu tylko informacje, że powoli wraca na Ziemie i że jak będzie kończył swoje treningi i wszelaki handel, że może przybyć na Ziemie i wtedy razem będą mogli uporać się z Perfekcyjnym Androidem. Jeśli ten nie będzie chciał, to przecież Czarnowłosy nie będzie go namawiał na siłę, dał mu wreszcie tylko samą propozycję. Znowu się żegnając przez kosmiczny komunikator z pobratymcem, tym razem Wojownik musiał odpocząć i po kolejnych treningach, zasiadł w fotelu i udał się w dość długi sen, by może być na czas na Ziemi.

Koniec Szóstego Tomu



Kenzuran
Kenzuran
Liczba postów : 516

Kenzuran - 7 Letni Time Skip Empty Re: Kenzuran - 7 Letni Time Skip

Nie Gru 06, 2020 6:13 pm

Powrót na Błękitną Planetę! Kolejne zmagania Saiyanina!


Kenzuran radząc sobie z przeciwnościami losu na jakie trafił, wiedział że zawsze ktoś będzie stanowił problem, nie tylko na jego planecie, ale także na innych. Bandyci, Belial, Łamacze Czasu....i jeszcze istniejący na Ziemi ten cały Gero, Czarnowłosy wiedział że może być z nim problem, no i jego perfekcyjnym androidem. Nie po to trenował, żeby być słaby i dać się komukolwiek pokonywać, wiedział także nadal że musi pomóc swojemu towarzyszowi Gutsowi, by uwolnić go od zarazy zwanej Tsufulem. Czarnooki nie wiedział za bardzo jak ma to zrobić, dlatego też dalej solidnie trenując na statku, zatrzymując się na jakiś planetach, które z chęcią będą miłe na wymianę towarami, bo wreszcie musiał uzupełniać prowiant i tak dalej. Mężczyzna z utraconym ogonem wiedział, że teraz już tylko jedyna rzecz mu pozostaje powrót do domu, ponieważ wreszcie Vegety nie było, a z chęcią by na nią wrócił, chciałby zobaczyć kiedyś jeszcze swój rodzinny dom oraz rodzinę, ale raczej do tego nigdy nie dojdzie. Oczywiście pamiętał porady swojego mentora Xandera, który także go szkolił, jeśli nie było w pobliżu jego Ojca oraz Matka, mimo iż jego rodzicielka nie trenowała oraz walczyła tak często. Była raczej Panią domu, fakt miała swój oddział i niestety poległa wraz z nim, tylko jedna wojowniczka ostała się z jej ekipy. To najbardziej wtedy zakuło Ojca Kenzurana, który odurzał się dość mocnymi środkami i nie panował nad swoją agresją, nawet wobec własnych dzieci. Syn Kellana nie chciał o tym rozmyślać, gdyż gdyby jego Mama się posłuchała rad Staruszka, może by wyszło inaczej, a on to wszystko zwalał na mieszańców.

Brat Klen wiedział doskonale, czemu tak samo jak jego Ojciec nie darzył sympatią mieszańców, bo to właśnie oni byli w oddziale Ilene, to właśnie było jedyne stwierdzenie dlaczego przegrali bitwę i przypłacili swoje życie. Kenzuran chciał wybuchnąć złością, wszystkie te myśli zaczęły zajmować jego głowę, a nie chciał o tym myśleć, to były najgorsze wydarzenia jakie spotkały go w dzieciństwie, ma nadzieję że nic więcej się takiego nie stanie. Najwyraźniej będzie musiał zmienić podejście do niektórych hybrydowych osób, te które spotkał przykładowo na Ziemi, może nie są takie złe...oraz słabe. Rudowłosa oraz młodzik z czerwonymi kosmykami na włosach pokazywali sami z siebie, że z nimi nie będzie na pewno łatwa batalia, nie dali sobie w kaszę dmuchać. Czarnowłosy doskonale to rozumiał i chciał się dowiedzieć nieco więcej o dziewczynie, wreszcie była naprawdę niezwykłą personą, ale cóż....nie była dla niego raczej otwartą księgą. Strasznie zgrywa niedostępną, no i nienawidzi Czarnookiego za to, że zabił dzieciaka z Armii, a starał się jej wytłumaczyć że szczyl jakby dorósł byłby jeszcze gorszy i mógłby zasiać chaos na planecie. Mężczyzna z utraconym ogonem pokiwał negatywnie głową i będzie musiał inaczej przekonać Pannicę do swojej osoby, tylko jak. Drugi Mieszaniec polecił mu, żeby po prostu dać jej trochę czasu i tyle, że to czyny podobno pokażą wszystko, a ona może po jakimś czasie to zaakceptuje, nie wiedział czy jednak to zadziała. Przez te kilka lat w kosmosie, Młody Saiyanin wiedział że jednak istnieją gdzieś tam Saiyanie, tylko może po prostu się ukrywają i nie chcą wracać do przeszłości, gdyż ich planeta teraz nie istniała.

Ciężko trenując, odsypiając dni tygodnie oraz miesiące, no i oczywiście pożywnie się odżywiając, biorąc także prysznic, musiał być gotowy na kolejne zło, które w każdej chwili może nadejść. Nie chciał być kulą u nogi, wiedział że zawiódł Rutagę wtedy na Krwistej Planecie i został odesłany wraz z Gutsem w jednej kapsule, to była jego największa porażka w życiu. Doskonale rozumował, że nie może już więcej dopuścić do takich rzeczy, nigdy więcej nie może zawieść swoich rodaków oraz pobratymców, ponieważ jest jednym z nich! Syn Kellana odsypiając kolejne dni treningowe, wiedział że niedługo na pewno wróci na planetę, był ciekaw czy przez te praktycznie kilka lat coś się na niej zmieniło, zapewne tak. Siadając do swojego fotelu tym razem, gdy przedtem korzystał z frachtowca Topote, miał zamiar do niego przedzwonić, poinformować go o tym, że to będzie niestety ich ostatnie połączenie. Nie ma zamiaru brać tego statku dla siebie, ponieważ chciał go tylko i wyłącznie wykorzystać by odsapnąć od Ziemskich problemów, było ich po prostu bardzo dużo. Wiedział, że na pewno wiele pomógł ludziom i to go bardzo cieszyło i podnosiło na duchu, wiedział że musi być jeszcze silniejszy na kolejne mroczne czasy, jeśli takowe się w ogóle pojawią. Jest wreszcie Saiyańskim Wojownikiem i raczej tak łatwo nie odpuści, gdyż musi przegonić Gutsa, jeśli chodzi o ich różnice w mocy, nie może być następnej porażki z jego strony. Ustawiając częstotliwość radiową na tą odpowiednią, po jakimś czasie wreszcie otrzymał informacje ze strony drugiego rodaka, który był wraz ze swoją drzewcową załogą, najwyraźniej wyglądali na szczęśliwych.


--Chcę cie poinformować o tym, że niedługo nie będzie tak często rozmawiali. Po powrocie na ZIemie, oddam statek właścicielowi, który go stworzył dla mnie, ponieważ nie będzie mi już potrzebny. Współrzędne znasz, więc jakbyś był w okolicach tego sektora galaktycznego, z miłą chęcią zobaczę twoje postępy oraz treningi...Do usłyszenia! - pokazując przez monitor saiayński znak żegnający się, rozłączył połączenie i był gotowy niedługo do dolecenia do danej lokacji. Oczywiście Wojownik zajął się jak zwykle ciężkim treningiem, dbaniem o dobrą dietę, spaniem oraz oczyszczaniem swojego ciała z trudnych potowych wyzwaniach treningowych. Brat Klen czuł, że kolejne miesiące mu upływały i zaraz miał minąć kolejny rok, który naprawdę postarzył jego personę o te kilka lat. Kenzuranowi jakoś to nie przeszkadzało, gdyż wiedział że jego rasa starzała się dwa razy wolniej niż ci cali Ziemian albo po prostu inne rasy, ponieważ wreszcie byli kosmicznymi bojownikami, którzy mieli podbijać planety i żyć dość długo by na wszystko starczyło czasu. Nie zastanawiając się nad tym dłużej, był już ostatecznie gotowy by powrócić na Błękitną Planetę i dowiedzieć się jakie zmiany na niej zaszły. Zapewne niektóre miasta zostały odbudowane przez to co się działo wcześniej, wreszcie jak Kenzuran się tam znalazł w pierwszych dniach z Gutsem, to natrafili na zniszczone miasto. Teraz zapewne niektóre miasteczka zostały odbudowane i gotowe do dalszych działań, jak coraz mocniejszemu rozwoju cywilizacji oraz re-populacji ludzi. Czarnowłosy siadając na wygodny fotel, zapiął pas i był gotowy do sekwencji lądowania, wreszcie już widział przez szybę z kosmosu, Ziemie w całej jej okazałości oraz Księżyc, który znajdywał się niedaleko.

Ustawił na szybko współrzędnie tam gdzie ma wylądować, czyli lądowisko przy Capsule Corporation, wreszcie nie chciał używać jakiś ostrych lądowań, nie chciał jako tako nic zniszczyć podczas tutejszego lądowania. Wkraczając wreszcie w ziemską atmosferę, już powoli mógł dostrzec ten wielki żółty kulisty budynek firmy Pana Briefsa, który wraz z jego załogą na pewno mocno się rozbudowali i wynajdywali to coraz nowsze wynalazki oraz tworzyli nowsze rzeczy i ulepszenia. Czarnooki czując, że maszyna osiadła na gruncie, mógł wreszcie z niej wyjść i widząc doktora, przywitał się z nim. Wytłumaczył mu wszystko, co się działo podczas jego różnych lotów oraz zapoznawania nowych części galaktycznych, że faktycznie natrafiał czasami na jakieś poważniejsze rzeczy, ale tak to poradził sobie, no i poznał oraz odnalazł jednego rodaka, to zawsze coś. Siedząc przy stole w jadalni u Pana Profesora, nadal opowiadał swoją historię jak to wszystko wyglądało, no i oczywiście wypytywał czy może niechcący Guts się u nich nie pojawiał. Był ciekawy co się działo przez te wszystkie lata u jego rodaka, czy może jednak się tutaj nie pokazywał. Mężczyzna z utraconym ogonem wiedział, że na pewno przez te wszystkie długie wydarzenia, tsuful mógł mu całkowicie namieszać w głowie i zawładnąć jego ciałem raz na zawsze, dlatego jeśli to się stało, to już będzie koniec dla niego. Oczywiście przedtem ostrzegł Topote jakby kiedyś spotkał jego rodaka, żeby na niego uważał i nie wciągał się z nim w jakieś niestosowne rzeczy, bo nigdy nie wiadomo. Kończąc wreszcie rozmowę z Doktorem Briefsem, dał mu tylko znać że na pewno raz na jakiś czas będzie się tutaj pokazywał i jeszcze raz podziękował za zorganizowane mu statku na tak niesamowitą podróż, czuł że znowu jest gotowy na dalsze przeciwności! Odlatując z Capsule Corporation, był ciekaw jak może znaleźć Ranzoku oraz resztę tutejszych obrońców planety, bo wreszcie może po tym dowie się na temat tego całego Perfekcyjnego Androida. Lecąc przed siebie, Brat Klen wylądował w miejscu gdzie za pierwszy razem wraz z jego pobratymcem schowali kapsułę, kiedy przybyli na tą planetę, to były dobre czasy i wtedy jeszcze się dobrze dogadywali, a teraz to było zupełnie co innego. Stojąc tak sobie, wsłuchując się w nutry rzek, który płynęły nieopodal oraz szumiące liście na drzewach popychane przez wiatr, Młody Saiyanin był gotowy na dalsze przygody, był ciekaw co tym razem go spotka!

Koniec Siódmego Tomu

@Vados
@Vados
No.1 Vados' Fangirl
Liczba postów : 216

Kenzuran - 7 Letni Time Skip Empty Re: Kenzuran - 7 Letni Time Skip

Wto Sty 05, 2021 3:46 pm
Sponsored content

Kenzuran - 7 Letni Time Skip Empty Re: Kenzuran - 7 Letni Time Skip

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach