Go down
Areia
Areia
Liczba postów : 90

Areia Empty Areia

Wto Sie 08, 2017 11:24 pm
Czas jest pojęciem względnym, podobnie zresztą jego upływ. Dla każdego bowiem mija w sposób relatywnie subiektywny. Dla osoby spieszącej się gdzieś minuty i godziny będą uciekać niczym woda przez palce. Dla znudzonego przechodnia każde kolejne ziarnko w klepsydrze przesypywać się będzie całą wieczność. Areia znała pojęcie wieczności, sama też na własnej skórze znała upływ czasu, wszak nie od dziś przemierzała ten pełen zła świat. Dobrze wiedziała, że nie musi się nigdzie spieszyć, bo i tak nie uniknie tego, co zostało dla niej spisane. Mogłaby się zastanawiać, dlaczego spotyka ją właśnie taki a nie inny los, lecz wolała spożytkować wolny czas na coś pożyteczniejszego.

Po zlikwidowaniu natrętnego i głupiego demona o czerwonej skórze ruszyła przed siebie. Gdy wreszcie natknęła się na kogoś przy pałacu, okazało się, że poszukiwanego przez nią makaioshina nie ma. W zamian za to dostała zlecenie. Nie było ono jakoś specjalnie skomplikowane i nawet nieszczególnie warte opisu. Zadanie jak zadanie, wykonała je bez szemrania, znając swoje miejsce w szeregu. Po skończonej pracy oddawała się medytacjom, chcąc wzmocnić własny umysł i zapanować nad emanującą z niej energią. I tak dni jej upływały na kolejnych drobnych zadaniach i próbach wzmocnienia własnego organizmu.
Dopiero po kilku dobrych tygodniach udało jej się zastać w pałacu naukowca, którego po raz pierwszy spotkała nad rzeką śmierci. I on dobrze ją zapamiętał, gdyż na sam jej widok uśmiechnął się nieznacznie, nazywając ją „małą niewychowaną samicą”. Tym razem zwracała się do niego z należytym szacunkiem i słuchała uważnie jego słów. Była dla Gomasu niezwykłym okazem, w końcu jako jeden z nielicznych „obiektów doświadczalnych” przeżyła poczęstowanie specyfikiem z krwawej wody.
Makaioshin z początku wydawał jej proste polecenia, jakby chciał ją sprawdzić. Miała zanieść coś w jedno miejsce, z kolejnego zabrać coś innego i przenieść w następną lokację. Wszystkie rozkazy wykonywała bez szemrania, z tym samym chłodnym oglądem co zwykle. Naukowiec wszystko sobie zapisywał i tylko uśmiechał się w ten charakterystyczny dla siebie sposób.
Któregoś dnia, gdy przyszła do niego o umówionej porze, akurat z kimś rozmawiał. Jak tylko ją dostrzegł, uśmiech wstąpił na jego twarz, a on sam wskazał na nią palcem.
- Ona się nada – stwierdził, jakby to było rzeczą oczywistą, choć bogini nie rozumiała jeszcze, w co wpakować zamierza ją shinjin. – Jest cicha, spostrzegawcza i z pewnością załatwi to szybko.
Jego rozmówca – czerwonoskóry demon w białym płaszczu, wyższy zarówno od Gomasu, jak i samej Arei – przyjrzał się jej uważnie. Nawet podszedł i obejrzał ją sobie ze wszystkich stron odprowadzany tylko chłodnym spojrzeniem czarnych otchłani.
- Hm, wydaje się w porządku – mruknął, stając przed nią, a chwilę później jego wielka dłoń znalazła się tuż przed jej twarzą.
Ułamek sekundy zdziwienia, instynktowny odskok w bok z przewrotem i lądowaniem w przysiadzie z gotowym do użycia blastem. Twarz miała wręcz pokerową, czekała na rozwój wydarzeń. Demon z pewnością ją testuje.
- Ma dziewka niezły refleks jak na swój poziom – demon uśmiechnął się szeroko, opuszczając rękę.
- Oczywiście, to jeden z moich specjalnych okazów – potwierdził makaioshin, a shinjinka dezaktywowała pocisk, prostując się. Spojrzała pytająco na zwierzchnika.
- Dobrze więc. Zaznajom ją ze szczegółami misji i niech się bierze do roboty – rzucił na odchodne czerwonoskóry i zniknął.
Tak oto czarnooka wpadła do... piekła.

Infiltracja. Kto to właściwie wymyślił? Miała przemknąć niezauważenie obok całej sfory skazańców piekielnych otchłani i zorientować się, czy aby nie szykują oni jakiejś rewolty. Nie żeby w ogóle umiała poznać, że ktoś ma w planach bunt. Właściwie wszystkie stworzenia w tym miejscu zachowywały się tak, jakby zaraz miały wszcząć jakąś burdę. I jak niby miała poznać ten prawdziwy zalążek rebelii?
Przeczesywała więc teren, szukając czegoś... no po prostu szukając. Tu jakaś burda, tam jakieś gwałty... Śmiertelnicy to jednak mieli dziwne zwyczaje, a przynajmniej do takiego wniosku doszła. Najpierw okładali się po mordach, bo inaczej tego nazwać nie można, potem samce dobierały się do samic, a po wszystkim i tak znów dochodziło do jakichś burd. Zastanawiała się nawet, czy to nie jakaś usterka w ludzkim genotypie, wychodziło jednak na to, że wśród niektórych podrzędnych ras takie zachowanie było normalne.
Przelatywała akurat w pobliżu miejsca zwanego krwawą fontanną ze względu na pobliskie źródło wody, kiedy dostrzegła złotą smugę przecinającą piekielne niebo. Zatrzymała się i przyjrzała dokładnie istocie o złotej aurze, która wylądowała nieopodal, przerywając pojedynek dwójki tubylców. Przybysz miał blond włosy i jasny ogon, co przywodziło na myśl rasę saiyan, ale przecież wśród nich byli tylko ciemnowłosi, prawda? A przynajmniej tak wynikało z jej wiedzy. Ów osobnik zaatakował kobietę, która chwilę wcześniej walczyła z pozbawionym już dechu wojownikiem. Najpierw ją od siebie odepchnął, by moment później własnoręcznie przebić jej trzewia, skazując tym samym na śmierć ostateczną. Zastanawiające było jednak, że nie rzucił truchłem niczym śmieciem, co czynili inni, a ułożył ciało kobiety na ziemi i krótkim ruchem dłoni zamknął jej oczy. Po kilku kolejnych sekundach odleciał, dopiero wtedy Areia zaczęła zbliżać się do miejsca zdarzenia.
Kobieta była typową saiyanką. Miała ciemne włosy, ogon, teraz także całkiem pokaźną dziurę wylotową w brzuchu. No i za moment całkowicie wyparuje. Bogini tak zaabsorbowała własne myśli postacią wojowniczki, że nie zauważyła, kiedy coś chwyciło ją za nogę. Zareagowała instynktownie, strzelając blastem. Czaszka mężczyzny rozpadła się z charakterystycznym chrupnięciem, znacząc trawę mieszanką krwi i zmiażdżonego mózgu. Już gdzieś widziała podobny obrazek, nie zrobił on jednak na niej żadnego wrażenia. Stała tak, dopóki oba truchła nie obróciły się w nicość, a potem poleciała w dal.

Tamtego dnia natknęła się na złotowłosego wojownika, który zwrócił na siebie jej uwagę. Był czymś niezwykłym, choć mogła przysiąc, że należał do rasy saiyan. Po złożeniu raportu z wyprawy, całe godziny, dni, tygodnie spędziła na poszukiwaniach jakiejkolwiek wzmianki na temat tego ewenementu, aż wreszcie znalazła.
Super saiya-jin, legendarny wojownik objawiający się raz na tysiąc lat. Istota o wielkiej mocy. Im głębiej zanurzała się w tekst, tym więcej wiedziała o samym osobniku, a także o samej jego transformacji. Zaczęła się nawet zastanawiać, czy aby ten potężny wojak zwany super wojownikiem nie będzie prowodyrem buntu w piekle. Właściwie nie powinno jej to interesować, w końcu wspomniała o nim w raporcie i tyle powinno wystarczyć. A jednak chciała wiedzieć. Trudno było jej przyznać się przed samą sobą, ale ten śmiertelnik ją zainteresował, zaciekawił. Postanowiła, że kiedyś sama sprawdzi, kim on tak właściwie jest.

Kolejne zadania, niekończąca się spirala rutyny, w jaką popadała, a wszystko to przerywane było medytacjami, ciężkim treningiem i naukami u wielkiego Gomasu. Zgłębiała wiedzę, szkoliła się w nowych rzeczach, poszerzała zarówno umiejętności, jak i światopogląd. Starała się nie zachodzić pod skórę makaioshinowi, wiedziała bowiem, że mogłoby się to dla niej źle skończyć. Mimo wszystko czerpała każde drobne ziarnko, jakie naukowiec jej podrzucał. Ciągle pamiętał, że była ona jednym z tych nielicznych, którzy przeżyli jego eksperyment, a to sprawiało po części, że była użyteczna i że można nieco zainwestować w jej rozwój. Trwała więc nadal w tej matni zwanej Królestwem Makaioshinów, od czasu do czasu zapuszczając się w odmęty Piekła w poszukiwaniu złotowłosego wojownika. Czas płynął swoim rytmem, a ona nawet nie starała się go odmierzać, bo i po co? Nie miało to dla niej większego znaczenia. Żyła, rozwijała się, rosła w siłę. Powoli pięła się w górę, co znacznie oddalało ją od zguby, która czekała istoty słabe.
I tak minął kolejny rok…

Postępy:
Tensa
Tensa
Time Patrol
Liczba postów : 450

Areia Empty Re: Areia

Czw Sie 10, 2017 2:49 pm
Przeczytane
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach