Go down
avatar
Gość
Gość

Ruccola Karta Postaci Empty Ruccola Karta Postaci

Sro Kwi 17, 2019 9:47 am
Imię:
Ruccola

Wiek:
17 lat

Rasa:
Saiya-jin

Wygląd:
Wygląd osobnika zwanego Ruccolą jest dość specyficzny, aczkolwiek w żaden większym stopniu ninieodbiegający od standardów znanych u innych Saiyan. Bardzo charakterystyczną rzeczą są średniej długości włosy o niezwykle kruczoczarnej barwie, najczęściej uczesane w swoisty nieład, bądź punka. Twarz w żaden sposób nie wydaje się w tym stylu nader okrągła, wręcz jest idealnie dopasowana – jak u porcelanowej lalaczki. Z kolei na niej znajdują się symetrycznie rozmieszczone oczy, brwi, nos, usta oraz po bokach głowy uszy. Zacznijmy, więc od oczu – chyba nie muszę tutaj rozczulać się nad opisem źrenic o czarnej barwie, po obu stronach są takie same. Idealny kolor oczu, który uwielbia płeć piękna skrywany jest często pod przymrużonymi oczyma, gdyż chłopak całkowicie cały czas się uśmiecha, aczkolwiek jest to tylko maska, którą lubi przywdziewać. Brwi z kolei nie są krzaczaste, idealne, jakby wydepilowane świetnie podkreślają górny kraniec dołu oczodołowego, wyznaczając jego górną granicę oraz szerokość. Nos jest w pełni dopasowany do całości twarzy, niewielki, prawie jak u dziewczyny, jest podkreśleniem niewieściego wyglądu chłopaka. Sine usta są świetnie podkreślane przez kolor włosów, dlatego nabierają odpowiedniego kontrastu do nich, co obrazuje się właśnie przez taki, a nie inny kolor. Uszy są dobrze ustawione do linii oczu, dlatego nie można nic zarzucić wyglądowi twarzy młodzieńca. Sylwetka prezentuje się również dość charakterystyczny, tudzież jej szczupłe kształty, posiadające lekkie umięśnienie wzbudzają podejrzenia, iż chłopak tak naprawdę jest dziewczyną. Trzeba zniwelować takie pogłoski, ponieważ młodzian nie posiada zarysu piersi, które w tym wieku pojawiają się u dziewczyn (choć ciężko powiedzieć jak to się ma u Saiya-Jinów) . Skóra na ciele jest podobna do tej na twarzy, blada i delikatna niczym atłas.  Czy mając świadomość, że nie poznawszy charakteru osoba ta zapewne wyda Nam się albo wyjątkowo słodka albo pedantyczna. Oczywiście formowanie swojego ciała, a także wygląd zawdzięcza dużej mierze genom – jego matka, była bardzo urokliwą kobietą, przyciągających mężczyzn niczym magnes. Rysy twarzy jednak zawdzięcza ojcu, który również w wieku młodzieńczym charakteryzował się dość niewieścim wyglądem, a co za tym idzie – oczy, usta i czoło są właśnie jego ‘spuścizną’( dla osób, wyjątkowo dowcipnych to słowo może wydać się bardzo śmieszne, jednak znając język polski powinny brać pod uwagę słowo – dziedzictwo, aniżeli płynną wydzielinę, na którą składają się produkty jąder, pęcherzyków nasiennych, nadjądrzy, gruczołów opuszkowo-cewkowych oraz gruczołu krokowego. Jeśli  ów osoby się takie znajdą, że jednak wyśmiewacze uwagi się pojawią, to weź Ty <taka osobo pod uwagę>, że nie jesteś już chyba w podstawówce, a jeśli jesteś to podziwiam wiedzę na ten temat – WDŻ do czegoś się jednak przydaje).. Mięsnie mimo znikomych wartości ich widoczności nie cechują się jakimś osłabieniem siły mięśniowej, ograniczeniami gibkości czy zaburzeniami równowagi napięciowej (tonus stabilny, ruch mięśnia prawidłowy). Jak widać powyżej, na swój wiek chłopak jest idealnie dopasowany w przedziale wzrostu i wagi, a co za tym idzie rozwija się w prawidłowy sposób. Uśmiech na twarzy może nasunąć o czym to ja tak naprawdę piszę – otóż chce w jak najlepszym stopniu przybliżyć idealny (dla niektórych kobiet) wygląd chłopaka, który ma wielkie znaczenie dla fabuły oraz relacji między innymi postaciami. Ruccola nie jest pedantem, nigdy nie dbał o siebie w przesadny sposób, nie cechuje go, ja można przeczytać w poniższym opisie, ład odnośnie niektórych rzeczy, m.in. stroju czy wyglądu, mimo iż dba o swoje dobro. Duży wpływ na strój chłopaka miała kultura Vulpanów, otóż ów rasa ubierała się w bardzo charakterystyczny sposób - złote ozdoby, lekkie, baggowate tkaniny na spodnie, które nie ograniczały żadnych ruchów. Bardzo przypominający stroje bogów zniszczenia albo bardziej zbliżone do staroegipskich, znanych choćby z rycin.  

Charakter:
O postaci Ruca możemy powiedzieć wiele słów, bo to one określają czyny, które z kolei zasłużyły na opisanie. Młody Saiyan na pierwszy rzut oka może wydać się normalnym przedstawicielem swojej rasy w podobnym lub zbliżonym wieku – na pozór często niepotrafiący zachować się w każdej sytuacji, o lekko nagannym zachowaniu i pozytywnym podejściu do życia. Wypadało by powiedzieć ‘nic nowego’, aczkolwiek w przypadku Saiya-Jina sprawa ta jest bardziej skomplikowana, niż Nam się mogło zdawać. Młodziak tak naprawdę jest idealnym przykładem zawiłego charakteru. Począwszy od dzieciństwa, każdy osobnik poddawany jest czynnikom psychologicznym, które odnajdują swoje odzwierciedlenie w osobowości. Niestety w przypadku młodego mężczyzny nie można tu powiedzieć o czynnikach egzogennych, całe kształtowanie się charakteru odbywało się w środowisku endogennym (wewnętrznym), w umyśle małego dziecka. To sam dla siebie, przez lata, był nauczycielem, sam dla siebie filozofem i opiekunem – był indywidualistą – czyż nie jest cecha tylko wielkich ludzi? Zapewne tak. Chłopak mimo młodego wieku od zawsze lubił samotne wyprawy, poznawać, był obserwatorem, jednakże nie zaniedbywał również praktyki – wiedzę chłonął niczym jego ulubione placki ryżowe, z zaparciem dążąc do ustanowionego celu. Odbiło się to zatem na jego umiejętnościach korzystania z informacji nabytych i oczytaniu na dany temat. Samotnikowi zawsze można zarzucić jakieś ubytki/braki w stosunkach między ludzkich, lecz w indywidualnym przypadku Ruccoli nie znajduje to swojego zastosowania. Ruc jest bardzo rozmowną istotą, potrafiącą bardzo szybko zyskać zaufanie i nawiązywać kontakty, które jak się następnie okazuje znaczą dla niego mniej niż nic. Skomplikowana osobowość objawia się również w pewności siebie, która powoli przeradza się bardzo powoli w arogancję, niestety nie przejawia się jeszcze w żaden wulgarny sposób – zawsze pozostaje wyrafinowany, zna granice, której nie może przekroczyć w przechwalaniu się na temat swoich umiejętności. Zatem jest zaprzeczeniem sam w sobie, ale kim byłby w świecie kłamstw, jeżeli w życiu wszystko wydawało się takie proste? Odpowiedzi zapewne byłoby wiele, ale czy wówczas robiłby to, co tak naprawdę lubi, a nawet miłuje? Czy sprawiało by mu to przyjemność i czy mógłbym zasocjować się z danym przeznaczeniem? Sporność odnośnie tajemniczości można łatwo rozwiać – otóż chłopak dość często pytany o swoją przeszłość, odpowiada z słodkim uśmiechem na twarzy, że nie pamięta niczego, co miało coś wspólnego z jego dzieciństwem. Zatem po krótkim namyśle, możemy znowu zadać sobie pytanie – kłamstwo czy prawdziwa, medycznie wyjaśniona amnezja? Znając świat, który bez wątpienia nie należy do sielankowych, łatwo możemy stwierdzić, że ten, kto tak naprawdę nie kłamie, nie jest dobrym bogiem z krwi i kości, ponieważ w tym świecie nie ma miejsca na prawość ani krystaliczne dobro, liczą się intrygi, niekoniecznie dobre sojusze. Gdzie zatem jest miejsce na jakiekolwiek emocje? No nie ma. Dodatkowo po reakcji Ruccola możemy stwierdzić, że Saiyan mógł przeżyć we wczesnym dzieciństwie, jakieś nieprzyjemne sytuacje, mogące mieć  dalszy, może nie tak znaczny wpływ na jego osobowość – tak zwane bolesne wspomnienia przed którymi młodzieniec ucieka, może nie we własny świat, a w realistyczną wizję świata, wizję, którą chce zmieniać na swoją korzyść. Tajemnicza historia jest świetnie skrywana pod maską, choć w przypadku chłopaka jest ich naprawdę wiele, każda przeznaczona dla innej sytuacji, osoby, czasu oraz miejsca – idealne wrodzone aktorstwo pozwala mu przeżyć swoistą fuzję z otoczeniem, oczywiście społecznym. Porównanie do węża jest tutaj niewskazane, z racji iż wąż nęci swoją ofiarę, po czym bez wahania pożera ją. Natomiast Ruca można porównać do lisa, istoty chytrej, a zarazem słodkiej niczym mały szczeniak, potrafiącej wykorzystać, jak to bywało w wielu bajkach, innych do swoich celów. Po co zatem samemu brudzić ręce, jak ktoś wierząc w Nas może to zrobić? Osobowość  chłopaka jest już w pełni wykształcona, co jest bardzo zadziwiające w jego wieku. Niektórzy potrzebują dziesiątki lat by poznać samego siebie, by stanąć przed lustrem i rozpoznać w nim swoją prawdziwą twarz – natomiast młodzian, kroczy od początku istnienia własną, wykreśloną przez siebie drogą. Której trzyma się bardzo ściśle, kierowany jedynie własnymi ideologiami, wiedząc czego od życia wymagać, co tak naprawdę liczy się nim i gdzie poszukiwać prawdy. Jest też swoistym ryzykantem, a wręcz hazardzistą jeśli chodzi o własne życie – nieprzewidywalny, ale to nie znaczy, że zachowuje się całkowicie przypadkowo – nie skoczy z mostu, zamiast po nim przejść. Trzeźwe podejście do sytuacji wymaga to od niego, by mieć własne zdanie na dany temat, co często wykorzystuje w rozmowach, by uniknąć walki, w której mógłby stracić życie lub zostać ranny. Chłopak ma również swoje zdanie na temat równowagi między dobrem a złem. Twierdzi, że  „Dobro” implikuje altruizm, poszanowanie życia oraz troskę o godność istot rozumnych. Dobrzy wojownicy poświęcą się, by pomóc innym. “Zło” , w jego mniemaniu, oznacza natomiast krzywdzenie, gnębienie i zabijanie innych. Niektóre złe istoty po prostu nie odczuwają współczucia i mordują bez skrupułów, gdy tylko im to odpowiada. Inne aktywnie dążą do zła, zabijają dla zabawy lub z obowiązku, który wiąże je z jakimś złym bóstwem lub panem. Dodaje, że bycie dobrym czy złym może wynikać ze świadomego wyboru. W przypadku większości osób bycie dobrym czy złym to nastawienie, którego istnienia są świadome, lecz którego nie wybierają.  Zatem jest on pozytywnym aspektem danej planety czy raczej negatywnym? W pełni reasumując powyższą tezę, nie jesteśmy w stanie tego określić – nie jest ani dobry, ani zły, ani neutralny, z tego co wynika – jego charakter wymaga głębszej analizy, nie tylko psychologicznej, ale również filozoficznej – bo właśnie na tym opiera się złożoność charakteru.  Chcąc przybliżyć  osobie czytającej sylwetkę młodzieńca musiałbym użyć słów ‘na pozór’  dodawaną do każdego przymiotnika określającego osobowość– na pozór czarujący, na pozór uprzejmy i na pozór towarzyski.
Zatem czy to ma jakikolwiek sens? Jakiekolwiek znaczenie, jaką osobą jest ów Saiya-jin? Otóż warto zauważyć, że cechy przypisane młodzianowi cechują osoby, które w życiu osiągały wiele, czasem nawet bardzo szybko, ale równie szybko ‘to coś traciły’, Czyli zatem nazwiemy Ruca typem przywódcy? Może przywódcy nie, ale osoby potrafiącej świetnie manipulować otoczeniem tak. Doradca czy jednak dowódca? Bardziej doradca, który kieruje się własnym dobrem, aniżeli innych. Rzec można kawał drania, szmaty, która powiewa jak jej wiatr zawieje? Ale czy te słowa użyte właśnie w tym znaczeniu będą adekwatne w świecie, gdzie nieprawość czyha za każdym rogiem, czekając na odpowiedni moment by uderzyć i zniszczyć? Czy będą miały sens wszystkie słowa o postaci Ruccoli? Świat Dragon Ball już taki jest i nikt ani nic go nie zmieni, może na krótką metę coś nawróci się na ‘dobrą stronę, ale i tak potem wracało to do swojego ‘standardu’. Smutna prawda i smutne życie niejednego dziecka, podobnego do chłopaka, których w tym świecie nie brakuje, których z dnia na dzień ciągle przybywa. Jaki zatem jest stosunek młodzieńca do władz i wojen?
Bardzo ważne pytanie – chłopak ma obojętne zdanie na temat aktualnej władzy, często jej się poddaje, jednakże ma to również swój ukryty cel (jaki? Nie wie tego nikt.), który pomaga mu zbliżyć do własnych marzeń. Zatem realista czy jednak marzyciel? Już mówiłem, że jest zaprzeczeniem sam w sobie, aczkolwiek jego marzenia obejmują sprawy realne – więc ciągle pozostaje osobą trzeźwo myślącą.  Wojny dla Ruccoli są aktem rewolucji, chęci zmian na ‘lepsze’, niekoniecznie dla innych. Zaryzykuje tutaj stwierdzeniem, że wojna podobna jest właśnie do niego, dlatego brata się z myślą o rewolucji, jednakże chciałby mieć świadomość, że nie ucierpią na tym niewinne osoby, ale czy takie jeszcze istnieją? Przemawia przez niego prawość? Nie, raczej honor, który jest nieodłącznym elementem zdrowej pewności siebie. Nie zabije osoby pozbawionej środków do walki, lecz nie zawaha się zabić takiej, która sama go zaatakuje wiedząc, że nie ma szans. Kolejne stwierdzenie, że świat Smoczych Kul jest brutalny i mogą w nim przeżyć jedynie najsilniejsi jest bardzo trafne  - prawo życia ma to do siebie, że osoby słabe zostają szybko wyeliminowane z niego. Pech czy może szczęście? Czy śmierć można określić pechem lub szczęściem. Ruc ma swoje zdanie na ten temat – nie jest to ani pech ani szczęście, mimo iż czasem dało by się usłyszeć w jego ustach słowa ‘Miał pecha, umrzeć tak głupio…’ lub ‘ Szukaj szczęścia w lepszym życiu..’ , jednakże chłopak tak naprawdę nie wierzy w tzw. ‘życie po życiu’, a wszelkie wartości religijne zostały zredukowane do zera, do nicości.
Zadajmy sobie jeszcze raz pytanie – czy Ruccola należy do osób dobrych czy złych? I odpowiedzmy sobie sami, spoglądając na charakter persony, która z uśmiechem na twarzy potrafiła być miła dla Nas, by potem w walce zabić z zimną krwią. Czy jest zatem zły?


Historia:
Usiądź wojowniku, posłuchaj historii nie z tej ziemii, o bohaterze....nie o kimś całkiem innym. Usiądź napij się piwa, spójrz na swoje życie od nowa...boli cię głowa? To tylko pogoda...Słuchaj no chciałbym zacząć...Słuchaj kurw**...Zaczynam no...
Niegdyś słynąca ze swojej potęgi rasa Saiyan wysyłała swoje dzieci na inne planety – by te w imię czystej korzyści majątkowej je podbijały lub niszczyły, w zależności od wcześniejszego ustalenia z potencjalnym klientem. Dumni wojownicy do takich zadań typowali słabsze nasienie, tudzież małe istotki nie przekraczające pewnego limitu mocy po prostu znikały z planety zwanej niegdyś Vegetą.

Taką osobą był właśnie Ruccola. Syn beznadziejnego, szarego szeregowca oraz siostry dworzanki żony króla Vegety, nie miał szans na stanie się wielkim wojownikiem w szeregach Saiyan zamieszkujących „rodzimą” planetę.
Tamtego dnia nastał piękny poranek. Gwar ludzi wędrujących po wioskowych ulicach dał się słyszeć za oknami. Świat Vegety o dziwo tętnił życiem, a swobodny nikomu nieprzeszkadzający wiaterek dodatkowo dodawał uroku temu miejscu. Spokój i cisza, pilnowana przez setki Saiyan, gotowych zginąć dla siebie lub samego jej symbolu – króla. Jednak tamten dzień był specjalny pod jednym względem. Narodził się nowy mieszkaniec, który jeszcze nie raz namiesza w historii smoczych kul, ale zacznijmy od początku.
Oto historia o niezwykłym wojowniku, o pragnieniu zemsty i maskach, jakie ukochał sobie właśnie ten świat.
Było to wtorkowe przedpołudnie, w szpitalu dało się usłyszeć płacz wielu dzieci, widocznie przestraszonych pojawieniem się na świecie. Lekko poddenerwowane pielęgniarki chodziły w kółko, jakby w poszukiwaniu kawy lub innego ciepłego napoju. Widocznie nocny dyżur dał im mocno w kość, gdyż do szpitala trafiło pełno nowych pacjentów i część z nich została wywołana z łóżka na proste nogi.
- Kolejna pacjentka! Kobieta lat dwadzieścia trzy, ciąża bliźniacza. Zapewne rodzi. – odezwał się męski głos w długim i wąskim niczym struna korytarzu. Natychmiast podbiegły do niego oraz siedzącej na wózku kobiety, trzy lekko zdenerwowane pielęgniarki.
- Halo proszę pani? – odezwała się jedna.
– Słyszy mnie pani?
- Tak, a o co pani pytała? – odezwała się młoda kobieta spokojnym głosem, niczym anioł cicho przemawiający do Naszych sumień.
- Głucha, albo głupia. – odezwała się druga z pielęgniarek.
- Pytałyśmy o imię oraz miesiąc. – dodała nieco lżej trzecia, widocznie najmłodsza spośród całego personelu.
- Przepraszam… - uśmiechnęła się kobieta na wózku. – Nazywam się Salada, w sumie od niedawna jestem żoną Grappla. Jest to siódmy miesiąc.
- Cholera znowu wcześniak, a teraz na dodatek dwa. – odezwała się pierwsza z pielęgniarek. Nos miała krzywy niczym wiedźma, którą straszy się dzieci w wieku przedszkolnym, zakończony dużą kurzajką na czubku. Była najstarsza spośród personelu szpitalnego, odbierała większość porodów i cieszyła się uznaniem, jako najlepsza położna.
- Na salę porodową z nią i to migiem. – krzykliwy głos drugiej, mniejszej i grubszej pielęgniarki dało się usłyszeć. Sanitariusz na samą myśl pracy z tym diabelskim trio dostawał gęsiej skórki. Cholera, że akurat musiał trafić na nie. Przeklinał w myślach ten dzień. Nie minęła minuta, jak cała piątka znalazła się na sali porodowej. Była ona dobrze wyposażona, ściany pokryte były przyjemnym zielonym kolorem, mającym na celu rozluźnienie pacjentki. Wykafelkowana podłoga aż lśniła niczym pucowana, co minutę – no cóż zawsze lepiej ściera się krew czy wody płodowe z takiej posadzki.
Sanitariusz wraz z grubą pielęgniarką przeniósł Salade na kozetkę. O samej ciężarnej kobiecie można było powiedzieć, że mimo przetłuszczonych od potu czarnych włosów i wykrzywionej w mękach twarzy nadal wyglądała nieziemsko, niczym wcześniej wspomniany anioł. Nawet po mimo okrągłego brzuszka, jej talia i urok kobiecego ciała się nie zmieniły. Idealny zarys piersi, delikatna skóra i cudownie wyglądające czarne oczy. Wszystko wydawało się doskonałe w tej kobiecie. Poród zaczął się równo o jedenastej trzydzieści, po dość długich męczarniach na świat wyślizgnęło się pierwsze, zdrowe dziecko.
- Chłopczyk! – wykrztusiła z siebie młoda pielęgniarka, odbierając malucha od położnej i oklepując go kilka razy po pleckach, tak by malec zapłakał. Faktycznie, tak się stało.
- Ruccola– w kolejnych męczarniach wykrztusiła matka.
- Słucham? – gruba ze szpitalnego personelu znów nie dosłyszała.
- BĘDZIE MIAŁ NA IMIĘ RUCCOLA – wrzasnęła rodząca kobieta.
- Przyj, przyj! – wiedźma popędzająco zachęcała kobietę do szybszego porodu, bo sama chciała usiąść już w fotelu napić się gorącej herbaty i w końcu usnąć.
Nagle w sali dało się usłyszeć drugi płacz dziecka.
- Zdrowa, piękna dziewczynka – po raz kolejny młoda pielęgniarka ogłosiła, odbierając dziecko od położnej.
- Karotta – krzyknęła z wyraźną ulgą matka.
- Jest pani matką cudownych dwóch bobasów. – dodała zazdrosna. Faktycznie w jej głosie dało się usłyszeć frustracje, bo nie pamiętała ostatniego razu kiedy mąż ją zaspokoił. Wielokrotnie myślała o jakiejś kuracji dla obojga, a także o zmianie partnera. Tak bardzo chciała mieć własne dzieci, że była gotów je porwać dla własnej, niespełnionej radości. Rozważania pielęgniarki przerwał jednak głośny wybuch drzwi do sali porodowej. W niemałym szoku była czwórka osób wewnątrz jej. Chwila, czemu tylko czwórka, przecież była tam siódemka? Matka była wykończona, uśmiechnęła się tylko pod nosem szepcząc:
- Witaj kochanie.
Natomiast dzieci po wybuchu o dziwo się uspokoiły, wyczuwały coś dobrego, a raczej kogoś. Do Sali porodowej luzackim krokiem wszedł ojciec bliźniąt. Był to średnio wysoki, mało barczysty, aczkolwiek dobrze zbudowany brunet o lekko przyćpanych oczach, trzymał on papierosa w ustach, co chwilę zaciągając się i wypuszczając dym. W jego ręku zaś widniała siatka z owocami, które kupił dziś na bazarku. Powolnym krokiem podszedł do łóżka żony, położył owoce na szafeczce i ucałował ją w policzek.
- Siemczas. – rzucił krótko.
- Coś ty kurwa najlepszego narobił ciulu jeden. – wiedźma widocznie uwolniła się z poczucia szoku i zaczęła walić epitetami w kierunku nowoprzybyłego.
- Daj se siana babciu. – uśmiechnął się do niej szeroko z bardzo aroganckim uśmiechem.
- Zostałem dzisiaj ojcem, stara kwoko.
Już miał dostać plaskacza, aczkolwiek udało mu się odskoczyć w ostatnim momencie w kierunku nowo narodzonych dzieci.
- Siemka bobki. – chwycił oba bobasy na ręce i skierował je w stronę matki. Ten widok, młodego ojca całkowicie znieczulił pielęgniarki znajdujące się w pomieszczeniu, nawet staruchę, której złość od razu przeszła.
- Słuchjta maluchy! – dzieci znalazły się na jednej kończynie, wszak były takie małe, bezbronne.
-To prezent od tatusia. – wyciągnął z ust skręta i włożył go do ust Ruca. Młodzian natomiast nie mając pełnej sprawności nad swoimi ruchami, po prostu wypluł używkę.
- Sztacha młody!
Nagle jednak usłyszał cichy szept jego żony zachęcający go do podejścia.
- No chodź kochanie, chcę Ci coś powiedzieć.
Mężczyzna odłożył z powrotem dzieci do inkubatora, po czym radosnym krokiem zbliżył się do ukochanej, po czym z chamskim uśmieszkiem pochylił się by jej posłuchać. Salada zamiast jednak powiedzieć mu cokolwiek, przyłożyła mu prostym sierpowym w twarz.
- Ty idioto! To są dopiero dzieci!
Mężczyzna po taki ciosie odleciał oczywiście w futrynę drzwi, które jeszcze przed jego przybyciem tam stały, śmiejąc się radośnie przy tym.
Nagle wszyscy wybuchli śmiechem, tak że echo ich chichotu dało się usłyszeć w całym szpitalu. Śmiech przerywany płaczem dwójki, wspaniałych dzieci....
Nadszedł też moment w życiu, który niestety nakreśliło życie ciamajdy. Chłopaka za niedługo miał czekać los marny...
- COOOOOOO KUUUUURWAAAAA?! - krzyknął Graple.  - Tylko 150? Mały jest słaby.....
- Za to z córy możesz być dumny, zostanie z Nami - powiedział jeden z medyków, pukając w inkubator z Karottą. - Przynajmniej będzie reprezentować godniej swoją rodzinę niż Ty...
- Ech...A co z młodym?  
- Osiągnie odpowiedni wiek i zostanie wysłany w kapsule na inną planetę.
Tak też się stało, otóż ukończywszy trzy lata młodzian został odebrany swoim rodzicom - ku ich rozpaczy, tym prędzej został wysłany na nieznaną, tym bardziej nikomu za bardzo potrzebną planetę zwaną Arboretia. Większość ludzi uważała ją za bezludną, zamieszkałą tylko przez dzikie zwierzęta. Lecz Ci byli w błędzie – na planecie panowała odwieczna wojna między misiopodobnymi, dobrymi Baracusami a złymi, zbliżonymi wyglądowo do lisa Vulpanami. Podróż Ruca na planetę odbyła się bez żadnych większych komplikacji, ba, nawet lądowanie było całkiem przyjazne w tym wypadku. Trafił jednak w ręce humanoidalnych lisów, których wiedza na temat przybyszów z innej planety była raczej znikoma. Zaakceptowali go jak swoje "szczenie", gdyż posiadał ogon, może nie lisi, ale zawsze długi, futrzasty. Jego Vulpańscy rodzice nauczyli go języka, podarowali mu prastare księgi, z których młodzian uczył się kunsztu wojny, walki oraz strategii. Może nie był biegłym mówcą, aczkolwiek posiadał jedną cechę, był inny niż mieszkańcy planety.
Arboretia na ogół była bardzo piękną planetą, bardzo zbliżoną w swojej charakterystyce do trzeciej planety od słońca. Panowała na niej harmonia fauny i flory, powietrze przypominało to znane Nam choćby z Vegety lub Ziemii, delikatny szelest wiatru odbijał się od pustych skał. Niebo zaś biło pięknym błękitem zakłócanym przez białe kłęby. Życie na niej było by piękne, a tym bardziej podbicie jej na tyle proste, gdyby nie istaniały na niej dwie rasy, władające dziwną, prymitywną technologią. Oczywiście Ruccola, poznając kulturę swoich, nowych współbraci zaczął rozumieć coraz więcej, tym samym po kilku latach powrócił do swojej kapsuły. Odsłuchał oświadczenia swoich rodziców, poznał cel, który miał zrealizować po przybyciu na Arboretię. Mając doświadczenie Vulpanów, ich przebiegłość i chciwość, uknuł intrygę, która miałą na cele wymordowanie drugiej rasy zamieszkującej planetę. Oczywiśćie kosztem większej ilości własnych żołnierzy. Tak też się stało - Vulpanie doszczętnie wybili Baracusów. Stracili przy tym około 3/4 własnej populacji, która miała odrodzić się na szczątkach dawnej cywilizacji. Niestety nie dane było im tego doczekać, podczas biesiady, urządzonej przez wodza Vulpanów, Ruccola dolał do wody trucizny, która do końca wykończyła niedobitki lisoludzi.
Zadowolony ze swoich poczynań postanowił powrócić do swojej kapsuły by zgłosić Arboretię na gotową na sprzedaż. Każda próba kontaktu okazywała się nieskuteczna, tak jakby sygnał nie sięgał albo jakby planeta tłumiła go. Na szczęście kapsuła była na tyle dobrym stanie, że postanowił wznieść się troszkę ponad planetę, by zyskać możliwości porozumienia się ze swoimi rdzennymi pobratymcami. Pech chciał, że biedak trafił na burzę meteorów, która zbiła jego kapsułę tuż w sam tunel czasoprzestrzenny, gdzie chłopak utknął na parę lat. Wykorzystał ten czas na trening - nie tylko fizyczny, ale również na ten bardziej mentalny.
[In void, there was a trening in progress my friends]
Kiedy zrozumiał, że tego przeciwnika jednak nie pokona, jedynie co mógł zrobić to przymknąć oczy. Tymczasem jakiś mniej określony blask ogarnął jego ciało - obudził się już w innym miejscu, o innym czasie. Na planecie zwanej Sadala.

Techniki startowe:
- Bukujutsu
- Kiai

Planeta/Miejsce zamieszkania: Sadala, aktualnie ona.
Haricotto
Haricotto
Admin/Time Patrol
Liczba postów : 2233

Ruccola Karta Postaci Empty Re: Ruccola Karta Postaci

Czw Kwi 25, 2019 9:30 am
AKCEPTACJA


Statystyki wyślij do mnie na PW, załóż tematy rozwoju i treningu.
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach