Go down
Topote
Topote
Liczba postów : 139

Topote TS, w opowiadaniach przy ciepłym mleku i dobrym ciastku. Empty Topote TS, w opowiadaniach przy ciepłym mleku i dobrym ciastku.

Sro Lis 18, 2020 7:50 pm

.  .  #1.  .   Zgubieni na planecie Greno!


.  .  Po kilku dniach namysłu, troskliwych pożegnań itp. Gamato i Koja w końcu zdecydowali się na wspólną podróż z saiya-jinem. Z obecną siłą nie mogli równać się z Cynnamonem, więc, pozytywnie patrząc w przyszłość, cała trójka postanowiła ciężko nad sobą pracować. Na pokładzie niemałego statku ukradzionego przez Topote mieli niemal wszystko, czego mogliby sobie wymarzyć. Jedyną wadą było... to ile to dziadostwo paliło. Szybko okazało się, że oprócz treningów musieli zabrać się za jakąś łatwą robotę. Początkowo padło na transport – oferowali loty w kosmos za całkiem niezłe sumki. Pech chciał, że za bardzo rzucali się przez to w oczy, a sieć wywiadowcza Cynnamona nie spała. Jednak w porę zaprzestali tej praktyki.
.  .  Byli silni i znali wspólnie wiele sztuczek, więc pozostał rozrabunek. Szło miernie z początku. Wiele bogatych grup posiadało silnych ochroniarzy, a żerowanie na kosmicznych  wyrzutkach jak oni, jak można było się domyślić, nie zdawało egzaminu na dłuższą metę. Nie chcieli też porzucić lotów w kosmos, gdyż ograniczyłoby to ich ze względu na możliwości treningu, a także prawdopodobnie Cynnamon, który gdzieś tam ciągle piął im się po piętach, w końcu by ich dopadł. Sytuacja poprawiła się diametralnie, gdy powrócili cało z planety Greno.

.  .  Rok 762. Grupa Topote ląduje na planecie Greno. Powierzchnia przypomina nieskończony las krzewów o wysokości przekraczającej 2 metry. Wilgotność na poziomie wyższym niż norma. Wylądowali w szczelinie, których w tym krajobrazie było pełno – nie można było pozwolić, by ich statek był łatwym celem dla wszystkich w promieniu horyzontu, stąd taka decyzja. Cała trójka wyszła ze statku, po czym rozdzieliła się w poszukiwaniu jedzenia i tubylców. Gamato miał ponadto za zadanie nie oddalać się za bardzo od statku, by w razie czego obronić go przed najeźdźcami. Nie minęła godzina… i cała trójka się zgubiła.
.  .  Planeta obfita była w jadalne owoce, a gdzieniegdzie przepływał wartki górski strumyk. Chociaż przeważały równiny, nie brakowało pojedynczych wzgórz, z którym na całą okolicę rozlewało się obfite w wodę jeziorko. Cała trójka, to jest Topote, Gamato i Koja, przeżywała wówczas podobne kryzysy. Pocili się niemiłosiernie – wręcz się z nich lało litrami. Byli zmęczeni, nadto syci i niemal zrezygnowani przemierzali kolejne hektary krzewowych lasów. Kora Geganów od nadmiaru wilgotności robiła się miękka i słaba, a saiya-jin, choć posiadający najwięcej wigoru, podupadał najbardziej na nadziei. Latanie dużo nie pomagało w orientacji, gdyż wszystko wyglądało wokół jak miejsce, które przed chwilą odwiedzili, a zbyt długo pozostając w powietrzu narażali się na atak z zaskoczenia przez tutejszą ludność, która do perfekcji opanowała taktykę – zaatakuj i ucieknij. Jednak niestraszne grupie saiya-jina były ich włócznie i choć należało mieć na nie baczenie, nie stanowiły zagrożenia, którego można by się realnie obawiać. Pierwszy złapał tubylca Topote. Była to istota o niebieskiej skórze, twarzy żaby, odnóżami zakończonymi błoną i dużym, rozciągliwym brzuchu, który wydymał się od szyi do początków miednicy, gdy ten chciał coś powiedzieć. Miał ponadto na sobie lekkie uzbrojenie w postaci pasa, u boku którego znajdowały się zaczepy na zestaw różnej długości włóczni. Saiya-jin na drodze twardych negocjacji poznał miejsce osady, z której tubylec pochodził. Wraz ze swoim zakładnikiem dotarł niedługo później na miejsce i bardzo się zdziwił…
.  .  Gamato i Koja już tam byli. Co więcej, wisieli na wątpliwej wytrzymałości słupach, odwróceni do góry nogami. Byli bardzo bladzi, a ich skóra i ciała zdawały powoli zamieniać się w płynną substancję.
.  .  Gamote! Koja! – wykrzyczał saiya-jin, gdy tylko ich ujrzał, a wokół niego od razu zebrała się grupka żabo-ludzi z ostrzami wycelowanymi w jego kierunku. Nie były to zwykłe włócznie, jak poprzednio, ale broń biała różnego rodzaju. Dominowały miecze różnej długości, gdzieniegdzie można było dojrzeć berdysze, partyzany, halabardy itp. Wojownik jednak nie zląkł się broni, a jedynie zaśmiał głośno.
.  .  Gdybyście wyzwali mnie pojedynczo, uznałbym was za godnych przeciwników i zastanowił nad darowaniem życia. Jednak zamiast tego polujecie na nas, a teraz jak całkowite tchórze atakujecie mnie, bezbronnego, całą bandą. W sumie słusznie, bo nie macie szans, ale strasznie mnie to irytuje. Bo jest całkowicie niehonorowe – rozkładał ręce, tłumacząc Grenoiczykom na czym polega błąd w ich podejściu, lecz nie doczekał się żadnego odzewu. Zamiast tego, bojownicy zaszarżowali równocześnie w jego kierunku.
.  .  Potyczka nie trwała długo. Kilkoma wymachami nóg i rąk w powietrzu posłał w ich kierunku trzy fale ostrego jak brzytwa powietrza, a następnie wzniósł się w powietrze. Umiejętnie korzystając z Kiai odbił nadlatujące włócznie z drugiej fali żabo-ludzi, schowanej na początku za bojownikami. Jedną z włóczni złapał w locie, odbijając resztę za jej pomocą. Uśmiechnął się pod nosem, bo korzystanie z broni sprawiało  mu trochę przyjemności. Tymczasem odbite włócznie lądowały pod jego stopami, raniąc co mniej uważnych bojowników. Gdy ostrzał się skończył, użył nabytej broni, by przebić jednego z Grenoiczyków na wylot, a resztę załatwił za pomocą kopnięć, uderzeń i fal powietrza takich samych, jakich użył na „przywitanie”. Niedobitki rzuciły się we wszystkie strony, zostawiając wszystko co mieli po drodze.
.  .  Drzewo-ludzie nie okazali się jednak całkiem bezużyteczni podczas tej misji. Jak stwierdził Gamato, którego często trzymały się żarty, specjalnie dali się złapać. Po pierwszy, dzięki temu, drużyna znów była razem. Poza tym, dokładnie z Koją obserwowali zwyczaje żabo-ludzi, którzy okazali się raczkującym gatunkiem, który pomimo zdobycia umiejętności produkcji broni, nie potrafił jeszcze posługiwać się mową. Ta dwójka zrozumiała, że pozbawienie tubylców tego całego asortymentu, może im niesłychanie pomóc w znalezieniu zasobów na życie. Mianowicie mieli na myśli handel skradzionym towarem. Topote się zgodził, lecz nadal nie rozwiązywało to ich, obecnie, głównego problemu. Przecież nie wiedzieli gdzie są i jak znaleźć statek! Na to dwójka drzewo-ludzi również miała odpowiedź. Okazało się, że Koja, jako najsłabszy z ekipy, ale posiadający niebanalne umiejętności magii, bez problemu kilkukrotnie już wracał na pokład. Nie mogąc odlecieć samotnie wybierał się na poszukiwania pozostałej części drużyny, która, ironicznie, szła w przeciwnym kierunku od statku w swoich własnych poszukiwaniach. Nie miał tyle mocy, by przeciwstawić się tubylcom, więc został złapany. Gamato został pokonany ze względu na wycieńczenie oraz specjalną właściwość Geganów, których osłabiało zbyt długie przebywanie w zbyt zawilgoconych przestrzeniach. Po wysłuchaniu ich historii, Topote poprosił Koje, by ten na wszelki wypadek nauczył też jego umiejętności, która pozwalała mu odnaleźć się w tym ciężkim terenie. Nosiła ona nazwę Farsight i wykorzystywała magię do „poszerzenia” zasięgu swojego wzroku.
.  .  Farsight było techniką równie prostą, a może nawet prostszą od Magic Wave, stąd wojownik nie miał z nią żadnych problemów. Po poznaniu sposobu jej działania i godzinnym treningu, podczas którego większość czasu  poświęcił medytacji, przy równoczesnym odgadywaniu bez podpatrywania, błazeńskich póz, Gamato, opanował ją w stopniu, który, pozwolił mu, na, o niebo sprawniejsze, poruszanie się w lesie krzewowym pokrywającym planetę. Ostatecznym egzaminem była przeprawa, z bagażem złożonym z wielu tuzinów porządnej broni, do statku, który zostawili w nieznanym im kierunku hen na horyzontem. Wraz z Koją przemierzali hektary, co jakiś czas używając Farsightu, a po ustalonym czasie wracali do wioski. Poszukiwania się ciągnęły, ale w końcu się udało i… oj, było warto. Zdecydowanie było warto, patrząc na bogaty łup, który wówczas ze sobą zgarnęli.

[slot #1 - UM Farsight]


Ostatnio zmieniony przez Topote dnia Wto Gru 08, 2020 12:47 pm, w całości zmieniany 1 raz
Topote
Topote
Liczba postów : 139

Topote TS, w opowiadaniach przy ciepłym mleku i dobrym ciastku. Empty Re: Topote TS, w opowiadaniach przy ciepłym mleku i dobrym ciastku.

Nie Lis 22, 2020 1:55 pm

.  .  #2.  .  Narodziny Fuoe i tajemniczy saiyanin!


.  .  Zdobyty skład broni z Greno i raczkujący biznes trójki wysłanników planety Bowapo były jedynie przedsmakiem wydarzeń, które miały mieć miejsce za kilka miesięcy. Po pierwsze, zbliżająca data narodzić małej Fuoe zabierała sen z powiek członkom drużyny. Poród u Geganów wiązał się ze zrzuceniem części korowatego naskórka, który przez poprzednie dwa lata rósł, zmieniał barwę i wykształcał w sobie cechy, które przy solidnym przymrużeniu oczu mogły przypominać fragmenty nowego organizmu. Ostatnie fazy tego procesu wiązały się z odrywaniem neuronowych połączeń między ojcem a dzieckiem, by ostatecznie to drugie mogło wypęknąć z ciała tego pierwszego, już bezboleśnie, wyodrębniając się w nowy byt. Tak, Koja krzyczał całe dnie i noce. Ani Gamato, ani Topote nie mogli wówczas spać i chodzili na wpół martwi całe dnie. Prowadzenie interesów w takim stanie, nie należało to najlepszych pomysłów. Kosmiczni kupcy często próbowali na siłę obniżać cenę wszystkiego, co kupowali, kłócąc się przy tym z niepohamowaną zaciętością, a dwójka wojowników, która marzyła o chwili ciszy, z pewnością nie wytrzymałaby w starciu z  przeciwnikami tego kalibru na tyle długo, by wystarczająco opłacalnie wyjść z takiej transakcji. Jednak nic nie stało na przeszkodzie, by oddalając się od statku, wędrować tu i tam, zażywając świeżego powietrza i spokojnych odgłosów natury. Wtedy właśnie po raz pierwszy Topote usłyszał o tajemniczym nieznajomym, który poluje na saiyan…
.  .  Farsight było idealną wręcz techniką, by zacząć śledzić owego osobnika. Choć poddany pieczołowitej obserwacji, osobnik niejednokrotnie znikał z „oczu” techniki saiya-jina. Miało to miejsce głównie na targach i nie zdarzało się częściej niż raz dziennie. Oczywiście Topote i jego kompan, dokładali wszelkich starań, by nie zostać zauważonymi. Prawdę mówiąc, mieli wiele szczęścia, że ich Ki nie została zlokalizowana nawet, gdy potajemnie udali się za nim w odległe miejsce. Gdzieś w górach, za pomocą magii, ów osobnik stworzył statek kosmiczny i odleciał nim w kosmos. Podekscytowany saiya-jin na myśl o przygodzie i z głową pozbawioną zmartwień, które w tym przypadku bardzo by się przydały, pognał wraz z Gegem pod pachą do własnego kosmicznego pojazdu. Zarządził natychmiastowy wylot i poleciał za nieznajomym. Dzięki systemom śledzenia bez problemu trzymali się w bezpiecznej odległości na jego ogonie.
.  .  Koja dalej jęczał, a Gamato zaczął wysnuwać niepokojące przypuszczenia.
.  .  Zapomniałeś już o Cynnamonie? A jeśli to jego człowiek, który na nas poluje? – rzekł zaniepokojony.
.  .  Nie bój się, wtedy nie podróżowałby w pojedynkę i nie używałby forteli by nas ścigać.
.  .  A co jeśli to saiyanie, o których opowiadałeś? Może szukają cię, by przymusowo wcielić do armii? Może i nie powinno mnie to obchodzić, ale wolałbym nie stracić kamrata przez coś takiego.
.  .  Topote zmarszczył brwi z dwóch powodów. Okazało się, że było kilka sytuacji, o których nie pomyślał, a które mogły skończyć się dla nich niekorzystnie. Uciekł z Vegety, by wieść życie bez zmartwień, a zamiast tego musiał obawiać się wówczas nie tylko saiyan, ale również Cynnamona, który czym dłużej nie widziany, tym straszniejszy rósł w jego oczach.
.  .  Spokojnie, wówczas też podróżowaliby w grupie. Chyba, że nie doceniają moich możliwości – z dowcipnym akcentem odpowiedział, na zmartwienia swojego przyjaciela, Topote.
.  .  Koja krzyczał co raz głośniej podczas tego kosmicznego kursu. Tak głośno, że pozostali pasażerowie chcieli powyrywać sobie bębenki, a potem wyrzucić go ze statku. Aż pewnego dnia… ucichł, dając znać, że jego córka niedługo zacznie kroczyć na własnych nogach. Było to bardzo wzruszające wyznanie, które oprócz łez, wywołało niezapomniane uczucie ulgi. Te kilka spokojnych nocy wydały się troską zesłaną z niebios przed pojedynkiem, który niebawem miał się ziścić…

.  .  Planeta Gelbo. Rok 763. Wylądowali w odległości kilkuset kilometrów od swojego celu, szykując się mentalnie do walki. Gdy tylko wysiedli, Topote wyznaczył kierunki, w których rozpoczną poszukiwania, a także czasy zbiórek. Geganie wierzyli dotąd w siłę chłopaka, więc nikt nie śmiał protestować w sens tych działań.
.  .  Topote… Ktoś tu jest, tuż niedaleko – odezwał się niepewnie Koja, który umiejętność Farsight opanował lepiej od saiya-jina. Zdziwienia było bez miary. Topote zaraz to potwierdził i… tak, to był ich cel! Za drzewem, w odległości kilkudziesięciu metrów. Ruszyli więc w jego kierunku całą trójką.
.  .  Znasz Cynnamona? – wyrzucił bezpardonowo Gamato, wysuwając się do przodu. Zarzucił porozumiewawcze spojrzenie z resztą ekipy, po czym kontynuował – czy to on Cię tu przysłał?
.  .  W odpowiedzi dowiedzieli się, że nieznajomy jest saiyaninem, jednym z nielicznych ocalałych po katastrofie na ich rodzinnej planecie. Topote otworzył szerzej oczy z niedowierzania. Natomiast Geganie otworzyli szerzej oczy z podziwu dla niesłychanej mocy, jaką zaczął z siebie wydobywać ów saiyanin, a tymczasem odnóżami zakopali się w ziemi, by oprzeć się silnemu podmuchowi wiatru. Lider grupy reprezentującej Bowapo odpowiedział na nonsens rzucony w jego kierunku z podekscytowaniem:
.  .  Nawet jeśli mówisz, że Cię nie przysłał, nie mamy pewności, że mówisz prawdę. Walczmy jeden na jednego. W walce się przekonam co do prawdziwości Twoich słów – wysnuł wątpliwej jakości powód do walki. Nieznajomy na szczęście połknął haczyk.
.  .  Kiedy tylko klamka zapadła, ruszył na nieznajomego. Zafundował mu grad ciosów, a widząc, że nie zamierza kontratakować, zafundował także drugie tyle kopnięć. Niestety ani jeden cios nie dosięgnął celu, mimo że były zadane z bliskiej odległości i wykorzystywały fakt, że przeciwnik nie kontratakował. Następnie wojownik odskoczył na kilka metrów w tył, wykonując salto. Chciał przemyśleć swoją taktykę, a także zaskoczyć przeciwnika techniką Magic Wave, która dawała mu dodatkowy zasięg ataków… zanim się zorientował dostał dwa szybkie ciosy i leżał na ziemi. Był w stanie tylko spoglądać przed siebie. Tak obserwując światło zachodzącego słońca myślał o swoim życiu, które uciekało mu przed oczami. Wtedy zza przysłaniających niebo drzew wyjrzał księżyc w pełni, a on na powrót przyoblekł się w nadzieję.

.  .  Topote ocknął się w ramionach swoich towarzyszy. Z nieba nadleciał akurat zwycięzca ich pojedynku. Przegrany ledwo otwierał oczy, będąc cały poobijany. Koja starał się go uleczyć, a Gamato wściekle spoglądał na drugiego saiya-jina.
.  .  J-jak możgga się stać tak si-si-si-silnym jak Ty? – wydukał z siebie obolały wojownik, a to, co zobaczył w odpowiedzi na swoje pytanie, całkiem wytrąciło go z jakichkolwiek wątpliwości, że kiedykolwiek będzie miał szansę stanąć w równe szranki ze stojącym przed nim mężczyzną. Stał przed nim Saiyanin z legendy. Ten z nieposkromioną mocą, kochający walkę i krew… nic dziwnego, że nie miał szans.
.  .  To już koniec. Zabierz mnie, gdzie chcesz. Pewnie Vegeta zechce mnie ukarać za dezercję z armii, a Ty… jako jej członek pewnie… – wydukał, by później usłyszeć niewiarygodną historię o dwójce saiyan, która przeżyła wybuch planety.
.  .  Tak! – odkrzyknął jednym tchem, gdy nieznajomy zaproponował wspólną podróż. Bądź co bądź, była to idealna okazja do treningu dla niego i jego kamratów. Z tak silnym sojusznikiem również nie musieli się martwić Cynnamonem przez jakiś czas.
.  .  Ale moi towarzysze… lecą z nami. Musisz o tym pamiętać. Choć szukasz saiyan, oni są ze mną, więc nigdzie ich nie zostawię… – dodał.

.  .  Odtąd podróże mijały im wspólnie. Po kilku tygodniach z ręki Koi zeszła spleciona w warkocz jego latorośl – przez większość czasu stała w bezruchu, przyglądając się innym i rozmawiając z początku tylko z ojcem; rzadko się ruszała oraz piła tylko wodę. Nie można powiedzieć, by się nudziła, bo obecność Kenzurana (tak się nazywał nieznajomy) ożywiła cały kosmiczny pojazd. Wraz z Topote nieustannie ćwiczyli, czego skutkiem ten drugi często lądował w kapsule regeneracyjnej. Co nieco ze szkoły super saiyanina liznął również Gamato, który korzystał z momentów, gdy jego przyjaciel był niedyspozycyjny, by również skosztować na własnej korze potęgi bezogoniastego wojownika. To że nowy członek załogi był bardziej przychylny swojemu rodakowi dało się wyczuć w powietrzu, lecz przynajmniej nie wyrażał bezpośrednio tego w stronę jego współtowarzyszy. Gegański wojownik miał nadzieję zostać w końcu docenionym, dzięki swojej wzrastającej motywacji i pozytywnej energii do treningów. Zachowywał się jak odbicie Topote, który z dnia na dzień co raz bardziej uświadamiał sobie swoją bezsilność. Robili co mogli, by choć dosięgnąć trening-partnera, jednak różnica poziomów była dobitna.
.  .  Tak upłynął kolejny rok. Sprzedali sporą część zebranego w pierwszym roku orężu. Kupili informacje o położeniu ważniejszych punktów handlowych w kosmosie, a od czasu do czasu rabowali mniejsze planety.

Fuoe (córka Koi):

[slot #2 statystyki]
Topote
Topote
Liczba postów : 139

Topote TS, w opowiadaniach przy ciepłym mleku i dobrym ciastku. Empty Re: Topote TS, w opowiadaniach przy ciepłym mleku i dobrym ciastku.

Nie Lis 22, 2020 9:49 pm

.  . #3.  . Rok pytań egzystencjalnych.


.  . Cynnamon, Vegeta, wszyscy oficerowie… – Topote zaczął wymieniać w myślach ludzi silniejszych od niego, ale szybko złapał się za głowę i zaczął krzyczeć na siebie.
.  . Kenzuran-sama! Możemy walczyć, jestem gotów do treningu. – Wstał energicznie, zaczynając się rozglądać za super saiyaninem.
.  . Od kilku dni siedzieli na planecie handlowej nr 7 należącej do kryształowego szlaku kosmicznego. Nadchodził wieczór, a więc wypytywanie o saiyan przestawało być powoli opłacalne. Stąd Topote spodziewał się go lada moment w pobliżu. Miał rację, Kenzuran zjawił się na horyzoncie odziany w ciemny płaszcz, który zakrywał większość jego ciała. Saiya-jin z Bowapo puścił w jego stronę zdecydowane spojrzenie, po czym zaatakował. Nie trudno się domyślić, że ten drugi nawet nie przejął się specjalnie i po prostu kontynuował marsz.

.  . W trakcie treningów twarz Topote wykrzywiała się w grymasy złości i palącego wręcz pragnienia dosięgnięcia sparing-partnera, lecz w środku pozostawał pusty. Te same ruchy, które onegdaj przekazał mu bezogoniasty, powtarzał dzień w dzień, starając się tylko być szybszy i szybszy. Do tego stopnia technika uderzeń weszła mu w nawyk, że nawet miny i ekspresja zachowywały się jak wyuczone, z każdym kolejnym ciosem na nowo wydobywając z organizmu bojowy krzyk. Wiedział, że nie podoła, wiedział, że jego ruchy są dobre, ale niewystarczająco szybkie. Wpadał w trans, podczas którego czas spowalniał, a on miał wiele czasu do przemyśleń. Po treningu miał go jeszcze więcej, gdy siedział w kapsule regeneracyjnej, wychodząc z ciężkich obrażeń sprezentowanych mu przez Kenzurana.
.  . Czy ten trening miał w ogóle sens? Czy wojownik niskiej klasy mógł osiągnąć poziom przewyższający super saiyanina? Kij z super saiyaninem,  czy mógł chociaż mierzyć się z Cynnamonem albo generałami w armii króla Vegety? Na pewno nie – a przynajmniej tak uważał Topote. W takim razie dlaczego walczył? Czy warto było tak się starać, nieustannie ocierać się o śmierć? Topote się nie starał; jego mimika i częste prośby o sparingi mówiły coś innego, ale podczas walki po prostu… dawał upust swojej frustracji, nie walczył by wygrać, a jedynie po to by wyładować złość. Była to pewnego rodzaju terapia, której się poddawał. Myślenie o swoich słabościach w pojedynkę dobijało go jeszcze bardziej, więc cieszył się, że w tych trudnych chwilach ma przy swoim boku nauczyciela, który przyjmie całe to nagromadzone uczucie w pięści, którą mu posyłał, i nawet tego nie zauważy. Traktował Kenzurana jak worek treningowy, którego nie da się trafić – to tylko worek, więc nie było mowy o rywalizacji, ale również o zaangażowaniu – po prostu bił w piach w jego wnętrzu… znaczy próbował.

.  . Miesiące mijały, a piątka kosmicznych podróżników przemierzając niezliczone układy gwiezdne miała się w najlepsze. Dzień i noc stawały się rutyną: pobudka, obfite śniadania rano, ostry trening, potem wizyta w sali regeneracyjnej… czasem dolatywali do jakieś planety. Czas leciał zatrważająco szybko, żadnych nowych saiyan na horyzoncie ani widocznego wzmocnienia u członków kosmicznej brygady. Tak jak trening pełnił dla Topote rodzaj odstresowania, tak przyjemność zaczął sprawiać mu… handel. Za pieniądze ze sprzedaży zrabowanych dóbr kupował inne dobra i sprzedawał drożej. Często wyręczali go w tym Koja na zmianę z Gamato. Gamato robił to niechętnie, ale dla Koi siedzenie w jednym miejscu godzinami nie sprawiało problemów, gdyż świetnie wychodził mu trening polegający głównie na medytacji. Mentoring Kenzurana sprawiał również, że Topote z czasem porzucił swoją dumę na rzecz ćwiczeń. Nie miał nic przeciwko z wyręczeniem go w walce, którą nauczyciel uznał za zbyt trudną dla niego oraz bez gadania stawał do sparingu u boku Gamato, gdy takie zostało wypowiedziane polecenie…
.  . Młody saiyański wojownik zanim się obejrzał był w stanie dostrzegać ruchy nieprzemienionego bezogoniastego. Tak jak wcześniej podczas sparingów czuł, że czas spowalnia i miał go sporo na przemyślenia, tak tym razem w spowolnionym tempie zaczął w końcu dostrzegać swoje ruchy i je analizować. Ruchy jego przeciwnika pozostawały tylko smugą, ale w porównaniu z ich pierwszym spotkaniem, progres był ogromny. Na nowo zaczęła rozbudzać się w nim motywacja. Nocami nie mógł spać, analizując popełnione błędy i obmyślając strategie. Omawiał je wraz z Gamato, który szybko zaczął podzielać jego entuzjazm, mimo że wciąż mu brakowało do poziomu saiya-jinów. Topote zaczął częściej pytać o wskazówki i sprawdzać poprawność wykonywanych technik sztuk walki, których przy okazji uczył się od mistrza Kenzurana. Gamato przy tym również skorzystał, gdyż dostawał później szczegółowe wyjaśnienia z drugiej ręki tak, by umysł Gegana też mógł pojąć sztukę, którą od pokoleń doskonalili saiyanie.
.  . Rok minął zanim się obejrzeli, a tymczasem Fuoe, córka Koi, błyskawicznie dorastała, stając się co raz piękniejszą.

Fuoe (rok życia):

[slot #3 UO Sztuki Walki St.1]
Topote
Topote
Liczba postów : 139

Topote TS, w opowiadaniach przy ciepłym mleku i dobrym ciastku. Empty Re: Topote TS, w opowiadaniach przy ciepłym mleku i dobrym ciastku.

Wto Lis 24, 2020 3:17 pm

.  .  #4.  .  Żegnaj stary przyjacielu!


.  .  Pod koniec roku Geganie mają w zwyczaju obdarowywać się prezentami i obierać ambitne cele na następny rok. Jednak koniec 764. był szczególniejszy. Oczywiście cała piątka tego wieczora razem grała w karty, dzieliła się swoimi historiami i świetnie się bawiła jak co roku. W pewnym momencie na scenę, nieco już podpity, wyszedł Koja.
.  .  Pewnie zauważyliście już, że ostatnio częściej znikam. Prawda jest taka, że moim konikiem jest magia, a wy ćwiczycie głównie ciało, dlatego widuję się z wami rzadziej niż można było by się tego spodziewać. Jednak tym razem mam dla Was niespodziankę, którą udało mi się przed wami ukryć aż do teraz. – Niektórzy, ci nie do końca trzeźwi, spojrzeli na małą Fuoe jakby spodziewając się, że to ona ma być niespodzianką. – Niech ten prezent stanie się dowodem naszej przyjaźni i braterstwa.
.  .  Fuoe spojrzała po wszystkich, zastanawiając się, czy ona też miała by być czyimś bratem. Gamato szczerzył się półprzytomnie, Topote ledwo utrzymywał pozycję półsiedzącą po całym dniu zmagań i wieczornych rozrywkach; jedynie Kenzuran jako tako trzymał fason. Koja wyciągnął zza pleców kilka błyszczących mieczy schowanych w czerwonych pochwach (klik). Każdy z nich miał wygrawerowany zestaw złożony z dwóch liter zarówno na obudowie oraz ostrzu. Te litery to „G” jak „Gegnin” oraz „S” jak „Saiyanin”. Następnie wręczył po jednym każdemu z wojowników, a sobie oraz małej Fuoe zostawił mniejsze sztylety z podobnym grawerunkiem.
.  .  Ani ja, ani Fuoe raczej nie dalibyśmy rady posługiwać się takim orężem, dlatego dla naszej dwójki kazałem wykonać mniejsze odpowiedniki z takim samym grawerunkiem. Jak wspominałem niech służą chociaż jako symbol, jeśli nie chcecie ich używać. Chociaż muszę się pochwalić, że zostały wykonane z naprawdę solidnego stopu i długo się targowałem, by zapłacić za nie rozsądną cenę. – Usiadł, a reszta miała wówczas czas na podziwianie podarunku.
.  .  Fuoe nie była zadowolona, ewidentnie wolałaby wielki miecz od sztyleciku, ale zgadzała się z ojcem, że nie dałaby rady nim sprawnie operować. Gamato energicznie przekładał miecz z jednej na drugą stronę, nie mogąc się zdecydować, z której go oglądać. Topote jedynie spoglądał na niego dłużej z pojedynczymi łzami w oczach, a potem zasnął zmęczony całym dniem, szczęśliwy z nowej zabawki. Również Kenzuran ucieszył się z podarunku choć miecz raczej nie był mu do niczego potrzebny.
.  .  Tego wieczoru z ich ust padło jeszcze wiele ambitnych zapowiedzi swoich czynów w przyszłym roku. Fuoe stwierdziła, że również zacznie ćwiczyć, ale magię tak jak jej tata. Gamato obiecał w końcu trafić saiyana bez ogona w sparingu jeden na jednego. Kenzuran stwierdził, że odbuduje dawną chwałę saiyan, a w kolejnym roku na mur beton chociaż odnajdzie kolejnego na jednej z planet. Natomiast Topote śnił o zostaniu nieustraszonym poszukiwaczem przygód i zawadiaką, który nie zna słowa „muszę”.

.  .  Tym razem nie udało im się spełnić swoich postanowień noworocznych, jak co roku zresztą. Jednak odważnie parli na przód, dając z siebie wszystko. Fuoe zaczęła nawet jakieś szkolenia, ale nie szło jej zbyt dobrze. Chociaż trenowali nieustannie, bez przeciwnika na swoim poziomie trening stawał się monotonny, co dało się odczuć nawet w poprzednim roku. Niebawem, na szczęście, nadarzyła się świetna okazja do przetestowania swoich możliwości. Nawet mistrz usiadł na swoim fotelu strasznie podekscytowany, gdy zbliżali się do zielonej planety. Nic dziwnego. Coś nietypowego wisiało w powietrzu, gdy mieli na niej lądować. Całą piątką poczuła zapach nadchodzącej batalii czy przygody.
.  .  Tritek to dżunglowa planeta zamieszkała przez człekokształtne istoty o zielonej skórze, dmuchawkach wychodzących z kręgosłupa i dużych, żółtych oczach. Jak tylko członkowie grupy „GS” wylądowali i zeszli ze statku, zaczęli być okrążani. Mistrz wyraził polecenie, by Gamato z Koją mieli baczenie głównie na statek, gdyż lada moment może wywiązać się potyczka. Topote przekazał informacje porozumiewawczym skinieniem palców w jego stronę. Kenzuran nie pomylił się – po chwili wywiązała się walka.
.  .  Saiyanin z Bowapo uśmiechnął się pod nosem na myśl o jakimś wyzwaniu, którego od dłuższego czasu brakowało. Szybko ocenił siły wroga na około kilkudziesięciu uzbrojonych w blastery żołnierzy i posiłki, które jak można było się spodziewać po odgłosach truchtu z daleka, biegły w tym kierunku. Zanim zdążył się podzielić przemyśleniami, pociski z blasterów wystrzeliły w ich kierunku. Jeden z nich musnął go po policzku, pozostawiając krwawą smugę. Resztę udało mu się bez problemu uniknąć. Tymczasem Gamato wyszedł już całkiem ze statku, stając na jego dachu i wypatrując oponentów nadciągających z tyłu; wcześniej dał jakiś sygnał Koi, który wciąż grzebał się w jego wnętrzu.
.  .  Chyba przybyliśmy nie w porę. Jakiś konflikt wewnętrzny, tak myślę – odezwał się saiyanin z mniej bujną czupryną, gdy wraz ze swoim mistrzem łoili zadufane w sobie tyłki kolejnych to tubylców.
.  .  Trening nie poszedł na marne. Mimo wielu przeciwników i obecności blasterów, które faktycznie mogły wyrządzić sporo krzywdy odpowiednio użyte, radził sobie co najmniej nieźle. Nawet Gamato, który głównie starał się chronić statek, dawał niezły pokaz wyuczonych umiejętności. Oboje lawirowali między ciosami, dzięki sprytnym i wykonanym w dobrym timingu technikom ze sztuki walki Kenzurana. Nieprzerwane strumienie ki blastów Gamato trzymały wrogów w wiecznym szachu, a próby zaatakowania go frontalnie kończyły się dość nieprzyjemnie dla agresorów. Nie gorzej było z Topote, który zręcznie unikał ciosów i jednym uderzeniem posyłał ich na glebę w ramach kontry. Niebanalne wykorzystanie w jego przypadku jedynych technik bojowych jakie znał, czyli Kiai i Magic Wave, sprawiało, że nawet twardsi przeciwnicy lądowali zdezorientowani jako żywe tarczę chroniące go przed strzałami z kolejnych to blasterów, które docierały z niemal każdej strony. Strategie, które obmyślali z Gamato przeciwko Kenzuranowi w tamtym momencie błyszczały naprawdę mocno. Można było odnieść wrażenie, że mają przewagę.
.  .  Zupełnie inaczej myślał bezogoniasty saiyanin, który w następne kilka chwil postanowił sam przechylić szalę zwycięstwa, jeszcze raz pokazując swoim wychowanką różniące ich poziomy mocy.
.  .  Zaczął od masowego unieruchomienia przeciwnika. Topote usłyszawszy, że ma na niego nie patrzeć, w pierwszym momencie zrozumiał to tak, jakby miał przestać się bawić z przeciwnikami i zacząć myśleć o tym poważniej. Tak też zrobił. Odwrócił się plecami do Kenzurana, zadając przy okazji dwa silne ciosy łokciami dwójce napastników, którzy się wprost na niego nadziali. Kiedy był już gotowy na kolejną porcję ataków ze strony wroga, jedyne co ujrzał to oślepiający, biały blask zza jego pleców.
.  .  Następnie była masowa rzeź. W pierwszej chwili saiyanin z Bowapo nie mógł uwierzyć w to, co się stało, lecz jego instynkt wojownik zadziałał jak należy, nie pozwalając ciału zwlekać z tego zaskoczenia. Mistrz grał jakby wszystko było zaplanowane. Gamato i Topote, widząc jak zabija tubylców, zaczęli robić to samo, korzystając z nadarzającej się okazji. Koja wybiegł ze statku z mieczami, które podarował grupie na zeszłe obchody końca roku. Jego mina wyrażała co najmniej rozczarowanie. Walka dobiegała końca nawet bez jego udziału, a co gorsza – z jego perspektywy nie przypominała walki, a raczej jednostronną rzeź ze strony jego sojuszników. Oczywiście domyślił się, że kulący się z bólu w oczach Tritekianie to sprawka zdolności najsilniejszego z nich, gdyż pozostałą dwójkę znał znacznie dłużej i wiedział, że nie posiadają umiejętności, które pozwoliłyby na taki czyn.
.  .  Na koniec nastąpił pokaz jego potęgi. Jak te trzy sieroty na placu minionego boju wśród dudniących w uszach odgłosów strzelaniny i piekącego ognia stali we trójkę obok siebie: Koja, Gamato i Topote, gdy bezogoniasty saiyanin wystrzelił jak rażony piorunem, a w następnej kolejności tymi piorunami się przyodział, wywołując ogólny zamęt wśród szeregów wroga. Eksplozje… istny festiwal wybuchów oraz łamiących się, spopielanych drzew, które niegdyś sięgały hen wysoko ku niebiosom. Te mniejsze grupy, które atakowały ich od tyłu, szybko zaczęły się wycofywać, gdy ujrzały pokaz umiejętności super saiyanina drugiego poziomu, wręcz uciekali gdzie pieprz rośnie w popłochu. W okolicach statku pozostała tylko wymieniona wcześniej trójka, a z jego wnętrza obserwowała wszystko mała Fuoe. Gdy Kenzuran wrócił, drzewo-ludzie i saiyanin nadal tkwili w osłupieniu. Szczególnie Topote zastanawiał czy płakać, czy się cieszyć z tego, że jedna istota może zdobyć taką potęgę. Na usta cisnęły się słowa, że nie musiał dobijać wszystkich, ale ponieważ poruszał się tak szybko, że go nie widzieli w akcji, nie mieli pewności, że tak właśnie postąpił. Super saiyanin drugiego stopnia widziany z bliska wywoływał zarówno strach jak i silne poczucie bezpieczeństwa, do tego stopnia że wojownicy (o ile nadal można tak ich nazywać) całkowicie wyparli z umysłu trzęsących się ze strachu za drzewami lub kamieniami obcych, których do tej pory skrawkiem zmysłów wciąż obserwowali na wszelki wypadek, gdyby postradali rozumy od widoku szalejącego Kenzurana.
.  .  Ze zrezygnowanym nastrojem, bardziej z powodu poczucia winy względem tubylców niż znudzenia planetą, poszli za radą mistrza, niezwłocznie udając się w dalszą podróż. Zgarniając jedynie po drodze kilka blasterów i co fajniejszych gadżetów, weszli na pokład. Po kilku minutach znów przemierzali bezkresną, kosmiczna pustkę. Od bezogoniastego dowiedzieli się nieco więcej o planecie Ziemia i drugim ocalałym saiyaninie, który okazał się być zwykłym sprzedajnym śmieciem.
.  .  Uważam, że niedługo będziemy musieli się na jakiś czas rozdzielić – zaczął ze smutkiem w głosie mówić do drugiego saiyanina, gdy nastała nieprzyjemna cisza między ich dwójką w trakcie konwersacji. – Niestety jesteś dla nas za… silny. Po tym co zobaczyliśmy na ostatniej planecie – spojrzał na Gamato i Koje, którzy pokiwali głowami – ta forma z piorunami, myślę, że dalej stojąc u Twojego boku zbytnio się rozleniwiamy. Nie musimy się martwić o nasze życia czy tak naprawdę starać. Te wszystkie zenkaie, które mi fundujesz podczas treningów – z wahaniem w głosie – wydaje się, że są nieskuteczne, jeśli faktycznie nie będę obawiał się o swoje życie, a w twojej obecności nie jest to możliwe. Do tego uważam, że poradzilibyśmy sobie wtedy z tymi kosmitami –  dodał energiczniej – razem z Gamato nie odnieśliśmy prawie ran, a Koja dopiero co dołączał do walki. Dlatego uważam, że lepiej jak się rozdzielimy. Na kolejnej planecie możemy wymienić się namiarami na nasze komunikatory, więc pozostaniemy w kontakcie, gdyby faktycznie udało Ci się znaleźć więcej saiyan. W razie czego możesz zostawić też namiary na Ziemię, dobrze było by spotkać się za jakiś czas i pokazać nasze postępy – napiął biceps w geście chwalenia się siłą.
.  .  Zaraz poszukam w komputerze namiarów na Bowapo, naszą ojczystą planetę. Jeśli zechcesz, to wiedz, że również będziesz tam zawsze mile widziany – dodał Gamato, po czym nastała niezręczna cisza.
.  .  Tak minął kolejny ciężki rok. Choć wojownicy nie rozstali się od razu – w końcu musiało to nastąpić. Trochę szkoda, że Fuoe nie zdążyła wypięknieć na tyle szybko, by jak najlepiej zostać zapamiętaną przez bezogoniastego super saiyanina. Do następnego spotkania, przyjacielu!

[slot #4 Statystyki]
Topote
Topote
Liczba postów : 139

Topote TS, w opowiadaniach przy ciepłym mleku i dobrym ciastku. Empty Re: Topote TS, w opowiadaniach przy ciepłym mleku i dobrym ciastku.

Sob Gru 05, 2020 9:41 pm

.  .  #5.  .  Gamato vs Topote

.  .  Głośny szum wiatru przewinął się przed Topote, który stał na wzgórzu ze wzrokiem zawiśniętym przed sobą. Naprzeciwko pewnie, z rękoma zwisającymi po obu bokach i piorunującym spojrzeniem stał Gamato. Drzewiec ściągnął białą koszulę, rozrywając ją na oczach przyjaciela. Porannemu słońcu ukazały się wyrzeźbione w drewnie mięśnie. Gdy napinał ramię, grożąc pięścią w kierunku oddalonego o 100 metrów Topote, jego skóra wydawała dźwięki łamiącej się kory. Powstałe mikroszczeliny zaczęły zarastać zielenią, a wojownik zdawał się emanować aurę wigoru.
.  .  Topote spojrzał posępnie spode łba – widział tę technikę po raz pierwszy, mimo że przyjaciółmi byli już przeszło 7 lat. Poranna rosa w postaci kropelek utrzymywała się na listkach, otaczającej tę dwójkę, trawy. Geganie zazwyczaj słabną w wilgotnych warunkach, ale stojący przed nim Gamato nie wykazywał w tamtym momencie ani grama słabości. Do tej pory był dla niego jak listek, którego czasem trudno złapać, gdy swobodnie spada w dół, ale z silnym korzeniem krzewu, z którego się wziął nigdy nie miał szans wygrać. Uważał się za korzeń. Co więcej, jeśli on był korzeniem, a Gamato listkiem, to Kenzuran w tym porównaniu stanowił planetę, na której ten krzew mógł wyrosnąć.
.  .  Oboje brali ciężkie oddechy mimo, że wymiana ciosów jeszcze nie nastąpiła. Pojedynek już się rozpoczął – teraz walczyły ich umysły, by w dalszym etapie nie okazywać zwątpienia i wprawić w nie przeciwnika.
.  .  Gamato krzyknął w kierunku niemal bezchmurnego nieba najdonioślej jak tylko potrafił. Lewa noga poszorowała po mokrej trawie do tyłu, a prawa ręka uniosła się w pięści ponad jego głowę; w ten sposób przyjął pozycję bojową. Choć oboje nie znali pojęcia Ki, ani nie potrafili go wyczuwać, drzewiec w tamtym momencie emanował taką energią, że nawet ślepy zorientowałby się, co zaraz nastąpi po napięciu wiszącym w powietrzu.
.  .  Jednym silnym kopnięciem w podłoże błyskawicznie poszybował w kierunku Topote. Prawa ręka przyszykowana była do uderzenia z sierpa, a lewa gotowa do ściągnięcia bloku. Saiyański przeciwnik niewzruszony spoglądał ze spokojem, jak „listek” próbuje dosięgnąć korzenia, lecz według niego najmniejszy powiew wiatru mógł udaremnić jego starania. Jednakże ten listek był uparty i wciąż dążył do mistrza, który go zrodził; miał szansę dzięki wieloletnim treningom, a więc dzięki grawitacji podarowanej przez planetę, która zrodziła korzeń – przez Kenzurana.
.  .  Czas spowolnił, gdy znaleźli się nie dalej niż 2 metry od siebie. Wymienili się spojrzeniami, które zwykłego człowieka z miejsca zmusiłyby do rezygnacji z pojedynku. Oni byli inni, ich twarda determinacja nie pozwalała się wycofywać, noga nie była w stanie zrobić kroku w tył w celu innym niż przygotowanie ciosu. Wiązało się to ze sposobem życia tej dwójki, ich żelaznych zasadach i relacji między nimi.
.  .  Idealnie kwadratowa pięść Gamato z impetem wbiła się w brzuch małpiego wojownika, który nawet nie zdążył przyjąć gardy. Drobinki śliny wyleciały z jego ust, gdy składał się w pół. Topote uśmiechnął się, a dotąd pewnego siebie Gamato dopadł lęk, który natychmiast kazał mu się wycofać potrójnym saltem w tył. Miał rację. W miejscu, w którym przed chwilą stał, była wymierzona otwarta dłoń jego przyjaciela. Dał radę uciec od kontry, ale o wiele bardziej zastanawiało go, dlaczego saiya-jin nie stracił oddechu po jego uderzeniu, a nawet miał siły się uśmiechać.
.  .  Chyba wciąż dajesz mi fory ze względu na to, że kiedyś byłem twoim mentorem. Albo nie umiesz uderzyć na poważnie przyjaciela… – wojownik z irokezem na głowie zaśmiał się raz jeszcze, po czym zmierzył przeciwnika jeszcze bardziej pogardzającym wzrokiem niż poprzednio, a zarazem nie pozbawionym szacunku dla drzewca, jakby chciał powiedzieć: „Jesteś silny, ale do mnie nawet nie startuj…” – Jeśli nie będziesz uderzał na poważnie, zginiesz od moich ciosów podczas tej walki.
.  .  Chyba śnisz! – przełknął ślinę drzewiec, ustawiając rzucające nim emocje do szyku, a następnie zaczął znów wrzeszczeć – Gotuj się! – Po tych słowach oboje wystrzelili w swoim kierunku. Nastąpiła wymiana kilkudziesięciu ciosów, z których większość była blokowana lub przechwytywana. Tylko nieliczne uderzenia docierały godząc małpiego wojownika najczęściej w lewą nerkę, a Gamato najczęsciej w okolicach prawego barku.
.  .  Zdenerwowany przedłużającym się pojedynkiem, saiya-jin odskoczył w tył ciskając magicznymi cięciami w przeciwnika, lecz był to poważny błąd. Drzewiec czekał na tę chwilę od początku, zgrabnie uniknął Magic Wave i korzystając z luki w obronie posłał w ramach kontrataku grad ki-blastów w jego kierunku.
.  .  Topote zdołał się w miarę szybko zreflektować, wykonując obrót wokół własnej osi i uciekając od wystrzelonej energii po spirali wokół swojego przeciwnika. Zdołał oberwać tylko kilkukrotnie po nogach. Korzystając ze swojej szybkości w powietrzu unikał większości obrażeń, lecz by wygrać musiał w końcu zaatakować ciskającego bez przerwy pociskami Gamato. Tak się stało chwilę później, gdy rozbijając 3 kule energii jednym ruchem swoim przedramieniu, zaszarżował w jego kierunku.
.  .  Drzewiec nie zaspał, wykonując w porę unik w tył, lecz oczy wyszły mu z orbit z niedowierzania, gdy ujrzał Topote wykonującego gest otwartych szeroko dłoni wokół jego oczu.
.  .  Taiyoken!! – wykrzyczał wojownik z irokezem, napinając wszystkie mięśnie swojego ciała. Gamato znał tę technikę od saiyanina, który niedawno ich opuścił, stąd wiedział jak się przed nią chronić i momentalnie zamknął swoje oczy. Nie spodziewał się, że Taiyoken był zwykłym blefem, a w momencie, gdy pozbawił się zmysłu wzroku miał oberwać silnym ciosem prosto w szczękę. Pierwsze przypuszczenia drzewca były prawidłowe i Topote prawdopodobnie faktycznie nie zdążył jeszcze nauczyć się techniki, ale znał przynajmniej teorię jej wykonania.
.  .  Drzewiec poczuł jak twarda skóra na jego policzku łamie się pod naporem ciosu saiya-jina. Nawet on był w stanie stwierdzić, że ten cios z ciosem zadanym przez niego na początku walki dzieliła przestrzeń jak między ziemią a słońcem. Nie tylko siła, ale również determinacja i bojowy ryk było czuć w tym uderzeniu, któremu towarzyszył zarówno huk oraz wspomniane głośnie „HAYYA!”. Wokół ręki w trakcie uderzenia utworzyły się obręcze z kropelek wilgoci, która znajdowała się w powietrzu, a po krótkiej chwili od przyłożenia ciosu Gamato poszybował daleko w kierunku wzniesienia, z którego zaczynali walkę. W trakcie lotu jego ręce i nogi nieskładnie tańczyły wokół ciała, gdyż szok był na tyle duży, że przez ten moment drzewiec nie mógł nawet kontrolować ich umysłem. Zanim dotknął litej skały dogonił go małpi wojownik i silnym kopnięcie w zad znowu posłał go w powietrze. Gdy spadał, Topote miał zamiar potraktować go kombinacją złożoną z uderzenia łokciem w twarz, ciosem w brzuch, który pozbawiłby oponenta oddechu, następnie zalać go gradem 6 szybkim uderzeń i zakończyć kopnięciem w splot słoneczny, a to wszystko równocześnie z uderzeniami Kiai. Tak się jednak nie stało.
.  .  Gamato w porę się ocknął, w ostatniej chwili chwytając za łokieć i wyprowadzając kopnięcie od tyłu w kark saiyanina. Gdyby nie wytrenowane ciało z pewnością po takim kopnięciu pozostałby trwały uraz na jego kondycji, jednak dla Topote było to niewystarczające by od razu rzucić go na łopatki.
.  .  Używając kilkukrotnie Kiai w powietrze, by nadać ręce dodatkowego pędu, trafił łokciem idealnie tam, gdzie normalni ludzie mają szyję. Następnie wyswobodził się z uścisku i posłał Magic Wave w kierunku Gegana, którego szyja była znacznie grubsza i wytrzymalsza niż u ludzi, dlatego poprzedni atak, nie mógł wyrządzić mu na tyle krzywdy, by go na miejscu zabić.
.  .  Oboje wzięli ciężki oddech. Topote świerzbiło coś na plecach w okolicach karku i czuł się przez to całkiem spięty; do tego zdrętwiały mu całkiem nogi i dokuczała lewa nerka. Gamato systematycznie dostawał w podobne miejsca, dlatego okolice między prawym barkiem a prawą stroną twarzy w porównaniu z resztą ciała wyglądały na w opłakanym stanie; gdzieniegdzie sączyła się szkarłatna krew, a z otarć wydzielał się zielonkawy płyn, który powodował pojawianie się małych listków; na torsie widać było niedawne cięcie powietrza, które nie zdążyło jeszcze zakrzepnąć, a więc krew lała się to stąd to stamtąd. Przez chwilę  nie mieli jeszcze sił, by kontynuować walkę, więc postanowili wyjaśnić sobie coś słownie.
.  .  Żegnanie się z Kenzuranem to był jednak błąd! Nie sądziłem, że się taki staniesz, jak nas opuści… pyszny i zuchwały – drzewiec wytknął ostatnie wydarzenia, które miały miejsce pomiędzy tą dwójką wręcz kpiących głosem.
.  .  Dobrze wiesz, że w jego obecności daleko byśmy nie zaszli. Koja myśli podobnie. Ty też do pewnego momentu… – kontynuuwał Topote, próbując się odeprzeć choć część zarzutów skierowanych w jego stronę.
.  .  Ha! Przecież Ty chciałeś tylko rządzić! Wreszcie jesteś najsilniejszy gratuluje! – zaczął szyderczo naśmiewać się Gamato – Jesteś taki jak on, a nawet gorszy! Skoro żeby stać się silnym musiałeś się rozstać ze swoim mistrzem, to może teraz ja i Koja powinniśmy odejść od Ciebie! – kontynuował głosem pełnym furii.
.  .  Nie gadaj głupot! Beze mnie jesteście bezsilni. Prędzej czy później skończycie martwi, nawet mistrz wam nie pomoże na czas! Jesteście bandą głupich drzew a nie grupą wojowników.
.  .  Teraz przegiąłeś!! Koniec tego, zakończę to tu i teraz! Siłą wmówię Ci do rozsądku, że możesz na nas liczyć! – dumnie spuentował swój wywód.
.  .  Coś Ci powiem. Zaufanie zaufaniem, ale kontrola kontrolą mój drogi przyjacielu. Nigdy nie będę w stanie zaufać komukolwiek, bo oznaczałoby to moją śmierć! – po tych słowach małpi wojownik zaczął krzyczeć zmuszając wszystkie komórki swojego ciała do wykrzesania dodatkowej mocy. Ogon, który stanowił jego słaby punkt, a do tej pory chował się pod pasem, wyszedł na powietrze luźno kołysząc się za saiyaninem.
.  .  Z uśmieszkiem na twarzy zwrócił się w stronę Gamato, ustawiając rozwarte dłonie przed swoimi oczami. Co chciał osiągnąć? Drzewiec nie miał zamiaru drugi raz dać się nabrać na blef z Taiyokenem, oczy pozostawił szeroko otwarte czekając na cios. Jednak irytował go ten uśmieszek sugerujący jakby nieznajomość techniki również była blefem i tym razem naprawdę jej użyje. Geganin walczył w myślach ze sobą, nie będąc pewnym czy lepiej zamknąć oczy czy pozostawić je otwarte, gdy saiyanin będzie wykrzykiwał znaną formułkę.
.  .  Taiyo- – zaczął powoli saiyanin, a kłębiące się w głowie drzewca możliwe scenariusze powoli doprowadzały jego prosty umysł do szału. Ostatecznie zawierzył pierwszej myśli i pozostał w przekonaniu, że jego przyjaciel blefuje. Grubo się przeliczył, gdyż oślepiający błysk rozszedł się niemal natychmiast po okolicy, gdy małpi wojownik skończył przygotowywać technikę – ken!
.  .  Technika tak prosta, że z odrobiną trudu dałoby się jej nauczyć nawet podczas walki. Zarazem najdoskonalszy twór wojowników z Ziemii. Gamato błędnie założył, że Topote nie poświęcił wcześniej kilku godzin na jej opanowanie. Prawda, że do tej pory nie miał okazji jej przetestować na prawdziwym przeciwniku, a trening przeprowadził w tajemnicy, więc drzewiec nie mógł wiedzieć – to jednak go nie usprawiedliwiało. Zebranie Ki wciąż trochę mu zajmowało, dlatego musiał wprowadzić oponenta w wojnę z własnymi myślami. Wracając wspomnieniami do swoich pierwszych prób, które wykonywał przy otwartych oczach, by się upewniać na ile opanował już tę technikę, był aktualnie dumny z jej zasięgu i mocy. Gamato całkowicie się tego nie spodziewając, pocierał się grubymi palcami po oczach, próbując powstrzymać olbrzymi ból po ujrzeniu oślepiającego blasku.
.  .  Wcześniej zaplanowana kombinacja weszła w życie, a Gamato, który stawał się co raz bardziej zdezorientowany po każdym uderzeniu, w końcu wylądował ze zmasakrowanym prawym obojczykiem i pokiereszowanym ciałem, robiąc krater na niemal pionowej powierzchni wzniesienia, na którym dogorywał po kończącym kopnięciu w splot słoneczny. Wciąż oddychał ale ledwo.
.  .  Topote wyjął zza pleców miecz, który symbolizował ich przyjaźń i skierował jego ostrze w kierunku półżywego towarzysza.
.  .  To koniec. Od teraz radź sobie sam, skoro odrzucasz moją pomoc. – Wojownik z irokezem wbił ostrze w skałę obok jego głowy, a następnie oparł o nie pochwę. W ten sposób pożegnał się, powoli wznosząc się na niebie i znikając za horyzontem.

.  .  Koja usłyszał wersję, w której „lekko” się ze sobą posprzeczali, a następnie Gamato zadeklarował się, że od wtedy będzie podróżował samotnie. Znajdowali się na planecie handlowej, więc nie musieli się martwić, że Gamato utknie tu na dłużej ze względu na brak statków kosmicznych – przy odrobinie chęci zabierze się z kimś lub uzbiera na własny statek rabując i żyjąc z walk, które stanowiły tu dobrze opłacaną rozrywkę. Niedługo później, za naleganiami saiyanina, wyruszyli w dalszą podróż, a ich drużyna znów zeszczuplała o jednego członka.
.  .  Podczas tego roku wiele się już nie zmieniło, oprócz tego że saiyanin zaczął więcej uwagi poświęcać małej Fuoe ucząc jej podstaw walki. W głębi serca wierzył, że w ten sposób choć odrobinę odpokutuję za porzucenie Gamato. Poza tym miał od teraz dużo więcej sytuacji, gdzie granica między jego życiem a śmiercią była bardzo blisko, a więc stale miał powody by stawać się co raz silniejszym. Tymczasem Koja spadł do pozycji pilota i drugoplanowego handlarza.
.  .  Topote co raz bardziej oddalając się od swoich towarzyszy Geganów w pewnym momencie nawet zmienił strój, wyglądając bardziej jak poszukiwacz przygód niż wojownik z Bowapo. Miecz z grawerunkiem, który nosił stale na plecach (był to miecz Gamato, gdyż swój własny oddał mu pod koniec pamiętnej walki), świetnie wpasowywał się w jego nowy wizerunek.
.  .  Skontaktowali się również z Kenzuranem przez radio, jednak nie powiedzieli mu o prawdziwej sytuacji, jaka miała miejsce po jego odejściu, zamiast tego zapewniając, że u nich wszystko w porządku. Nie można było skłamać mówiąc również, że żadne z nich nie zaniedbywało treningów. Szczególnie Gamato rozwinął się w trakcie ich rozłąki, ale to opowieść na inny czas. Konsekwencją tej opowieści były ponowne utarczki z Cynnamonem, które zmusiły Gegana-wojownika do skontaktowania się z Topote również przez radio i poproszenia o pomoc…

[slot #5 - Technika Taiyoken]
Topote
Topote
Liczba postów : 139

Topote TS, w opowiadaniach przy ciepłym mleku i dobrym ciastku. Empty Re: Topote TS, w opowiadaniach przy ciepłym mleku i dobrym ciastku.

Pon Gru 07, 2020 5:00 pm

.  .  #6.  .  Pokrzyżować plany Cynnamona! Niezwykła planeta Bowapo?!


.  .  Dni i miesiące mijały. Choć grupa Topote nie miała tego szczęście, Gamato udało się  natknąć na jeszcze jeden statek armii Cynnamona. Ponoć również sam jeden rozprawił się z załogą, a dzięki szczątkowej wiedzy o kulkach mocy i systemowi zarządzania na statku, udało mu się również wyść z tego prawie bez szwanku oraz nie pozwolić skomunikować się z samym lordem. Przesłuchując jednego z żołnierzy, dowiedział się, że Cynnamon wysłał specjalną jednostkę na Bowapo po pamiętnej klęsce w starciu z saiya-jinem. Niestety wówczas nikt nie był w stanie sprawić takiego oporu, jak za pierwszym razem, a poszukiwania buntownika skończyły się fiaskiem. Zaniepokojony tym bardzo, Gamato czym prędzej wyszukał namiary w pokładowym komputerze na swoją rodzinną planetę, gdyż szczęście w nieszczęściu się na nim znajdowały, wyruszając niezwłocznie w podróż.  Tym samym opuścił nowych towarzyszy, z którymi się kumplował po odejściu z grupy Topote niemalże bez słowa. Tak ważna informacja musiała wpaść również w uszy Koi, stąd nie bacząc na dawne niesnaski, wygrzebał z resztek pamięci namiary na ich stary statek i zamienił te kilka słów również z Topote.
.  .  Cała czwórka znalazła się na Bowapo mniej więcej po 6 miesiącach podróży, bo jak się okazało planeta znajdowała się bardziej na krańcach wszechświata niż jego centrum. Widok, który zastali był przerażający. W części zamieszkanej niegdyś przez Gegan jedyne co znaleźli to pozostałości po spalonych na wiór pradrzewach i domostwach tubylców. Wtedy Topote poznał jeden z największych sekretów tej rasy, a mianowicie, w przypadku zagrożenia gatunku, Geganie chowali część ze swoich ziomków pod ziemią, wprowadzając ich w hibernację. Koja razem z Gamato zabrali się przy nim do pracy, która wymagała odkopania ich pobratymców, którzy wyglądem po tych wszystkich latach przypominali bardziej korzenia niż pnie, jak to zapamiętał młody saiyanin. Następnie odmawiając magiczną formułkę przywracali swoich braci i siostry do życia. Od nich dowiedzieli się nieco więcej, o rzezi jaka miała tu miejsce. Podobno rozgniewany demon szalał po tych okolicach niszcząc i paląc wszystko w zasięgu wzroku. Na szczęście niektórym z nich udało się ukryć w niższych częściach planety, a reszta poddała się hibernacji, licząc na ocalenie w przyszłości. Dalej nie wiadomo było, co z Gegami po drugiej stronie planety, gdyż jak również się dopiero co dowiedział Topote, wioska, w której mieszkał 2 lata, nie była jedynym siedlistkiem tej rasy, a jedynie małym punktem ich społeczności.
.  .  Razem z potężnym magiem, który znalazł się wśród niezahibernowanych, udali się w dolne rejony planety, a tam młody saiyanin poznał kolejny sekret tubylców w postaci sieci podziemnych tuneli, a nawet całej cywilizacyjnego podgatunku Bowapianów. Muvo-shaman wytłumaczył im, że ze względu na wysokie temperatury, które panują w jaskiniach pod górami na Bowapo, tylko raz na kilka miesięcy, podczas pełni księżyca, można bezpiecznie przedostać się do ukrytej przed światem stolicy planety. Geganie byli tak naprawdę odłamem rasy zwanej Bowapianami, który ponad bezpieczeństwo cenił sobie wolność i górskie powietrze. Ci drudzy ze względu, że większość swojego życia spędzali pod ziemią, przypominali raczej żółte gluty z twardą, acz wyglądająca na kruchą, skorupą niż dumnie prezentujące się kłody. Przyjęli wędrowców bardzo ciepło, częstując ich napitkiem z „wystudzonej lawy” (miejscowego specjału) i jajkami ptaka Egububu. Sami nie wychodzili od dawna na zewnątrz, ale słyszeli od chcących się schronić przed „szalejącym demonem”, że działy się okropne rzeczy na powierzchni, gdy szanownych wędrowców nie było w pobliży. Od dawna było już spokojnie, ale ponoć raz na jakiś czas ląduje tu statek, a z tego powodu Geganie wciąż boją się na stałe wychodzić na powierzchnię.
.  .  Muvo-shaman, czwórka podróżników i prezydent podziemnego miasta udali się następnie na powierzchnię, gdzie po kilkudniowej wędrówce przedstawił im wojowników-obrońców Bowapo, którzy regularnie przeszkadzali nadlatującym statkom w wyrządzaniu szkód planecie. Wojowników było tylko pięciu, ale prezentowali się zaiste mocarnie. Po krótkiej rozmowie wyjaśnili przybyszom, że według nich dziwne urządzenie, które kiedyś przynieśli ze sobą ludzie Cynnamona szkodzi ich planecie, dlatego jako jedni z kilku grup obrońców Bowapo wypatrują pojawiających się statków i utrudniają im lądowanie. W bezpośrednim starciu wielu z nich nie posiadało dużej siły, co niedługo później przetestowali Gamato i Topote, ale dzięki wykorzystaniu terenu oraz oswajaniu ptaków-olbrzymów Egububu byli w stanie skutecznie utrudniać zadania imperatorowi przez kilka lat.
.  .  Słysząc te wszystkie wyjaśnienia, Gamato odsapnął z ulgą. Również Koja i Topote bardzo ucieszyły te informację, mimo że woleliby, by całej tej intrygi z Cynnamonem w ogóle nie było. Następnie podczas jednej z tak zwanych „długich nocy” członkowie „GS” urządzili sobie pogawędkę o przeszłości. Szczególnie Topote przepraszał za opuszczenie Gamato, ale ten jedynie skwitował śmiechem i stwierdził, że prędzej czy później musiało to nastąpić. Opowiedzieli sobie o minionym roku, który spędzili osobno, a również spojrzeli w przyszłość, planując dalsze przygody. Topote stwierdził, że tym razem powędruje sam, a Geganie powinni zostać, by raz na zawsze rozprawić się ze swoimi prześladowcami. Na te słowa wtrącił się stary Muvo, wyrażając jak wiele zawdzięcza saiya-jinowi. Zaoferował on swoją pomoc w treningu i poprosił o pozostanie przez jakiś czas na Bowapo. Trudno było się zgodzić wojownikowi z irokezem, gdyż miał już zaplanowany kolejny cel podróży, ale ostatecznie przystanął na propozycję. Przekonała go obecność na Bowapo magów dużo silniejszych od Muvo-shamana, a więc z jego perspektywy byli to świetni nauczyciele, od których mógł nauczyć się jak stać się silniejszym dużo szybciej aniżeli samotnie.
.  .  W końcu paczka się rozstała, ale jako przyjaciele, gdziekolwiek by nie poszli. Topote podróżował po Bowapo razem z Muvo. Okazało się, że planeta to nie jedynie olbrzymie, strzeliste góry i brak oceanów, ale również niezliczone lokacje ukryte na pierwszy rzut oka nieświadomego obserwatora. Po ciężkim treningu znów zapadła niepewność dla dalszych losów saiyanina z irokezem. Uda się na Ziemię, tak jak planował, czy pozostanie na Bowapo, by odeprzeć raz na zawsze siły Cynnamona? Tego dowiecie się w ostatnim rodziale!
Topote
Topote
Liczba postów : 139

Topote TS, w opowiadaniach przy ciepłym mleku i dobrym ciastku. Empty Re: Topote TS, w opowiadaniach przy ciepłym mleku i dobrym ciastku.

Wto Gru 08, 2020 12:46 pm

.  .  #7.  .  To było siedem długich lat… zakończonych wizytą na planecie Ziemia?!


.  .   Wojownik kosmosu Topote wówczas, a ten sprzed 7 lat to zupełnie inne osoby. Wraz ze swoimi kamratami zmężniał, urósł w siłę i mądrość. Zarówno sztuki magiczne oraz umiejętność fizyczne szlifował bardzo uważnie, co przyniosło wręcz wyborne efekty, których niejeden mistrz by mógł pozazdrościć. Co więcej jego technika przypominała nieco taniec, wprawiając w zachwyt tych, którzy mieli szansę obserwować jego pojedynki.
.  .   Podczas podróży po Bowapo opowiadał tubylcom o swoich przygodach – wspólnych zmaganiach razem z ich rodakami Koją i Gamato. Wspominał też w samych superlatywach ich wspólnego mistrza, saiyanina imieniem Kenzuran, którego kazał dobrze ugościć, jeśli kiedykolwiek zawita na tej planecie, gdyż wielce im się przysłużył i według niego był człowiekiem godnym zaufania. Oczywiście nie zająknął się nawet o formie super saiyana ani tym bardziej super saiyana stopnia drugiego lub trzeciego, bo, jak zawczasu odczytał z zachowania bezogoniastego, tamten wolałby żeby świadomość istnienia tych form nie wyszła poza wąski krąg zainteresowanych.
.  .   Nieustraszony wojownik chciałby by Cynnamon sam zjawił się na Bowapo, gdzie mógłby zostać pokonany, jednak tak się nie stało. W ciągu ponad półrocznego postoju na planecie nie zjawił się ani jeden z jego statków. Gołym okiem na grupie „GS” było widać rozczarowanie z tego płynące. Po ponownym spotkaniu ustalili również, że ta nazwa nie brzmi odpowiednio dumnie i postanowili ją przemianować na „Gegsa”. Ponadto Gamato, widząc dawno wyczekiwanego przyjaciela, wyskoczył do niego w pośpiechu jakby czytając mu w myślach, gdy zaproponował lot na Ziemię. Oczywiście się zgodził, bo sam planował to od dłuższego czasu. Koja chciał wyruszyć z nimi, lecz opieka nad małą Fuoe sprawiała, że skłaniał się do pozostania w ojczyźnie. Na szczęście dziewczynka podczas ostatnich lat co nieco odziedziczyła z pychy saiyan: tupnęła nogą i powiedziała, że koniecznie musi lecieć razem z nimi, gdyż jej domem nie jest Bowapo, a kosmos, w którym przyszła na świat. W ten sposób cała czwórka pożegnała się z Muvo, prezydentem podziemnego królestwa oraz jeszcze kilkoma ważnymi osobistościami z planety rodzinnej Geganów, wylatując w przestrzeń na statku skradzionym od ludzi Cynnamona.
.  .   Podróż minęła im bardzo szybko. Dawno się nie widzieli, więc mieli masę historii do opowiedzenia. Nie zaniedbywali również treningów, z których czerpali ogromną radość. Możliwość rozprostowania kości po takim długim czasie spędzonym na medytacji oraz zmierzenia się z przeciwnikiem na zbliżonym poziomie ich odprężała. Bądź co bądź przeżyli ze sobą wiele długich lat i znali się jak dwa łyse konie. Fuoe okazała się mistrzem w treningu psychicznym. Wojownicy łapali się za głowy, przegrywając po 3 razy z rzędy walkę w umysłach. Najwyraźniej miała wielki talent, ale wciąż brakowało jej wielu lat treningów,. Tym bardziej orzeźwiające wydały się zwykłe treningi, gdyż nie musieli się w nich przejmować iście szachową strategią zapędzania przeciwnika w kozi róg, jakie to stosowała Fuoe podczas swoich wyimaginowanych pojedynków. Koja był jej jedynym godnym rywalem, ale nawet on częściej przegrywał niż wygrywał. Po drodze skontaktowali się nawet z Kenzuranem, który ich pozdrowił i powiedział, że niedługo wyląduje na Ziemi. Cała czwórka niezwykle się ucieszyła, lecz pary z ust nie puścili o swoim celu podróży, by  później przyjacielowi zrobić niespodziankę. Starszy saiyanin przez kamerę wbudowaną w radio mógł również zobaczyć, jak Fuoe zdążyła wypięknieć do tego czasu. Miała tylko 6 lat, więc wciąż wyglądała młodo i uroczo, ale już nie przypominała tej korzonki, którą była kilka lat wcześniej.
.  .   Po pewnym czasie i kilku postojach po drodze wreszcie wylądowali na Ziemii. Nie zdawali sobie sprawy z geografii tej planety, a tym bardziej położeniu takich strategicznych miejsc jak laboratorium czerwonej wstęgi, dom dr Briefa czy chata Genialnego żółwia, więc postanowili wylądować gdziekolwiek i cieszyć się podróżą. Od pierwszych chwil Ziemia wydała im się niezwykle piękną, bogatą w zasoby planetą, w której zakochali się od pierwszego wejrzenia. Szczególnie Geganie zachwycali się zdrową korą tutejszych drzew, a także szacunkiem względem lasów tutejszej ludności. Topote zdziwił się, jak bardzo ludzie przypominali saiyan. Ponadto całą czwórkę zainteresowały uprawiane tutaj sztuki walki, które całkowicie nie przypominały stylu większości wszechświata, gdzie liczyła się głównie siła ataku i wysokie PL. Pełni nadziei na ciekawe pojedynki zapisali się na Tenkaichi Budokai. Rozczarowanie było ogromne, gdyż tutejsi wojownicy okazali się dużo słabsi niż oczekiwali nasi bohaterowie. Z tego powodu trójka postanowiła wycofać się z turnieju po zaledwie kilku pojedynkach, pozwalając walczyć jedynie Fuoe. W ten sposób z trybun mieli o wiele więcej emocji niż podczas walk. Mała geganka odstawała siłą bojową w grupie „Gegsa”, ale w porównaniu z Ziemianami nadal uchodziła za jedną z najsilniejszych kandydatek na pas mistrza. Dzięki strategii godnej szachisty, flexowała na swoich przeciwnikach zdobywając ogromne wiwaty ze strony publiczności, a zarazem sprawiając wrażenie, że szanse na jej porażkę to 50%. W istocie, gdyby zastosowała jedynie brutalną siłę, również miała szansę na zwycięstwo, lecz zamiast tego zdecydowała uczynić z tego dnia mistrzostw coś, co przez wiele dziesięcioleci będzie mógł pozytywnie wspominać każdy z widzów – niezapomniane przeżycie. Oczywiście koniec końców mała Fuoe została mianowana najsilniejszą osobą pod słońcem, a wiadomość o jej zwycięstwie rozniosła się po całym globie w postaci informacji prasowej. Zaraz później zrobiła sobie zdjęcie wraz z resztą ekipy i pucharem w pięciu egzemplarzach, po jednym dla każdego, a nadmiarowe wspólnie postanowili pokazać Kenzuranowi, którego dobrze wspominali.
.  .   Koniec.

Fuoe (6 lat):
@Kusu
@Kusu
No.1 Kusu's Fanboy
Liczba postów : 83

Topote TS, w opowiadaniach przy ciepłym mleku i dobrym ciastku. Empty Re: Topote TS, w opowiadaniach przy ciepłym mleku i dobrym ciastku.

Nie Gru 20, 2020 12:36 am
Sponsored content

Topote TS, w opowiadaniach przy ciepłym mleku i dobrym ciastku. Empty Re: Topote TS, w opowiadaniach przy ciepłym mleku i dobrym ciastku.

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach