Kosmos

+12
@Beerus
Raul
Sin
Laptor
Guts
Haricotto
Benorn
Cheri
Shiro
Shin
Jirri
@Whis
16 posters
Go down
@Whis
@Whis
No.1 Whis' Fanboy
Liczba postów : 976

Kosmos     Empty Kosmos

Czw Cze 23, 2016 11:51 am
Nieograniczona przestrzeń, która nieustannie się rozrasta! Przestrzeń kosmiczna, to "miejsce", w którym można spotkać mnóstwo statków kosmicznych. Idąc dalej tym tokiem myślenia, można spotkać tu także kosmicznych... piratów! Ale spokojnie! Galaktyczna Policja czuwa!
avatar
Gość
Gość

Kosmos     Empty Re: Kosmos

Nie Lis 06, 2016 6:57 pm
Rakot zakomunikował że opuścili orbitę niedługo po tym, jak Jirri wrócił z treningu i udał się na drzemkę. Honoberuto miał szansę to usłyszeć, bowiem nie był jeszcze na sali treningowej. Dlaczego? A dlatego, że musiał "rozgrzać" swoją ki. W końcu nauka nowej techniki zawsze łączyła się z dużym zużyciem energii. A przynajmniej dla początkującego wojownika. Kiedyś dojdzie pewnie do takiego poziomu, że wykonywanie nowych technik będzie polegało co najwyżej na przybraniu jakiejś pozycji ciała. Tak mu się przynajmniej zdawało. Wracając do rozgrzewki, wymyślił sobie proste ćwiczenie. Za pomocą swej energii wytworzył kilka małych światełek, trzy pomarańczowe i jedno czerwone. To czerwone było nieco większe i było nieruchome, ale reszta nie dość, że obracała się wokół własnej osi, to jeszcze w różnej prędkości okrążały to większe po orbicie. Można było odnieść wrażenie, że to prosta symulacja jakiegoś układu planetarnego. Cały spektakl odbywał się się nad ozdobioną kapeluszem głową changelinga. Cały czas siedział w tym samym miejscu, gdzie czekał na koniec treningu swego młodszego kompana, milczał, a głowę miał zwieszoną w dół. Na tym polegała właśnie trudność - nie spoglądać na to, co się robi. W końcu jednak uznał, że starczy tych ćwiczonek, zgasił światełka swą wolą, powstał z ławki, zerknął przez okno nie widząc niczego interesującego oprócz miliardów gwiazd, po czym skierował swe kroki do sali treningowej. Była mniejsza od tej w bazie, ale miała jedną zaletę: Mógł być w niej zupełnie sam. To na pewno sprzyjało skupianiu się nad nową techniką. Zanim jednak przystąpił do czegokolwiek, musiał sobie miej-więcej ułożyć w głowie, jaki sposób na wywołanie tego podmuchu byłby dobry. Samo przypomnienie sobie momentu gdy oberwał z Kiaia nie wystarczało. Wiedział tylko, że to musi być coś innego niż zwykłe wykorzystanie swej energii do wytworzenia pocisku. Kilka minut rozmyślań mu wystarczyło, żeby sobie to wszystko wykombinować. Postanowił że będzie igrać z żywiołem wiatru, przekupi powietrze swą energią, aby to zechciało mu służyć. Tak, to brzmiało całkiem realnie i było wykonalne. A więc Hono postanowił przystąpić do dzieła. Stanął wyprostowany z rękoma rozłożonymi na boki. Bez wątpienia otaczało go powietrze. Przechodząc z wcześniejszego pomieszczenia do tego nie odczuł żadnej zmiany, a przydzieleni pod ich opiekę żołnierze nie sprawiali wrażenia zdolnych do oddychania w próżni. Changeling zaczął "upuszczać" z siebie energię. Na początek w małych dawkach. Swą siłą woli kazał jej "podczepiać się" pod otaczające go cząsteczki powietrza. Jako że Ki jest silniejsze od jego cząsteczek, ruchy energią powinny pociągnąć za sobą także powietrze, co powinno skutkować wywołaniem silnego podmuchu. A więc spróbował poruszyć swą energią, wspomagając się wyrzuceniem ręki do przodu. Niepowodzenie, energia opuściła powietrze po czym wystrzeliła naprzód, i tyle. Skąd wiedział że nie doszło do podmuchu? A, włączył skauter, ustawił go sobie na tryb wzmożonej czujności, więc nawet najmniejszy atak energetyczny w otoczeniu był odpowiednio sygnalizowany pikaniem, które tym razem nie nastąpiło. Przy kolejnej próbie poczuł już, że jest odpowiedzialny za jakiś wiatr, co potwierdził skauter. Ale przy tej drugiej i ruch ręki był mniej gwałtowny, i jego wola spokojniej przemawiała do energii. Ale nie było tak kolorowo, podmuch był bowiem słabszy niż powinien, było to odrobinkę silniejsze niż podmuch od machnięcia ręką, nic poza tym. To jednak na chwilę obecną musiało wystarczać. Jeśli opanuje do perfekcji robienie tych całkowicie bezużytecznych (no, chyba że jego wróg będzie ukrywał się w domku z kart) podmuchów, te groźniejsze będą prostsze w wykonaniu. No więc sobie tak machał z piętnaście minut, na koniec robił to bez żadnego wysiłku. Teraz można było pomyśleć nad większą siłą ataku. Żeby nie rzucać się od razu na głęboką wodę machnął ręką niewiele gwałtowniej. I tym razem usłyszeć można było charakterystyczne "bip-bip!". Od razu spróbował jeszcze raz wykonać odrobinę potężniejszy atak. I widocznie przesadził, bo nie usłyszał niczego. Nie zraził się niepowodzeniem i obrał inny sposób oswojenia się z podmuchami. Na początek przybrał odpowiednią pozycję zamykając uprzednio oczy. Nogi lekko ugiął, ręce wyprostował do przodu. Następnie zaczął spokojnie i głęboko oddychać nosem wciągając powietrze, a ustami wydmuchując. A potem zaczął robić coś, co można nazwać połączeniem tańca i ćwiczeń Tai Chi. Powolutku przyjmował różne pozycje wykonując wiele malutkich kiai. Jako że umiał latać, nie ograniczało go prawo grawitacji, a więc mógł przyjmować takie pozycje, o których nie śniło się zwykłym śmiertelnikom. Wyłączył sobie na ten czas skauter, aby ten nie zaburzał jego spokoju ciągłym pikaniem. Trwało to dość długo, bo aż dwie godziny (!), jednak po tym czasie był pełen spokoju ducha i harmonii z otaczającym go niesamowitym gazem.
-Oooch, żywiole powietrza, oto ambasador ognia chce twej przyjaźni. Zjednaj się z nim, zsynchronizuuuuuuj się, harmooonia, taaaaaaaak... Oto prosi cię czworościan o pomoc, ośmiościenny króóóóóóluuuuuuu... Taaaaak, dla ciebie stanę się Kazeeeeeeberuuuuutoneeeeeeeemmmm rodu Riaaaaaaaaah, oooo taaaaaak. Razem będziemy niepokonaaaaani, staniemyyy się istotą o bossskieeeej mocy, aaaaaaa...
Można powiedzieć że odleciał. Ale za to chyba już nic nie mogło mu przeszkodzić w wykonywaniu podmuchów. Otworzył oczy. Zebrał w swej ręce energię, a następnie pozwolił, aby ta opuściła jego ciało i przylgnęła do otaczających go cząsteczek powietrza i razem z nim stworzyła potężną broń. A potem machnął gwałtownie, ciągnąc za swą dłonią energię, a moc pociągnęła powietrze. I rozległ się słyszalny i w sąsiednim pomieszczeniu huk, wywołany wyzwoleniem energii z impetem. Gdyby tuż przed ręką, z której wystrzelony został kiai znajdował się jakiś kamień, kto wie czy nie wbiłby się w pancerz statku. Sprawca tego odgłosu zaczął dyszeć ciężko. Czyżby wykonanie Kiaia było aż tak męczące? Nie, po prostu tak głośny huk po tak długim okresie ciszy wprawił kapelusznika w rodzaj szoku. Zaraz jednak się otrząsnął i zadowolony z siebie opuścił salę. Wkroczył do pomieszczenia, gdzie znajdowali się Kapr i Rakot. Głośno zawołał Kapra, ten posłusznie stawił się na rozkaz tuż przed nim. Hono patrzał na niego przez chwilę nie odzywając się ani słowem, a potem wysunął rękę ku jego piersi. Kapr chyba nie spodziewał się, co zamierza zrobić jego tymczasowy przełożony. Zaraz potem mógł usłyszeć dwa potężne odgłosy. Jeden to była energia Kiaia. Drugi - jego ciało upadające na ziemię. Nie zrobiło mu to zbyt wielkiej krzywdy, w końcu to był zwykły Kiai. Ale nakrapianiec i tak był z siebie zadowolony, podał żołnierzowi rękę, pomógł mu wstać, zaśmiał się cicho a następnie poinformował go, że idzie się zdrzemnąć. I poszedł do sypialni, gdzie walnął się na jedno z wolnych łóżek, po czym zasnął.
Jirri
Jirri
Time Patrol
Liczba postów : 495

Kosmos     Empty Re: Kosmos

Pią Lis 11, 2016 9:37 pm
Jirri obudził się nagle zlany potem, z szeroko otwartymi oczami, dysząc ciężko ze strachu. Rozejrzał się po pokoju, nie rozumiejąc o co chodzi. Dopiero po paru sekundach, gdy oczy przyzwyczaiły się do mroku, zrozumiał. To tylko sen. Odetchnął z ulgą, zamknął oczy i spróbował sobie wszystko przypomnieć. We śnie wracał z misji. Był usatysfakcjonowany, gdyż wszstko poszło dokładnie po jego myśli. Wykonał ją całkiem sam, co jeszcze bardziej uwydatniało jego niesłychane umiejętności. Wylądował w porcie, a tam czekał już na niego sam Frieza-sama. Gratulował mu, chwalił jego umiejętności i zapowiedział wręczenie mu "Orderu Brokuła" (tą część snu Jirri rozumiał najmniej). Tymczasem on sam był zbyt onieśmielony i szczęśliwy, by się odezwać. Wraz ze swym idolem poszedł na salę treningową. Tam, na wspaniałym tronie, siedział wielki Cold Daiō uśmiechając się z dumą. Wszyscy wielcy generałowie poklepywali młodego changelinga po plecach, w tym także niesamowity Coora-sama. Frieza-sama stał, wraz ze swym synem, przed czarnym changelingiem. Na karmazynowej poduszce, którą trzymał, leżał wspaniały, złoty medal. Jirri pełen dumy uśmiechnął się szeroko i zamknął oczy, by rozkoszować się tą chwilą i... Rozległ się głośny krzyk. Otworzył oczy i zobaczył prawdziwą rzeź. Cold Daiō leżał pod ścianą wypatroszony, Coora-sama był przybity przy pomocy włóczni do sufitu, Kuriza-sama (czy raczej jego kończyny) leżał w kątach, a Frieza-sama z urwaną głową siedział na tronie. Nad nim unosiła się pewna postać. Postać śmiała się histerycznie, dygocząc przy tym, jakby dostała ataku padaczki. Nosiła pelwerynę i dziwne nakrycie głowy, ale Jirri nie mógł sobie przypomnieć jej twarzy. Kto to mógł być? Wszystko się zacierało... Otworzył oczy i rozejrzał się ponownie po pokoju. Honoberuto spał na innym łóżku. Raczej go nie obudził, w końcu nie krzyczał. Wstał powoli, przecierając oczy i przymocował scouter do skroni. Aktywował go... Pomyślał o czymś. Spojrzał na Honoberuto i zmierzył jego poziom mocy. Był ciekawy, jak potężny jest jego kompan i nie miał pojęcia, dlaczego wcześniej tego nie sprawdził. Następnie wyszedł z pokoju, po cichu, by nie zbudzić śpiącego changelinga. Czemu nagle stał się taki opiekuńczy?

Wszedł na salę treningową. Włączył światło i rozejrzał się. Dobrze wybrał miejsce na rozładowanie emocji. Było tu spokojnie i cicho, a poza tym najlepiej się wyżyje trenując. Natychmiast zabrał się do rozgrzewki. Zaczął od kilku przysiadów, potem brzuszki i pompki. Mięśnie rozgrzewały się powoli, wciąż jeszcze ospałe, ale musiały się podporządkować jego woli. Niemniej jednak bardzo szybko zaczęły boleć. Z początku Jirri starał się to zignorować. Nadal wykonywał pompki, których zdecydował się zrobić najwięcej, co jednak było bardzo trudne. Mięśnie paliły go niczym ogień. Każde zgięcie było niczym nóż, każde wyprostowanie niczym strzał z bata. Zaklął pod nosem. Nie zamierzał przestawać. Nie po to tu przyszedł, żeby się teraz obijać. Nadal pompował z całej siły. Raz po raz zginając i prostując ręce czuł, jak kości mu trzeszczą, jak mięśnie utwardzają się, jak staje się silniejszy. Ból robił się wręcz nieznośny. Po chwili zaczął drżeć na całym swoim ciele, ale nie chciał przerywać ćwiczenia. Wojownik musi dążyć do limitów i przesuwać je dalej. Jeśli nie potrafi - to znaczy, że jest słaby. On nie jest słaby. Dalej pompował i pompował... Coraz wolniej i z większym trudem. Czuł jak mięśnie odmawiają mu posłuszeństwa. Z jego czoła kapały kropelki potu. Jeszcze trochę... Troszeczkę... Padł na podłogę, oddychając z trudem. Nie udało mu się pobić swego osobistwgo rekordu. Wciąż zły na siebie zaczął uderzać w podłogę. Nie były to wcale silne uderzenia, ale za to bardzo szybkie, naładowane jego furią. Ciosy otwartą dłonią co chwilę rozlegały się głośno na sali treningowej. Plaśnięcia były coraz głośniejsze i coraz częstsze. Ból w mięśniach młodego wojownika powoli ustępował, za to z każdym uderzeniem coraz bardziej bolały go dłonie. Ponadto zaczął odczuwać rezultat machania w barkach, co także nie było szczególnie przyjemne. Mimo to udało mu się rozładować trochę wściekłość. Ból w mięśniach wciąż jeszcze byłby ogromną przeszkodą przy wykonywaniu wszelkich ćwiczeń, więc musiał trenować w inny sposób niż fizyczny. Podniósł się powoli ze sporym trudem i wzniósł się powoli po sufit. Tam "usiadł" w powietrzu i zamknął oczy, splatając dłonie. Wyciszył swój umysł. Powoli ból ustąpił, a jegon twarz złagodniała. Nie czuł żadnych emocji. Był w stanie wyczuć swą energię. Zaczął ją przeprowadzać między swymi kończynami. Wokół niego pojawiła się delikatna fioletowa aura, która dodawała całej scenie mistycznego wyglądu. Zatopił się w odmętach swego umysłu, co pozwoliło mu jeszcze bardziej zagęścić swe Ki, a następnie postarał się znów uformować swą twarz z energii. Tym razem szło mu łatwiej. Czuł, że mu się uda... Wtedy usłyszał w głowie ów śmiech. Otworzył oczy, a na jego twarzy znów wymalowała się wściekłość. Już nie siedział. Latał naokoło, rozrzucając wszystko co miał pod ręką. Wywrócił cały stojak ze sztangami. Był to dla niego nie lada wyczyn, gdyż był on ciężki jak diabli. Napiął przy tym wszystkie swoje mięśnie, które zaskrzypiały groźnie, na jego rękach uwidoczniły się żyły, nabrzmiałe pod wpływem olbrzymiego wysiłku. W końcu wszystkie ciężkie przybory do podnoszenia przewróciły się z głośnym hukiem, który był słyszalny na całym statku. Na tym nie poprzestał. Następnym celem stały się bieżnie. Wszystkie cztery po kolei podzieliły los stojaka na sztangi, gdy Jirri schwycił je, jedną po drugiej i powywracał na boki. Pierwszą wywrócił z rozpędu, wpadła na ścianę, ale nie zepsuła się, gdyż był to sprzęt wytrzymały. Druga stawiała pewien opór, ale w końcu puściła. Trzecia wydawała się już cięższa, ale po długiej szamotaninie Jirri podniósł ją nad głowę i napinając wszystkie mięśnie rzucił w kąt. Gdy przewrócił czwartą wreszcie poczuł, jak wściekłość go powoli opuszcza. Wciąż jeszcze nie do końca nad sobą panując, zaczął uderzać w ścianę. Dopiero to naprawdę pomogło. Każde uderzenie go uspokajało. Każdy cios uśmierzał jego gniew. Po piątym uderzeniu wreszcie się uspokoił. Poczuł przy tym niewyobrażalne zmęczenie. Ból był nieznośny, ale Jirri nie zwracał na to uwagi. Ciężki i palący oddech także nie zaprzątał jego myśli. To, co go tak pochłonęło, to wgniecenie w ścianie, które zrobił swymi pięściami. Nie mógł uwierzyć. Nie czuł swojej własnej siły, a że cały czas wykorzystywał do swych ciosów postawę i techniki uderzeń, które opanował dzięki treningowi z Honoberuto, jednocześnie do siły dochodziła szybkość jego ciosów. Dopiero teraz poczuł, że jest z siebie autentycznie zadowolony. Rozejrzał się po sali, w której po jego furii był naturanie burdel nie do opisania. Musiał więc zająć się sprzątaniem. Nie czuł się na siłach podnosić całego stojaka, więc podniósł po kolei każdą sztangę. Dopiero potem umieścił je wszystkie tam, gdzie być powinny. Następnie poustawiał z powrotem bieżnie. Przy sprzątaniu nie spieszył się, nikt go nie gonił, a poaz tym nie chciał się jeszcze bardziej nadwerężyć. Potem, jako zakończenie ćwiczeń, wszedł na jedną z nich i zaczął biec. Lekko skrzypiała po jego akcji, ale nie zwracał na to uwagi. Zamiast tego patrzał z dumą na wgniecenie w ścianie. Imponujące. Takie małe rzeczy mogą usczęśliwić. Nie jakieś wielkie "Ordery Brokuła" czy inne medale, ale proste, małe rzeczy, jak kilka kulek z cukru po ciężkiej pracy, albo właśnie wgniecenie w ścianie. Zamknął oczy i ponownie zaczął skupiać Ki, tym razem w biegu. Nie chciał wyczyniać żadnych cudów, tworzyć energetycznych portretów, czy innych bzdur. Chciał po prostu chłonąć to jak najbardziej. Nawet nie zauważył, gdy oderwał się od bieżni i zaczął biec w powietrzu. Nie zauważył fioletowej aury, która z niego emanowała. Nie usłyszał pisku scoutera, który zmierzył jego poziom mocy. To go nie obchodziło. Jedyna ważna rzecz w tym momencie, to to zwykłe, małe wgniecenie w ścianie. Otworzył oczy i wylądował. Był zadowolony z treningu. Poszedł w stronę kuchni, gdzie wydobył z szafki puszkę z jakąś papką, po czym usiadł i zaczął jeść. A papka smakowała wybornie.

OOC:

Trening na staty.
Sprawdzam PL Honoberuto.
avatar
Gość
Gość

Kosmos     Empty Re: Kosmos

Sob Lis 12, 2016 8:48 pm
Honoberutonowi nie śniło się nic. A przynajmniej nie pamiętał niczego po przebudzeniu. Cóż, zdarza się i tak. Jedyne co później pamiętał z drzemki to jakiś dziwny, ledwo słyszalny dźwięk, podobny do tego wydawanego przez skautery. To pewnie była jego podświadomość, nie było innej opcji... Gdy się obudził i otworzył oczy, prędko powstał z łóżka i rozejrzał się. Jirriego nie było, a więc znaczyło to że musiał się obudzić i wstać. Ziewnął szeroko, a następnie przeszedł na wyższy pokład. I poczuł burczenie w brzuchu. Od Rakota usłyszał, że połowa drogi jest już za nimi. To była dobra wiadomość, bo dłużyło mu się niemiłosiernie. Poczuł burczenie w brzuchu, a więc niewiele myśląc udał się do kuchni. I tam też jakąś konserwę zajadał Jirri. Mimowolnie uśmiechnął się na jego widok, a potem spostrzegł krople potu na jego czole. Widocznie znowu trenował. No cóż, on nie miał zamiaru aż tak się męczyć. Wzruszył ramionami i nic nie mówiąc sięgnął po puszkę z papką podobną do tej jedzoną przez jego kompana. Zabrał się do jedzenia. Zaraz po pierwszym kęsie skrzywił się, bowiem smak tego wyrobu był okropny. W sumie trochę zazdrościł swemu towarzyszowi tego, że wysiłek fizyczny umożliwiał mu ignorowanie wad tej brei. Jednak mimo ciągłego krzywienia się, udało mu się wsunąć całą butelkę. Nie mówił nic do młodszego changelinga, siedział w milczeniu. Ale gdy już skończył jeść, rzucił puszkę na podłogę i postanowił rozpocząć rozmowę, bo to nieodzywanie się zaczęło być naprawdę nieprzyjemne.
-Ciekawe gdzie wylądujemy. Może na pustyni, a może ten cały Rakot znajdzie jakieś przyjemniejsze miejsce... Ha! Właściwie moglibyśmy się zacząć zastanawiać czy kiedykolwiek wrócimy z tej misji! A co jeśli siepacze tego tam dyktatorka postanowią pozbyć się intruzów? Będziemy zgubieni, he he.
Mogło to brzmieć jak jakiś kiepski żart, ale w sumie nie miał pewności co go tam czeka. Być może śmierć. Mimo że się zaśmiał, nie było mu wcale do śmiechu. Czuł się niepewnie, prawie że cały dygotał z nerwów. Westchnął cicho zdając sobie sprawę z tego, że chyba nie wychodziło mu rozpoczynanie rozmów poprzez sianie grozy rychłego zgonu.

z/t
orbita
Imecka


Ostatnio zmieniony przez Honoberuto dnia Pią Gru 09, 2016 6:35 pm, w całości zmieniany 1 raz
Jirri
Jirri
Time Patrol
Liczba postów : 495

Kosmos     Empty Re: Kosmos

Wto Lis 15, 2016 8:43 pm
Jirri przeżuwał powoli zawartość puszki, pełen samozadowolenia i - nie wiadomo dlaczego - zachwycając się smakiem papki. Z jakiegoś powodu bardzo mu pasował jej słony smak, a poza tym był w bardzo dobrym humorze, więc nie dostrzegał wad tego posiłku. Nie myślał już o swoim koszmarnym śnie. Trening pomógł mu o nim zapomnieć, poza tym czuł jego skuteczność - nigdy jeszcze nie był równie potężny, jak teraz. Upajając się swoją siłą marzył na jawie. To dużo bezpieczniejszy sposób marzenia, niż we śnie, ponieważ w świadomych, dziennych marzeniach nie mogą pojawić się koszmary. W jego marzeniach powrócił z misji, a Frieza-sama pogratulował mu osobiście tego, jak wspaniale sobie poradził... Honoberuto, wchodząc do kuchni, sprowadził go z powrotem na ziemię. Jirri uniósł rękę w geście powitania i uśmiechnął się półgębkiem, wciąż przeżuwając. Tymczasem jego kompan sam wziął sobie puszkę z żarełkiem i zaczął jeść. Nie docenił tego smaku tak bardzo jak Jirri, ale nie uskarżał się specjalnie. Zjadł jako pierwszy, gdyż Jirri jadł powoli, delektując się papką. Po zjedzeniu wszystkiego nakrapiany jaszczur cisnął puszkę na podłogę i zainicjował rozmowę. Jirri był zaskoczony dziwaczną postawą kolegi.
- Honoberuto-san, to bardzo źle, że tak nisko się oceniasz. Uważasz, że kilka podrzędnych ludków, z podrzędnej planety, którą czcigodny Cold Daiō do tej pory się nawet nie interesował, doprowadzi do twojej śmierci? Jesteśmy changelingami! Nie ma nikogo ponad nas!
Chwilę potem sam skończył jeść, ale w przeciwieństwie do Honoberuto nie rzucił puszki na podłogę, tylko do zlewu. Nie był pewien po co - i tak nikt tego nie będzie mył. Po prostu to zrobił.
- Wiesz co? Chyba wyjdę na zewnątrz pooddychać świeżym powie... świeżą... próżnią... Przy okazji trochę się zrelaksuję po treningu. Jeśli chcesz, to chodź ze mną/
Po tych słowach wyszedł z kuchni i skierował się w stronę śluzy powietrznej. Zatrzasnął ją za sobą, ewentualnie wcześniej czekając na Honoberuto, jeśli ten zdecyduje się pójść z nim, po czym rozhermetyzował pomieszczenie i otworzył drzwi. Wyleciał ze śluzy, zamykając ją za sobą, po czym, trzymając się cały czas ścian statku, dostał się na jego dach. Tam położył się wygodnie, oplątując ogonem jakiś wystający element, by przypadkiem nie odlecieć i wgapił się w gwiazdy. Ta cisza w próżni i blask gwiazd. Takie odprężające. Dlaczego nagle ktoś taki jak on pragnie spokoju? Może jako odskocznię od rutyny, albo po prostu odpoczynek po treningu? Nie obchodziło go to teraz. Teraz chciał po prostu odpocząć, zanim wylądują.
avatar
Gość
Gość

Kosmos     Empty Re: Kosmos

Pią Gru 09, 2016 6:35 pm
Jirri jednak nie zdecydował się na wspólny trening i zasugerował żeby Kapr dostał wycisk dwa razy. No cóż, teraz on był okrutny i niedobry, Hono zaś nie mógł nic poradzić na sadystyczne skłonności swego towarzysza. Jedyne co mógł więc zrobić, to zrobić to co miał do zrobienia w miarę szybko, żeby ich żywy worek treningowy cierpiał jak najkrócej. Taki był dobry. Oczywiście że to nie jest wcale żadne kłamstwo.
Znajdowali się już na sali i zanim mogło dojść do jakichkolwiek treningów, jaszczur musiał dokładnie obejrzeć swego pomocnika. Rybeniek chyba nie był jakimś patyczkiem, co to by padał po byle ciosie. W końcu był żołnierzem. Chociaż... W sumie kapelusznik nigdy nie widział co też ten gość potrafi. Istniało pewne prawdopodobieństwo, że dali im jakiegoś pozera, co to tylko groźnie wyglądać miał. Podszedł bliżej niego i spojrzał mu głęboko w oczy. Potem odwrócił się na pięcie, zrobił kilka kroków do przodu i znów się do niego odwrócił jeszcze raz ogarniając wzrokiem całą sylwetkę ciutkę podobnego do Kanassianina osobnika.
-Rozgrzewka będzie przyjemna - powiedział.
Następnie ponownie podszedł bliżej niego. Jedną ręką chwycił jego plecy na wysokości pasa, drugą złapał za jego dłoń i skierował na zewnątrz. Nakazał też to samo zrobić Kaprowi. Następnie zaczął powoli krążyć z nim po pokoju, bujając przy tym biodrami, i co jakiś czas wyskakując, nie zmieniając zbytnio pozycji. Ryboczłek musiał słuchać jego instrukcji, które wydawał szeptem. Posłusznie się do nich stosował, a więc po paru minutach wyglądało to już ładnie i ich ruchy były w miarę zsynchronizowane. A więc mogli już się zabrać za szybsze łażenie po pokoju i odważniejsze skoki, nie zapominając przy tym o biodrach. Kolejne kilka minut w efekcie przyniosło ciekawy widok tańczącej ze sobą skocznie pary. Jeszcze lepiej by się na to patrzyło przy słuchaniu jakiejś pasującej do tego muzyki. Zamiast tego ten, który wymyślił tą zwariowaną rozgrzewkę, nucił sobie jakąś melodię bez ładu i składu, ale za to rytmicznie pasującą do wykonywanych ruchów. Kapr nie był pewnie zbyt uradowany tym że musi się z nim ściskać i sobie skakać po sali treningowej. Ale Najgorętszy z Demonów Mrozu był za to w swoim żywiole. I nie dostrzegał tego, że depcze partnerowi po nogach, że o mało co się nie przewrócił kilka razy, że gdyby ktoś z boku na to patrzał, roześmiałby się donośnie, głównie z jego powodu. Działo się to wszystko w coraz szybszym tempie, aż w końcu Hono niespodziewanie puścił rybeńkę klaszcząc przy tym w dłonie. Kaprowi od tych obrotów zakręciło się w głowie i upadł na tyłek, ale on był przyzwyczajony. Zdarzało mu się nie raz i nie dwa się tak obracać wyobrażając sobie jakiś taniec. Widząc upadek swego partnera, skłonił się nisko jakby ten przed chwilą nie zderzył się z podłogą, a zaczął klaskać. Tak, to była chyba wystarczająca rozgrzewka. Można już było przejść do treningu właściwego, co też zostało przez Honoberutona ogłoszone. O minie, jaką zrobił wtedy Kapr, chyba lepiej nie mówić.
Trzeba było urządzić trening siłowo-wytrzymałościowy. Siłowy dla Kapra, wytrzymałościowy dla właściciela peleryny. Był dość prosty w założeniu. Rybka miała wyprowadzać ciosy, Hono miał przyjmować je na tors. No i zaczęli. Z początku ciosy atakującego pozostawały w przedziale od "słabe" do "średnie", lecz po kilku minutach białołuski jakby się rozkręcił i już ciosy były silniejsze i boleśniejsze. Trwało to około dwudziestu minut. Było to też dobre ćwiczenie na opanowanie dla tego, kto przyjmował ciosy. W końcu bezczynne stanie podczas gdy ktoś cię okłada nie jest prostym zadaniem. Ale jemu to się udało, chociaż od pewnego momentu zaczął się zauważalnie trząść. Następnie nadszedł czas na kolejny rodzaj treningu, tym razem sprawdzający wytrzymałość Kapra. On jednak nie miał przyjmować ciosów na tors, lecz łapać je rękoma. Atakował oczywiście jaszczur. I to też trwało około dwudziestu minut. A potem kapelusznik wymyślił sobie coś nowego. Położył się na ziemi i kazał pomocnikowi stanąć na jego dłoni, którą trzymał teraz na wysokości klatki piersiowej. Po tym jak Kapr to zrobił (stał na jednej nodze, tylko tyle było miejsca), changeling zaczął go... podnosić! Tak, cała masa jego koleżki była skupiona była w jednym w punkcie, a on ten punkt podnosił! Oczywiście, na początku było ciężko, ale ostatecznie udało mu się podnieść go na wysokość dwudziestu centymetrów od podłoża! Potem Kapr stracił równowagę i spadł. A wtedy nadszedł czas na drugą rękę, z którą zrobił to samo. Po tym treningu ramion mięśnie jaszczura bolały niemiłosiernie. Aby nieco ulżyć rękom, powtórzył cały proces podnoszenia kapra, lecz tym razem nogami! Następnie próbował jeszcze ogonem, ale tu już nie podniósł go nawet na dziesięć centymetrów. No dobrze, chyba powinien dać chwilę odpoczynku swojemu ciału. Tylko swojemu. A co ryba miał robić? Stać na rękach. Nakrapianiec zaś wytworzył sobie pocisk ki, którym sterował pomiędzy rękoma swego pomocnika, między jego nogami, a czasem niebezpiecznie blisko zbliżając go do jego twarzy. W walce oczywiście taki pocisk byłby zupełnie bezużyteczny. Może można było nim sterować, ale był strasznie powolny i tak słaby, że nikomu by nie zrobił krzywdy. Stwórca tego ataku nie był jeszcze na tyle doświadczony, aby swobodnie sterować kulami energetycznymi i wykorzystać to w walce. Ale takie krążenie wokół drżącego nieco karpiowatego było dobrym ćwiczeniem na koncentrację, a co za tym idzie - na zwiększenie swych możliwości panowania nad Ki. No i to trwało z pół godziny, bo po tym czasie ryboczłek zmęczył się i stanął na nogach, obolałymi rękami machając na boki.
-No, chyba starczy - powiedział do niego kapelusznik. Następnie stanął tuż przed nim, stykając się z nim klatką piersiową. Stali tak z minutę. Gad uśmiechał się jakoś tak nieprzyjemnie, Kapr był nieco zestresowany i chyba nawet zmęczony. I nagle: BACH! Pięść Honoberutona wylądowała na jego piersi popychając go nieco do tyłu. Chwilę później liczba ludności na sali treningowej zmniejszyła się o połowę, bowiem sprawca tego uderzenia opuścił ją. Podszedł do Jirriego i rzekł mu:
-Możesz go już sobie wziąć, ja chyba muszę odpocząć.
Jirri
Jirri
Time Patrol
Liczba postów : 495

Kosmos     Empty Re: Kosmos

Sob Gru 10, 2016 9:15 pm
To nie tak, że Jirri zostawił swoich kompanów samych sobie. Poszedł z nimi, tyle że nie od razu włączył się do treningu. Najpierw obserwował trening Honoberuto i Kapra, sam miał zamiar dać żołnierzykowi wycisk trochę później. Póki co chciał się rozgrzać, to znaczy rozgrzać swoje Ki, zamierzał bowiem opanować nową technikę. Od zarania dziejów opanował tylko dwa prościutkie ruchy, które na dłuższą metę mogą się okazać o wiele za słabe. Latanie zawsze będzie przydatne, ale Ki blasty póki co nie będą ani trochę przydatne jaszczurowi. Póki co jednak mogły mu się przydać w rozgrzewaniu Ki. Natychmiast stworzył sobie w dłoni Ki blasta, to samo w drugiej. Chciał przećwiczyć się w kontroli swojej energii, gdyż będzie to bardzo ważny element nauki techniki. W żaden sposób nie opanuje żadnego ruchu związanego z Ki, jeśli nie będzie w stanie panować nad swoją wewnętrzną energią, po prostu nie było takiej możliwości, dlatego też musiał się teraz porządnie postarać, by ulepszyć swoją kontrolę. Jednocześnie obserował Honoberuto i Kapra, gdy trenowali i... Kompletnie nic nie rozumiał. Honoberuto kazał się Kaprowi zbliżyć do siebie i wyciągnąć rękę do przodu. Złapali się za ręce i zaczęli chodzić wokół, kręcąc biodrami i co jakiś czas podsakując. Z boku wyglądało to wręcz niewyobrażalnie debilnie, idiotycznie, głupio... Wiele było przymiotników, którymi możnaby określić scenę, którą Jirri miał obecnie przed sobą. Tyle że jaszczurowi nie przychodziły do głowy żadne inne określenia tego całego debilizmu, który się przed nim odgrywał, dlatego nic nie mówił i po prostu gapił się na to z otwartą gębą. Wyglądało to zupełnie tak, jakby tańczyli. Jirri otrząsnął się. Skoro takie rzeczy się tu odwalają, to raczej nie powinien na to patrzeć. Wchłonął z powrotem swoje Ki i zaczął tworzyć wokół siebie aurę, starając się nie zwracać uwagi na potańcówkę tych dwóch świrów... gdy nagle Honoberuto zaczął śpiewać. Melodyjka zupełnie bez jakiegokolwiek ładu wypływała z jego ust, jak ślina z pyska psa na widok ładnej suczki, a Jirri teraz już kompletnie nie był w stanie oderwać oczu. Gapił się na to i słuchał, nie mogąc odwrócić wzroku. Cierpiał, muzyka wryła mu się w mózg, a oczy prawie łzawiły, a rozgrzewka... szła niespodziewanie dobrze. Co nie zmienia faktu, że cierpiał. Jak to w ogóle może się dziać? Ile on jeszcze tak wytrzyma, patrząc, jak ci dwaj odwalają te swoje zamaskowane pod pozorem tańca bara-bara. W momencie, gdy oczy jaszczura miały już zacząć krwawić, obaj popieprzeńcy przestali tańczyć. Jirri opadł na ziemię, zupełnie jak Kapr, dysząc ciężko. Jego aura była niemalże gładka, zupełnie jakby cierpienie, jakie go właśnie dotknęło, osłabiało ją. Oddychął ciężko i powoli, chcąc uspokoić łomoczące serce. Nigdy więcej... Nigdy więcej popieprzonych treningów Honoberuto. Tymczasem Kapr i wyżej wspomniany jaszczur przeszli do dalszego etapu treningu. Jirri jęknął cicho i zamknął oczy. Wszelki dźwięki przestały do niego docierać. W sumie cały ten ból się jednak na coś przydał. Był w stanie teraz całkowicie zatopić się w swoją podświadomość i dowolnie panować nad swoją energią. Popiersie samego siebie mógł wytworzyć w ułamku sekundy, podczas gdy wcześniej wymagało to od niego dużego wysiłku. Tak więc uspokoił swoje myśli i wciąż zlany potem zaczął manipulować swoim Ki. Dowolnie kształtował swoją aurę, tworząc wspomniane wyżej popiersie, czy nawet tworząc sceny bitew. Było to oczywiście cholernie trudne, ale Jirri nie chciał przerywać. Nie chciał dziś więcej cierpieć. Postarał się więc stworzyć każdy zasrany detal, każdy pieprzony szczegół. Tworzył potężnych wojowników, nieustraszonych changelingów, którzy pokonywali każdego przeciwnika. W końcu się trochę wymęczył i otworzył oczy. Wstał powoli i ostrożnie. Cierpienie psychiczne już odeszło w niepamięć, ale Jirri dalej trochę się bał spojrzeć na Honoberuto. Tak więc starał się jeszcze trochę skupić, by znów wytworzyć wokół siebie aurę, ale wtedy właśnie Honoberuto powiedział mu, że skończył.
- O! Świetnie!
Na twarz jaszczura powrócił uśmiech. Teraz nadeszła jego kolej. Teraz to on poznęca się trochę nad biednym żołnierzykiem. Zbliżył się do Kapra, uśmiechając się niczym diabeł. Och, ale to będzie brutalne.
- Iko Wo Hakifuki Tobasu... Jest to technika, która polega na zwykłym gwizdnięciu, które zaraz zmienia się w prawdziwe tornado. Dzisiaj pomożesz mi przećwiczyć tę technikę. Tak. Będzie to najbardziej brutalny trening w twoim życiu... DZIŚ NAUCZYSZ MNIE GWIZDAĆ!!!
W tym momencie Jirri zawiódł się, jak nigdy wcześniej. Miał nadzieję, że Kapr zacznie płakać w kąciku, tymczasem ten tylko wykrzywił twarz w grymas zdziwienia. Jaszczurowi trochę zrzedła mina.
- Eee... To bardzo brutalne! Jesteś narażony na mnóstwo nieprzyjemności, jak hiperwentylacja i spierzchnięte usta!!!
To nie brzmiało ani trochę przekonująco. Jirri westcnął więc smutno i przeszedł do treningu. Najpierw Kapr zaczął mu tłumaczyć, w jaki sposób powinien ustawić język i zrobić dziubek, po czym zagwizdał. Jirri zrobił dokładnie to samo i... gówno! Nic nie wyszło! Co to ma być?! Dlaczego nie wydał dźwięku, czemu nie gwizdnął?! Oszukaństwo! Hańba! Zaczął klnąć pod nosem, po czym wrócili do prób. Jirri próbował i próbował, ale nie dawał rady. Czemu? Dlaczego nie może gwizdnąć?! W końcu Kapr sam zaczął szarpać się z jego ustami, by ułożyć je w dzióbek. Trwało to cholernie długo. Wymagało dużo prób i pokazów, ale w końcu się udało. Jirri zagwizdał. Usta obydwu były popękane i zbolałe, na dodaetek dostali skurczu,nie mogli przestać składać ust w dzióbek i Kapr chyba wreszcie zrozumiał, co Jirri miał na myśli. Ale jaszczur był szczęśliwy. Zamknął oczy i gwizdnął, wyzwalając potężna falę uderzeniową, dokładnie w momencie, w którym Kapr starał się doprowadzić swoje usta do stanu używalności. Rzucił żołnierzyka na ścianę, ale sam się tym nie przejmował. Podczas gdy Kapr jęczał i przeklinał, Jirri usiadł pod ścianą. Zamierzał jeszcze potrenować, ale nie teraz. Teraz musiał chwilę odpocząć. Patrzał przy tym na wgniecenie w ścianie, które zrobił podczas poprzedniego treningu. Stawał się potężny. Bardzo potężny. A bynajmniej tak sobie mówił.

OOC:
Nauka techniki Whirlwind Blow.
avatar
Gość
Gość

Kosmos     Empty Re: Kosmos

Nie Gru 11, 2016 4:15 pm
Po zakończeniu swojego treningu Hono nie miał ochoty patrzeć na to, jak się bawi Jirri. Zamiast tego po prostu usiadł sobie na jakimś wygodnym siedzisku i bezczynnie patrzał się za okno. Wypatrywał przede wszystkim jakichś zaskakujących zjawisk, choć jedyną ciekawą rzeczą jaką ujrzał była jakaś nagle gasnąca w oddali gwiazda. W sumie to zgasła ona już wiele setek lat temu, tak bowiem działało światło, które dopiero teraz dotarło do jego oczu. A więc większość czasu spędził na wpatrywaniu się w pustkę nie myśląc o niczym konkretnym. Nie było to tak różne od jego życia przed wstąpieniem do armii. W końcu jednak Jirri skończył trenować. Tak przynajmniej sobie kapelusznik pomyślał, gdy usłyszał jakiś dochodzący z sali treningowej dźwięk głośniejszy od innych, a potem nastał jakiś cichy lament ze strony Kapra, a poza tym cisza. Tak więc wszedł do środka upewniając się w tym, że trening się skończył. Spojrzał na Jirriego, chwycił go za ramię i pociągnął ku sobie. Wykorzystał to, że jest większy i wytargał go z sali treningowej jak niesforne dziecko. Potem zaprowadził go do sypialni i gdy już tam byli, postawił go pod ścianą, przytrzymał go za barki i powiedział:
-No, coś chciałeś mi powiedzieć zanim opuściliśmy Imeckę. Mów, bo mnie ciekawość zżera.
Tymczasem statek był już coraz bliżej orbity ich ojczystej planety. Nadal jednak było daleko, oj daleko...


Ostatnio zmieniony przez Honoberuto dnia Pon Gru 12, 2016 9:49 pm, w całości zmieniany 2 razy
Jirri
Jirri
Time Patrol
Liczba postów : 495

Kosmos     Empty Re: Kosmos

Pon Gru 12, 2016 8:53 pm
Jirri siedział sobie spokojnie na podłodze w sali treningowej, masując sobie szczękę i wpatrując się we wgniecenie w ścianie. Ależ się zajebiście czuł. Opanował kolejną technikę, przy okazji stał się jeszcze potężniejszy, wkrótce wróci do bazy i złoży raport z udanej misji, a potem... Kto wie, co się stanie. Jednocześnie jednak w głębi duszy czuł niepokój. Wciąż pamiętał tamtą dziwną niebieskoskórą kobietę, która ich uratowała przed Kee i jego sługusem. Czego ona wtedy użyła? Nigdy nie słyszał o technice, która pozwalałaby manipulować żywymi istotami i ich umysłami, dlatego kompletnie nie był w stanie zrozumieć, co się wtedy wydarzyło. Powoli przejmowało to jego umysł, gdy nagle z zamyślenia obudziło go szarpnięcie. Rozejrzał się zdezorientowany. Kapr już zdążył zebrać się z podłogi i wyszedł, zamiast niego w pomieszczeniu pojawił się Honoberuto. Ciągnął on młodego changelinga za ramię. Jirri nie ogarnął sytuacji i w pierwszej chwili chciał się wydostać z uścisku kompana, jednakże pohamował się. W końcu mógł mu wreszcie opowiedzieć o tym, co go tak zdziwiło i zaniepokoiło. Honoberuto zaciągnął go do sypialni, postawił pod ścianą, złapał za ramiona i zapytał, co Jirri chciał mu powiedzieć, przed opuszczeniem Imecki.
- Właśnie chciałem ci powiedzieć. - Jirri usiadł na pryczy i spojrzał kompanowi w oczy. - Wtedy, gdy ta cała Towa nas ocaliła, stało się coś dziwnego. Zmierzyłem poziomy mocy Kee i tego jego kata bez żadnych problemów, zaraz przesłałem je do bazy i nie było żadnych problemów z łącznością, więc scouter był w pełni sprawny... Potem automatycznie powinien przeskanować tę całą babę, tyle że... Nie wykrył jej. Jakby jej tam właściwie nie było, mimo że przecież tam była... Prawda?
avatar
Gość
Gość

Kosmos     Empty Re: Kosmos

Pon Gru 12, 2016 10:07 pm
Pytanie, które zadał mu Jirri, wymagało dłuższego zastanowienia. Dlatego też Honoberuto nie odpowiedział od razu, zamiast tego polecił Jirriemu usiąść na łóżku, po czym sam usiadł zaraz obok niego. I tak sobie siedzieli w milczeniu. Aby mieć pewność, że jego młodszy towarzysz go nie opuści, trzymał rękę na jego kolanie dając mu wyraźnie znać aby czekał. I tak sobie siedzieli kilkanaście minut w milczeniu, aż w końcu Honoberuto nagle się odezwał.
-Wieeesz... Ta paniusia nie sprawiała wrażenia kogoś zwyczajnego... Być może pochodziła z jakiejś rasy... Emanującej szczególną energią? Skauter mógł jej więc nie wykryć, no i pamiętaj że mamy stare modele.
Następnie wstał i przeciągnął się. Wyjrzał przez okienko sypialni. Pusto było, oj pusto. Westchnął głęboko. Dobrze wiedział że w życiu będzie go dużo takich podróży jeszcze czekać, i pewnie w większości przypadków będzie się mu podczas nich bardzo nudzić. Chętnie by sobie kogoś zabił dla relaksu. No, ale nie mógł tak po prostu sobie siekać kogo popadnie. Jirri był jego towarzyszem, gdyby go zabił nie obyłoby się bez przepytywania. W końcu by jednak doszli do tego co się naprawdę stało. Rakot był pilotem, spowodowanie jego śmierci byłoby niemądre. A Kapr także nie mógł umrzeć, o niego też by pytali. Teraz więc o morderstwach mógł sobie tylko marzyć. Podszedł z powrotem do Jirriego i powiedział do niego:
-Złaź. No, chyba że chcesz przespać się razem ze mną.
Następnie niezależnie od tego czy jego koleżka właśnie wstawał, kopnął go w zad zrzucając go z łóżka, po czym sam się palnął. Ziewnął przeciągle, po czym zamknął oczy starając się zasnąć.
Jirri
Jirri
Time Patrol
Liczba postów : 495

Kosmos     Empty Re: Kosmos

Czw Gru 15, 2016 10:55 pm
Jirri siedział, czekając aż Honoberuto otworzy usta i się odezwie, to jest odpowie na obawy młodego jaszczura. Czarny changeling wpatrywał się w jego twarz z niecierpliwością, w jego sercu pojawiło się uczucie, przypominające lęk. Szybko skarcił się w duchu. Nie ma się czego bać, to oczywiste. Jest changelingiem, co znaczy, że nieważne jak potężny jest jego przeciwnik, on i tak go pokona. Nawet jeśli teraz nie dałby mu (czy raczej w tym wypadku "jej") rady, to po pewnym czasie by go ("ją") przewyższył. Jest przecież przedstawicielem najpotężniejszej rasy, jaka istnieje we wszechświecie. W ten sposób uspokajał się w duchu, ale jednocześnie miał pewne wątpliwości, gdy wpatrywał się w zadumaną twarz swego kompana. Jakby nie patrzeć, Honoberuto też jest changelingiem, a wygląda na naprawdę zaniepokojonego tą sytuacją. Nie zdradzały tego co prawda gesty. Ręka, którą trzymał na kolanie młodszego kolegi nie drżała, ale w twarzy widoczne było zamyślenie i niepewność. Właśnie w momencie, w którym Jirri znów zaczął podupadać na duchu, Honoberuto się odezwał. Nie brzmiał wcale, jakby się bał, czy też denerwował, wręcz przeciwnie, brzmiał całkiem spokojnie. Nie wiadomo, czy naprawdę się nie bał, czy po prostu grał, ale Jirri obstawił to pierwsze, znów podnosząc się tym samym na duchu. Są changelingami! Kto może ich pokonać?! Honoberuto wgramolił się na łóżko i sprzedał młodemu jszczurowi kopniaka. Nastąpiła reakcja, w postaci kilku przekleństw rzuconych pod nosem i spojrzenia pełnego wyrzutu. Oj, jeszcze się zemści. Honoberuo za to beknie, nie ma wątpliwości. Jirri wyszedł z sypialni. Nie był wcale śpiący. Nie byłby w stanie zasnąć w tym momencie, dlatego postanowił się trochę wymęczyć. A jak można się wymęczyć lepiej, niż na treningu? Wszedł do kokpitu. Jak się spodziewał, zastał tam Rakota i Kapra. Ten drugi zdecydowanie się nie wymęczył podczas treningu z jaszczurką chilli. Trzeba to zmienić, w tym celu należy więc zabrać go na ćwiczenia jeszcze raz.
- Za mną Kapr! Idziemy ćwiczyć!
Mina żołnierza, pełna zawodu i rozpaczy, była wręcz bezcenna, co bardzo poprawiło humor jaszczura.

Weszli na salę treningową. Jirri miał już parę pomysłów na wspólny trening. Jednym z nich był oczywiście typowy sparing, choć trochę na niby. Niemniej jednak najpierw należało rozgrzać mięśnie. Jirri na pewno nie chciał zrobić sobie jakiejś potężnej krzywdy w wyniku prostego treningu z żołnierzykiem. Dlatego najpierw zajął się prostymi ćwiczeniami. Nie zamierzał bynajmniej rozgrzewać się indywidualnie - jak trening wspólny, to wspólny. Najpierw przysiady. Jirri i Kapr ustawili się do siebie plecami i objęli łokciami łokcie partnera. Było to dość problematyczne, ze względu na fakt, że Jirri był znacznie niższy od swojego partnera treningowego, więc ten musiał przez cały czas być nienaturalnie zgarbiony. Było to dla niego dodatkowe obciążenie, podczas gdy Jirri nie miał wcale trudniej niż przy normalnych przysiadach, poza tym, że musiał synchronizować swoje ruchy z drugą osobą. To akurat przysporzyło jaszczurowi sporych kłopotów. Nigdy wcześniej nie trenował w taki sposób, więc zgranie się z partnerem treningowym było dla changelinga sporym wyzwaniem. Na początku wykonywał przysiady o wiele za szybko, nie przejmując się wcale faktem, że Kapr znajduje się w zupełnie nienaturalnej dla niego pozycji. W wyniku tego bardzo szybko tracił równowagę. W wyratowaniu się nie raz pomagał mu ogon, którym mógł się w ostatniej chwili podeprzeć, choć i tak nie raz lądował ostatecznie na kuprze. Przekleństwa i zgrzytanie zębami odbijały się echem w sali treningowej. Za każdym razem Kapr lądował swoim tyłkiem na ogonie jaszczura, co z jednej strony było cholernie irytujące, ale przy tym mogło też posłużyć za rodzaj treningu. Tłuste dupsko Kapra było dużo cięższe, niż się wydawało. Gdy lądował na ogonie changelinga, przygniatał go naprawdę mocno. Towarzyszący temu ból był bardzo ciekawą alternatywą treningu wytrzymałościowego, stwarzało to też pewien pretekst do treningu siłowego. Kapr i jego pierdyliard kilogramów żywej wagi był całkiem niezłym ciężarkiem treningowym. Podnoszenie tego ogonem może i nie było zbyt mądre, ale w sumie całkiem skuteczne. Bolały od tego plecy, co oznacza, że było to dość efektywne. Dopiero po około dwudziestu takich przysiadach udało im się zsynchronizować, ale nadszedł już czas na zmianę ćwiczenia. Jirri postanowił przejść do mini-sparingów. Umówili się na określone kombinacje, po czym zaczęli. Na początku dwa ciosy sierpowe w wykonaniu jaszczura, potem zmiana. Osoba, która w danym momencie nie uderzała wykonywała unik pierwszego ataku, a potem blok drugiego. Jirri musiał przyznać, że Kapr dawał radę. Nie tylko jego ataki były całkiem przyzwoite, ale jednocześnie całkiem nieźle blokował i unikał. Co prawda jaszczur dawał mu trochę fory, choć nie mógł być pewny, czy żołnierz używał pełni swojej siły. Był co prawda pewny siebie i swoich możliwości, nie wierzył, że Kapr może mu w jakikolwiek sposób dorównywać, więc przyjął, że żołnierzyk używał pełni swoich możliwości. Teraz nadszedł czas na trening rzutów. Nawzajem przerzucali się przez swoje barki. Zaczynali w najróżniejszych postawach, raz Jirri biegł na Kapra, który zaraz chwytał go i wykonywał rzut, innym razem wyrywał się z nelsona i sam rzucał przeciwnika na podłogę. Co chwilę rozlegały się głośne plaśnięcia o podłogę. Plecy bolały niemiłosiernie. Każdy kolejny rzut o podłogę oznaczał kolejne silne uderzenie w twardą powierzchnię. Po paru minutach czuli się, jakby ich kości miały się złamać w dwunastu miejsacach przy najmniejszym ruchu. Kapr odpoczywał, tymczasem Jirri wykonywał pompki. Nie zamierzał robić sobie żadnych przerw. Chciał jak najbardziej przypakować. Nie zamierzał sobie pozwolić na odpoczynek. Wykonał kilka pompek zwykłych, a nawet parę jednoręcznych, co jednak w obecnej chwili sprawiało mu bardzo duże problemy. W końcu opadł. Nie. Musiał chwilę odpocząć. Pozwolił sobie na chwilę wypoczynku. Wstał i poszedł w kierunku magazynu. Tam znalazł strój kosmiczny, dokładnie to, czego chciał. Przyniósł go Kaprowi i polecił go założyć.

Wyszli razem w próżnię. Wlecieli akurat w pas asteroid, co sprzyjało tej formie treningu. Wyścig. Początkowo mieli po prostu polecieć jak najdalej, ale w obecnej sytuacji po prostu wylecą z tego pasa. Wystartowali. Nie mieli na co czekać. Każda sekunda była ważna, by nie stracić formy, którą osiągnęli dzięki rozgrzewce. W przeciwnym razie mogliby stracić chęci. Asteroid było mnóstwo. Latały absolutnie wszędzie. Jirri był zaniepkojony, ale i podekscytowany. Radzili sobie całkiem dobrze. Co chwilę musieli omijać jakąś skałę. Kilka z nich było naprawdę ogromnych, więc musieli lecieć przez dziury, które się w nich znajdowały. Nie było to łatwe. Przestrzenie były okropnie ciasne. Nie raz zderzali się z jakimś niby-stalaktytem, czy czymś w tym rodzaju. Było to jednocześnie bardzo emocjonujące. Obydwaj poczuli nagle prawdziwego ducha rywalizacji. Jirri przez cały czas obserwował partnera do ćwiczeń. Ten radził sobie głównie dzięki technice i szybkiemu oku. Jirri przede wszystkim liczył na szybkość, siłę i twardą głowę. Większość jaskiniowych stalagnatów poprostu rozwalał. Tracił przy tym na pędzie i szybko został wyprzedzony. Nie zamierzał bynajmniej przegrać. Zaczęła się prawdziwa rywalizacja. Gdy tylko wylecieli Jirri zainicjował walkę w poietrzu. Zaskoczony Kapr nie dał rady zablokować pierwszego ciosu. Następne już udawało mu się jakoś parować. Poruszali się bardzo szybko, ale tracili na pędzie, gdyż co chwila zderzali się z kolejnymi asteroidami. Musieli w pełni skupiać się na sobie i ignorować otoczenie. Każdy cios był dużo silniejszy niż normalnie, bo w próżni nie było oporu powietrza. Brutalne ciosy i przepychanki wprowadziły olbrzymie zamieszanie. Ostatecznie jednak udało się opanować sytuację, przez kolejną skałę, która ich rozdzieliła. Popatrzyli po sobie. Jirri miał koszulę rozdartą w paru miejscach. Skafander Rakota też uległ sporym uszkodzeniom, ale z pewnością wytrzyma do końca. A! O wilku mowa. Kres pasa asteroid był blisko. Statek już go opuszczał, więc musieli się bardzo pospieszyć. Osiągnęli pełną prędkość. Ponownie zaczęli się okładać w locie, ale tym razem udawało im się przebijać przez latające skały bez straty prędkości. Ich rozpęd był po prostu zbyt duży. Jirri oberwał w twarz pięścią, a Kapr skulił się od ciosu w brzuch. Obydwa uderzenia rozdzieliły ich, ale nie przestali lecieć. Już byli blisko. Już prawie...

Remis. Jirri uśmiechnięty wszedł do środka. Podziękował żołnierzowi, po czym podłożył mu nogę, gdy ten już przechodził. Zaśmiał się pod nosem, podczas gdy Kapr wstawał. Nie był to jakiś szczególnie wyszukany psikus, ale go zadowolił. Mógł jednak zażartować sobie z Honoberuto. W końcu to "zielona noc" tej misji. Wszedł do łazienki, złapał za pastę do zębów i wkroczył do sypialni. Śpiący Honoberuto był idealnym celem i już po chwili był umalowany na zielono, niczym plemienna wiedźma. Jirri tymczasem przebrał się w nową koszulę i położył spać.

Trening statystyk z NPC
avatar
Gość
Gość

Kosmos     Empty Re: Kosmos

Pią Gru 16, 2016 6:12 pm
Podczas gdy Jirri trenował, Honoberuto spał. Śnił mu się pewnie już zamknięty lokal jego brata. I wtedy przypomniał sobie że nie widział się z nim od kiedy wstąpił do armii. A mieszkali w jednym i tym samym mieszkaniu. Zaraz po przebudzeniu postanowił sobie że po powrocie na planetę i złożeniu raportu porozmawia z Embesem. W sumie to od jeszcze dłuższego czasu nie rozmawiał z inną ważną dla niego osobą - swoim ojcem. Supakudon chyba powinien kończyć swoją misję i powinien już być w drodze powrotnej do domu, podobnie zresztą jak Kapelusznik. Och, spotkanie z rodziną będzie na pewno przyjemnym doświadczeniem. Uśmiechnął się na tą myśl. Pełen pozytywnych emocji powstał i wnet zauważył leżącego obok Jirriego. I wtedy poczuł że coś jest nie tak. Przyłożył rękę do swojej twarzy i czując coś klejącego, zaraz zachciał ją obejrzeć. Ujrzał zieleń. Doskonale wiedział czyja to była sprawka. Spojrzał jeszcze raz na młodszego changelinga. Podszedł do niego i nachylił się nad nim. Gdyby miał jakieś ostrze, mógłby bez większych problemów poderżnąć mu gardło szybkim cięciem. Gdyby miał jakiś odpowiedni do takiego celu środek, pewnie użycie go również zapewniłoby zgon młodego łobuza. Bez takiego ekwipunku mógłby go na przykład udusić, choć istniało ryzyko że ofiara zdąży się obudzić i umknie śmierci. Innym dobrym sposobem było użycie swoich rogów. Były w końcu ostre, a więc wystarczyłoby wbić jednego w jego gardło. Kolejny sposób na spowodowanie zgonu? Mógłby zwyczajnie zasypać śpiącego i niczego się nie spodziewającego się hultaja gradem ciosów. No ale to by także mogło go obudzić. Tyle było sposobów... Szkoda tylko że w tym momencie nie mógł nic zrobić aby się trochę rozerwać, bo zabójstwo towarzysza ściągnęłoby na niego kłopoty. Westchnął mogąc tylko sobie marzyć o tryskającej krwi, po czym opuścił sypialnię i skierował się do łazienki. Przydałoby się trochę odświeżyć. I nie mowa tutaj tylko o ubrudzonej pastą twarzy. Oczywiście od tego zaczął. Potem nadszedł czas na higienę jamy ustnej. A następnie uznał że przydałoby się wykąpać. Zdjął więc zbroję, pelerynę oraz czapkę. Wziął kąpiel w wannie, a potem ponownie się ubrał. Od razu był jak nowo narodzony. Przejrzał się w lustrze. Doszedł do wniosku, że ta czapka naprawdę mu pasowała. Peleryna także. Czarne szkła na oczach również. Skauter może mniej, ale przynajmniej był czerwony. Taki o kolorze zielonym czy niebieskim totalnie by do niego nie pasował. Żółty mógłby być. Choć i tak najlepiej by to wyglądało, jakby skauter miał wbudowany w swoje szkiełka. No i może taki, co nie wybucha jak wysoką energię zobaczy. Wybuch na oczach nie byłby przyjemny. Destrukcja osadzonego niedaleko od oczu skautera także nie jest zbyt bezpieczna. Powinno się wprowadzić jakiś tryb awaryjny do nich. Zdjąwszy detektor odłożył go na jakąś szafkę, po czym odsunął się na kilka kroków od lustra. Łazienka była dość duża, więc miał na to trochę miejsca. Uśmiechnął się, po czym stanął w rozkroku. Następnie ręce wyciągnął nieco w górę w taki sposób, że pozycja ta wyglądała jak do jakiegoś tańca. A potem złączył stopy i skrzyżował ręce. Oj, ta choreografia naprawdę miała klasę. Zaraz potem zaczął przyjmować inne figury. Po kilku sekundach wymyślił sobie jakąś melodię, do której zaczął nucić sobie jakąś piosenkę:
-Hu-ha, hu-ha, hu-ha-ha, Harara, Hara-Harara. Hu-ha, hu-hej, hu-ha-hej, jak masz klej to mi go dej...
I taki spektakl trwał z dziesięć minut. Potem wyszedł z łazienki dając odetchnąć lustru po tym jakże spektakularnym pokazie umiejętności taneczno-wokalnych, zabrał ze sobą skauter. Udał się do kokpitu. Kapr spojrzał na niego z początku tak, jakby właśnie kazał mu ze sobą trenować, ale zaraz odetchnął z ulgą gdy nie usłyszał żadnych słów. Hono wyjrzał przez jedno z okienek spoglądając na bezkresną pustkę. Następnie usiadł sobie na jakimś krzesełku wzdychając głośno.

z/t
Orbita
No.79


Ostatnio zmieniony przez Honoberuto dnia Nie Gru 18, 2016 10:39 pm, w całości zmieniany 2 razy
Jirri
Jirri
Time Patrol
Liczba postów : 495

Kosmos     Empty Re: Kosmos

Sob Gru 17, 2016 9:18 pm
Tym razem Jirri miał przyjemne sny. Było to spowodowane całkowitym samozadowoleniem. Właśnie uszedł cało z niebezpiecznej misji, potrenował sobie z całkiem niezłym efektem i zrobił psikusa Honoberuto. Zwłaszcza to ostatnie go ucieszyło. Chyba już rozumiał te wszystkie uczucia, które go ogarniały przy Honoberuto. W gruncie rzeczy chyba poprostu go lubił. Mają podobne poczucie humoru, choć Honoberuto jest dużo bardziej obrażalski i za bardzo troszczy się o ten swój strój. W sumie nie przeszkadzało to jaszczurowi. Fakt, że był sobie taki ktoś, kto nie zareaguje na każdy żart nienawiścią, napełniała serce changelinga ciepłem. Cieszył się, że ma takiego kogoś, kogo mógłby uznać za PRZYJACIELA. Że ma takiego kogoś, z kim może w przyszłości będzie robić psikusy innym. Oczywiście nie mógł wiedzieć, co tak naprawdę siedzi w główce nakrapianego jaszczura, ale może to i lepiej? Obudził się, przeciągnął i założył zbroję, po czym poszedł do kuchni. Za niedługo będą już na miejscu, więc przydałoby się zjeść małe śniadanko.

z/t
Orbita
Planeta No.79
avatar
Gość
Gość

Kosmos     Empty Re: Kosmos

Nie Maj 07, 2017 6:43 pm
Dwie kapsuły pośród bezkresnej pustki wyglądały jak dwóch Beduinów na wielbłądach w gorących piaskach Sahary błądzących. Widok doprawdy godny przez swą romantyczność niejednego wiersza. Lecz nikt tego widoku nie ujrzał, najbliższa osoba tym kapsułom w jednej z nich właśnie siedziała i widziała jedynie wnętrze space poda oraz kilka metrów przed sobą drugą kapsułę. Właśnie w milczeniu i zamyśleniu rozmyślał o sprawach państwowych. Jednak porzucił to zajęcie po połowie godziny nie dochodząc do żadnych zaskakujących wniosków, a tylko utwierdzając się w przekonaniu że zimna i sztywna monarchia, to zła monarchia. A taką właśnie monarchią było Imperium. Znów westchnął. Skoro nie może skupić myśli, to nie będzie nawet tego próbował, bo jeszcze się zmęczy tym rozmyślaniem. Co robić w takiej ciasnocie bez żadnych ciekawych widoków za oknem, w miękkim fotelu? Oczywiście spać. Toteż zamknął swe oczy i pozwolił sobie odpłynąć. Nie musiał teraz nic robić i niczym się martwić, i tak by nic nie poradził gdyby autopilot nagle nawalił i przez niego rozbiłby się na jakiejś kosmicznej skale. Nie będąc pewnym czy się kiedyś obudzi, zasnął.
avatar
Gość
Gość

Kosmos     Empty Re: Kosmos

Nie Maj 07, 2017 7:02 pm
W pewnym momencie swego lotu kapsuły zaczęły wykonywać nagłe, ostre manewry. Wpadły bowiem w deszcz asteroid. Radziły sobie równo sprawnie, zapewne dlatego że nie różniły się niemal niczym w swej budowie i w programie w nie wpisanym. Te manewry wywoływały niemałe wstrząsy, które wybudziły changelinga ze snu. Otworzył oczy i znów westchnął. Myślał że może to turbulencje zapowiadające rychłe lądowanie na powierzchni Ziemi. Widząc że się pomylił, z niesmakiem klasnął w dłonie. Ściągnął skauter i zaczął go oglądać. Stary on był. Gdyby próbował zmierzyć swą moc, skauter by wybuchł. Na tamtej planecie może być ktoś o sile podobnej do niego. Było to co aktualnie najwyżej urządzenie do komunikacji z bazą. Ciekawe czy będzie na tej Ziemi miał zasięg. Podczas misji na planecie Imecka nie było z łącznością zbyt wielkich problemów, teraz też nie powinno być źle. Pomyślał że dobrze by było kupić sobie lepszy skauter. Taki za piętnaście tysięcy byłby wporzo. Kiedy sobie uzbiera to może sobie kupi. Gorzej będzie jeśli i tamten się mu zepsuje. Będzie musiał o niego dbać. Och, jak dobrze byłoby mieć skauter wbudowany w i tak już noszone na oczach przyciemniane szkła. Albo wykrywać moc i rozmawiać z innymi bez skautera. Ale taka moc... Cóż, nie miał pomysłu kto mógłby nią dysponować. Założył skauter z powrotem na oko. Kapsuły właśnie wyszły z pasa asteroid i dalej leciały spokojnie. Kapelusznik poczuł głód. Ech, mógłby ze sobą zabrać coś do zjedzenia. Ale do lądowania wytrzyma. W pewnym momencie w końcu za oknem zaczął widzieć jakieś ciekawe obrazy. Mijał pomniejsze planetki i co większe planeciory. Zaczął powoli czuć utratę prędkości. Chyba już wiedział czego się spodziewać za kilka chwil. Ujrzał w pewnym momencie jakąś błękitną plamę, dokładnie na wprost od obu pojazdów. Ta cała Ziemia chyba jakiś taki kolor miała, prawda?

z/t
Orbita Ziemi
Jirri
Jirri
Time Patrol
Liczba postów : 495

Kosmos     Empty Re: Kosmos

Czw Maj 11, 2017 8:31 pm
Jirri opuścił już orbitę planety Ziemi. Czekała go teraz podróż. Zdecydowanie będzie krótsza niż ta, którą odbywał z Imecki na No.79. Odległość może i była podobna, ale ten statek, czy raczej kapsuła, była o wiele szybsza, jako że jednoosobowa. Tym sposobem bardzo szybko dostanie się do domu. Tyle, że nudno będzie jak jasna cholera. O treningu w tym stateczku mógł sobie co najwyżej pomarzyć, jako że to tylko taka malutka klitka. Ledwo tu się da poruszać, a co dopiero trenować. Dobrze chociaż, że jest przystosowana do jego rozmiarów, czyli nie jest na nią za duży przebywając w drugiej formie. Zresztą trening ogólnie nie byłby teraz zbyt dobrym pomysłem. Musi jednak trochę się oszczędzać. To znaczy na tyle, żeby nie rozwalić sobie mięśni. Tyle treningu na pewien czas wystarczy, poza tym zapewne czeka go misja, którą wykonać musi, bo inaczej nie dostanie wypłaty i nie spłaci mandatu, a wtedy... No właśnie, co wtedy? Ten cały Jaco nie wyglądał dość groźnie. Jirri wątpił, by był w stanie zagrozić changelingowi, ale jednak nie ocenia się książki po okładce. No cóż...
Jirri
Jirri
Time Patrol
Liczba postów : 495

Kosmos     Empty Re: Kosmos

Czw Maj 11, 2017 8:39 pm
Jirri leciał dalej przez próżnię. Podróż okazała się wcale nie taka nudna. W sumie w głowie changelinga pojawiła się pewna doza ekscytacji. Co go czeka? Czego ma się spodziewać? Jednocześnie czuł się taki... doceniony. Jasna cholera, jakby nie patrzeć posłano po niego żołnierza. Ktoś autentycznie się o niego postarał. Komuś jest naprawdę potrzebny. Jak do tej pory mógł na swojej planecie liczyć tylko na wzgardę, a teraz? Czy czeka go coś lepszego? Czy teraz będzie wzbudzał... Szacunek? Och, ale wspaniała perspektywa. Zawsze wzbudzał tylko wstręt, a teraz będzie autentycznie przerażał, jako jedna z najpotężniejszych osób na całej planecie. Wysoko ponad poziomem przeciętnego changelinga. Już się nie mógł doczekać. Wypatrywał cały czas swojej planety i zastanawiał się, jak powinien powitać wszystkich swoich pobratymców. Najpewniej będzie miał ich gdzieś. I tak go nie lubią. Czemu miałby się do nich odzywać? Ziewnął. Był już blisko, czuł to w kościach.

z/t
Orbita No.79
avatar
Gość
Gość

Kosmos     Empty Re: Kosmos

Sro Maj 17, 2017 10:17 pm
Kapsuła opuściła orbitę Błękitnej Planety by lecieć dalej, na No.79.  Podróż ta powinna potrwać tyle czasu co poprzednio. To znaczy że znów będzie się nudził. Ziewnął. Z początku coś sobie nucił patrząc na monotonny kosmos, ale już kilka układów planetarnych dalej zaniechał tej czynności. Mruczenie pod nosem jakiejś melodii też przecież w jakiś sposób męczyć może. Westchnął głęboko, unosząc wzrok do góry. Oczy zaczynały mu się kleić. Dlatego też postanowił że pozwoli sobie na trochę spokojnego snu. Złączył powieki. Mimo zmęczenia z początku nie mógł zasnąć z uwagi na wstrząsy, które z powodu już go nie obchodzącego miały miejsce wewnątrz pojazdu. Ale minęło paręnaście minut i w końcu się udało. Zasnął. I począł śnić o rzeczach najróżniejszych, spośród których najwspanialsze były martwe ciała rodziny królewskiej: Colda, Freezera i Coolera. Taki tam, niewinny sen żołnierza...

spać ide
avatar
Gość
Gość

Kosmos     Empty Re: Kosmos

Czw Maj 18, 2017 8:28 pm
Pospał sobie trochę. Oprócz rzecz jasna ofiar, znalazł się w tym jego marzeniu sennym jakiś dziwaczny wątek. Coś jakby turniej i bycie zawodnikiem. Odbywał się chyba na Ziemi. No cóż, tak widocznie na niego zadziałała nowa planeta, całkiem inna od tych na których wcześniej bywał. W każdym razie teraz się obudził. Był wypoczęty, czuł że energia jaką zużył na Armię Czerwonej Wstęgi już się zregenerowała.  Nadal był w kosmosie, nadal sam jak palec pośród pustkowia. W oddali jak zwykle coś się świeciło czy rozbłyskało, czasem coś przemykało po czarnej przestrzeni znikając zaraz potem. Po prostu nuda. Westchnął znów. Właściwie mógłby sobie całą tą podróż przespać, ale jakoś wyspany już organizm mu na to nie pozwalał. Ech, na Ziemi też mógłby się w coś zaopatrzyć do przekąszenia, bo teraz był już naprawdę głodny. Nie umierał, ale chętnie wszamałby choćby suchą bułkę. Po powrocie i zdaniu raportu od razu pójdzie coś zjeść. Najchętniej do baru albo jadłodajni, ale wybierze się raczej do domu. Ktoś tam przecież na niego czekał! Funke, biedna psina! Zostawił ją, nawet o niej nie pomyślał. Pluł sobie za to w brodę. Tymczasem gdzieś na granicy zasięgu wzroku malowała się fioletowa kropka. I on już czuł, że jest blisko.

z/t
Orbita
No.79
avatar
Gość
Gość

Kosmos     Empty Re: Kosmos

Sob Cze 24, 2017 10:13 am
Statek kosmiczny opuścił już orbitę planety i zaczął pędzić przez kosmos z zawrotną szybkością. Był o wiele szybszy od wszystkich którymi się dotąd poruszał. Sam fakt że dali mu taki statek znaczył, że go doceniono. Freezer go docenił. Nie wiedział czy się z tego faktu cieszyć czy może niezbyt, w końcu to Freezer parę chwil wcześniej strzelił w niego promieniem Ki. Głupi furiat i psychopata. No, ale kogo to obchodzi, przecież to syn Króla Colda.
Teraz jednak Honoberuto sam się czuł jak jakiś król, albo co najmniej arystokrata czy generał. Nie ma się co dziwić, sama świadomość władzy potrafi upoić. Oto on siedział wygodnie w fotelu podczas gdy jedenastu innych żołnierzy zajmowało się statkiem bądź czekało na lądowanie na Ziemi w nieco mniej przyjemnych warunkach. Jaszczur przypatrywał się teraz pracy żołnierzy przy panelach sterujących. W pewnym momencie wstał z fotela i zaczął chodzić w kółko. Zaczął coś tam sobie podśpiewywać i chodzić w sposób jakby trochę taneczny. Po kilku jednak minutach znudziło go to, więc znów usiadł w fotelu. Zamknął oczy i skłonił głowę w dół. Może uśnie i jakoś mu te trzy godziny miną prędzej? Chyba tak, już czuł znużenie.
avatar
Gość
Gość

Kosmos     Empty Re: Kosmos

Sob Cze 24, 2017 11:04 am
MG


Żołnierze pomyśleli sobie to co sobie pomyśleli w momencie, gdy Honoś wstał i pół tanecznym krokiem przemierzył statek nucąc cichutko jakąś nutę. Wiedzieli jak jest w armii i znali wyżej postawionym członków armii Freezera. Dziwiło ich zachowanie Hono, które nie było nawet w połowie takie, jak wydawało by się być powinno. Kiedy już Hono przygotowywał się do snu, osobisty oficer podszedł do niego i zagadał:
- Przepraszam, ale proszę powiedzieć. Czemu akurat Ziemia? Ich poziom bojowy zazwyczaj nie przekracza 50 PL, tylko pojedyncze jednostki wybiły się ponad 1000 jednostek.

z/t Orbita Ziemi
Shin
Shin
Liczba postów : 393

Kosmos     Empty Re: Kosmos

Czw Lip 06, 2017 3:48 am
Shin leciał sobie ze swoją ekipą spokojnie w stronę Namek. Shinowi jakimś cudem udało się zasnąć. Śnił o możliwej przyszłości jego kariery. O tym, kim mógłby zostać na swojej planecie...
-Generale Shin, gratulujemy kolejnego awansu! Naprawdę jesteśmy zaszczyceni tym, że pana tutaj dziś gościmy! Niech nam pan opowie jeszcze raz tą historię, jak panu i pańskiej drużynie udało się ubić całą populację No. 79! Przecież tam była większość populacji Changelingów! Słyszałem że sam król tam wtedy gościł! Jakim cudem udało się panu dokonać czegoś takiego?!
Zbył go tylko machnięciem ręki. Nie miał zamiaru odpowiadać na to jakże tępe i prymitywne pytanie. Jak to jak? Był wielkim dowódcą, Shinem Zakamaru! Wielkim Super Saiyaninem, który pojawiał się na każde skinięcie ręki wielkiej Celutte! Zabiłby każdego kto choć śmiałby zbliżyć się do niej nieproszony, co dopiero kogoś tak zuchwałego jak król tych jaszczurów, który śmiał ją publicznie obrazić i wyzwać nasz naród na wojnę! Nie mógł popuścić mu tego płazem. Do tej pory pamiętał, jak kazał jednemu z ludzi Kolda rżnąć zwłoki jego martwego króla, a następnie odstrzelił mu łeb za bezczeszczenie czyjegoś ciała. Następnie kadłub jaszczura posłużył im wszystkim za urynę. Shin nie patyczkował się z takimi brudasami.  

Tymczasem kapsuły leciały w dal...
Shiro
Shiro
Wschodni Kaioshin
Liczba postów : 331

Kosmos     Empty Re: Kosmos

Sob Lip 22, 2017 2:08 am
Aex ceadveh II cesmundi, rok 750 czasu ziemskiego.
Wypizdów Wielki, sam nie wiem gdzie.


Shiro pojawił się wraz z wybuchowym bożkiem, którego zaraz puścił, na tak zwanym "krańcu wszechświata". Najbliższe planety wyglądały stąd jak malutkie punkciki. Nie przypominał sobie, by którakolwiek z nich była zamieszkana, a nawet jeśliby była to nie powinna się znaleźć w polu rażenia bomby. W końcu od średnicy planety do przeciętnej odległości między takowymi było jak od ziemi do nieba. Nie było też pewne, czy ładunek w ogóle eksploduje, odcięty od źródła energii. Jeśli nie to posążek się oblodzi, a ewentualni kosmiczni piraci pomylą go ze zwykłą asteroidą.
Ciekawym pomysłem byłoby również zabranie bomby do królestwa odwiecznych wrogów Kaioshinów. W końcu dobry Makaioshin to martwy Makaioshin. Idea ta jednak szybko uleciała z głowy Shinjina. W końcu to oni są tymi dobrymi. Nie będzie zniżać się do poziomu tych barbażyńców.
Tyle różnych myśli przeminęło w przez białą głowę Shiro w ciągu ułamka sekundy, w którym znajdował się w próżni. Zaraz stamtąd zniknął przy użyciu Kaikaia, by stanąć przed obliczem swego mentora i zgłosić wypełnienie zadania.

z/t do komnaty
avatar
Gość
Gość

Kosmos     Empty Re: Kosmos

Wto Sie 08, 2017 10:58 am
Po opuszczeniu orbity swojej różowej planety, Laptor rozsiadł się wygodnie w fotelu Króla i Władcy a zarazem w fotelu dowódcy statku, którym sterował sobie jak tylko zapragnął. Nie czuł żadnego żalu, smutku, że zostawił Lairę na planecie, czuł, że to energia w jego ciele jest bardziej niespokojna niż zwykle, nie czuł się tak już długo, prawdopodobnie ostatni raz miał miejsce na Namek, podczas zmiany postaci. Martwił się bo nie wiedział co się stanie, a nie mógł w żadnym wypadku pozwolić na ewentualne zranienie swojej dziewczyny. Chciał ochłonąć i nad tym zapanować, więc udał się w kompletnie losowym kierunku, mając nadzieję, że natrafi na jakąś planetę, podróż mogła być długa, w końcu miała być to przygoda w nieznane. Podparł lewą stronę twarzy swoją lewą dłonią, którą oparł na oparcie fotela. Zrobił nieco posępną minę i zmarszczył swoje czoło w zadumie. Obejrzał się za siebie.
*Wydawało mi się, że ktoś tutaj jest...* pomyślał, po czym odwrócił się i przeszedł się po pomieszczeniu kontrolnym, w którym aktualnie się znajdował. Szybko jednak wrócił na fotel i tylko czekał na jakikolwiek sygnał znalezienie planety, którą nieoficjalnie znowu zniewoli i wróci z okrętem pełnym żołnierzy, czy tak się stanie?
avatar
Gość
Gość

Kosmos     Empty Re: Kosmos

Czw Sie 10, 2017 9:28 pm
W momencie w którym Laptor ciągle przemierzał przestrzeń kosmiczną, poszedł sobie na chwilę spać, ale dosłownie kilka godzin drzemki, nawet nie dla odpoczynku, jedynie z nudy. W końcu obudził go jakiś szelest w ładowni, gdy poszedł sprawdzić, okazało się, że swoje chwilowe gniazdko uwiła tam... LAIRA!
- Co ty do cholery tutaj robisz? Przecież... -
- Nie chciałam zostawać tam sama. Dobrze wiesz, że tak nie powinieneś zrobić. - zaprzeczyła stanowczo.
- Kurwa... - Laptor skierował się wprost do centrali. Uśmiechnął się i kazał jej usiąść za sterami, pozwolił chwilę pokierować okrętem. W głębi duszy po prostu się cieszyć i bał, pierwszy raz się bał. Wtedy komputer poinformował o niebieskiej planecie wyświetlając ją na hologramie, na którą się zbliżali, podał dokładną odległość i czas. Oczywiście Majin miał serdecznie dosyć latania, wolał na pewno działać i był ciekawy tej planety, czy była zamieszkana? Oby była, jedno było pewne, Laira miała zostać w statku...
Sponsored content

Kosmos     Empty Re: Kosmos

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach