Polana
+6
Enola
Areia
Yatta
Shin
Haricotto
@Whis
10 posters
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3 

- @WhisNo.1 Whis' Fanboy
- Liczba postów : 976
Polana
Sob Lip 09, 2016 4:43 pm
Polana na skraju lasu. Gdzieniegdzie porozrzucane są stare i pousychane pniaki drzew, potężne skały, które mogą robić za prowizoryczne krzesła oraz gęste krzaki, na których rośnie dzikie jedzenie, które nieszkodliwe jest tylko dla bogów.
- GośćGość
Re: Polana
Sro Paź 12, 2016 3:17 pm
Laptor, który został właśnie wysłany w kosmos przez ojca nie czuł zupełnie sentymentu do niego, tęsknoty czy innych nudnych ludzkich uczuć. Demony chyba od urodzenia cechowały się brakiem empatii do kogokolwiek. Czuł nieprzyjemne uczucie wysysania ostatnich ilości potrzebnej energii z jego ciała na potrzeby podtrzymywania funkcji życiowych kapsuły (celowo nie nazwana jest jako statek, gdyż wyobraziłem sobie, że demony podróżowały losowo w czymś co Majin Buu był zamknięty). Tracił siły, a w porównaniu z tym co czuł od urodzenia czyli przepełniającą go siłą ojca to czuł się jak trup. Tak musiało być, chociaż wydaje się dziwne by wojownik tracił siły na rzecz jakiejś kapsuły, technologia... Laptor nie wiedział też, że straci przytomność lecz zanim tak się stało w swojej podróży czuł przepełniający go, ale malejący z czasem, gniew. Gniew ten był spowodowany tym, że nie mógł dokopać głupim jaszczurom, nie chodziło tutaj o jego ojca po prostu chciał walczyć czego nie pozwolono mu zrobić, leciał więc w kosmos nie podziwiając a zwyczajnie obserwując odległe planety, świecące gwiazdy i inne duperele. Nic go nie obchodziło prócz momentu i miejsca jego wylądowania. Zbliżał się czas w którym demon tracił świadomość podczas swojej podróży, zwyczajnie obraz stawał się coraz bardziej niewyraźny. Ostatnie co zdołał zauważył to dziwne zjawisko, najbardziej przypominające wyładowania energii. Demon obudził się na wskutek silnych wstrząsów wywołanych przez wchodzenie do atmosfery, podgrzane powietrze dawało się odczuć przez całą powierzchnię jego różowej skóry. Czuł ogromną prędkość kapsuły lecącej w dół.
*Planeta* to była pierwsza myśl jaka przeszła przez jego głowę, bo co innego? Stało się, w kapsule dało się odczuć ogromne uderzenie, które zagięło jedną ze ścian kapsuły a potem jeszcze dwa mniejsze uderzenia spowodowane odbijaniem się jego "statku" czego mógł się tylko domyślać. Przezabawna może być wizja demona, który na wskutek tych wydarzeń skakał, kulał się i obijał o wszystkie ściany kapsuły. Dobrze, że demon posiadał jako takie gumowe ciało. Po chwili spokoju Laptor chciał wyjść a kapsuła po prostu się otworzyła, może była jakoś połączona ze swoim pasażerem, nie wiadomo. Lekki dym wydobył się z pomiędzy zamknięć a potem pojawiła się różowa ręka zakończona czarnymi paznokciami. Demon wyszedł z kapsuły i udawał, że nie kręci mu się w głowię. Nie wiedział gdzie jest, nie wiedział kiedy jest... Niska, ale charakterystyczna przez swój kolor postać ubrana jedynie w czarne, luźne spodnie z paskiem o literze "B". Przenikliwe czarne oczy wyróżniały jedynie niebieskie tęczówki a brak brwi a jedynie wysunięty łuk brwiowy sprawiał, że twarz demona nie była przyjemna a nawet bardziej tajemnicza. Demon poprawił swoje ochraniacze na kości promieniowej, które zsunęły się w wyniku turbulencji na dłonie. Laptor rozejrzał się dookoła a pierwsze co ujrzał to dziwnie wyglądające owoce na drzewach, które nie miały jakiegoś ciekawego koloru aby zaciekawić sobą ów postać. Znajdował się na dziwnie wyglądającej, niezamieszkanej na pierwszy rzut oka planecie. Wszędzie było dosyć ponuro przez tą czerwień, rozwalone, uschnięte pniaki czy gołe, martwe skały znajdujące się gdzieniegdzie.
*Planeta* to była pierwsza myśl jaka przeszła przez jego głowę, bo co innego? Stało się, w kapsule dało się odczuć ogromne uderzenie, które zagięło jedną ze ścian kapsuły a potem jeszcze dwa mniejsze uderzenia spowodowane odbijaniem się jego "statku" czego mógł się tylko domyślać. Przezabawna może być wizja demona, który na wskutek tych wydarzeń skakał, kulał się i obijał o wszystkie ściany kapsuły. Dobrze, że demon posiadał jako takie gumowe ciało. Po chwili spokoju Laptor chciał wyjść a kapsuła po prostu się otworzyła, może była jakoś połączona ze swoim pasażerem, nie wiadomo. Lekki dym wydobył się z pomiędzy zamknięć a potem pojawiła się różowa ręka zakończona czarnymi paznokciami. Demon wyszedł z kapsuły i udawał, że nie kręci mu się w głowię. Nie wiedział gdzie jest, nie wiedział kiedy jest... Niska, ale charakterystyczna przez swój kolor postać ubrana jedynie w czarne, luźne spodnie z paskiem o literze "B". Przenikliwe czarne oczy wyróżniały jedynie niebieskie tęczówki a brak brwi a jedynie wysunięty łuk brwiowy sprawiał, że twarz demona nie była przyjemna a nawet bardziej tajemnicza. Demon poprawił swoje ochraniacze na kości promieniowej, które zsunęły się w wyniku turbulencji na dłonie. Laptor rozejrzał się dookoła a pierwsze co ujrzał to dziwnie wyglądające owoce na drzewach, które nie miały jakiegoś ciekawego koloru aby zaciekawić sobą ów postać. Znajdował się na dziwnie wyglądającej, niezamieszkanej na pierwszy rzut oka planecie. Wszędzie było dosyć ponuro przez tą czerwień, rozwalone, uschnięte pniaki czy gołe, martwe skały znajdujące się gdzieniegdzie.
- HaricottoAdmin/Time Patrol
- Liczba postów : 2233
Re: Polana
Sro Paź 12, 2016 10:29 pm
MG
Cisza i spokój. Te słowa niby tutaj pasują, ale nie do końca. Ciszą i spokojem opiewana może być leśna polana obok której przepływa strumyk wody, wydobywający z siebie dźwięk szumiący, kołysząc tym samym do upragnionego snu i odpoczynku.
W tym jednak miejscu, te słowa nijak nie pasowały. Bardziej wkomponowywały się określenia takie jak: śmierć, groza, krew, samotność. Właśnie w takim miejscu rozbiła się tajemnicza kapsuła, która przybyła tutaj nie wiadomo skąd i nie wiadomo w jakim celu. O ile ten cel w ogóle miała. Równie dobrze celem samym w sobie mogła być ucieczka z miejsca, z którego przybył tutaj ten niezidentyfikowany obiekt.
Kiedy leniwie otworzyły się wrota statku kosmicznego, na powierzchnię wyszła dziwna, gumowata postać. Niewysokie stworzenie, które z twarzy bardziej przypominało mężczyznę niż drugą stronę medalu, jaką jest kobieta.
Dym i kurz opadł równie szybko, co się podniósł, wprawiony w ruch przez impet uderzenia, co poprawiło widoczność i zdecydowanie ułatwiło oddychanie.
Z oddali, tuż z zarośli, całemu temu wydarzeniu przyglądał się niebieski duszek. Istota bez rąk i nóg, przypominająca kropelkę wody, albo balon leniwie się unoszący, któremu ktoś domalował oczy i szeroki, czerwony uśmiech.
Duch widząc różowego gościa, od razu ruszył w jego stronę, stawiając niewielkie, niewidzialne kroki. Wił się przepięknie, z gracją, omijając każde wyschnięte drzewo i każdy skruszony głaz. Nieznajomy mógł go już dostrzec, gdyż ten wcale się nie chował. Będąc już wystarczająco blisko, ale jednak zachowując bezpieczną odległość, lewitujący duszek odezwał się, odkrywając swój dziecięcy głos.
- Ahoy-fanto! Kim jesteś-fanto? Skąd przybyłeś-fanto? Z pewnością nie wyglądasz na tutejszego-fanto. - śmiesznie akcentował koniec zdań przez siebie wypowiadanych. Fanto - od fantom, ale to nie miało większego znaczenia.
Duch przyglądał się z zainteresowaniem swojemu nowemu koledze. Na pierwszy rzut oka, mały duszek sprawiał wrażenie przyzwoitego i przyjaznego. Swoim wyglądem i nastawieniem nie pasował do krajobrazu, jaki malował się za jego plecami.
- GośćGość
Re: Polana
Sro Paź 12, 2016 11:16 pm
Demon usłyszał szelest liścio podobnych roślin gdzieś niedaleko niego, ogłupiały jeszcze całym tym wydarzeniem, walaniem po nie zidentyfikowanym obiekcie i obijaniem się o jego ściany a na te wszystko mocnym uderzeniem o glebę nie dosłyszał z której strony ów dźwięk się wydobył. Na szczęście wystarczyło krótkie rozejrzenie się i Laptor dostrzegł przyglądającą się mu dziwną istotę o jakiej nigdy nie słyszał. Niepokojącym mogło być tutaj jego dziwnie szeroki uśmiech, nie byle jaki bo czerwony, krwisto czerwony kolor na niebieskim odcieniu wyglądał okropnie. Postać zbliżała się, i chociaż Laptor nie widział jego kroków to mogło się zauważyć, że jest coraz bliżej. Co zamierza na oko wyglądający duch lub balon wypełniony powietrzem bez rąk i nóg? Za chwilę miał się przekonać, bo o to odezwał się jakimś dziwnym, słodko-dziecięcym głosikiem, który wcale a wcale nie dawał odczuć grozy otoczenia. *Myślałem, że będzie tu coś bardziej przerażającego, z czym mógłbym się dogadać* przemknęło mu przez myśl. Nie chciał odpowiadać, ale może to coś doprowadzi go do jakiegoś miasta? Może jakiejś istoty.
-Nie wiem, zostałem wysłany w kapsule w losowym kierunku, gdy jakieś świa...-Tu przerwał, myśląc o tym, że może nie należy mówić od razu wszystkiego-gdy pojawiłem się tutaj. Jestem demonem imieniem Laptor. Czym lub kim jesteś ty? Gdzie jestem?-Zapytał z zaciekawieniem. Zaciekawieniem szczerym a tonem poważnym marszcząc łuki, tak jakby nie pytał a żądał odpowiedzi. Nie przywykł do rozmów, tym bardziej takich w których jest bezradny i potrzebuje pomocy. Laptor ruszył w kierunku duszka, wszak był prawie jak dziecko w pewnych momentach i chciał dotknąć jego dziwnego ciała.
-Nie wiem, zostałem wysłany w kapsule w losowym kierunku, gdy jakieś świa...-Tu przerwał, myśląc o tym, że może nie należy mówić od razu wszystkiego-gdy pojawiłem się tutaj. Jestem demonem imieniem Laptor. Czym lub kim jesteś ty? Gdzie jestem?-Zapytał z zaciekawieniem. Zaciekawieniem szczerym a tonem poważnym marszcząc łuki, tak jakby nie pytał a żądał odpowiedzi. Nie przywykł do rozmów, tym bardziej takich w których jest bezradny i potrzebuje pomocy. Laptor ruszył w kierunku duszka, wszak był prawie jak dziecko w pewnych momentach i chciał dotknąć jego dziwnego ciała.
- HaricottoAdmin/Time Patrol
- Liczba postów : 2233
Re: Polana
Sob Paź 15, 2016 5:36 pm
MG
Usta duszka unosiły się w radosnym uśmiechu, który zakrywał mu prawie całą twarz. Jego czarne jak węgiel oczy wpatrywały się w gumowatego przybysza. Wyraz jego twarzy nie zmienił się nawet przez chwilę. Z jednej strony wyglądało to słodko, ale gdy tak się ciągle wpatrywał w jeden punk, mogło się to wydać przerażające.
- Ja jestem Goo-fanto! Jestem duszkiem, nie widać-fanto? - zapytał, oblatując dwa razy dookoła Laptora, po czym zatrzymał się w tym miejscu, z którego zaczął.
- To jest świat demonów, a rządzą nim nasi władcy, Makaioshinowie-fanto! Czyż nie jest piękny-fanto? - zapytał, oczesując spojrzeniem przykry, wymarły krajobraz.
Znów patrzył się na przybysza, a jego uwagę najbardziej przyciągnął ogon na jego głowie. Jego usteczka się delikatnie rozchyliły, a z nich pociekła gęsta ślina, która uwiesiła się na ich kąciku. Z wnętrza swojego brzucha wyciągnął dwie łapki. Wyglądało to tak, jakby po prostu rozciągnął swoje ciało w ten bardzo specyficzny sposób i uformował sobie nowe kończyny. Z wymalowaną radością na buzi, rzucił się na Laptora i uczepił obiema rękami jego czuba.
- Co to jest-fanto? Do czego to służy-fanto? Fajnie-fanto! - zapiszczał wesoło, jak dziecko, które otrzymało upragniony prezent, po czym ugryzł zębami odstającą część głowy majina.
- GośćGość
Re: Polana
Wto Paź 18, 2016 11:03 pm
*Zabiłbym najchętniej to szkaradne gówno* Pomyślał demon po czym podrapał się po głowie. Laptor zerknął dziwnie radośnie w twarz duszka, była do cna przesiąknięta złem po dłuższym patrzeniu w jeden punkt. Normalnie mogło to się wydawać nawet słodziaśne, ale Laptor był taki sam, zły, okrutny dlatego też wiedział jak wygląda taka "minka" i nie dał się na nią nabrać. Czuł również bijącą, złą energię z całej planety na której się aktualnie znajdował. Trzeba przyznać, że uczucie to go podniecało, a ponieważ było to dla niego obce czuł się dość dziwnie, lecz nie można powiedzieć, że źle. Gdy duszek wyruszył w podróż dookoła Laptora ten nie patrzył za nim, stał w jednym miejscu z rękoma skierowanymi ku dołowi, i tylko jego oczy podążały za postacią gdy ta mijała oblicze demona. *Świat demonów* usłyszał w głowie i był to sygnał, jakiś znak! Na ustach demona, które swoją drogą były po prostu częścią jego ciała nie wyróżniającą się jakimś wypustkiem czy inną barwą od reszty, pojawił się malutki uśmieszek. Informacja ta wyrwała go z jakby transu, zamyślił się też na chwilę o tym jak dobrze trafił i co może dać mu ten łut szczęścia w przyszłości. Ponieważ, Laptor posiadał swój cel, którym było zniszczenie rasy Changelingów a przynajmniej zaspokojenie żądzy zemsty na ich gatunku i dlatego nie mógł raczej trafić lepiej. -Wspaniały...-Wyszeptał cicho z otwartą buzią niczym śliniące się dziecko na cukierka, była to odpowiedź na pytanie duszka, czyż ten świat nie jest piękny. Ponieważ demon był w chwilowym zamyśle jakiś czas nawet nie zorientował się gdy duszka zainteresował "ogon" na głowie Majina. Gdy tylko poczuł dziwnie lepkie rączki postaci na swojej głowie a następnie ostre zęby wbijające się w ciało natychmiast silnie złapał stwora i zrzucił na ziemie, objąwszy dwoma rękoma ugryzioną część ciała krzyknął tylko -Moja czułka ty przebrzydły stworze!
- HaricottoAdmin/Time Patrol
- Liczba postów : 2233
Re: Polana
Czw Paź 20, 2016 9:23 pm
MG
Duszek upadł, a kiedy jego ciało odbijało się od twardej gleby, wydawało śmieszny dźwięk, jakby ktoś ciągle dmuchał w trąbkę. Poobijany stworek używając swoich dorobionych rąk, podparł się, podniósł się i otrzepał swoje ciałko, strzepując kurz na boki.
- To nie było ładne-fanto! Ale jesteś tu nowy, więc Ci wybaczam-fanto! - radosny uśmiech zamienił się w chwilowy grymas, ale tuż po kilku sekundach znów gościł na twarzy małego duszka. Widać, że nie chował urazy, w sumie było to zagranie oko za oko.
Podbiegając jednak znów do Laptora, chwycił go za dłoń i zaczął za sobą ciągnąć. Drugą ręką wskazywał kierunem podroży, a był bardzo podekscytowany. Przynajmniej na takiego wyglądał.
- Chodź, nasz Pan oczekuje Ciebie-fanto! - powiedział radośnie, po czym zapiszczał jak dziecko i pociągnął Majina mocniej za sobą. Musiał zaprowadzić go do swojego Pana, jednego z tutejszych Makaioshinów.
To było dość zabawne. Duszek został potraktowany jak jakaś szmatka, którą ktoś rzuca w kąt, gdy już jest niepotrzebna, a ten zamiast się mścić i gniewać, grzecznie za rączkę zaczął prowadził tajemniczego przybysza. I to nie byle gdzie, bo do jednego z tutejszych bogów. Czyżby od początku takie było jego zadanie?
_____
Odpisz tutaj, a następnie napisz posta tam -> Ogród
- GośćGość
Re: Polana
Pią Paź 21, 2016 2:50 pm
Laptor nie był właściwie już zły tym wydarzeniem, szybko zapomniał o sprawie gdyż wiedział, że znajduje się na planecie o równie mrocznych wydarzeniach co on sam. Przez tę podróż demon nie odezwał się ani razu, nie czuł takiej potrzeby. Nie poczuł też ulgi gdy okazało się, że duszek się nie gniewa, bo uważał, że nie stanowi dla niego żadnego zagrożenia. Niemniej jednak ucieszył się w pewnym sensie, że w końcu wyruszy do jakiegoś przywódcy, pozna kogoś ważniejszego. Zapewne chciał znać twarz każdego nowego osobnika, wszak nie mógł wiedzieć jakie zamiary posiadam. Dlaczego wysłał więc jakieś dziwadło po Laptora? To było pytanie bez odpowiedzi, ruszył przed siebie ze zdziwioną miną patrząc na łapkę duszka, która trzymała jego. Dziwne, kompromitujące uczucie ogarnęło ciarkami ciało demona, jednak nie sprzeciwił się, wszystko działo się tak szybko...
z/r -> Ogród
z/r -> Ogród
- GośćGość
Re: Polana
Sro Lis 16, 2016 10:21 pm
Laptor przyszedł kilka godzin po rozmowie z tajemniczym Bogiem tegoż miejsca w jedyne miejsce, które tutaj znał. Nie wiedział bowiem co jest gdzie, przyszedł tutaj... W jego głowie rodził się wyjątkowy pomysł treningu, wiedział przecież, że musi od czegoś zacząć. Jego ciało było gumowe, nie wymagało zbyt dużej rozgrzewki, jednak w jego obecnym stanie był po prostu chujowy, wszystkiego trzeba było spróbować.
*Zacznijmy coś robić, gówno to da na początek...* - Pomyślał demon i stanął w lekki rozkroku. Powoli i leniwie zaczął przekładać głowę to na lewą stronę barków to na prawą stronę, dziesięć razy powtórzył czynność coraz szybciej. Następnie głowę przytknął do klatki piersiowej i odchylił w tył i również tą czynność powtórzył dziesięć razy. *Jezu, nie chce mi się tego robić... Nigdy nie musiałem* - Przemknęło przez myśl potworka. Stojąc w rozkroku zaczął rozgrzewać swoje gumowe rączki. Lewą rękę wyprostował i wystawił przed siebie następnie wykonał ruch w kierunku prawego barku, prawą rękę zgiął w łokciu i złapał na "dźwignie" tą lewą, przyciągnął ją do siebie mocno. Czynność tą powtórzył ze swoją przeciwległą ręką. Przyciągał każdą mocno po 3 razy w odstępach 3 sekund. Następnie zrobił przeciwległe okrążenia ramion do przodu lewą do tyłu prawą przez około 30 sekund, zmienił ręce i również robił to 30 sekund. *Nawet średnio coś czuje przez te gumowe ciałko* - Pomyślał demon by od razu potem przejść do kolejnego ćwiczenia. Wykonał drabinkę na plecach (jedna ręka od góry przez szyję na plecy a druga na plecy przez biodro) najpierw jedną ręką następnie drugą. Zerknął na otoczenie, pustkowie, zbita ziemia i głazy porozrzucane losowo. Nie widział również żywej duszy... Ruszył biegiem przed siebie, nie truchtem lecz również nie maksymalną prędkością, coś pomiędzy aby mięśnie odczuł bieg a nie się zasapać i gówno z tego wyjdzie. Biegł dobrą godzinkę w jedną stronę a potem godzinkę wracał. Oczywiście nie było to zbytnio wysiłkiem, jednak już coś czuł w nogach, gumowe mięśnie? To coś nowego prawda? Nie miał dużego pojęcia o anatomii ciała. Demon leniwie się przeciągnął, wykonał parę skłonów w przód a dokładnie około 30, za każdym razem się prostował. Laptor posadził swoją dupę na twardej ziemi, niestety pech chciał, że mały wystający kamień wszedł mu w dupsko... Poprawił się i wykonał skłony do swoich nameczańsko podobnych butów, po 30 razy na każdą nogę naprzemiennie. Następnie usiadł pod większym kamieniem i odpoczął jakieś dwie godzinki. Gdy tak się stało postanowił potrenować w swoim umyśle, oczywiście nie stał jak słup soli tylko z zamkniętymi oczami poruszał nogami i rękami jakby wyprowadzał prawdziwe ciosy. Walczył z jednym z widzianym przed wypadkiem changelingiem. Wyprowadził cios lewą ręką w jego szczękę, odsunął się, wyprowadził cios kolanem, który Laptor zablokował łokciem, uderzył główką w nos przeciwnika, tamten się za niego złapał to byłą dobra okazja do wyprowadzenia serii prostych ciosów w brzuch i twarz przeciwnika, podbródkowy, kolanko w brzuch, cios w lewy polik, cios w prawy polik, zgięcie ciała i 5 ciosów w środek brzucha oraz "kończący na wątrobę". Przeciwnik okazuje się dosyć sprytni, nie jest sam w momencie gdy pierwszy zostaje pokonany Laptor czuje na szyi uścisk ogona drugiego changelinga, który ciska nim o ziemie. Laptor łapie ogon i gryzie, uścisk puszcza, Laptor doskakuje do przeciwnika i wali główką w brzuch, wykonuje obrót i prawą nogą wyprowadza uderzenie w głowę changelinga, ten ją łapie i zdziela demona w twarz z pięści. Laptor upada na ziemię, changeling chce dokończyć dzieła zdeptując Majina, jednak Laptor jest szybszy, odskakuje dwa razy, wystrzeliwuje silne KI, które trafia przeciwnika w twarz, za nim leci 10 kul energii jeszcze, które przyjmuje na bloka (krzyżuje ręce), więc Laptor wykorzystuje zasłonę przeciwnika rękami i dolatuje do niego wykonując dwoma rękami silny cios w szyję przeciwnika z dwóch stron ręką płaską, powoduje to zmiażdżenie gardła i zakończenie walki. Wszystko to było wykonywane na prawdę, tylko ciosy przeciwników wymyślone. Laptor czuł się trochę zmęczony, jednak co z wytrzymałością? Dobra, siła, prędkość... Utworzył w ręce kule Ki i puścił przed siebie, wykorzystując lot przegonił ją i przyjął na klatę odrzuciło go to i z 5 metrów upadł na plecy na ziemię... Nie poddał się bo wzbił się w powietrze, wytworzył dwie kulę i zrobił to samo co wcześniej, jednak tym razem postanowił sobie poleżeć, nie miał zbytnio energii do kontynuowania treningu...
Trening statystyk
*Zacznijmy coś robić, gówno to da na początek...* - Pomyślał demon i stanął w lekki rozkroku. Powoli i leniwie zaczął przekładać głowę to na lewą stronę barków to na prawą stronę, dziesięć razy powtórzył czynność coraz szybciej. Następnie głowę przytknął do klatki piersiowej i odchylił w tył i również tą czynność powtórzył dziesięć razy. *Jezu, nie chce mi się tego robić... Nigdy nie musiałem* - Przemknęło przez myśl potworka. Stojąc w rozkroku zaczął rozgrzewać swoje gumowe rączki. Lewą rękę wyprostował i wystawił przed siebie następnie wykonał ruch w kierunku prawego barku, prawą rękę zgiął w łokciu i złapał na "dźwignie" tą lewą, przyciągnął ją do siebie mocno. Czynność tą powtórzył ze swoją przeciwległą ręką. Przyciągał każdą mocno po 3 razy w odstępach 3 sekund. Następnie zrobił przeciwległe okrążenia ramion do przodu lewą do tyłu prawą przez około 30 sekund, zmienił ręce i również robił to 30 sekund. *Nawet średnio coś czuje przez te gumowe ciałko* - Pomyślał demon by od razu potem przejść do kolejnego ćwiczenia. Wykonał drabinkę na plecach (jedna ręka od góry przez szyję na plecy a druga na plecy przez biodro) najpierw jedną ręką następnie drugą. Zerknął na otoczenie, pustkowie, zbita ziemia i głazy porozrzucane losowo. Nie widział również żywej duszy... Ruszył biegiem przed siebie, nie truchtem lecz również nie maksymalną prędkością, coś pomiędzy aby mięśnie odczuł bieg a nie się zasapać i gówno z tego wyjdzie. Biegł dobrą godzinkę w jedną stronę a potem godzinkę wracał. Oczywiście nie było to zbytnio wysiłkiem, jednak już coś czuł w nogach, gumowe mięśnie? To coś nowego prawda? Nie miał dużego pojęcia o anatomii ciała. Demon leniwie się przeciągnął, wykonał parę skłonów w przód a dokładnie około 30, za każdym razem się prostował. Laptor posadził swoją dupę na twardej ziemi, niestety pech chciał, że mały wystający kamień wszedł mu w dupsko... Poprawił się i wykonał skłony do swoich nameczańsko podobnych butów, po 30 razy na każdą nogę naprzemiennie. Następnie usiadł pod większym kamieniem i odpoczął jakieś dwie godzinki. Gdy tak się stało postanowił potrenować w swoim umyśle, oczywiście nie stał jak słup soli tylko z zamkniętymi oczami poruszał nogami i rękami jakby wyprowadzał prawdziwe ciosy. Walczył z jednym z widzianym przed wypadkiem changelingiem. Wyprowadził cios lewą ręką w jego szczękę, odsunął się, wyprowadził cios kolanem, który Laptor zablokował łokciem, uderzył główką w nos przeciwnika, tamten się za niego złapał to byłą dobra okazja do wyprowadzenia serii prostych ciosów w brzuch i twarz przeciwnika, podbródkowy, kolanko w brzuch, cios w lewy polik, cios w prawy polik, zgięcie ciała i 5 ciosów w środek brzucha oraz "kończący na wątrobę". Przeciwnik okazuje się dosyć sprytni, nie jest sam w momencie gdy pierwszy zostaje pokonany Laptor czuje na szyi uścisk ogona drugiego changelinga, który ciska nim o ziemie. Laptor łapie ogon i gryzie, uścisk puszcza, Laptor doskakuje do przeciwnika i wali główką w brzuch, wykonuje obrót i prawą nogą wyprowadza uderzenie w głowę changelinga, ten ją łapie i zdziela demona w twarz z pięści. Laptor upada na ziemię, changeling chce dokończyć dzieła zdeptując Majina, jednak Laptor jest szybszy, odskakuje dwa razy, wystrzeliwuje silne KI, które trafia przeciwnika w twarz, za nim leci 10 kul energii jeszcze, które przyjmuje na bloka (krzyżuje ręce), więc Laptor wykorzystuje zasłonę przeciwnika rękami i dolatuje do niego wykonując dwoma rękami silny cios w szyję przeciwnika z dwóch stron ręką płaską, powoduje to zmiażdżenie gardła i zakończenie walki. Wszystko to było wykonywane na prawdę, tylko ciosy przeciwników wymyślone. Laptor czuł się trochę zmęczony, jednak co z wytrzymałością? Dobra, siła, prędkość... Utworzył w ręce kule Ki i puścił przed siebie, wykorzystując lot przegonił ją i przyjął na klatę odrzuciło go to i z 5 metrów upadł na plecy na ziemię... Nie poddał się bo wzbił się w powietrze, wytworzył dwie kulę i zrobił to samo co wcześniej, jednak tym razem postanowił sobie poleżeć, nie miał zbytnio energii do kontynuowania treningu...
Trening statystyk
- Yatta
- Liczba postów : 31
Re: Polana
Sro Mar 15, 2017 8:14 pm
Może i rozprawiła się z nieznajomą, lecz czarodziejka odwdzięczyła się w dość wredny sposób. Yatta chciała podróży? Chciała. Chciała opuścić planetę? Chciała. I wszystko by się zgadzało, gdyby nie reszta, o wiele większych szczegółów, które przesłoniły wątłe plany Czarnulki. Nie dość, że nie mogła zrozumieć powodu do zadowolenia dawnej Yatakawy, to jeszcze rzekła coś po cichu niezrozumiale, a potem trafiła do zupełnie innego świata. Podróż boskim teleportem nie należała do przyjemnych, zwłaszcza o obolałym żołądku z głodu i nadszarpniętych nerwów. Jak tylko została odepchnięta na pewien dystans już zaciskała ręce, by wyrazić kolejne argumenty piąstkami w buźkę kobiety, lecz po słowach i wymownym geście z trudem powstrzymała się od rękoczynów. Yatta nie była z siebie ani trochę zadowolona. Wpakowała się po uszy w czymś, czego nawet nie rozumiała. Znaczy wiedziała, co to znaczy być czyimś sługą, ale nie znała świata, w którym się znajdowała obecnie. Jedynie tyle, że była ciągle spięta od napięcia, jakie napełniało po brzegi dziwną polanę. No i nie znała ani trochę swojej przyszłej mentorki.
Nie sądziła, że to powie, chociaż w myślach, ale znienawidziła ją bardziej niż wszystkich Saiyaninów razem wziętych. Z drugiej strony, jeśli chciała zrobić z niej wojowniczkę, mogłaby zyskać na doświadczeniu, nie mniej to za mało w cenie wolności, którą prawdopodobnie straciła. Bo niby jak miałaby z powrotem trafić do domu, jak nawet nie wie, gdzie się znajduje?
Zaciśnięte dłonie trzymała wzdłuż ciała i chociaż wwiercała złote ślepia w Boginkę ze wściekłością, ostatecznie przystała na jej warunki.
- Jeśli chcesz ze mnie zrobić wojowniczkę i jej nie stracić przy pierwszej okazji, powinnaś się przyłożyć. Nie zamierzam być tylko pożywką dla wroga.
Rzecz jasna wiele zależało od samej dziewczynki, lecz ta już z góry założyła, że nie będzie się obijać i da z siebie wszystko. Czyżby Makaishinka zauważyła w dziecku ziarenko zła, które zatruło duszę Tsufulianki? Wszak żyła długo zemstą, co mogło zostać dostrzeżone przez istoty władające ciemną magią.
Nieco rozluźniła brwi i dłonie dodając jeszcze:
- Mogę chociaż wiedzieć kim jesteś?
Nie sądziła, że to powie, chociaż w myślach, ale znienawidziła ją bardziej niż wszystkich Saiyaninów razem wziętych. Z drugiej strony, jeśli chciała zrobić z niej wojowniczkę, mogłaby zyskać na doświadczeniu, nie mniej to za mało w cenie wolności, którą prawdopodobnie straciła. Bo niby jak miałaby z powrotem trafić do domu, jak nawet nie wie, gdzie się znajduje?
Zaciśnięte dłonie trzymała wzdłuż ciała i chociaż wwiercała złote ślepia w Boginkę ze wściekłością, ostatecznie przystała na jej warunki.
- Jeśli chcesz ze mnie zrobić wojowniczkę i jej nie stracić przy pierwszej okazji, powinnaś się przyłożyć. Nie zamierzam być tylko pożywką dla wroga.
Rzecz jasna wiele zależało od samej dziewczynki, lecz ta już z góry założyła, że nie będzie się obijać i da z siebie wszystko. Czyżby Makaishinka zauważyła w dziecku ziarenko zła, które zatruło duszę Tsufulianki? Wszak żyła długo zemstą, co mogło zostać dostrzeżone przez istoty władające ciemną magią.
Nieco rozluźniła brwi i dłonie dodając jeszcze:
- Mogę chociaż wiedzieć kim jesteś?
- Shin
- Liczba postów : 393
Re: Polana
Pią Mar 17, 2017 10:58 pm
Mistrz...Gry? Meh
Makaioshinka spojrzała tylko z pogardą na nową uczennicę.
-Hahahah. Wyjaśnijmy coś sobie. Od tej chwili nic nie możesz robić bez mojego zezwolenia. Mówić, chodzić, jeść, pić, oddychać. I nie. Nie żartuje.
Makaioshinka machnęła ręką. Na szyji Yatty pojawiła się dziwna literka... Jakby powygijana, czarną eske. No wiesz. S. No mniejsza. W tej chwili Yatta poczuła... No w sumie nic. Nic już nie czuła. Nie miała kontroli nad swoim ciałem. Nie mogła oddychać. Krzyczeć. Poruszać się. Była jak ten słup. Wymiana gazowa w jej organizmie została przerwana. Sekunda. Dwie. Pięć. Organizm Yatty ubiegał się o tlen. Było coraz gorzej.
-Twa Pani Sakura pozwala ci oddychać, mówić i poruszać się po tym obszarze. Możesz też jeść i pić.
Yatta odzyskała władze w ciele. Mogla z powrotem wykonywac podstawowe funkcję. Zalecane pobranie tlenu. Obok Yatty pojawiły się trzy kanapki i szklanka wody. Sakura zniknęła, z niemym "Wrócę tu później" na ustach.
______________
End of przygoda
- Yatta
- Liczba postów : 31
Re: Polana
Sob Mar 18, 2017 12:20 pm
To nie mogło dziać się naprawdę, to nie mogło dziać się naprawdę! Jej rozmówczyni tym razem nie miała ochoty na wysłuchiwanie swojej nowej... podwładnej. Tak najdelikatniej można określić relację, jaka została narzucona siłą przez Sakurę - dziewczynę o białych włosach władającą magią tak silną, że mogła nią odbierać oddech innym istotom. Jak Yatta poczuła na swoim przykładzie, aż zaczęła dusić się, próbowała zaczerpnąć powietrza, ale tak jakby przestała mieć taką możliwość. Przekrwiły się jej oczy, na całe szczęście jej nowa pani tylko demonstrowała swoje możliwości, najpewniej po to, aby wystraszyć Czarnulkę. I jej się udało.
Przez tamte upiorne sekundy myślała, że będzie po niej. Nic nie mogła zrobić, czuła się taka bezsilna i bezbronna. Najwyraźniej jej życie zależało od kaprysów Sakury, a to potworna wizja. Wielce przygnębiona i pozbawiona złudzeń, że jakoś uda jej się wyplątać z tego bagna, skinęła lekko głową czarownicy na pożegnanie, a potem nie mogła powstrzymać łez, które w milczeniu spływały jej po policzkach. Opatuliła rączkami chude i drżące ramionka i podeszła do przygotowanego posiłku. Yatta wyglądała i czuła się jak skarcony pies. Nawet jej nowe znamię na szyi przypominało obrożę nałożoną przez Makaioshinkę. Usiadła w kuckach przed naczyniami z kanapkami i szklanką wody, żeby wziąć się do jedzenia. Nie wiedziała, czy będzie mieć później okazję na posiłek, lecz musiała stłumić w sobie chociaż głód, bo z gniewem nie będzie tak łatwo.
Westchnęła po skończonym jedzeniu i przetarła nadgarstkiem resztę łez.
***Początek treningu***
Dzisiaj powinna skupić się na dwóch elementach: na stanie ciała i ducha. Obie składowe na wojownika były w rozsypce, zwłaszcza nadszarpnięta psychika generująca stres i złość. Nie może poddać się, nawet jeśli będzie musiała służyć Sakurze bardzo długo, to nie może przestać się rozwijać. Zapewne gdyby nie ćwiczyła w ogóle, Białowłosa mogłaby ją zabić za nieużyteczność. A tak to jeśli pokaże, że zależy jej mimo wszystko na osiąganiu kolejnych kroków wtajemniczenia do bycia wojownikiem, może znajdą jakąś nić porozumienia? Inną niż rozkazy i przymus. Mało co wiedziała o czarodziejce, będzie musiała ją obserwować i czerpać wnioski. Jeśli Sakura była do krzty zła, to czy Yatta też taka będzie? Najważniejsze to nie zapomnieć, kim się jest. Yatta, dawniej Lydia, przyjaciółka Phila, Tsufulianka, przyszła wielka wojowniczka.
Mała zbierała w sobie energię i roztrzęsionego ducha do wzmocnienia się. Podniosła się wreszcie z płowej trawy na polanie i rozejrzała się po otoczeniu. Pojedyncze skały, gęste pousychane krzewy czy stare pniaki, a w tle ciemny las nadawały temu miejscu wyraz grozy. Niepokój wiszący w powietrzu nie był po stronie dziewczynki, lecz ta musiała uodpornić się, aby nie zwariować w tym ponurym, mrocznym miejscu. Mogłaby wykorzystać elementy natury do treningu, i tak też zrobiła.
Pierwsze zadanie, jakie wymyśliła, polegało na podrzucaniu pniaków ku niebu i szybkim wystrzale z pomocą latania, aby okładać kłody kopniakami i uderzeniami jak najwięcej razy, nim znów zetkną się z podłożem. Podeszła do jednego, spróchniałego pnia i wyrywając go z ziemi podrzucała raz za razem jak najwyżej potrafiła i w mig w ruch szły ręce i nogi. Starała się tymi uderzeniami "podbijać" wyżej swojego niemrawego rywala, aby zmieścić coraz więcej uderzeń. Jej rekord wyniósł dwadzieścia osiem razy, różne kombinacje, najczęściej kopnięcia z zamachnięciem zza pleców.
Drugim zajęciem było zbieranie szczątków po zdewastowanych pniach, a że podrzucała stare konary na około dwudziestu metrów, obszar rozsiania drzazg, poszarpanej kory czy gałęzi sięgał stu metrów w promieniu. Zdecydowała się na tego typu zajęcie, żeby po pierwsze szkoliła spostrzegawczość i przywiązywanie wagi do detali, a po drugie, aby mięśnie mogły odrobinę odpocząć. Jak znajdowała jakieś elementy, to składała je na jedno miejsce i szukała następnych części. Zajęło jej to sporo czasu, ponieważ najmniejsze obiekty miały zaledwie dwa centymetry wysokości, i przeczesując gęstwinę na polanie musiała naprawdę nagłowić się, żeby zebrać je wszystkie. Znalezione obiekty rozpaliła starą metodą na pocieranie dwóch patyczków ze sobą, i rozdmuchiwanie żaru. Oczywiście, gdyby miała więcej Ki, mogłaby do tego celu użyć Ki Blasta, ale zdecydowała się potrenować przy okazji cierpliwość. Dbała o każdą rozżarzoną iskierkę, aby po obłożeniu suchą trawą mogła podpalić więcej drewna. Kostniały jej rączki od ciągłego ucierania patyczka o patyczek, jawiły się rany od zadziorów, aż wreszcie udało się wzniecić ognisko, przy którym ogrzewała się. Wcześniej obłożyła ognisko kamieniami, aby nie podpaliło reszty polany, nie mogła sobie niszczyć placu do przetrwania. Wedle słów Sakury nie była w stanie uciec z tego miejsca, a nie chciała wystawiać jej słów na próbę.
Spoglądając w płomienie szukała w nich powrotu do korzeni natury i ukojenia nerwów. Nie tylko szum wody potrafił uspokajać. Ciepło kojarzyć się mogło z domem i przytulnym miejscem. Co prawda nie było znać na twarzyczce Yatty uśmiechu, lecz i tak potrafiła na moment zrelaksować się. Próbowała nie myśleć o rzeczywistości, ale łapała się na gdybaniu, a to też nie służyło odpoczynkowi. Zresztą była u kresu sił, że nawet palące się korniki w spróchniałym drewnie zaczynały jej pachnieć smakowicie. Mogła rozłożyć na raty kanapki, jednak nie wiedziała, czy za niezjedzenie ich od razu nie dostałaby kary.
Miała co prawda możliwość używania głosu, lecz nie skorzystała już więcej z tego przywileju. Nie wtedy, kiedy oszczędzała energię. Zresztą... nie będzie gadać sama ze sobą. Może mogłaby coś z siebie wyrzucić, lecz nie miała na to najmniejszej ochoty. Dorzucała od czasu do czasu drewno, jakie znalazła i siedziała skulona przed płomieniami spoglądając ślepiami na ów żywioł.
Zadawała sobie w głowie tylko jedno pytanie: co robiła źle, że nic nie układało się po jej myśli?
***Koniec treningu***
Przez tamte upiorne sekundy myślała, że będzie po niej. Nic nie mogła zrobić, czuła się taka bezsilna i bezbronna. Najwyraźniej jej życie zależało od kaprysów Sakury, a to potworna wizja. Wielce przygnębiona i pozbawiona złudzeń, że jakoś uda jej się wyplątać z tego bagna, skinęła lekko głową czarownicy na pożegnanie, a potem nie mogła powstrzymać łez, które w milczeniu spływały jej po policzkach. Opatuliła rączkami chude i drżące ramionka i podeszła do przygotowanego posiłku. Yatta wyglądała i czuła się jak skarcony pies. Nawet jej nowe znamię na szyi przypominało obrożę nałożoną przez Makaioshinkę. Usiadła w kuckach przed naczyniami z kanapkami i szklanką wody, żeby wziąć się do jedzenia. Nie wiedziała, czy będzie mieć później okazję na posiłek, lecz musiała stłumić w sobie chociaż głód, bo z gniewem nie będzie tak łatwo.
Westchnęła po skończonym jedzeniu i przetarła nadgarstkiem resztę łez.
***Początek treningu***
Dzisiaj powinna skupić się na dwóch elementach: na stanie ciała i ducha. Obie składowe na wojownika były w rozsypce, zwłaszcza nadszarpnięta psychika generująca stres i złość. Nie może poddać się, nawet jeśli będzie musiała służyć Sakurze bardzo długo, to nie może przestać się rozwijać. Zapewne gdyby nie ćwiczyła w ogóle, Białowłosa mogłaby ją zabić za nieużyteczność. A tak to jeśli pokaże, że zależy jej mimo wszystko na osiąganiu kolejnych kroków wtajemniczenia do bycia wojownikiem, może znajdą jakąś nić porozumienia? Inną niż rozkazy i przymus. Mało co wiedziała o czarodziejce, będzie musiała ją obserwować i czerpać wnioski. Jeśli Sakura była do krzty zła, to czy Yatta też taka będzie? Najważniejsze to nie zapomnieć, kim się jest. Yatta, dawniej Lydia, przyjaciółka Phila, Tsufulianka, przyszła wielka wojowniczka.
Mała zbierała w sobie energię i roztrzęsionego ducha do wzmocnienia się. Podniosła się wreszcie z płowej trawy na polanie i rozejrzała się po otoczeniu. Pojedyncze skały, gęste pousychane krzewy czy stare pniaki, a w tle ciemny las nadawały temu miejscu wyraz grozy. Niepokój wiszący w powietrzu nie był po stronie dziewczynki, lecz ta musiała uodpornić się, aby nie zwariować w tym ponurym, mrocznym miejscu. Mogłaby wykorzystać elementy natury do treningu, i tak też zrobiła.
Pierwsze zadanie, jakie wymyśliła, polegało na podrzucaniu pniaków ku niebu i szybkim wystrzale z pomocą latania, aby okładać kłody kopniakami i uderzeniami jak najwięcej razy, nim znów zetkną się z podłożem. Podeszła do jednego, spróchniałego pnia i wyrywając go z ziemi podrzucała raz za razem jak najwyżej potrafiła i w mig w ruch szły ręce i nogi. Starała się tymi uderzeniami "podbijać" wyżej swojego niemrawego rywala, aby zmieścić coraz więcej uderzeń. Jej rekord wyniósł dwadzieścia osiem razy, różne kombinacje, najczęściej kopnięcia z zamachnięciem zza pleców.
Drugim zajęciem było zbieranie szczątków po zdewastowanych pniach, a że podrzucała stare konary na około dwudziestu metrów, obszar rozsiania drzazg, poszarpanej kory czy gałęzi sięgał stu metrów w promieniu. Zdecydowała się na tego typu zajęcie, żeby po pierwsze szkoliła spostrzegawczość i przywiązywanie wagi do detali, a po drugie, aby mięśnie mogły odrobinę odpocząć. Jak znajdowała jakieś elementy, to składała je na jedno miejsce i szukała następnych części. Zajęło jej to sporo czasu, ponieważ najmniejsze obiekty miały zaledwie dwa centymetry wysokości, i przeczesując gęstwinę na polanie musiała naprawdę nagłowić się, żeby zebrać je wszystkie. Znalezione obiekty rozpaliła starą metodą na pocieranie dwóch patyczków ze sobą, i rozdmuchiwanie żaru. Oczywiście, gdyby miała więcej Ki, mogłaby do tego celu użyć Ki Blasta, ale zdecydowała się potrenować przy okazji cierpliwość. Dbała o każdą rozżarzoną iskierkę, aby po obłożeniu suchą trawą mogła podpalić więcej drewna. Kostniały jej rączki od ciągłego ucierania patyczka o patyczek, jawiły się rany od zadziorów, aż wreszcie udało się wzniecić ognisko, przy którym ogrzewała się. Wcześniej obłożyła ognisko kamieniami, aby nie podpaliło reszty polany, nie mogła sobie niszczyć placu do przetrwania. Wedle słów Sakury nie była w stanie uciec z tego miejsca, a nie chciała wystawiać jej słów na próbę.
Spoglądając w płomienie szukała w nich powrotu do korzeni natury i ukojenia nerwów. Nie tylko szum wody potrafił uspokajać. Ciepło kojarzyć się mogło z domem i przytulnym miejscem. Co prawda nie było znać na twarzyczce Yatty uśmiechu, lecz i tak potrafiła na moment zrelaksować się. Próbowała nie myśleć o rzeczywistości, ale łapała się na gdybaniu, a to też nie służyło odpoczynkowi. Zresztą była u kresu sił, że nawet palące się korniki w spróchniałym drewnie zaczynały jej pachnieć smakowicie. Mogła rozłożyć na raty kanapki, jednak nie wiedziała, czy za niezjedzenie ich od razu nie dostałaby kary.
Miała co prawda możliwość używania głosu, lecz nie skorzystała już więcej z tego przywileju. Nie wtedy, kiedy oszczędzała energię. Zresztą... nie będzie gadać sama ze sobą. Może mogłaby coś z siebie wyrzucić, lecz nie miała na to najmniejszej ochoty. Dorzucała od czasu do czasu drewno, jakie znalazła i siedziała skulona przed płomieniami spoglądając ślepiami na ów żywioł.
Zadawała sobie w głowie tylko jedno pytanie: co robiła źle, że nic nie układało się po jej myśli?
***Koniec treningu***
- Yatta
- Liczba postów : 31
Re: Polana
Czw Mar 23, 2017 9:44 pm
Skołowana, zmęczona, głodna, samotna, ale żyła. Odkąd Sakura zostawiła ją samą sobie, odbyła trening i podtrzymywała ogień przy egzystencji, myślała nad swoją własną. Czy to już tak będzie zawsze? Że będzie musiała wykonywać każde polecenie czarownicy, nawet to, które wydawało się być niemożliwe do spełnienia? Jak można nagle zapomnieć o oddychaniu? Brr aż ciarki przeszły jej po plecach. Ogrzewała sobie ramionka ocierając je rękoma dumając dalej. Okej, skoro jest teraz sama, i nie może uciec z mrocznej polany, to miała odrobinę prywatności. Cóż z tego, i tak nie czuła się swobodnie. Dorzuciła kolejną kłodę drewna i wstała na nogi rozglądając się dookoła. Może znajdzie tu coś, co zaintryguje ją na tyle, że zapomni na chwilę o swoim przykrym położeniu? Westchnęła i przerzucając sobie czółko na boczek ruszyła w małą wycieczkę. Niby wcześniej zbierała drzazgi z rozbitych konarów na ognisko, ale nie przyglądała się innym obiektom. Oprócz wysokiej, wysuszonej trawy, w której brodziła aż po szyję. Przedzierała się więc przez wysuszone zielsko i zatrzymywała się tylko wtedy, gdy zauważała coś innego od wypalonej ziemi. Najczęściej były to kamyczki, ale nie pogardzała też robactwem, które przypieczone na żywym ogniu smakowały niczym kurczaki z grilla. Zawsze to dodatkowe źródło białka. Nie mogła wybrzydzać, nie wiadomo kiedy zjawi się Sakura z posiłkiem, o ile będzie miała taki kaprys.
Uzbierała kolekcję drobnych kamyczków, które układała niczym warcaby lub szachy i grała sama ze sobą, żeby ćwiczyć umysł. Nie tylko kondycja fizyczna musi ulec poprawie...
Uzbierała kolekcję drobnych kamyczków, które układała niczym warcaby lub szachy i grała sama ze sobą, żeby ćwiczyć umysł. Nie tylko kondycja fizyczna musi ulec poprawie...
- Yatta
- Liczba postów : 31
Re: Polana
Pon Mar 27, 2017 8:40 pm
***Początek treningu***
Kolejne rozdanie w szachach. Czarne kontra białe, noc kontra dzień, ying kontra yang, tak kontra nie. W szachach, jak w życiu, nie ma kompromisów. Trzeba deklarować jasno i wyraźnie swoje stanowisko. Yatta dowiedziała się o tym za późno, mimo wszystko pozyskaną wiedzę przeleje w dalsze swoje życie. Nawet jakby miała je spędzić tutaj, na obcej i przykrej planecie.
Ustawiła wszystkie kamyki na swoje pozycje. Największe kamyki to najważniejsze w hierarchii istoty, coś jak Król Vegety, jego Królowa, admirałowie, żołnierze i mięso armatnie w postaci pionków. W tej partii białe pionki niech oznaczać będą Saiyan, a czerń Tsufulian.
Gambit królewski: Król Vegety poświęca piona w zamian za możliwość szybszego rozwoju pozycyjnego. To otwarcie było bardzo popularne na początku rozwoju tej dyscypliny, obecnie jednak straciło na popularności, gdyż czarne są w stanie odrobić straty pozycyjne, co pozostawia białe ze stratą piona. Tsufulianie, których reprezentuje dziewczyna, przyjmują gambit. Ten ruch wymusza na białych ruch królem – białe nie będą mogły zrobić roszady, lecz czarny hetman może być teraz łatwo atakowany i czarne będą musiały tracić ruchy na jego ochronę. To gambit zwany gamibitem Bryana, nazwany na cześć Thomasa Jeffersona Bryana. Nie jest uważany za najlepsze posunięcie, lecz czasami trzeba próbować alternatywnych rozwiązań. Kolejne roszady na planszy i popularny ruch rozwijający. Dodatkowo Tsufulianie muszą chronić hetmana i nie mogą rozwijać figur. Następujące przemieszczenia kamyków to ruch umacniający kontrolę białych nad krytyczną częścią szachownicy. Dumała chwilę dziewczynka nad układem, nad sposobem walki z samą sobą. Hm... Jeden ruch zagroził pionkowi oraz ochronił innego, ale stawiał skoczka na brzegu szachownicy, gdzie figura ta jest najmniej efektywna. Niczym Yatta w niewoli na planecie Makaioshinów i na łasce Sakury. Drobne palce pochwyciły kamyczek i wykonały kolejne posunięcie. Ruch ten ochronił piona i dał sygnał do ataku na gońca. Niektórzy uważaliby, że ta pozycja ustawiona przez Czarnulkę wcale nie jest najlepszym posunięciem. Byłoby lepsze inne wyganiające niebezpiecznego, krnąbrnego skoczka. Mimo wszystko nastała korzystna pasywna ofiara figury. Jeżeli Tsufulianie dadzą się nabrać i ją zaakceptują, ich hetman zostanie częściowo wyłączony z gry, co da Saiyanom prowadzenie w rozwijaniu figur.
Ups, chwilowa dekoncentracja burczeniem w brzuchu i nastąpił krytyczny błąd czarnego gracza, który po zbyt prędkim, nieprzemyślanym ruchu zdobywa przewagę materialną, ale traci pozycyjną. Teraz rozwinięta pozycja białych umożliwia im szybkie przejście do ofensywy. Skoczek ochronił piona, który zatakował hetmana. Teraz Yatta musi obawiać się dwóch posunięć: jedno polegające na złapaniu czarnego hetmana w pułapkę (nie będzie miał dokąd uciec), a drugie odsłania hetmana powodując zagrożenie dla wieży.
No dobrze, czas podjąć decyzję. Następny ruch zniwelował oba zagrożenia, lecz dał białym dużą przewagę pozycyjną. Niedobrze. Jedyną figurą czarnego gracza, która nie znajdowała się na początkowym polu był hetman, który będzie niedługo atakowany, co da białym kontrolę nad dużą częścią szachownicy. W sumie zgadzało się to ze stanem rzeczywistym - Vegeta była pod kontrolą małp i nie dało się przełamać tej sytuacji. Później Yatta wykonała zwykły ruch rozwijający pozycję, który również powoduje atak na wieżę. Białe odpowiedziały kontratakiem.
Czarne uzyskały piona i zagroziły zabraniem wieży z szachem. Król Vegety decyduje się poświęcić swoje obie wieże. Z tej pozycji Saiyanie mogli wygrać na wiele sposobów, które prowadziły do silnej pozycji i mata bez potrzeby poświęcania wielu figur. Kiedyś jeden z Tsufulian stwierdził, że świat szachów straciłby jeden z „klejnotów koronnych”, jeżeli gra potoczyłaby się niespektakularnie. Chwila zastanowienia i rozegranie nietypowe, bo białe zamierzały oddać dużo swych żołnierzy. Po tym ruchu Mutanci wypadają z gry. Poświęcenie kolejnej z wież. Co ważniejsze, czarny hetman przestał chronić pionka, oraz nie będzie mógł szybko powrócić by chronić króla. Teraz możliwy był bezpośredni atak.
Po późniejszym ruchu czarne straciły możliwość dalszego atakowania. Niestety, nawet jeśli czarne figury miały przewagę materialną, to było bez znaczenia. Przewaga pozycyjna białych decyduje o wyniku partii, z niekorzyścią dla Yatty i jej współbratymców. Westchnęła cicho. To musiała być przestroga, aby każdego wojownika doceniać i nie dać się zwieść pozorom. Oraz, żeby korzystać z każdej nadarzającej się okazji, aby powiększać przewagę nad przeciwnikiem.
***Koniec treningu***
Kolejne rozdanie w szachach. Czarne kontra białe, noc kontra dzień, ying kontra yang, tak kontra nie. W szachach, jak w życiu, nie ma kompromisów. Trzeba deklarować jasno i wyraźnie swoje stanowisko. Yatta dowiedziała się o tym za późno, mimo wszystko pozyskaną wiedzę przeleje w dalsze swoje życie. Nawet jakby miała je spędzić tutaj, na obcej i przykrej planecie.
Ustawiła wszystkie kamyki na swoje pozycje. Największe kamyki to najważniejsze w hierarchii istoty, coś jak Król Vegety, jego Królowa, admirałowie, żołnierze i mięso armatnie w postaci pionków. W tej partii białe pionki niech oznaczać będą Saiyan, a czerń Tsufulian.
Gambit królewski: Król Vegety poświęca piona w zamian za możliwość szybszego rozwoju pozycyjnego. To otwarcie było bardzo popularne na początku rozwoju tej dyscypliny, obecnie jednak straciło na popularności, gdyż czarne są w stanie odrobić straty pozycyjne, co pozostawia białe ze stratą piona. Tsufulianie, których reprezentuje dziewczyna, przyjmują gambit. Ten ruch wymusza na białych ruch królem – białe nie będą mogły zrobić roszady, lecz czarny hetman może być teraz łatwo atakowany i czarne będą musiały tracić ruchy na jego ochronę. To gambit zwany gamibitem Bryana, nazwany na cześć Thomasa Jeffersona Bryana. Nie jest uważany za najlepsze posunięcie, lecz czasami trzeba próbować alternatywnych rozwiązań. Kolejne roszady na planszy i popularny ruch rozwijający. Dodatkowo Tsufulianie muszą chronić hetmana i nie mogą rozwijać figur. Następujące przemieszczenia kamyków to ruch umacniający kontrolę białych nad krytyczną częścią szachownicy. Dumała chwilę dziewczynka nad układem, nad sposobem walki z samą sobą. Hm... Jeden ruch zagroził pionkowi oraz ochronił innego, ale stawiał skoczka na brzegu szachownicy, gdzie figura ta jest najmniej efektywna. Niczym Yatta w niewoli na planecie Makaioshinów i na łasce Sakury. Drobne palce pochwyciły kamyczek i wykonały kolejne posunięcie. Ruch ten ochronił piona i dał sygnał do ataku na gońca. Niektórzy uważaliby, że ta pozycja ustawiona przez Czarnulkę wcale nie jest najlepszym posunięciem. Byłoby lepsze inne wyganiające niebezpiecznego, krnąbrnego skoczka. Mimo wszystko nastała korzystna pasywna ofiara figury. Jeżeli Tsufulianie dadzą się nabrać i ją zaakceptują, ich hetman zostanie częściowo wyłączony z gry, co da Saiyanom prowadzenie w rozwijaniu figur.
Ups, chwilowa dekoncentracja burczeniem w brzuchu i nastąpił krytyczny błąd czarnego gracza, który po zbyt prędkim, nieprzemyślanym ruchu zdobywa przewagę materialną, ale traci pozycyjną. Teraz rozwinięta pozycja białych umożliwia im szybkie przejście do ofensywy. Skoczek ochronił piona, który zatakował hetmana. Teraz Yatta musi obawiać się dwóch posunięć: jedno polegające na złapaniu czarnego hetmana w pułapkę (nie będzie miał dokąd uciec), a drugie odsłania hetmana powodując zagrożenie dla wieży.
No dobrze, czas podjąć decyzję. Następny ruch zniwelował oba zagrożenia, lecz dał białym dużą przewagę pozycyjną. Niedobrze. Jedyną figurą czarnego gracza, która nie znajdowała się na początkowym polu był hetman, który będzie niedługo atakowany, co da białym kontrolę nad dużą częścią szachownicy. W sumie zgadzało się to ze stanem rzeczywistym - Vegeta była pod kontrolą małp i nie dało się przełamać tej sytuacji. Później Yatta wykonała zwykły ruch rozwijający pozycję, który również powoduje atak na wieżę. Białe odpowiedziały kontratakiem.
Czarne uzyskały piona i zagroziły zabraniem wieży z szachem. Król Vegety decyduje się poświęcić swoje obie wieże. Z tej pozycji Saiyanie mogli wygrać na wiele sposobów, które prowadziły do silnej pozycji i mata bez potrzeby poświęcania wielu figur. Kiedyś jeden z Tsufulian stwierdził, że świat szachów straciłby jeden z „klejnotów koronnych”, jeżeli gra potoczyłaby się niespektakularnie. Chwila zastanowienia i rozegranie nietypowe, bo białe zamierzały oddać dużo swych żołnierzy. Po tym ruchu Mutanci wypadają z gry. Poświęcenie kolejnej z wież. Co ważniejsze, czarny hetman przestał chronić pionka, oraz nie będzie mógł szybko powrócić by chronić króla. Teraz możliwy był bezpośredni atak.
Po późniejszym ruchu czarne straciły możliwość dalszego atakowania. Niestety, nawet jeśli czarne figury miały przewagę materialną, to było bez znaczenia. Przewaga pozycyjna białych decyduje o wyniku partii, z niekorzyścią dla Yatty i jej współbratymców. Westchnęła cicho. To musiała być przestroga, aby każdego wojownika doceniać i nie dać się zwieść pozorom. Oraz, żeby korzystać z każdej nadarzającej się okazji, aby powiększać przewagę nad przeciwnikiem.
***Koniec treningu***
- Areia
- Liczba postów : 90
Re: Polana
Wto Kwi 11, 2017 9:33 pm
Wędrowała z miejsca na miejsce, szukając dogodnego lokum do odpoczynku. Tu było zbyt tłoczno, tam znów jakoś dziwnie w odczuciu. Ciężko było znaleźć coś odpowiedniego. Wreszcie nogi zaprowadziły ją na rozległą polanę. O dziwo, nawet pustawą. Nigdzie nie widziała żadnego z przedstawicieli jej odłamu rasowego, ani też żadnego demona. Cóż, może to będzie dobre miejsce? Skierowała się w stronę jednej ze skał, rozglądając się dookoła. Tu jakiś zwalony pniak, tam kilka krzaczków, tu znów jakieś dziwne czarne stworzonko, kolejne krzaczki, jakieś kamienie i… Zaraz… wróć…
Zatrzymała się wpół kroku, utkwiwszy wzrok w małym czarnym cosiu siedzącym sobie wśród traw całkiem niedaleko. To było coś niezwykłego jak na tutejsze warunki. Mimo naturalnej obojętności i braku jakiegokolwiek zainteresowania, Areia poczuła dziwną ciekawość względem tego maleństwa. Stawiając na ziemi bezszelestne kroki swych bosych stóp, skierowała się w stronę wyjątkowego obiektu, które, jak zdążyła zauważyć, z pewnym skupieniem przestawiało między sobą białe i czarne kamyczki rozłożone na ziemi. Przykucnęła za plecami czarnulki, nieco po prawej stronie, nadal będąc raczej niewidoczną, i przechyliła lekko głowę, obserwując.
- Hm… - westchnęła w którymś momencie. Jej czarne niczym otchłań oczy świdrowały Yattę wzrokiem. – Nie jesteś demonem. Shinjinem też nie. Więc czym?
Oblicze miała chłodne, wręcz obojętne, nie zdradzało zainteresowania. Nawet w tonie głosu nie szło wyczuć nic poza neutralnym chłodem. Tylko spojrzenie mogło mówić cokolwiek, ale i tak jedynie wprawne oko mogłoby dostrzec w tej pustce iskierki ciekawości. Areia wpatrywała się w oblicze tsufulki, nie zmieniając pozycji. Nadal kucała z łokciami na udach i po prostu czekała. Na co? Zapewne na odpowiedź, choć nie liczyła, by to dziwne stworzenie mogło cokolwiek powiedzieć.
Zatrzymała się wpół kroku, utkwiwszy wzrok w małym czarnym cosiu siedzącym sobie wśród traw całkiem niedaleko. To było coś niezwykłego jak na tutejsze warunki. Mimo naturalnej obojętności i braku jakiegokolwiek zainteresowania, Areia poczuła dziwną ciekawość względem tego maleństwa. Stawiając na ziemi bezszelestne kroki swych bosych stóp, skierowała się w stronę wyjątkowego obiektu, które, jak zdążyła zauważyć, z pewnym skupieniem przestawiało między sobą białe i czarne kamyczki rozłożone na ziemi. Przykucnęła za plecami czarnulki, nieco po prawej stronie, nadal będąc raczej niewidoczną, i przechyliła lekko głowę, obserwując.
- Hm… - westchnęła w którymś momencie. Jej czarne niczym otchłań oczy świdrowały Yattę wzrokiem. – Nie jesteś demonem. Shinjinem też nie. Więc czym?
Oblicze miała chłodne, wręcz obojętne, nie zdradzało zainteresowania. Nawet w tonie głosu nie szło wyczuć nic poza neutralnym chłodem. Tylko spojrzenie mogło mówić cokolwiek, ale i tak jedynie wprawne oko mogłoby dostrzec w tej pustce iskierki ciekawości. Areia wpatrywała się w oblicze tsufulki, nie zmieniając pozycji. Nadal kucała z łokciami na udach i po prostu czekała. Na co? Zapewne na odpowiedź, choć nie liczyła, by to dziwne stworzenie mogło cokolwiek powiedzieć.
- Shin
- Liczba postów : 393
Re: Polana
Sro Kwi 12, 2017 8:24 pm
MG
Na polanie nastąpiła mroczna zmiana. Zebrały się wielkie, czrne chmury i pojawiła się zimna mgła. A z tej mgły wyszła Sakura.
-Co ty sobie myślisz? Spieprzaj od mojej własności, miernoto. Yatta, do mnie.
Ciało dziewczynki bezwiednie wstało i podeszło do Makaioshinki, po czym obie zniknęły.
~~~~~
Yatta była w pustce. Po prostu pustce. Ciemno, zimno, a w środku tylko ona i Sakura.
Mam dla ciebie misje. Znalazłam taką jedną planetke, na której mieszkają jakieś dziwne krety.
Otóż jest tam za spokojnie. Ześle cię tam, a ty rozpętasz chaos. Jakieś przeciwskazania i prośby, zanim powiem ci wszystko co masz wiedzieć i wykopię na obcą ci planete?
Sorki Aymi, ale biorąc pod uwagę charakter Sakury i pustke w fabule Yatty, musiałem wkroczyć.
- Yatta
- Liczba postów : 31
Re: Polana
Czw Kwi 13, 2017 8:40 pm
Grała sobie w samotności sto czterdziestą trzecią partię szachów i próbowała rozwijać umiejętności logicznego myślenia. Tylko ile razy można polegać na rozwoju, skoro ciągle opierała się o swój tok rozumowania, a nie prawdziwego przeciwnika? Nic kreatywnego. Nuda. Nostalgia jakaś.
Co innego, gdy za sobą usłyszała głos, niepodobny do głosu jej pani. Odwróciła się ostrożnie za siebie i w pierwszym odruchu odskoczyła do tyłu i uniosła rączki do niezgrabnej gardy. Przecież nie znała tej istoty, ale jak pierwsze emocje opadły i mogła utkwić wzrok w jej oczach... coś w Yattcie się zmieniło. Nie wiedziała, z kim miała do czynienia, lecz jej spojrzenie, takie upiorne dla innych, dla dziewczynki miały delikatny poblask ciekawości niżeli wrogości. Jednolita czerń z iskierką nadziei na coś innego od samotności. Opuściła gardę i troszkę spode łba patrząc na zielonoskórą Makaishinkę powiedziała cicho:
- Tsufulianką. A Ty?
Nim dostała odpowiedź, już zaczynały się kłębić czarne chmury, a Yatta aż usiadła na trawie z lekkim drżeniem ciała. Przeżywała trudne chwile samotności, a gdy już wydawało się, że będzie mogła do kogokolwiek odezwać się po kilku dniach ponurej ciszy, Sakura przypomniała sobie o istnieniu Czarnulki. Wnet dziewczynka usłyszała komendę, na którą musiała zareagować. Areia mogła dostrzec zmianę w posturze Yatty: idealnie wyprostowana sylwetka, brak blasku w oczach, mina niewyrażająca niczego, oraz symbol na szyi Tsufulki w kształcie S, który na moment rozbłysnął. Nieobecne spojrzenie utkwiła przed siebie, niby w kierunku Makaioshinki, ale tak jakby jej nie widziała. Zaraz potem zniknęły.
I zjawiły się w czymś gorszym niż na polance. Jeśli Sakura lubiła tortury psychiczne, to dobrze jej to wychodziło. Yatta już powoli przywyknęła do ponurej łąki i jej atmosfery, a tu znów inne środowisko, jeszcze bardziej nieznane. Gdy tylko czarownica wzięła głos, dziewczynka słuchała z przymusu, ale i z odrobiny ciekawości. Jakby nie spojrzeć będzie robić coś innego niż grać w szachy. Z tego co usłyszała, chodziło o jakieś krety, o zbyt spokojny klimat i o chaos, który miała rzekomo wprowadzić. Ona? Taka malizna? Jeszcze nie wiedziała, jak wielkie są kreciska, a usłyszała możliwość poproszenia o coś. Mogła znów mówić.
- Chciałabym "Miernotę" do pomocy.
Ot, jedyne co jej przyszło do głowy mogąc przez chwilę pomyśleć według własnej woli.
Co innego, gdy za sobą usłyszała głos, niepodobny do głosu jej pani. Odwróciła się ostrożnie za siebie i w pierwszym odruchu odskoczyła do tyłu i uniosła rączki do niezgrabnej gardy. Przecież nie znała tej istoty, ale jak pierwsze emocje opadły i mogła utkwić wzrok w jej oczach... coś w Yattcie się zmieniło. Nie wiedziała, z kim miała do czynienia, lecz jej spojrzenie, takie upiorne dla innych, dla dziewczynki miały delikatny poblask ciekawości niżeli wrogości. Jednolita czerń z iskierką nadziei na coś innego od samotności. Opuściła gardę i troszkę spode łba patrząc na zielonoskórą Makaishinkę powiedziała cicho:
- Tsufulianką. A Ty?
Nim dostała odpowiedź, już zaczynały się kłębić czarne chmury, a Yatta aż usiadła na trawie z lekkim drżeniem ciała. Przeżywała trudne chwile samotności, a gdy już wydawało się, że będzie mogła do kogokolwiek odezwać się po kilku dniach ponurej ciszy, Sakura przypomniała sobie o istnieniu Czarnulki. Wnet dziewczynka usłyszała komendę, na którą musiała zareagować. Areia mogła dostrzec zmianę w posturze Yatty: idealnie wyprostowana sylwetka, brak blasku w oczach, mina niewyrażająca niczego, oraz symbol na szyi Tsufulki w kształcie S, który na moment rozbłysnął. Nieobecne spojrzenie utkwiła przed siebie, niby w kierunku Makaioshinki, ale tak jakby jej nie widziała. Zaraz potem zniknęły.
I zjawiły się w czymś gorszym niż na polance. Jeśli Sakura lubiła tortury psychiczne, to dobrze jej to wychodziło. Yatta już powoli przywyknęła do ponurej łąki i jej atmosfery, a tu znów inne środowisko, jeszcze bardziej nieznane. Gdy tylko czarownica wzięła głos, dziewczynka słuchała z przymusu, ale i z odrobiny ciekawości. Jakby nie spojrzeć będzie robić coś innego niż grać w szachy. Z tego co usłyszała, chodziło o jakieś krety, o zbyt spokojny klimat i o chaos, który miała rzekomo wprowadzić. Ona? Taka malizna? Jeszcze nie wiedziała, jak wielkie są kreciska, a usłyszała możliwość poproszenia o coś. Mogła znów mówić.
- Chciałabym "Miernotę" do pomocy.
Ot, jedyne co jej przyszło do głowy mogąc przez chwilę pomyśleć według własnej woli.
- Shin
- Liczba postów : 393
Re: Polana
Czw Kwi 13, 2017 8:59 pm
MG
Gdy Sakura usłyszała prośbę Yatty, myślała że poszczy się ze śmiechu. Zaczęła parskać i się dusić, ale zdołała nie wybuchnąć śmiechem. Otarła tylko łezkę i spojrzała na podopieczną.
Khm.. Khm... No cóż. NIE. Musisz nauczyć się działać w pojedynkę, tak jak inni moi żołnierze. Ale jeśli dobrze wykonasz zadanie, pozwolę ci na posiadanie jednej znajomej. Ale to tylko jeśli ci się uda. Jeśli ci się nie uda, już nigdy nikogo nie zobaczysz, pomijając mnie i moich ludzi. Więc lepiej się postaraj.
Sakura odeszła jakieś dwa metry od Yatty, i stuknęła laską w niewidoczne podłoże wymiaru Pustki. Z Końca laski, tam gdzie znajdowała się śmieszna kula, zaczął być nadawany hologram, ukazujący jakąś jałową planetę.
-To X5200C-8, przez mieszkańców nazywana Arabiomem. Mieszkają tam podrzędne kreatury, najwyższy poziom mocy zaobserwowany tam to 200 jednostek. Polecisz tam, zniszczysz parę wiosek, pozabijasz mieszkańców i takie tam. Nie możesz okazać nikomu łaski, wtedy misja zostanie uznana za zawaloną. A już wiesz co się wtedy stanie, prawda? No. Jakieś jeszcze pytania? A zresztą.
Sakura stuknęła różdżką i cały wymiar znikł, razem z Sakurą, a Yatta była sama na jakimś pustkowiu. W oddali było widać jakieś stożkowe budowle.
- Yatta
- Liczba postów : 31
Re: Polana
Pią Kwi 14, 2017 5:25 pm
Mogła się spodziewać, że jej prośba zostanie zignorowana, ale żeby wyśmiana? Serio, Sakura uważała, że Yatta da sobie sama radę naprzeciwko kilku wiosek, nie mając żadnego doświadczenia bojowego, przygotowania, wsparcia? Jak ledwie kilka Ki Blastów mogła z siebie wykrzesać jednocześnie i padała nieprzytomna? Najwyraźniej Tsufuliankę miała jedynie po to, by pobawić się nią na chwilę jak lalką, a że jej się znudziła - posłać na pewną śmierć.
W przeciwieństwie do Sakury, Yatta nie chciała patrzeć się na jej twarz, już woli patrzeć się na wszędobylską pustkę niż na swoją Panią, ale skupiła uwagę na wyświetlony hologram. Zupełnie nieznane jej środowisko, znowu, jakieś kreatury rzeczywiście podobne do kretów. Nic nie rzekła na dalsze słowa Sakury, która i tak zniknęła nagle i zesłała na pustynię. Gryzący piach przy podmuchu wiatru i tak był sielanką w porównaniu z tym, co było w pustce. Przynajmniej miała złudzenie, że żyje. Złudzenie, bo nie mogła decydować samodzielnie o swoich poczynaniach, tylko ktoś z góry dyrygował jej egzystencją, a sprzeciwienie się oznaczałoby utratę głowy. Szczerze to nim ruszyła w stronę dziwnych konstrukcji, miała w głowie inny plan. Nawet przyłożyła sobie dłoń do szyi i zbierała Ki, żeby sama sobie odebrać życie, na własnych warunkach. Zmrużyła oczy i spuściła dłoń wzdłuż ciała. Jak siebie nie potrafi zabić, to jak ma to zrobić innym?
W ciszy poszła przed siebie, czasem mrużąc oczy, gdy wiatr zawiał za wiele ziarenek piachu. Na linii horyzontu powiększały się stożkowe budowle, i jeśli tylko jej się udało, przedostała się niezauważalnie do pierwszej wioski i w osłoniętym ze trzech miejsc zaułku obserwowała otoczenie. Szukała czegoś, co mogłoby jej pomóc w szybciej eliminacji wioski. Może jakieś cysterny z paliwem? Albo zlewnia gazu? Cokolwiek?
W przeciwieństwie do Sakury, Yatta nie chciała patrzeć się na jej twarz, już woli patrzeć się na wszędobylską pustkę niż na swoją Panią, ale skupiła uwagę na wyświetlony hologram. Zupełnie nieznane jej środowisko, znowu, jakieś kreatury rzeczywiście podobne do kretów. Nic nie rzekła na dalsze słowa Sakury, która i tak zniknęła nagle i zesłała na pustynię. Gryzący piach przy podmuchu wiatru i tak był sielanką w porównaniu z tym, co było w pustce. Przynajmniej miała złudzenie, że żyje. Złudzenie, bo nie mogła decydować samodzielnie o swoich poczynaniach, tylko ktoś z góry dyrygował jej egzystencją, a sprzeciwienie się oznaczałoby utratę głowy. Szczerze to nim ruszyła w stronę dziwnych konstrukcji, miała w głowie inny plan. Nawet przyłożyła sobie dłoń do szyi i zbierała Ki, żeby sama sobie odebrać życie, na własnych warunkach. Zmrużyła oczy i spuściła dłoń wzdłuż ciała. Jak siebie nie potrafi zabić, to jak ma to zrobić innym?
W ciszy poszła przed siebie, czasem mrużąc oczy, gdy wiatr zawiał za wiele ziarenek piachu. Na linii horyzontu powiększały się stożkowe budowle, i jeśli tylko jej się udało, przedostała się niezauważalnie do pierwszej wioski i w osłoniętym ze trzech miejsc zaułku obserwowała otoczenie. Szukała czegoś, co mogłoby jej pomóc w szybciej eliminacji wioski. Może jakieś cysterny z paliwem? Albo zlewnia gazu? Cokolwiek?
- Shin
- Liczba postów : 393
Re: Polana
Wto Kwi 18, 2017 10:12 am
Miszczu Giery
Yatta niestety nie zobaczyła niczego takiego jak cysterny i inne wybuchowe rzeczy. Zamiast tego przed jej oczami stała drewniana wiocha ze stożkowymi budyneczkami, pomiędzy którymi chodziły metrowe krety, oczywiście na dwóch nogach, w dłoniach trzymające dzidy. Nerwowo niuchały powietrze. Dało się zobaczyć, iż w domkach schowane przed cieniem leżały samice z młodymi. Domków było sześć, postawione były co 10 metrów, i jeśli połączyć by je linią, stworzyłyby półkole, otwarte w stronę Yatty. Strażników było dziesięciu, po jednym na domek i czterech patrolujących obrzeża wioski. W każdym domku siedziały dwie samice z piątką młodych na jedną, w sumie 12 osobników na domek. Yatta musiała ich wszystkich zabić.
- Areia
- Liczba postów : 90
Re: Polana
Sro Kwi 19, 2017 3:00 pm
Obserwowała czarne stworzonko bardzo, ale to bardzo uważnie. Było w nim coś... sama nie umiała tego nazwać. Sam fakt, że coś takiego znalazło się w tym miejscu, samo w sobie budziło w niej dziwne odczucia, zburzając mur typowej dla niej obojętności.
Yatta odwróciła się powoli, słysząc jej głos, a zaraz potem odskoczyła, stając w pozycji obronnej. Widać było, że mała nie przywykła do walki, co Areia wywnioskowała po kilku lukach w jej postawie. Mimo wszystko pierwszy odruch strachu szybko ustąpił i ku zaskoczeniu shinjinki Czarnulka się odezwała. Tsufulianka? Więc tak wyglądali przedstawiciele rasy pierwotnie zamieszkującej planetę o obecnej nazwie Vegeta, hm...
Kwestia tego, co mały tsuful robił w tym miejscu, szybko się wyjaśniła. Zielonoskóra poczuła zmianę w powietrzu, a jej ciało przeszył dreszcz niepokoju. Coś się zbliżało, a raczej ktoś. Odskoczyła szybko, stając na ugiętych nogach, gdy usłyszała wściekły głos makaioshinki. Własność? Zerknęła na małą, która właściwie automatycznie wykonała polecenie. Czarnooka zauważyła mętne spojrzenie i znak na szyi dziewczynki. Odstąpiła jeszcze krok, nie chcąc dodatkowo denerwować "pani", a po chwili na polanie została już tylko ona.
W pewnym sensie poczuła coś na kształt żalu i współczucia dla tej małej istotki. Istotki, której zabrano podstawowy aspekt życia - wolność. Spojrzała w niebo, gdzie ciemne chmury rozchodziły się powoli, wracając do poprzedniego stanu. Świat był okrutny, to jedno pozostawało bez zmian. W tych złotawych oczętach widziała nutkę nadziei, ale sama nie mogła nic zrobić. Nie wdawała się w konflikty, taki miała charakter. Czy jednak będzie miała jeszcze szansę spotkać to maleństwo? Naprawdę ciekawiło ją, w jaki sposób mała utraciła swoją wolność.
- Do następnego spotkania... Yatta... - powiedziała cicho w eter, jakby z prośbą. Zaraz potem odwróciła się i ruszyła dalej bez zbędnych słów.
Yatta odwróciła się powoli, słysząc jej głos, a zaraz potem odskoczyła, stając w pozycji obronnej. Widać było, że mała nie przywykła do walki, co Areia wywnioskowała po kilku lukach w jej postawie. Mimo wszystko pierwszy odruch strachu szybko ustąpił i ku zaskoczeniu shinjinki Czarnulka się odezwała. Tsufulianka? Więc tak wyglądali przedstawiciele rasy pierwotnie zamieszkującej planetę o obecnej nazwie Vegeta, hm...
Kwestia tego, co mały tsuful robił w tym miejscu, szybko się wyjaśniła. Zielonoskóra poczuła zmianę w powietrzu, a jej ciało przeszył dreszcz niepokoju. Coś się zbliżało, a raczej ktoś. Odskoczyła szybko, stając na ugiętych nogach, gdy usłyszała wściekły głos makaioshinki. Własność? Zerknęła na małą, która właściwie automatycznie wykonała polecenie. Czarnooka zauważyła mętne spojrzenie i znak na szyi dziewczynki. Odstąpiła jeszcze krok, nie chcąc dodatkowo denerwować "pani", a po chwili na polanie została już tylko ona.
W pewnym sensie poczuła coś na kształt żalu i współczucia dla tej małej istotki. Istotki, której zabrano podstawowy aspekt życia - wolność. Spojrzała w niebo, gdzie ciemne chmury rozchodziły się powoli, wracając do poprzedniego stanu. Świat był okrutny, to jedno pozostawało bez zmian. W tych złotawych oczętach widziała nutkę nadziei, ale sama nie mogła nic zrobić. Nie wdawała się w konflikty, taki miała charakter. Czy jednak będzie miała jeszcze szansę spotkać to maleństwo? Naprawdę ciekawiło ją, w jaki sposób mała utraciła swoją wolność.
- Do następnego spotkania... Yatta... - powiedziała cicho w eter, jakby z prośbą. Zaraz potem odwróciła się i ruszyła dalej bez zbędnych słów.
- GośćGość
Re: Polana
Sro Kwi 19, 2017 3:29 pm
MG
Niestety, ale swawole zostały szybko przerwane gdy Yatta nie z własnej woli musiała odejść w nieznane od nowo poznanej osoby, jaką była Areia... Wyraziła nadzieję ponownego spotkania, lecz jak to będzie? Tymczasem sama odwróciła się w stronę przeciwną i ruszyła przed siebie... Szybko znalazła się w gęstym lesie (z definicji polany, jest na jego skraju), który był po prostu najbliżej miejsca w którym się znajdowała. Zdawało się, że las był idealnym miejscem dla Areii, gdyż kolorystycznie mogła się z nim utożsamiać. Mroczny, ponury, przepełniony śmiercią. Czy jest to na pewno bezpieczne miejsce?
z/t https://dbanotheruniverse.forumpolish.com/t191-przegnily-las odpisz tam.
- Enola
- Liczba postów : 34
Re: Polana
Pon Lis 27, 2017 5:15 pm
Start Treningu 17:14:30
Enola postanowiła pozwiedzać najbliższe sąsiedztwo swojego nowego domu i tak się złożyło, że akurat wpadła na polanę. Było tu mnóstwo starych i pousychanych pni oraz głazy. Zdecydowanie królestwo Makaoshinów różniło się od tego Kaoshinów. Tutaj było tak przygnębiająco oraz brzydko, zatem demonica musiała coś podziałać, by zadowolić swój gust estetyczny. Skoro już może przy okazji potrenować to upiecze dwie pieczenie na jednym ogniu.
Stanęła więc na środku polanki, a w dłoni wyczarowała sobie cylinder. Czarny cylinder taki jak mają kierownicy cyrku, zaś w drugiej ręce pojawiła się czarna laska z ornamentem czaszki na samym jej czubku. Sprawnym ruchem demonica założyła kapelusz na głowę, kręcąc przy tym młynek laską w dłoni. Pokłoniła się przed nie istniejącą widownią. Oczami wyobraźni widziała te wypełnione trybuny w namiocie cyrkowym, zaś sama polana w jej głowie została zwizualizowana jako wybieg.
- Ladies and Gentlemens! Witam was w Wielkim Cyrku Enoli! Dzisiaj w programie mamy popisy naszych najlepszych akrobatów! Powitajcie ich gorąco! Oto Eskadry Wings Of Justice! – powiedziała donośnym głosem, a na ustach malował jej się uśmiech. Po chwili złożyła skrzydła wzdłuż pleców i z laską oraz cylindrem zaczęła wykonywać salta oraz śruby. Wymagało to prędkości oraz dobrego wybicia się, by sztuczka wyglądała jak najbardziej widowiskowo. Po każdej wykonanym elemencie układu, Enola wyczarowywała naokoło siebie konfetti, które stopniowo opadało na trawę. Dopiero po tej rozgrzewce, mogła przejść dalej. Chciała pokazać nieistniejącej publiczności prawdziwego asa przestworzy, którym w swoim mniemaniu była. Przyklękła na jedno kolano i rozłożyła skrzydła, a zaraz potem wybiła się mocno z ziemi i pomknęła w górę niczym strzała. Chcąc pobić swój rekord osiągania pułapu wysokości, mknęła w górę niczym pocisk, by po kilku chwilach osiągnąć wysokość chmur. Właśnie wtedy Enola przestała się wznosić i spojrzała na widok malujący się nad chmurami świata mrocznych bogów. Był piękny, ale dane jej to było dostrzec tylko przez chwilę, gdyż zaczęła opadać swobodnie. Otuliła się skrzydłami na moment, by móc się przygotować do zwrotu. Zwinęła skrzydła wzdłuż ciała i zaczęła pikować, osiągając coraz to większą prędkość, by tuż nad ziemią rzucić laskę, wbijając ją w podłoże, a następnie pikując rozrzucała Ki Blasty, tak by trafiały tuż obok laski, ostatecznie rozkładając skrzydła, aby wznieść się wyżej. Przy okazji unikając tym sposobem zaorania gleby swoją własną demoniczną twarzą.
Słyszała we własnej głowie ten aplauz publiczności dla takiego pokazu możliwości lotu oraz samej choreografii, którą stworzyła, a to był dopiero początek występu. Nigdzie się nie śpieszyła, a rodzice nie musieli się bać, że ktoś ją przypadkiem odkryje. Była wśród swoich tak naprawdę. Podczas całej tej zabawy, psotnej demonicy nie schodził uśmiech z ust. Bawiła się szampańsko, mimo że nikt jej nie obserwował.
Enola postanowiła pozwiedzać najbliższe sąsiedztwo swojego nowego domu i tak się złożyło, że akurat wpadła na polanę. Było tu mnóstwo starych i pousychanych pni oraz głazy. Zdecydowanie królestwo Makaoshinów różniło się od tego Kaoshinów. Tutaj było tak przygnębiająco oraz brzydko, zatem demonica musiała coś podziałać, by zadowolić swój gust estetyczny. Skoro już może przy okazji potrenować to upiecze dwie pieczenie na jednym ogniu.
Stanęła więc na środku polanki, a w dłoni wyczarowała sobie cylinder. Czarny cylinder taki jak mają kierownicy cyrku, zaś w drugiej ręce pojawiła się czarna laska z ornamentem czaszki na samym jej czubku. Sprawnym ruchem demonica założyła kapelusz na głowę, kręcąc przy tym młynek laską w dłoni. Pokłoniła się przed nie istniejącą widownią. Oczami wyobraźni widziała te wypełnione trybuny w namiocie cyrkowym, zaś sama polana w jej głowie została zwizualizowana jako wybieg.
- Ladies and Gentlemens! Witam was w Wielkim Cyrku Enoli! Dzisiaj w programie mamy popisy naszych najlepszych akrobatów! Powitajcie ich gorąco! Oto Eskadry Wings Of Justice! – powiedziała donośnym głosem, a na ustach malował jej się uśmiech. Po chwili złożyła skrzydła wzdłuż pleców i z laską oraz cylindrem zaczęła wykonywać salta oraz śruby. Wymagało to prędkości oraz dobrego wybicia się, by sztuczka wyglądała jak najbardziej widowiskowo. Po każdej wykonanym elemencie układu, Enola wyczarowywała naokoło siebie konfetti, które stopniowo opadało na trawę. Dopiero po tej rozgrzewce, mogła przejść dalej. Chciała pokazać nieistniejącej publiczności prawdziwego asa przestworzy, którym w swoim mniemaniu była. Przyklękła na jedno kolano i rozłożyła skrzydła, a zaraz potem wybiła się mocno z ziemi i pomknęła w górę niczym strzała. Chcąc pobić swój rekord osiągania pułapu wysokości, mknęła w górę niczym pocisk, by po kilku chwilach osiągnąć wysokość chmur. Właśnie wtedy Enola przestała się wznosić i spojrzała na widok malujący się nad chmurami świata mrocznych bogów. Był piękny, ale dane jej to było dostrzec tylko przez chwilę, gdyż zaczęła opadać swobodnie. Otuliła się skrzydłami na moment, by móc się przygotować do zwrotu. Zwinęła skrzydła wzdłuż ciała i zaczęła pikować, osiągając coraz to większą prędkość, by tuż nad ziemią rzucić laskę, wbijając ją w podłoże, a następnie pikując rozrzucała Ki Blasty, tak by trafiały tuż obok laski, ostatecznie rozkładając skrzydła, aby wznieść się wyżej. Przy okazji unikając tym sposobem zaorania gleby swoją własną demoniczną twarzą.
Słyszała we własnej głowie ten aplauz publiczności dla takiego pokazu możliwości lotu oraz samej choreografii, którą stworzyła, a to był dopiero początek występu. Nigdzie się nie śpieszyła, a rodzice nie musieli się bać, że ktoś ją przypadkiem odkryje. Była wśród swoich tak naprawdę. Podczas całej tej zabawy, psotnej demonicy nie schodził uśmiech z ust. Bawiła się szampańsko, mimo że nikt jej nie obserwował.
- Enola
- Liczba postów : 34
Re: Polana
Wto Lis 28, 2017 5:13 pm
Przyszła kolej na następną część treningu, w której Enola musiała przećwiczyć sztuczki związane z magią. Na początek spojrzała na pobliskie skały, które wydały jej się całkiem dobrymi celami do wykorzystania swojej demonicznej magii. Wystawiła przed siebie dłoń unosząc kilka mniejszych głazów przy pomocy swojej woli. Wymagało to dużego skupienia oraz nakładu energetycznego ze strony demonicy. Chwilę później skały wystrzeliły w powietrze, a w dłoniach D.Vine pojawiły się fioletowe Ki Blasty, którymi zaczęła ciskać, rozsadzając pomniejsze spadające skały na drobne kawałeczki. Niektóre były w stanie oprzeć się atakom Scanty i opadały na czerwoną glebę planety z hukiem.
Czerwonowłosa wydała z siebie „pff” niezadowolenia, a jej białka napełniły się czernią. Żaden kamień nie będzie jej się stawiał i niszczył tego pięknego spektaklu, dlatego każdy, którego nie rozwaliła został zderzony z większymi głazami za pomocą telekinezy. Uderzała tak, aż do momentu kiedy dany kamień się rozpadł. W swojej demonicznej furii odczuwała niemałą satysfakcję z tego, że kamienie ulegały sile jej czarów. Kiedy ostatnia z wykorzystywanych skał została skruszona, Enola ponownie uniosła kamienie – tym razem małe – i zaczęła obracać nimi, tworząc skalny wir, który kolejnym zaklęciem został zmieniony w kwiaty, rozrzucane po całej polanie. Dysząca Enola wylądowała na środku polanki, zdejmując cylinder z głowy i kłaniając się nieistniejącej widowni, jak artystka, która właśnie skończyła swój spektakl. Czuła się zmęczona, jednak zadowoliła tym sposobem siebie oraz publikę, dla której przecież ćwiczyła. Chciała zapewnić im piekielnie dobrą rozrywkę jak już otworzy cyrk, a nie było tu miejsca na półśrodki. Trzeba było próbować z całych sił, a jeśli o nich mowa to demonica postanowiła odpocząć i nieco ich zregenerować. Wyczarowała sobie kocyk oraz kosz piknikowy. Rozbiła się na środku polanki, gdzie na kocyku zaczęła pałaszować słodycze oraz własnoręcznie wyczarowane kanapki z dżemem i masłem orzechowym.
- Itadakimasu - pożyczyła sobie smacznego i zaczęła właściwą ucztę.
Koniec Treningu 17:14 2017-11-28
ZT
Czerwonowłosa wydała z siebie „pff” niezadowolenia, a jej białka napełniły się czernią. Żaden kamień nie będzie jej się stawiał i niszczył tego pięknego spektaklu, dlatego każdy, którego nie rozwaliła został zderzony z większymi głazami za pomocą telekinezy. Uderzała tak, aż do momentu kiedy dany kamień się rozpadł. W swojej demonicznej furii odczuwała niemałą satysfakcję z tego, że kamienie ulegały sile jej czarów. Kiedy ostatnia z wykorzystywanych skał została skruszona, Enola ponownie uniosła kamienie – tym razem małe – i zaczęła obracać nimi, tworząc skalny wir, który kolejnym zaklęciem został zmieniony w kwiaty, rozrzucane po całej polanie. Dysząca Enola wylądowała na środku polanki, zdejmując cylinder z głowy i kłaniając się nieistniejącej widowni, jak artystka, która właśnie skończyła swój spektakl. Czuła się zmęczona, jednak zadowoliła tym sposobem siebie oraz publikę, dla której przecież ćwiczyła. Chciała zapewnić im piekielnie dobrą rozrywkę jak już otworzy cyrk, a nie było tu miejsca na półśrodki. Trzeba było próbować z całych sił, a jeśli o nich mowa to demonica postanowiła odpocząć i nieco ich zregenerować. Wyczarowała sobie kocyk oraz kosz piknikowy. Rozbiła się na środku polanki, gdzie na kocyku zaczęła pałaszować słodycze oraz własnoręcznie wyczarowane kanapki z dżemem i masłem orzechowym.
- Itadakimasu - pożyczyła sobie smacznego i zaczęła właściwą ucztę.
Koniec Treningu 17:14 2017-11-28
ZT
- Helvete
- Liczba postów : 22
Re: Polana
Pią Gru 22, 2017 10:52 pm
Usadowiwszy się wygodnie na opustoszałej znajdującej się na skraju lasu polanie, Helvete rozpamiętywał ostatnie wydarzenia, które rozgrywały się nad rzeką. Przecież nie sposób było zanegować pewnych dwóch osobowości, które wówczas przemawiały do bohatera. Tak, osobowości przemawiających z wnętrza jego umysłu. Młodemu Shinjinowi ponownie stanął przed oczami tamten obraz. Pamiętał to doskonale. Spojrzał wtedy w wodę. Zobaczył wówczas odbicie swojej twarzy. Jego spojrzenie spotkało się ze wzrokiem oblicza odbitego przez toń rzeki. Dostrzegł jarzącą się ciemność lewego oka oraz mieniący się blask czerwieni prawego. Uczuł nagle przepływające skrajne emocje, jak gdyby dwie osobowości zostały zaklęte w jednym ciele. Barwy oczu intensywniej emanowały swoim kolorem. Miał wrażenie, że usłyszał głosy dwóch postaci. Jeden z nich był bardzo głęboki, poważny, basowy, ponury, zdawało się, że przemawiał z oddali. Drugi natomiast to niski, gardłowy ryk, niemalże charkot. Pierwszy z nich mówił bardzo spokojnie, cedząc słowa z nienaturalnym chłodem. Kolejny za to wykrzykiwał je, jakby od tego zależało życie. To nie był jedynie chwilowy miraż, to działo się naprawdę. Słyszał to! Należy do Nich, Oni należą do Niego. Razem tworzą Jedność...
Z początku próbował tłumaczyć sobie te zajście skrajnym wycieńczeniem fizycznym, jak i psychicznym, które doznał za sprawą ostatniej przemiany swej wewnętrznej natury. Byłoby to bardzo wiarygodne wytłumaczenie, jednakże wiedział, że w taki sposób będzie się jedynie oszukiwał, że zaneguje fakt istnienia innych osobowości w jego umyśle. Jak gdyby w odpowiedzi na rozterki bohatera usłyszał owe głosy dwóch osobników zdające się dobiegać zewsząd. Ich brzmienia otaczały Helvete, doprowadzając tym samym młodego Boga na skraj załamania. Bezsilny padł na kolana. Przyłożył dłonie do twarzy. Pod szorstką skórą palców wyczuwał orzącą twarz bliznę, która zaczęła intensywnie pulsować. Miał wrażenie, że lewe oko barwy aksamitnej czerni oraz prawe koloru krwistej czerwieni, próbują rozedrzeć nie tylko umysł, ale również ciało wpół. Zawył. Z bólu. Z rozpaczy. W odpowiedź jedynie słyszał owe głosy przemawiające doń.
- Nie myślisz, że po prostu pozbędziesz się Nas. Przecież jesteśmy częścią Ciebie. Zaakceptuj mrok oraz furię swojej duszy, a zrozumiesz, kim tak naprawdę się narodziłeś.
W tym momencie Helvete rozpoczął osobliwy bój toczony w umyśle. Walkę o samego siebie.
Z początku próbował tłumaczyć sobie te zajście skrajnym wycieńczeniem fizycznym, jak i psychicznym, które doznał za sprawą ostatniej przemiany swej wewnętrznej natury. Byłoby to bardzo wiarygodne wytłumaczenie, jednakże wiedział, że w taki sposób będzie się jedynie oszukiwał, że zaneguje fakt istnienia innych osobowości w jego umyśle. Jak gdyby w odpowiedzi na rozterki bohatera usłyszał owe głosy dwóch osobników zdające się dobiegać zewsząd. Ich brzmienia otaczały Helvete, doprowadzając tym samym młodego Boga na skraj załamania. Bezsilny padł na kolana. Przyłożył dłonie do twarzy. Pod szorstką skórą palców wyczuwał orzącą twarz bliznę, która zaczęła intensywnie pulsować. Miał wrażenie, że lewe oko barwy aksamitnej czerni oraz prawe koloru krwistej czerwieni, próbują rozedrzeć nie tylko umysł, ale również ciało wpół. Zawył. Z bólu. Z rozpaczy. W odpowiedź jedynie słyszał owe głosy przemawiające doń.
- Nie myślisz, że po prostu pozbędziesz się Nas. Przecież jesteśmy częścią Ciebie. Zaakceptuj mrok oraz furię swojej duszy, a zrozumiesz, kim tak naprawdę się narodziłeś.
W tym momencie Helvete rozpoczął osobliwy bój toczony w umyśle. Walkę o samego siebie.
Start treningu: 22.12.2017 godz. 22.52
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3 

Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|