Go down
Aymi
Aymi
Liczba postów : 1103

Kuroyuki Aymi Empty Kuroyuki Aymi

Pon Sie 07, 2017 1:09 pm
Siedziała na jednym z konarów oparta plecami o pień. Dzień był pogodny, niebo błękitne, a słońce przygrzewało delikatnie. Dziewczyna zastanawiała się, czy dzisiejszy dzień również spędzi na ciężkim treningu pod okiem ojca. Nie żeby jej to przeszkadzało, i tak dawała z siebie więcej, niż wymagał tego mężczyzna. Sęk w tym, że ostatnie kilka tygodni wciągnęło ją w swego rodzaju rutynę. Uczyła się nowych rzeczy, ćwiczyła i starała się jakoś żyć, co było ciężkie, zważywszy wyrzuty sumienia. Nadal czuła, że to jej pojawienie się w domu Tensy spowodowało zniknięcie ich matki. W prawdzie brunetka upierała się, że to nie jej wina, ale dziewczyna swoje wiedziała.

Spędziła w domu przyjaciółki pierwsze dwa tygodnie, starając się jej jakoś pomóc w prowadzeniu domu i opiece nad siostrą. Tensa nie była na to kompletnie przygotowana, nawet zwykłych kanapek nie potrafiła zrobić bez samookaleczenia. Aymi wraz z nią uczyła się obowiązków domowych, zalążków gotowania, prania. Czasem też trochę poćwiczyły, szczególnie z rana, kiedy mała jeszcze słodko spała. Zaginiona kobieta jednak w dalszym ciągu nie wracała, a stalowooka czuła się źle z tym faktem.
Po dwóch tygodniach brunetka odstawiła ją do Kame, gdzie wkrótce pojawił się Haricotto. Ognostowłosa w pierwszym odruchu rzuciła się ojcu na szyję i najzwyczajniej w świecie rozpłakała. Naprawdę za nim tęskniła. Kolejne kilka tygodni trenowała pod jego okiem u Żółwiego Pustelnika, a później przenieśli się na bardziej stały ląd. Młoda halfka zdziwiła się, gdy tata zabrał ją do położonej w lesie wśród gór chatki. Już tu kiedyś była, z Tensą. Wtedy bała się wejść do środka, teraz zaś miała u boku Hariego, więc lęk odchodził w niepamięć. Przy górskim domku czekał na nich brunet, którego mgliście pamiętała z czasu ich pierwszego i jedynego spotkania. Patrzyła na niego zaciekawiona, gdy kłaniał się przed jej ojcem, nazywając go mistrzem. Tak jednak zaczęła się przygoda ze wspólnymi treningami, gdzie saiyanin odgrywał rolę mentora. Z początku dziewczyna traktowała Ryu z wyraźnym dystansem, z każdym kolejnym dniem wspólnych ćwiczeń jednak nabierała do niego coraz większej sympatii.

Szelest liści wśród gałęzi wytrącił ją z zamyślenia. Spojrzała w stronę niepokojących dźwięków, zauważając wielkie kocie cielsko otoczone zielenią. Uśmiechnęła się nieco pogodniej. Pantera zamruczała cicho i machnęła łbem, jakby chciała wskazać kierunek. Ay odwróciła wzrok w tamtą stronę, zauważając niewielki pojazd, który zatrzymał się w pobliżu chaty. Zsiadła z niego jedna osoba.
- Shiro – rzuciła krótko, zeskakując z drzewa, kocur zaś podążył za nią. Zbliżyła się do obcego z wielką ostrożnością. Był niższy, chudszy od niej, ale przede wszystkim… nie był nim a nią. Czerwonowłosa przekrzywiła lekko głowę, lustrując brunetkę od stóp do głów. Nieznajoma postawiła swój środek transportu, opierając go o pobliskie drzewo, dopiero wtedy odwróciła się w jej stronę i chyba zdała sprawę z jej obecności. Shiro zawarczał cicho, ale zaraz umilkł. Zza pazuchy ciemnowłosej wychylił się mały koci łebek, a jego właściciel zamiauczał.
- Dzień dobry – przywitała się obca, patrząc trochę niepewnie na panterę stojącą obok młodej dziewczyny. – Zastałam Haricotto?
Aymi uśmiechnęła się przyjaźnie, słysząc imię ojca. Jeśli to jego znajoma, to z pewnością była tu mile widziana. Podrapała za uchem wielkiego kocura i odesłała go ruchem ręki. Bez pomruku ruszył we wskazanym kierunku, tylko raz odwracając się do swojej pani, jakby chciał się upewnić, że nic jej nie będzie.
- Tak, ćwiczy ze Smokiem za domem – odpowiedziała nieznajomej i zaraz ruszyła w stronę budynku, wskazując gościowi, by podążała za nią. – Tatku, ktoś do ciebie! – zawołała, wchodząc w zakręt.[/color]
Zauważywszy ojca, podbiegła doń i wskoczyła mu na plecy. Uściskała go mocno, by zaraz cmoknąć obracającego się mężczyznę w nos i zeskoczyć na ziemię. Uśmiechała się przez cały ten czas.
- Idę z Shiro pobiegać. Wrócę niedługo, dobrze? – oznajmiła i zagwizdała. Pantera jak na komendę pojawiła się przy niej. – Później potrenujemy, Ryu. Pa, koleżanko taty!
Machnęła ręką w stronę zaskoczonej brunetki i zaraz pognała między drzewa. Zastanawiała się, kto wygra dzisiejszy wyścig.

Wizyty Aiko, bo tak miała na imię brunetka, która tamtego dnia odwiedziła saiyanina, stały się rzeczą częstą, a nawet pożądaną. Dla Aymi było to swego rodzaju urozmaiceniem towarzystwa, gdyż poza nielicznymi spotkaniami z Tensą większość czasu spędzała tylko z Ryu i Harim. No i z Shiro, oczywiście, chociaż tu na brak zmian nie narzekała. Wraz z nowopoznaną brunetką zawsze przybywała kicia o dźwięcznym imieniu Mruczka, która to, o dziwo, większość czasu wizyt spędzała na grzbiecie przerośniętego kocura. Zawsze trzymała się blisko właścicielki, ale widać było, że zwierzęta bardzo się polubiły. Za to młodej halfce spodobały się zdolności Aiko do majstrowania przy wszelkiego rodzaju urządzeniach. W przeciwieństwie do reszty nie była ona wojownikiem, a zwykłą dziewczyną z zajawką względem mechanizmów.
Mimo mile spędzanego czasu w towarzystwie, czerwonowłosa potrzebowała też chwil dla siebie. Dość często zdarzało jej się znikać gdzieś w gąszczu i wracać bardzo późno. Wymykała się tak nawet wtedy, gdy ojciec dawał jej wolne. Co wówczas robiła? Oczywiście, że trenowała. Odkąd Haricotto pokazał jej formę Super Saiya-jina, cały czas próbowała przejść przez tę transformację. Wiedziała, że może tego dokonać, jednak im bardziej się starała, tym gorzej jej wychodziło. Próbowała się złościć tak, jak radził jej brunet, lecz jedyne, do czego dochodziła, to nadmierna utrata energii. Czuła delikatny przypływ mocy, ale to nie było to samo, co emanowało z ciała ojca, gdy stawał się blondynem. To najbardziej ją frustrowało, a mimo że gniew miał być inicjatorem przemiany, złoszczenie się na własne niepowodzenia wcale nie przyspieszało pożądanych efektów. Aymi dochodziła nawet do wniosków, że wszystko to jest winą jej braku samokontroli. W końcu zarówno Tensa, jak i ojciec cały czas kontrolują emitowaną dzięki transformacji energię. Może od tego powinna zacząć?

Tego popołudnia młoda Kuroyuki postanowiła wcielić swój mały plan w życie. Miała zamiar opanować emisję energii wydobywającej się z jej ciała, a także dzięki temu nauczyć się czegoś nowego. Stanęła w lekkim rozkroku, koncentrując się na własnej ki, a już po chwili powietrze wokół niej zaczęło falować. Wyciągnęła przed siebie ręce i skupiła na nich całą uwagę. Jeśli uda jej się ograniczyć emisję tylko do dłoni, reszta pójdzie już łatwiej. A przynajmniej tak zakładała. Mimo usilnych prób opanowania mocy płomiennowłosa sama czuła, jak dużo ulatuje jej z ciała, tak po prostu. Przerwała, dysząc ciężko. To z pewnością nie miało tak wyglądać. W jej wyobrażeniach powinna skoncentrować ki w jednym miejscu i ograniczyć jej wypływ z pozostałych, ale nie tak, jak w przypadku tworzenia techniki, tylko po prostu. Usiadła na trawie zrezygnowana, a chwilę później już leżała, wpatrując się w obłoki chmur ponad drzewami.
Sięgnęła po nie dłonią i przyjrzała się jej uważnie. A może to nie o to chodziło? Przecież tata w formie złotowłosego uwalniał moc całą powierzchnią ciała, a jednak miał nad tym kontrolę. Usiadła, wpatrując się we własne ręce. Skrzyżowała nogi, splotła ze sobą palce i odetchnęła głębiej. Przymknęła powieki, koncentrując się na własnym wnętrzu. powoli zaczęła roztaczać ki wokół siebie, jednocześnie starając się ograniczyć to tylko i wyłącznie do powierzchni własnej skóry. Niemal czuła, jak energia z niej odparowuje. Wyobraziła sobie, że w każdej części ciała posiada ograniczniki, zaworki jak te, które pokazywała jej Aiko, gdy majstrowała przy rurach w domu. Samą świadomością zakręcała kurki, oddychając przy tym miarowo. Nawet nie zwróciła uwagi, kiedy ta metoda zaczęła przynosić pierwsze rezultaty. Instynktownie zaczęła kumulować czystą ki między dłońmi, a już chwilę później czuła między palcami przyjemne ciepło. Otworzyła oczy, zauważając małą, świecącą kulkę stworzoną z jej energii. Uśmiechnęła się pod nosem i zniwelowała wypływ mocy niemal do zera. Teraz czuła to wyraźnie. Jej własna moc była pod kontrolą. Była z siebie zadowolona, gdyż doszła do tego wszystkiego sama. Opadła zmęczona na miękką trawę, przymykając powieki, a chwilę później zasnęła z szerokim uśmiechem na twarzy.

Las był gęsty, jak zawsze zresztą. Dzień również wydawał się pogodny. Bawiła się z małym Shiro wśród drzew, gałęzi i liści. Najpierw on gonił ją, a później ona jego. Dlaczego więc ten obraz wydał się dziwny młodej czerwonowłosej stojącej na uboczu? Ruda kobieta wyszła z domu, wołając córkę po imieniu. Nie było nic niezwykłego w śmiechu, w radości i szczęściu tej dwójki. Przepraszam, trójki, kot też przecież stanowił część rodziny. Zgrzyt pojawił się wraz z furkotem silnika zbliżającej się do chaty furgonetki. Obserwatorka poczuła przebiegający po jej plecach zimny dreszcz, a potem rzeczywistość zdawała się przesunąć.
Zgliszcza, ogień i chmury dymu. Na trawie leżała zmasakrowana matka, a nad nią płakała mała dziewczynka o krwistych włosach.
- Tak musiało być – usłyszała dziwnie znajomy głos za plecami. Odwróciła się gwałtownie, jednak nie zobaczyła rozmówcy, a kolejną scenę. Zeskakiwała z jadącego furgonu z kocim cielskiem na plecach, a blondynka leciała bokiem, po chwili wypuszczając w stronę samochodu potężną falę błękitnej energii. Pojazd eksplodował, pochłaniając kierowcę, Tensa zaś zaatakowała drugiego z żołnierzy, którzy ośmielili się je porwać. Przerażona dziewczyna z obciążeniem w postaci pantery pognała przez las, nawet nie patrząc, dokąd zmierza.
- Ty byłaś tego przyczyną – głos rozbrzmiał po raz kolejny, a gdy się odwróciła, widziała ki blasta uderzającego w bok ciężarówki przed przytułkiem. Jeden z pasażerów wypadł z auta, wpadając pod koła, kierowca zaś został poczęstowany serią z karabinu. Po wszystkim nastąpiła niewielka eksplozja, a wszędzie lały się hektolitry posoki.
- Wymigasz się od obowiązków? – Po raz kolejny wraz ze słowami zmienił się obraz. Była na polance, a przed nią wściekła brunetka, która ją zaatakowała. Aymi broniła się, czuła własny ból, mimo że tylko obserwowała. Obserwowała, jak własnoręcznie miażdży żebra przyjaciółki kolejnymi kopniakami, padając po chwili na kolana. Nieznajoma saiyanka przykucnęła przy wycieńczonej dziewczynie, ale wzrok miała utkwiony w tej drugiej, obserwującej.
- Może jednak coś z ciebie będzie – rzuciła z wrednym uśmiechem, a w następnej chwili nastąpiło szarpnięcie i stalowooka znalazła się na wieży. Biały kocur wyleciał za barierki, ona sama rzuciła się na czarnego, a Tensa ścierała się z gadzim przeciwnikiem, okładając go wszystkim, czym tylko mogła. Oboje wlecieli z hukiem w ziemię, blondynka jednak nie zaprzestała ataku. Uderzała raz za razem, miażdżąc pysk stworzenia i znacząc własne ręce czerwienią. Błękitne oczy wpatrywały się w nią, a usta znaczył charakterystyczny i mrożący krew w żyłach uśmiech mordercy.
- Chcę do mamy... – płacz dziecka zwrócił jej uwagę. Znów była w domu brunetki, która tuliła do siebie pochlipującą siostrę.
- Przykro mi, to niemożliwe – szeptała małej pocieszająco, a chwilę później jej zimne spojrzenie padło na czerwonowłosą. – To wszystko przez ciebie. Przez ciebie nasza matka zniknęła, przez ciebie już nigdy nie wróci. Wynoś się.
Młoda halfka cofnęła się gwałtownie, czując wzbierające w oczach łzy. Chciała uciec, ale nie wiedziała dokąd. Gdy się odwróciła, stał przed nią ojciec z surową miną, a za nim Ryu i Aiko. Cała trójka wydawała się być na nią zła, choć Aymi nie była w stanie stwierdzić, za co.
- Nie jesteś moją córką – odezwał się nagle saiyanin, wyciągając w stronę stalowookiej dłoń, w której zaczął kumulować pocisk energetyczny. – Nigdy nią nie byłaś i nigdy nie będziesz. Stoisz mi na drodze. Znikaj. Przepadnij.Tego było zbyt wiele. Tyle przemocy, cierpienia, a teraz jeszcze ci, na których jej zależało, nie chcieli jej znać. W oczach miała łzy, które ograniczały ostrość widzenia. Potrząsnęła głową, robiąc krok w tył, a wtedy wokół niej pojawili się wszyscy, których do tej pory poznała. Babcia w przytułku przeganiała ją chochlą do zupy, przyjaciele rzucali w nią kamieniami, człowiek, którego uważała za ojca, wyrzekł się jej, a najgorsze... najgorsze przyszło na końcu. Rudowłosa kobieta patrzyła na nią z góry chłodnym wzrokiem.
- Żałuję, że cię urodziłam, mały demonie – rzuciła oschle, a zewsząd zaczęły do niej docierać krzyki i wyzwiska. Raz za razem słyszała „akai akuma”, nawet z ust własnej rodzicielki. Uciekła z płaczem.

Zerwała się z krzykiem z łóżka, rozglądając z przestrachem dookoła. Pościel miała kompletnie rozkopaną, wokół panowała tylko ciemność rozjaśniana blaskiem księżyca wpadającym przez okno. Była sama, z oczu ciekły jej łzy i nie mogła unormować oddechu. Po chwili drzwi się otworzyły i czarny cień przemknął ku niej, wskakując na posłanie. Poczuła na twarzy coś ciepłego, szorstkiego i mokrego, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że to koci język. Wtuliła się w miękką sierść i płakała jeszcze przez kilka minut, aż znów nie zasnęła. Tym razem jednak Shiro czuwał zarówno nad nią, jak i jej snami. Koszmary więcej jej nie nawiedzały.

Rozczochrała włosy Smoka na wszystkie strony. Co on właściwie z nimi zrobił? Poleciał gdzieś na kilka dni i wrócił obcięty jak te dziwne, kudłate psy z miasta. Jak oni je nazywali? Pudle? Dziwne imiona ludzie im nadają, naprawdę. Chociaż to, co zostało z długich, ciemnych kosmyków Ryu, było jakąś porażką. I tłumaczył się, że to wina jego sióstr.
- No, teraz wyglądasz trochę bardziej jak tata – podsumowała, przyglądając się krytycznie swoim machinacjom. W prawdzie coś jej w tej fryzurze się nie zgadzało, ale efekt był przynajmniej dobry. Teraz włosy sterczały mu na wszystkie strony, a jeden dłuższy kosmyk opadał na prawo, co dodawało chłopakowi swoistego uroku. Uśmiechnęła się do niego pogodnie, a stojący z boku Shiro tylko mruczał coś pod nosem, jakby chciał dodać swój komentarz. Aymi widząc to, uśmiechnęła się zadziornie i rzuciła na kociego przyjaciela, powalając go na ziemię.
Dla bruneta ta scena mogła się wydawać dziwna: czerwonowłosa dziewczyna walcząca z panterą. Jednak przez te wszystkie miesiące obcowania zarówno z nią, jak i samym Shiro zdążył przywyknąć do relacji między tą dwójką. Jak drastycznie nie wyglądałyby ich starcia, kocur nigdy nie robił młodej krzywdy, wręcz przeciwnie – zawsze stawał w jej obronie. W pierwszych dniach gdy stalowooka przyprowadziła panterę do chaty, przedstawiając jako swojego przyjaciela, Ryu sam się o tym przekonał. Podczas wspólnych treningów zdarzało się, że powalił dziewczynę na ziemię, a wtedy kot interweniował, wkraczając między nią a napastnika. Widział, z jaką cierpliwością halfka tłumaczy drapieżnikowi, że nic jej nie grozi i nie potrzebuje wsparcia, a mimo to zwierz zawsze uważnie obserwował ich starcia i jakby tylko wyczekiwał odpowiedniego momentu, by rzucić się brunetowi do gardła. Z czasem te instynkty osłabły, a kocur stał się tylko biernym obserwatorem, ale to dało brunetowi sporo do myślenia w kwestii więzi między córką mistrza a jej panterą.

Tak oto minął rok spędzony u boku bliskich. Rok pełen ćwiczeń i przemyśleń. Teraz Ay miała więcej niż kiedykolwiek, czy jednak na długo?

Postępy osiągnięte po roku:
avatar
Gość
Gość

Kuroyuki Aymi Empty Re: Kuroyuki Aymi

Wto Sie 08, 2017 9:29 am
Przeczytane.

"Opadła zmęczona na miękką trawę" -> Zaczyna się sen -> Kończy się sen -> "Zerwała się z krzykiem z łóżka"
Aymi
Aymi
Liczba postów : 1103

Kuroyuki Aymi Empty Re: Kuroyuki Aymi

Wto Sty 05, 2021 12:38 am
Rozdział 1 - Oczekiwanie

Festiwal minął jak z bicza strzelił, Aymi nawet nie pamiętała, kiedy dokładnie się skończył. Obudziła się kolejnego dnia, chyba kolejnego, we własnym łóżku w górskiej chatce, mając u swego boku Shiro. Jak się okazało, została tam przetransportowana przez Shade'a i Miraia, gdy zasnęła ze zmęczenia gdzieś po drodze. Biorąc pod uwagę atrakcje, jakie sobie zapewnili, miała prawo paść gdzieś pod koniec.
Mgliście pamiętała, że jeszcze w trakcie festiwalu Shade przyprowadził jakiegoś wielkoluda opasanego zielonym futrem i białowłosą kobietę o zielonej skórze, która mu towarzyszyła. Byli to Broly zwany przez cienistego Brokułem, a także Cheelai, jego dziewczyna. To tych dwoje wcześniej szukał saiyanin, a okazali się oni całkiem w porządku towarzystwem, podobnie jak wcześniej poznany Shalotto. Mimo wszystko zabawa na festiwalu była przednia, pełna rozrywki, dobrego jedzenia i napojów, czyli tego, co aktualnie było jej potrzebne.


Płomiennowłosa stanęła przed bratem z nietęgą miną. Mirai trzymał w ręku kapsułkę ze swoim statkiem, a Ay naprawdę nie chciała się żegnać.
- Naprawdę musisz wracać? - spytała smutno. - Dopiero cię poznałam, zostań trochę dłużej…
- Wykonałem swoje zadanie tu, nee-san - odparł łagodnie, zaczesując luźny kosmyk jej włosów za ucho. Mimo że to ona była starsza, w tej chwili traktował ją trochę protekcjonalnie. Może dlatego, że biologicznie byli praktycznie w tym samym wieku? - Uratowałem cię, to chyba najważniejsze, prawda?
- Tak, ale… nie lubię pożegnań… Nie chcę się żegnać! Proszę, zostań jeszcze trochę… Przynajmniej do powrotu taty. Ta kaioshinka mówiła, że niedługo wróci, więc…
Mirai uśmiechnął się pod nosem i schował kapsułkę do kieszeni. Widok Aymi takiej, jak w tej chwili przypominał mu jego własne dzieciństwo. To zawsze ona chroniła jego, była przykładną starszą siostrą, a teraz… Teraz on chciał być dobrym bratem dla jej młodszej wersji.
- W porządku, zostanę do powrotu taty - postanowił, tarmosząc dziewczynie włosy, jak zwykł robić to właśnie Haricotto. - Poza tym… przed wyjazdem powinienem jeszcze się z kimś pożegnać, prawda?
Tak, był jeszcze ktoś. Dziewczyna, która poszła nawet do Zaświatów, byle znaleźć pomoc i uratować go z tarapatów. Dziewczyna całkiem urocza i… cóż, chyba coś ich łączyło. Jakaś cieniutka nić więzi, którą nawet Ay zauważyła. Może warto tę więź nieco wzmocnić?


Aymi nagle zbudziła się pod wpływem głośnego uderzenia, które wywołało niemałe zatrzęsienie się chatki. Wyjrzawszy przez okno, dziewczyna ujrzała swojego specyficznego towarzysza, który podczas rutynowego treningu postanowił zaliczyć bliskie spotkanie ze ścianą ich chatki.
- Widzę, że trenujesz od rana, tylko dlaczego niszczysz nam domek? - zaśmiała się, patrząc z ciekawością na leżącego Shade’a. Mężczyzna szybko powstał, otrzepał się z piachu i odpowiedział dumnie:
- Chciałem koniecznie sprawdzić jakość gruntu - starał się wyłgać z posądzenia o bycie słabeuszem przez młodszą koleżankę. Wkrótce obydwoje udali się na wspólny posiłek. Dzisiaj był to prosiaczek, którego to wcześniej upolował Shade.
Aymi spojrzała na ruch słońca i stwierdziła, iż jest już późne popołudnie. Ten czas przyjemnej retrospekcji pozwolił jej choć na chwilę zapomnieć, że trzeba walczyć też o przetrwanie każdego dnia. Od dobrych kilku tygodni razem z Shadem starali się opracować jakiś logiczny plan działania, jednak szybko zorientowali się, iż niczego sensownego nie są w stanie wymyślić. Postanowili więc poddać się chwili i skorzystać z okazji do odpoczynku oraz podziwiać górski klimat południa. Wiedzieli jednak, że ta sielankowa atmosfera nie będzie trwała wiecznie, w związku z czym postanowili podczas ich pobytu odbywać sporadyczne sparingi, by przygotować się na ogrom podróży, jaki ich czeka.
Przygotowania trwały tych kilka tygodni, wliczając w to nie tylko liczne bójki między towarzyszami, ale także niejedno zwierzątko, które to ucierpiało, by znaleźć się później na ich talerzach. Wkrótce później wyruszyli w dół góry, by natknąć się na dziewczynkę błąkającą się w poszukiwaniu swojego małego przyjaciela Totto. Shade chciał ją zostawić ze swoimi problemami, jednak po głośnych i donośnych sugestiach Aymi - nie miał wyboru i musiał pomóc Bee, bo tak się nazywała dziewczynka.
Podróż zabrała ich do niewielkich jaskiń u podnóża góry. Okazało się wówczas, iż w okolicy grasuje niebezpieczny bandzior żerujący na tutejszych mieszkańcach. Totto został uznany za cennego, dlatego też stał się łatwym celem. Jak się szybko okazało, porywacz ukrywał się w grocie skrywanej przez lokalną opuszczoną studnię. W starciu dwoje na jednego, a już w szczególności uwzględniając ten duet - bandyta nie miał najmniejszych szans. Totto okazał się być sympatycznym misiem o ludzkiej świadomości. Wedle tego, co opowiedział Aymi i Shade’owi, pochodził on z dalekiej przeszłości. W jego czasach wierzono, że zwierzęta są jedynie ofiarami dla ich bogów. Jednakże nie zdawano sobie wówczas sprawy, iż niektórzy przedstawiciele animalii są niezwykle inteligentni - tak jak rasa Totto. Ci opracowali metodę podróży w czasie, jednak jedynie w przód i tylko jednokrotnie. W ten sposób misiek trafił do czasów teraźniejszych i zaprzyjaźnił się z małą Bee, którą ludzie z jej wioski traktowali jak niewolnicę. Dzięki inteligencji małego misia udało się wydostać dziewczynkę z tej stolicy okrucieństwa wobec dzieci, jednak wiele innych szkrabów nadal pozostawało pod okupacją grupy najeźdźców z innej planety. Bee i Totto poprosili Aymi i Shade’a o pomoc w uwolnieniu zniewolonych dzieciaków i oswobodzeniu wioski.

Kiedy Aymi wraz z towarzyszami przybyła do wioski, to już na pierwszy rzut oka mogła dostrzec, iż to miejsce niczym nie różniło się od przedsionka Piekła. Bród, smród i ubóstwo były dość kolorowym porównaniem w większości tego typu sytuacji, lecz tym razem idealnie odzwierciedlały to, co halfka widziała. Widok dzieci, które były zmuszane do ciężkie, niewolniczej pracy, kłuł w oczy zwłaszcza, kiedy spojrzało się na dorosłych, którzy korzystali ze zniewolenia słabszych. Rudowłosa zacisnęła pięści i pomimo tego, że logika podpowiadała, iż nie należy wtrącać się bez rozeznania, to tym razem postanowiła odłożyć ją na półeczkę, poklepała po głowie i kazała patrzeć. Świat był niesprawiedliwy i to był niezaprzeczalny fakt, lecz tym razem Aymi postanowiła zrobić z tą niesprawiedliwością porządek. Możliwe, że wpływ na to miały również osobiste uczucia, gdyż cała ta chora sytuacja przypominała jej moment, kiedy Armia Czerwonej Wstęgi pozbawiła ją matki i spaliła jej beztroskie życie na popiół. Te dzieciaki były mniej więcej w jej wieku z tamtego okresu i to tylko potęgowało wściekłość, która w niej narastała.
Dziewczyna wzięła głęboki wdech i choć jej towarzyszom mogło zdawać się, że chce się uspokoić, to ona planowała coś zgoła innego. Ogniste włosy dziewczyny uniosły się do góry i zmieniły swój kolor na zielonkawy. Jeśli ktoś chciał ją powstrzymać przed tym, co planowała, to już nie miał na to szans. Dziewczyna wystrzeliła przed siebie, a w miejscu, gdzie jeszcze przed sekundą stała, pozostał delikatny krater. Wszyscy mogli być zaskoczeni tym ruchem, a już w szczególności przywódca kosmitów, który w jednym momencie siedział z olbrzymim uśmiechem na twarzy i czekał, aż pięcioletnia dziewczynka obetnie mu pazury u stopy, by w kolejnej chwili jego gęba zapoznawała się bliżej z powierzchnią pobliskiego drzewa. Wszyscy obecni nie wiedzieli jak zareagować, kiedy najsilniejsza osoba w tym miejscu została praktycznie wbita w glebę, choć w tym przypadku drzewo pasowałoby lepiej. Podrzędni kosmici pokazali swoje wyszkolenie bojowe, które traciło na wartości w momencie utraty dowodzenia. W tym momencie załatwienie pozostałych kosmitów było już tylko formalnością, gdyż praktycznie nie stawiali oporu.
Po obezwładnieniu całej grupy dziewczyna wraz z jej towarzyszami pozostała w wiosce przez pewien czas. Pierwotnie w celu upewnienia się, że nie przybędą posiłki. Jednakże w miarę upływu czasu, halfka przywiązała się do dzieci i kiedy opuszczali to miejsce, mogła powiedzieć, że wioska była bezpieczna.


Kolejne miesiące, w których Aymi oczekiwała na swojego ojca, minęły dziewczynie pod znakiem treningów oraz nauki. O ile ta pierwsza rzecz nigdy nie sprawiała jej problemów, tak z drugą już nie było tak łatwo. Dziewczyna starała się zrozumieć elementarną wiedzę, z którą nikt nie miał problemów, ale dla niej na razie stanowiło to górę nie do przeskoczenia. Emocje. Jedna rzecz, a nastręczała jej całej masy problemów. To przez brak ich zrozumienia ludzie nazywali ją “głupiutką”. Nie znosiła tego przezwiska. Czuła się przez to o wiele gorsza, a co najlepsze - nikt nigdy nie miał zamiaru jej pomóc w zrozumieniu tych wszystkich tak zwanych uczuć. Nikt poza Ericą, ale ona była martwa i już taka pozostanie, gdyż smocze kule według zdobytych przez nią informacji są aktualnie zwykłymi kamieniami. Był też Mirai, ale i on długo z nią nie zostanie, bo przecież w końcu wróci do swoich czasów. Wiedziała, że musi sobie radzić z większością tych spraw sama, choć nie było łatwo. W końcu powinna znać te pojęcia i wiedzieć, co one oznaczają, prawda? Każdy z tym się rodzi i każdy to wie, więc dlaczego ona, mała, głupiutka Aymi nie mogła tego zrozumieć? Może dlatego, że nie miał kto jej tego nauczyć? Może dlatego, że większą część swojego życia, kiedy przyswaja się taką wiedzę, spędziła w odosobnieniu? Składało się na to wiele czynników, ale najprościej było powiedzieć “głupiutka”, poklepać po głowie i udawać, że nic się nie dzieje, a biedna dziewczyna musiała na własną rękę dochodzić do tego wszystkiego.
Na dodatek z tyłu głowy Aymi kołatała się myśl, że powinna poszukać Ryu. Kolejna osoba, z którą wiązało się pojęcie emocji, lecz  w tym przypadku było jeszcze gorzej. Dlaczego tak często myślała o nim? Dlaczego wciąż wspominała ten nieszczęsny pocałunek znad jeziora i jego reakcję? Czemu miała do niego żal, że mimo słów ojca chłopak nie pojawił się w krytycznym momencie, by pomóc im w walce? To jednocześnie frustrowało, jak i ciekawiło płomiennowłosą. Pomiędzy treningami i nauką starała się odszukać dawnego towarzysza. Rozpoczęła od pierwszego miejsca, które przyszło jej na myśl - Pałac Wszechmogącego. Ostatnie znane miejsce pobytu Ryu. Aymi zdawała sobie sprawę, że po tak długim czasie chłopaka tam już raczej nie zastanie, ale liczyła, że otrzyma jakąś wskazówkę czy też informację na temat jego aktualnego miejsca pobytu. Biedna halfka srogo się przeliczyła. Jedyną informacją, jaką zdołała uzyskać od bezdusznego Piccolo Daimao, było to, że Ryu od dawna tam już nie ma oraz że ma się wynosić, jeśli jej życie miłe. Odwiedziła Korina w wiosce pod zrujnowaną wieżą, dopytując go, czy wie cokolwiek na temat Smoka, ale ani on, ani nawet Kame nie byli w stanie powiedzieć jej niczego, co choć w pewnym stopniu naprowadziłoby ją na ślad bruneta. Przepadł, jak kamień w wodę. Tylko dlaczego czuła się z tym faktem tak źle?
W końcu skończyły jej się punkty zaczepienia, a Ryu jak nie znalazła, tak zdawała się nigdy już nie znaleźć. Czy był więc sens szukać dalej? Szukać kogoś, kto właściwie stracił zaufanie, jakie w nim pokładała? Wyglądało na to, że straciła kolejną bliską sercu osobę, choć tym razem nie wiązało się to ze śmiercią.


Siedziała na polance przed domem, obracając w palcach źdźbło trawy, i wpatrywała się przez dłuższą chwilę w przestrzeń. Czas mijał, Haricotto wciąż nie wracał, o Ryu już prawie zapomniała, a jednak przydałby się ktoś, z kim mogłaby porozmawiać. Ktoś, kto by ją zrozumiał, jak na przykład Mirai…
- Co tak smęcisz, młoda? - usłyszała za sobą głos mężczyzny, z którym ostatnio spędzała bardzo dużo czasu. Od wyjazdu brata do West City nie miała właściwie innego towarzysza poza właśnie Shadem, ale czy to wystarczy?
- Rozmyślam - odpowiedziała po prostu, uśmiechając się niemrawo. Miała naprawdę sporo przemyśleń i żadnego chętnego, z kim mogłaby się nimi podzielić. No, chyba że Shiro, on zawsze jej słuchał. Z panterą był jednak ten mały problem, że nijak nie odpowie. Cień spojrzał na nią z ukosa, zamyślił się, a potem wyszczerzył.
- Wiem, co poprawi ci nastrój! - oznajmił z entuzjazmem. - Sparing z Brokułem!
Ay spojrzała na niego zdziwiona, a po zaledwie dwóch sekundach zaczęła się śmiać. Na takie pomysły zawsze wpadał Hari. Poprawiać jej humor w trakcie walki. W pewnym sensie trochę jej tego brakowało. Ale może właśnie w tym sęk? Może w końcu znalazła kogoś, kto załata tę wyrwę w jej sercu?
- Wiesz co? Nawet niezły pomysł - odpowiedziała już nieco raźniej, a po chwili oboje lecieli już na spotkanie z wielkim saiyaninem.
Rozdział 2 - Podróż

Haricotto nie wracał. Minął rok, a po saiyaninie wciąż nie było nawet śladu. A przecież miał zaraz wrócić, prawda? Tak twierdziła kaioshinka, która tamtego dnia zwróciła Ay życie. Jak długo według niej miało trwać to “zaraz”?
- Martwię się o tatę… - mruknęła któregoś dnia, gdy akurat odwiedzali Miraia i Arisu w West City. - Powinien już dawno wrócić… Dlaczego nie wraca..?
- Spokojnie, może po prostu ma trudności z powrotem - brat starał się ją uspokoić, dziewczyna jednak wciąż wyglądała na zmartwioną. - Z tego, co pamiętam, pan Goku zabrał Harizoku na inną planetę, gdzie mieli cofnąć fuzję potar… Może nie mają tam statku kosmicznego, którym tata i pan Ranzoku mogliby wrócić?
- Trzeba coś z tym zrobić! - zawyrokowała dziewczyna. Nie wiedziała, jak i czy w ogóle jest w stanie coś na to poradzić, ale nie mogła siedzieć bezczynnie.
Mirai zamyślił się na dłuższą chwilę. Kojarzył coś, że Shade miał w zamiarze wyruszyć w podróż w poszukiwaniu zaginionych towarzyszy, może więc zgodzi się na dodatkowych kilku członków załogi? O ile zdobył już statek. W tych czasach na Ziemi było o niego trochę ciężko. Nie wadzi jednak zapytać, prawda?
Tak oto w krótkim czasie została zorganizowana wyprawa w kosmos. Shade’owi zależało na znalezieniu zaginionych przyjaciół, za to Ay i Mirai mieli na celu odnalezienie ojca i sprowadzenie go do domu.

Podróż przez kosmos dłużyła się niemiłosiernie, Mirai zaś postanowił jakoś pomóc siostrze ją znieść, dlatego też dużą część wolnego czasu spędzali razem na nauce. Płomiennowłosa nadrabiała wieloletnie zaległości z różnych dziedzin, poszerzała słownictwo dokształcała się w podstawowej wiedzy. Wciąż były kwestie, których nie rozumiała, a raczej nie zdawała sobie sprawy z braku ich zrozumienia, gdyż nigdy nie przychodziły jej do głowy. Rozwinięcie ich jednak na chwilę obecną nic nie wnosiło.
Po bliżej nieokreślonym czasie dotarli na rubieża kosmosu - planetę Vampę. Miejsce tak nieprzyjemne i wrogo nastawione do każdej żywej istoty, że bardziej się już nie da, a dodatkowo też znajome dla Brokuła. Ponoć spędził tu jakiś czas, skąd uratowała go Cheelai i jej kumpel Lemo. Z jego słów wynikało, że sprowadził go na to odludzie niejaki Nihilius Imperius, niby bóg, a wygląda jak demon, w dodatku tworzył jakieś imperium, zaczynając od Sadali - pierwotnej ojczyzny saiyan, skąd właśnie pochodzili Broly i Shalotto. W tym właśnie miejscu Ay mogła się wyszaleć, gdyż niemal codziennie ścierała się z tutejszymi bestiami w towarzystwie wielkoluda, czy któregokolwiek z pozostałych załogantów. Mirai pokazał jej kilka przydatnych technik, z czego jedna wyjątkowo jej się spodobała, więc wypróbowała ją nawet na jednym z potworów. Tym jednym atakiem zapewniła ekipie całkiem spory zapas mięsa na dalszą podróż.
Jedną z kolejnych odwiedzonych planet była Polaris, glob skuty lodem. Warunki były tu porównywalne z tymi, jakimi przywitały ich lodowe góry, na terenie których odbyła się pierwsza walka z TB prawie dwa lata wcześniej. Teren idealny do zahartowania własnych organizmów. W tym właśnie miejscu płomiennowłosa oddawała się medytacji, starając bardziej kontrolować własną moc. Mirai powtarzał jej, że kontrola ki jest bardzo istotna, skupiała się więc na tym, by jak najbardziej polepszyć ten aspekt. Nie bardzo interesowało ją, czego w tym miejscu szukają Shade i Shalotto, choć już kilkukrotnie przy odwiedzanych planetach zasłyszała imię Giblet. Kim był i jaki miał związek z dwójką saiyan - nie wnikała. Ona zajmowała się swoimi sprawami, oni swoimi. Gorzej, że w żadnym do tej pory mijanym miejscu nie natknęli się na Haricotta i Ranzoku. Poszukiwania zatem trwały...

- Oszukujesz! Podmieniłeś karty! - oburzyła się płomiennowłosa, obrzucając cienistego rozzłoszczonym spojrzeniem.
- Wcale nie. Może to ty oszukujesz i próbujesz się wyłgać? - odparł beznamiętnie Shade, czym tylko bardziej rozeźlił drażliwą od jakiegoś czasu dziewczynę.
- Ja nawet nie umiem oszukiwać! I widziałam, jak podmieniasz karty!
- Zdawało ci się…
- Oszust!
Kłócili się jedno przez drugie, każde upierając przy swoim, za nic jednak nie mogli dojść do porozumienia. Shalotto i Broly przyglądali się tej scenie z dystansem, nie chcąc wchodzić pod ostrzał rudej. Wystarczyło im, że wyrzuca swoją frustrację na niepisanym kapitanie tego okrętu. Niepisanym, bo to głównie Shalotto zajmował się wszystkimi sprawami związanymi ze statkiem. Mężczyzna pochylił się ukradkiem nad siedzącym nieopodal Miraiem, który to oddawał się lekturze. Musiał przyznać, że stare książki, których w jego czasach już niestety nie uświadczy, były niekiedy bardzo wciągające.
- Ej, młody… też widzisz te iskry między nimi? - spytał starszy saiyanin, a młodzik na moment oderwał się od lektury.
- Hm? W sensie, że co?
- No spójrz na nich. Kłócą się jak stare dobre małżeństwo - wyjaśnił cicho Shalo. Mirai podążył za jego spojrzeniem, przypatrując się sprzeczce, a potem zaśmiał się cicho.
- Nie, to jeszcze nie ten etap - rzucił rozweselony i wrócił do lektury. - Moja siostra tak odreagowuje zamknięcie w tej metalowej puszce. Wiesz… woli otwarte przestrzenie. Gdyby nie to, że chcemy znaleźć ojca, nigdy nie dałaby się zamknąć na statku na tak długo.
W którymś momencie Aymi po prostu rzuciła kartami o stół, przy którym grali, a potem wyszła, ciskając z oczu pioruny. Czasem ciężko było być jedyną przedstawicielką płci pięknej na pokładzie… W dodatku niezrozumianą...

Wkurzała się, gdy nie miała na czym się wyżyć. Brak sali treningowej bolał, bo przecież nikt nie chciał przypadkiem rozwalić statku i skazać pozostałych na natychmiastową śmierć w próżni, prawda? Mirai już na początku wyprawy wytłumaczył siostrze, czym właściwie jest przestrzeń kosmiczna i dlaczego nie należy uszkadzać pojazdu, w którym się znajdują. A podróż dłużyła się i dłużyła. Zatrzymywali się na jakichś randomowych planetach w celu uzupełnienia zapasów, co Ay wykorzystywała w celu intensywnego treningu, który był jej sposobem na “rozładowanie” emocjonalne. Naprawdę nie znosiła zamkniętych przestrzeni, ale poświęcała się, bo miała określony cel, a to był jedyny dostępny sposób, by go osiągnąć.
- Widzę, że zwykłe rzucanie kamehameha na prawo i lewo nie wystarcza, co? - rzucił Mirai, lewitując w powietrzu nieopodal siostry, z rąk której wyleciała już któraś z kolei błękitna fala.
- Nie, to nie pomaga! - warknęła dziewczyna z niezbyt zadowoloną miną. - Mam już dość siedzenia w zamknięciu! Dlaczego jeszcze nie znaleźliśmy taty? Gdzie on się podziewa? Czemu nie wrócił do domu? Niech to się już skończy!
Chłopak widział podchodzące jej do oczu łzy, więc tylko podleciał bliżej i otoczył ją ramionami. Musiała to z siebie wyrzucić w ten czy inny sposób, nie bronił jej tego. Wiedział, jaka jest. Potrzebowała chwili, żeby ochłonąć, uspokoić myśli i wrócić do normalności. Ostatecznie usiedli na skałach i trwali tak we względnej ciszy, przynajmniej do momentu, w którym płomiennowłosa oderwała się od braterskiej piersi.
- Chcesz się czegoś nowego nauczyć? - zaproponował Mirai, ocierając jej łzy z policzków. - Mogę ci pokazać kilka fajnych technik, jeśli chcesz. A jeśli nie masz ochoty na trening, to równie dobrze możemy pouczyć się czegoś innego. Wciąż wielu rzeczy jeszcze nie rozumiesz, prawda?
Ay tylko przytaknęła, ostatecznie zgadzając się na zwykły typ nauki w postaci objaśniania kolejnych pojęć i ich kontekstów.

I tak wciąż lecieli przez kosmos, kontynuując poszukiwania. A kolejnym punktem w planie podróży okazała się Sadala...
Rozdział 3 - Sadala i Ziemia - dwa domy

Lądowanie na Sadali było o dziwo gładkie i przyjemne, a sami mieszkańcy - w większości przyjaźni. Tyle się nasłuchała o saiyanach, ich zbrodniach, et cetera, że ciężko jej było teraz przypisać te cechy do ludzi, których tu spotkała. Jasne, byli wojownikami, ale żaden z nich nie przejawiał chęci mordu, a taki niesmak względem tej rasy pozostał jej po spotkaniu z Kenzuranem. “Zrobiłem to, co musiałem” - idealne podsumowanie morderstwa na dziecku. O tym renegacie jednak nie chciała myśleć. Wcale a wcale.
Ekipa rozeszła się po planecie, chcąc szukać… cóż, tego, czegokolwiek szukać mieli czy chcieli. Ay z Miraiem postanowili trochę pozwiedzać i przy okazji potrenować. Jasnym było, że tu nie znajdą ojca, ale reszcie jakoś nie spieszyło się z dalszą podróżą. Pobyt tu był całkiem przyjemny, choć Ay wciąż starała się spożytkować go jak najlepiej. Często znikała gdzieś w lasach, starając się poszerzyć własne możliwości postrzegania. W tej chwili potrafiła wyczuć każdą żywą istotę na planecie, wiedziała jednak, że to nie jest jej limit. Kiedyś skupiała się na sięgnięciu swoim zmysłem dalej, dzięki czemu osiągnęła aktualny poziom, podobnie mogła też uczynić i teraz. Znała ki ojca, pamiętała je doskonale, wystarczyło tylko sięgnąć po nią wystarczająco daleko, by w końcu ją poczuć.
Trwało to długo. Spędzała na medytacji całe dnie, a te zdawały się mijać zadziwiająco szybko. Jeden, drugi, piąty, ósmy… Z każdym kolejnym czuła więcej, sięgała dalej, to jednak jeszcze nie było to. Wciąż nie czuła tej znajomej, ciepłej energii saiyanina, którego nazywała ojcem. Mimo wszystko wciąż próbowała i oddawała się temu zupełnie. Brat wielokrotnie musiał wytrącać ją z tego swoistego transu, w jaki wpadała, tylko po to, by przynajmniej zjadła coś i się zdrzemnęła. Wielokrotnie odmawiała, uważając, że zrobi to później. Ostatecznie Mirai znajdował ją nieprzytomną, a raczej śpiącą pod jednym z drzew. Jej organizm sam wiedział, ile jest w stanie znieść, a po przekroczeniu tego limitu wytrzymałości odcinał dziewczynie świadomość.
W końcu jednak upór i kolejne próby popłaciły! Poczuła to! Czuła ki Haricotta! Problem w tym, że potrafiła określić kierunek, ale nie potrafiła się tam przetransportować. Ona w przeciwieństwie do takiego Gattsa nie umiała się teleportować. Pozostawało więc tylko jedno - kolejna, niekończąca się podróż statkiem. Próbowała z pomocą Shalotto ustalić, na jakiej planecie znajduje się ojciec, na nic się to jednak nie zdało. Nie rozumiała tych wszystkich parametrów odległości w skali kosmicznej. Wiedziała po prostu, gdzie jest Hari, ale nie miała pojęcia, jak wskazać pozostałym położenie planety. Wychodziło zatem na to, że ucieszyła się przedwcześnie.
Po powrocie nie wiadomo skąd, Shade zarządził powrót na Ziemię. Nie przysłuchiwała się dokładnie, jaki to powód był tak ważny, by przerwać poszukiwania, jako kapitan i tak miał ostatnie słowo. Błękitna planeta stała się zatem kolejnym celem ich podróży, a Ay wyczekiwała momentu, w którym znów postawi stopy na rodzimym globie. Miała dość tej blaszanej puszki latającej przez kosmos...

Lądowanie na Ziemi nie było łatwe. Jak to stwierdził Mirai - lecieli na oparach paliwa, które tuż przed wejściem w ziemską atmosferę po prostu się wyczerpało. Co to oznaczało? Że nie mieli czym hamować przy lądowaniu. Co zatem zrobili? Zatrzymali statek ręcznie, i to dosłownie. Ostatecznie statek trafił w ręce profesora Briefsa na “przegląd”, a ekipa po prostu się rozeszła. Rodzeństwo postanowiło odwiedzić Arisu, a raczej Mirai się do tego palił, choć sam się do tego nie przyzna. Mimo wszystko sam fakt, że wspominał ją niemal codziennie i to kilkukrotnie w ciągu ostatnich dni podróży, mówił sam za siebie. Całe szczęście, że blondynka mieszkała tam, gdzie poprzednio, więc nie musieli daleko jej szukać. Nie miała też nic przeciwko, bo oboje u niej przenocowali przez kilka dni. Chociaż później mogła tego żałować…


Aymi nie mogła zasnąć. Wierciła się w łóżku, przekręcała z boku na bok, ale sen jak nie przychodził, tak nie miał zamiaru przyjść. W końcu zrezygnowała z już i tak bezowocnych prób zaśnięcia. Wstała, wciągnęła na tyłek spodnie i postanowiła jakoś inaczej spożytkować czas. Może Mirai jej w tym pomoże? Do tej pory nie miał problemu z tym, że przerywa mu sen. Wyszła zatem z pokoju gościnnego i skierowała się do sypialni Arisu, gdzie nocował też jej brat. Nim jeszcze dotarła pod same drzwi, usłyszała dziwne i dość niepokojące dźwięki, jakieś pojękiwania. Podeszła ostrożnie, przysłuchując się uważnie temu, co mogło się dziać w środku. Z każdą chwilą jej niepokój rósł, a szalę przeważył krzyk gospodyni. Płomiennowłosa wparowała do środka, wyważając drzwi, gotowa w każdej chwili odeprzeć atak ewentualnego wroga. Jakież jednak było jej zdziwienie, gdy nie zastała żadnego napastnika, gdyż w pomieszczeniu znajdowali się tylko jej brat i blondynka. Oboje nadzy i zaskoczeni jej wtargnięciem. No, prawie… Wyraz twarzy Ari nagle się zmienił, wyglądała na wściekłą.
- Wynoś się! Wyjdź! Natychmiast! - warknęła, osłaniając się fragmentem zmiętej pościeli. Aymi nie rozumiała, co tu tak właściwie się działo, ale nie trzeba jej było powtarzać dwa razy. Wyszła z pokoju, znikając wściekłej blondynce z oczu. - Kurwa! Żeby we własnym domu nie mieć prywatności!
- Ari, skarbie, ona nie wiedziała… - próbował uspokoić ją chłopak, nic to jednak nie dawało.
- Jeszcze jej bronisz? Przez te dwa lata waszego latania po kosmosie nie zdążyła się nauczyć pukać i szanować cudzą prywatność?!
- Dobrze wiesz, że nie o to chodzi… Wyglądała raczej… jakby wpadła nam pomóc…
- Pomóc?! Och, daj spokój! Twoja głupia siostra wszystko zepsuła!
Trzask! Drzwi frontowe zamknęły się z hukiem. Mirai wstał, w pośpiechu zarzucając coś na siebie, i poszedł to sprawdzić. Od razu zauważył lekko nadkruszony tynk na ścianie przy wejściu do sypialni. Ślad wskazywał na wyrycie go palcami. Aymi stała w tym miejscu, nim ostatecznie wybiegła z mieszkania.
- Uciekła… - szepnął pod nosem, wracając do Ari. Blondynka siedziała naburmuszona na łóżku z rękoma splecionymi pod biustem. - Aymi nie jest głupia. Po prostu ma trudności z interpretacją pewnych sytuacji, bo nie miała nikogo, kto by ją tego nauczył. Mówiłem ci to już…
- To jej nie usprawiedliwia - burknęła dziewczyna, nawet na niego nie patrząc.
Mirai westchnął zrezygnowany i usiadł na brzegu łóżka, przecierając twarz dłonią. Wiedział, że płomiennowłosa nie zrobiła tego umyślnie, ale do Arisu najwyraźniej to nie docierało. Przynajmniej w tej chwili. Aymi z pewnością słyszała każde jej słowo, a doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak reagowała na nazywanie jej głupią. Dla jego siostry to było największą obelgą. Zerknął na ukochaną, ta jednak pozostawała niewzruszona. Westchnął raz jeszcze, po czym wstał i podszedł do okna spoglądając na nocny krajobraz. Miasto oświetlały okoliczne lampy, a także wyjątkowo jasny księżyc. Chłopakowi chwilę zajęło uświadomienie sobie pewnego faktu…
- Pełnia… Dziś jest pełnia! - zawołał rozgorączkowany, ubierając się w locie. Tak dawno przestał się przejmować patrzeniem w księżyc, że zapomniał o ważnej rzeczy - Ay wciąż miała ogon i mogła się transformować w Oozaru. Jeśli do tego dojdzie…
Wyleciał z mieszkania niczym wystrzelony z procy. Musiał znaleźć siostrę, zanim stanie się coś złego…

Przecinała nocne niebo, pozostawiając za sobą tylko białą smugę. Minęła miasto, ale nie miała w zamiarze zwalniać. Łzy przesłaniały jej widoczność, ale nawet to nie skłaniało jej do zatrzymania się. Przetarła oczy rękawem, zatrzymując się w powietrzu.
- Nie jestem głupia… - jęknęła, pociągając lekko nosem. To bolało, naprawdę bolało. Tak bardzo się starała, by nie odstawać, starała się nadrobić te wszystkie lata nauki, które ją ominęły. Mimo wszystko wciąż popełniała jakieś głupie błędy, wciąż się ośmieszała w oczach innych. A wszystko dlatego, że nie rozumiała. Nienawidziła tego. Po stokroć nienawidziła.
- NIE JESTEM GŁUPIA!!!! - zakrzyknęła w eter, a wokół niej zawirowała energia. Nie przemieniła się jednak w żadną z form super saiyanina. Po prostu zastygła, wpatrując się ze zdziwieniem w niemal białą tarczę księżyca. Czy kiedykolwiek widziała go takim? Nie potrafiła sobie przypomnieć…
- Aymi! - usłyszała za sobą głos brata. - Nie patrz na księżyc!!
Odwróciła się w jego stronę ze zdziwieniem wymalowanym na zapłakanej twarzy. Dlaczego miałaby..?
Badum! Serce uderzyło w żebra z niespotykaną dotąd werwą, a potem jeszcze raz i jeszcze, za każdym razem coraz mocniej. Ay przestała widzieć zmierzającego ku niej chłopaka, jej umysł w jednej chwili zasnuła gęsta mgła, odcinając ją od rzeczywistości. Na zewnątrz zaś…
- GGRRRRAAAAAAHH!!! - zawyła wściekle, uwalniając tym samym falę mocy, co odrzuciło Miraia, dosłownie go zdmuchując. Nie minęła chwila, a zamiast jego siostry w powietrzu wisiała wielka małpa o czerwonym zabarwieniu futra.
- O nie… - jęknął chłopak, otrzepując się z powstałego kurzu. Kiedy ostatni raz widział siostrę w podobnym stanie, jednym ruchem ręki zmiotła z powierzchni ziemi całe miasto. To było wprawdzie w jego czasach, ale jednak. Dobrze wiedział, czym może grozić szaleństwo tej bestii, w jaką się zmieniła. Musiał to powstrzymać…
Jak zatrzymać niszczycielską moc Oozaru? Prosto - pozbyć się ogona. W prawdzie Aymi była bardzo przywiązana do tej części swego ciała, bo nawet w przyszłości nie pozwoliła go sobie usunąć, ale sytuacja wymagała drastycznych środków.
Chłopak myślał nad planem, lecz jego siostra nie była z tych przeciwników, którzy dają zbyt wiele czasu na ruch oponentowi. Nim Mirai się spostrzegł, olbrzymia pięść już zmierzała w jego kierunku i tylko refleks uchronił go przed wybiciem na orbitę. Udało mu się zablokować uderzenie, lecz i tak potężna siła posłała go dobrych kilkanaście metrów do tyłu. Chłopak musiał się skupić, jeśli nie chciał przegrać tej potyczki a tym samym narazić życia niewinnych cywili. Wiedział, że Ay zupełnie się nie kontrolowała, a po wszystkim wyrzuty sumienia mogą ją przygnieść. Dlatego też najprostszym rozwiązaniem było pozbycie się głównego źródła problemów, a mianowicie ogona. Sumują wszystkie plusy, minusy oraz awanturę, którą z pewnością mu zrobi, usunięcie tej części ciała było najbardziej optymalnym wyjściem. Nawet nie starał się z nią rozmawiać, czy też jej przekonywać do tego, aby oprzytomniała. Kiedy władzę przejmie Wielka Małpa, to nie ma zmiłuj. Albo wygrasz, albo lądujesz na ziemi zdeptany. Nie ma nic pomiędzy. Mirai ruszył w stronę swojej siostry i choć w jego stronę ponownie wystrzeliła wielka pięść, to tym razem był już gotowy. Zręcznie uniknął ciosu i skierował się w tylne rejony ciała swojej siostry, gdzie znajdował się jego cel. W życiu jednak nic nie jest proste. Aymi też nie zamierzała mu ułatwiać zadania i złośliwie strzeliła go ogonem tak, że raz jeszcze odleciał i zniszczył kilka drzew z lasu, do którego go wystrzeliła. Ryk, jaki wydała z siebie, w jego odczuciu brzmiał jak rechot i wiwat jednocześnie. Mogło mu się tylko wydawać, ale miał wrażenie, że Aymi doskonale się bawi, a tłuczenie go sprawia jej jeszcze większą przyjemność.
- Nee-san… no daj spokój. Daj sobie pomóc. Jeden ruch i wrócisz do siebie - mówił spokojnym tonem Mirai, choć równie dobrze mógłby zwracać się do pobliskiego krzaka. Problem z komunikacją był nad wyraz widoczny i nic nie zapowiadało, iż ma się coś poprawić. Jedynym plusem tego wszystkiego był fakt, iż zdołał skupić uwagę małpiszona na sobie, dzięki czemu nie miała zamiaru iść i niszczyć wszystkiego dookoła. Zamiast tego czekała, aż czerwonowłosy się podniesie i ponownie zaatakuje. Najwidoczniej walka z małą muchą, którą aktualnie w jej odczuciu był Mirai, sprawiała jej przyjemność.
- Skoro chcesz trudniejszą ścieżką, to proszę bardzo... - powiedział, a jego włosy uniosły się do góry. Czerwień ustąpiła miejsca złotu, a jego ciało opatuliła gęsta aura. Koniec zabawy.
Mirai po raz kolejny wystrzelił w stronę swojej siostry, lecz tym razem był znacznie uważniejszy, a przede wszystkim - szybszy. Nie oznaczało to, iż wszystko miało pójść prościej. To w dalszym ciągu była jego starsza siostra i jedyne, co przemawiało na jego korzyść, to brak jej kontroli i to, że byli praktycznie w tym samym wieku. W przyszłości kilka razy zdołał z nią wygrać, choć cały czas uważał, że dawała mu fory. Teraz zaś musiał pokonać osobę, którą podziwiał. Jej ciosy wydawały się znacznie wolniejsze, lecz musiał uważać, gdyż jak zdążyła pokazać, brak opanowania nie wpłynął na jej zdolności bojowe oraz zmysł walki. Za każdym razem kiedy wydawało mu się, że już jest u celu, to jego siostra wykonywała kolejny niewytłumaczalny dla niego ruch, który sprawiał, że musiał się wycofać lub ponownie kombinować, jak ją zajść. NIe było to nawet złe, ale wolał tak nie spędzić całej nocy, gdyż wystarczy jeden ruch i … o, no właśnie… W tym momencie, kiedy Mirai ponownie zaczął za dużo myśleć, Oozaru Aymi otworzyła pysk, z którego wystrzeliła olbrzymia fala energii. Mirai musiał ją odbić w górę, lecz kosztowało go to sporą ilość sił. Chyba trzeba przejść do większej ofensywy i zwyczajnie poranić siostrę. Najwyżej przeprosi ją później. Problem w tym, że nie zdążył…
Wielka łapa sięgnęła ku niemu, zamykając go w swoich objęciach. Od kompletnego zmiażdżenia uchroniła go tylko transformacja, która pozwalała mu jako tako stawiać opór. Jakim cudem ona jest tak silna w tej formie?! I czy aby na pewno nie jest świadoma tego, co robi..? Małpa ryknęła chłopakowi prosto w twarz, szczerząc ostre kły. Zaciskała pięść coraz bardziej, jakby chciała wycisnąć z blondyna wszystkie soki. Chłopak spiął wszystkie mięśnie, nic to jednak nie dawało. Słyszał tylko warkot i zgrzytanie zębów. Łup! Ciało młodzieńca z przyszłości zderzyło się z ziemią, a potem jeszcze raz i kolejny. Nim się zorientował, znów był w powietrzu, choć wciąż ściskany ogromnym łapskiem. Co gorsza - druga łapa sięgnęła po jego głowę. Mirai zawył z bólu, starał się jednak wytrzymać. To jednak nie zmieniło zbytnio jego sytuacji, wciąż był w potrzasku i ledwo mógł się ruszać. Została mu już tylko jedna, nikła szansa…
- Aymi! Aymi, przestań! - spróbował przemówić jej do rozsądku, dotrzeć do jej wewnętrznej jaźni. - Co by powiedział ojciec, gdyby widział cię taką?! Pomyśl tylko! Myśl o Haricotto! HARICOTTO!!
Nie wiedział, czy to zadziała, ale nic innego nie przyszło mu do głowy. Wiedział, jak silna więź łączy siostrę z ojcem, uznał zatem, że jeśli to zawiedzie, nic już nie zmieni jego losu.
Aymi zawahała się. To jedno słowo sprawiło, że zaczęła się zastanawiać. Kim tak właściwie jest Haricotto i dlaczego samo brzmienie tego imienia oddziałuje na nią w ten sposób? Wywołuje to dziwne ukłucie w piersi? Przed oczami mignęła jej roześmiana twarz bruneta, wspomnienie wesoło powtarzanego “Aycia”, wspólnie spędzonych chwil, radości i smutków. Jak mogła o nim zapomnieć? Jak mogła zapomnieć pierwszego człowieka, którego obdarzyła zaufaniem i który nigdy tego zaufania nie stracił? Teraz był on gdzieś daleko, gdzieś, gdzie ona nie miała dostępu. Wiedziała, jakie to miejsce, ale nie była w stanie przekazać tego innym tak, by którykolwiek ze statków mógł ją zabrać do ojca. Zawyła, tym razem nie było to jednak oznaką wściekłości a osamotnienia. Małpie łapy poluzowały uścisk na swojej zdobyczy, wycie jednak wciąż trwało. Ból, żal, samotność. Tak bardzo chciała znów zobaczyć ojca…
Mirai wyswobodził się z potrzasku, odskakując na bezpieczną odległość. Nie miał pojęcia, co takiego uruchomił, ale to, co działo się na jego oczach, przekraczało ludzkie pojmowanie. Czerwone futro pojaśniało, by zaraz błysnąć złotem tak, jakby Aymi w samej formie Oozaru weszła w stadium super saiyanina. Złocista aura opatuliła całe jej ciało, ale i to nie było zwieńczeniem niespodzianek. Nagle cała jej postać rozbłysła złocistą poświatą i z chwili na chwilę zaczęła się coraz bardziej kurczyć, ostatecznie przyjmując na powrót ludzką postać.
- Co do… - wyrwało się Miraiowi, który przezornie nie wygasił jeszcze swojej transformacji. Podleciał bliżej siostry, zachowując jednak bezpieczny dystans, tak na wszelki wypadek.
Aymi stała na polance wśród połamanych drzew, wpatrując się we własne dłonie, potem oglądając ramiona i całą resztę. Futro. Miała na ciele płomieniste futro! Jak..? Skąd? Nie rozumiała tego. Uniosła spojrzenie na brata.
- Mirai… co się ze mną stało? - spytała trochę niepewnie. - To jest to całe Oozaru? Nie czuję się jak przerośnięta małpa…
- Etto… bo już nie jesteś przerośniętą małpą? - spróbował chłopak, drapiąc się niezręcznie w tył głowy. - Zdaje się, że odblokowałaś jakąś nową transformację. Pierwszy raz widzę coś takiego. W tej formie wyglądasz… doroślej.
Aymi spojrzała na niego z ukosa, po czym wróciła do oglądania efektów przemiany. Z dwojga złego posiadanie futra nie wydawało się wcale takie złe.

Płomiennowłosej trochę zajęło, nim odkryła, w jaki sposób aktywuje się nową transformację. W przeciwieństwie do swojej dotychczas najsilniejszej przemiany ta forma nie wymagała gniewu, co znacznie ułatwiało sprawę. W opinii halfki obie transformacje były sobie równe, lecz każda miała swoje zalety.
Rozdział 4 - Nadrabianie zaległości

Kolejny rok był dla Aymi czymś, czego nigdy nie miała - powrotem do korzeni. Jako że nie chciała, by sytuacje pokroju tej z Ari i Miraiem w łóżku się powtórzyły, postanowiła zgłębić trochę wiedzy. Choć słowo “trochę” jest tu mało adekwatne. Uczyła się, od samego początku, od podstaw. Nadrabiała te wszystkie lata, które spędziła w dziczy, by już nikt nigdy nie mógł nazwać jej głupią z powodu niezrozumienia jakiejś sytuacji.
Chłonęła zatem wiedzę z wielu dziedzin, między innymi matematyki, fizyki, biologii, czy historii, odkrywając coraz to więcej ciekawostek, jakie do tej pory skrywał przed nią świat. Jej nauczycielem został nie kto inny jak Mirai, choć sporadycznie zdarzało jej się też odwiedzać Aiko i razem z nią przerabiać jakiś materiał. Nie naciskała na tęczowowłosą w kwestii odkrywania jej wspomnień, w końcu zdarzenia z przeszłości same do niej wrócą. Prędzej czy później. Trzeba im po prostu dać czas...


- Ty i Arisu chcecie mieć dzieci? - spytała brata któregoś razu przy herbacie. Nie spodziewała się, że chłopak aż zakrztusi się spożywanym naparem, momentalnie czerwieniejąc na twarzy.
- S-Skąd ci to przyszło do głowy?!
- No… Pamiętasz chyba, jak w zeszłym roku po powrocie na Ziemię nocowaliśmy u Ari i…
- Oczywiście, że pamiętam! - przerwał jej szybko. - Tamtej nocy osiągnęłaś nowe stadium przemiany. Nie rozumiem jednak, co to ma do dzieci…
- Prokreacja - odparła najzwyczajniej w świecie. - Na tym to chyba polega, nie? W celu spłodzenia potomka dwoje ludzi spółkuje i…
- Seks to nie tylko prokreacja sama w sobie! To…
Zaciął się na moment. Jak miał jej to wytłumaczyć? Po tych kilku miesiącach intensywnej nauki zdążył już zauważyć, że jego siostra w każdej kwestii doszukiwała się jakiejś logiki. Dla niej wszystko musiało mieć jakiś sens. Tylko jak wyjaśnić komuś z takim myśleniem, że tylko w niektórych przypadkach stosunek kończy się ciążą? Musiał spróbować…
- Widzisz… Z punktu widzenia biologii stosunek służy przekazaniu swoich genów potomnym, ale… to tylko część tego wszystkiego. Ludzie nie uprawiają seksu z pierwszą lepszą osobą, dobierają się w pary, które uwarunkowane są uczuciami łączącymi dwójkę ludzi. No wiesz… miłość i te sprawy…
- Tak, miłość… - powtórzyła, zamyślając się na chwilę. Wciąż miała problem ze zrozumieniem niektórych pojęć, gdyż nie potrafiła tego poczuć. Ilekroć jednak mowa była o miłości, dziwnym trafem jej myśli zawsze schodziły na osobę Shade'a… Pokręciła tylko głową.
- Więc rozumiesz, że to uczucia wpływają na to, czy i z kim dana osoba będzie chciała odbyć stosunek - kontynuował Mirai. - Ale nawet jeśli już dojdzie do samego zdarzenia… Jakby ci to… Ludzie czerpią z tego przyjemność, po prostu. Seks uwalnia hormon szczęścia.
- Hm, czyli uprawianie seksu sprawia, że człowiek jest szczęśliwy, tak?
Przytaknął. Z wyrazu jej twarzy wyczytał jednak, że jeszcze coś ją zastanawia, a znając ją - zaraz coś palnie.
- Czyli gdybyśmy my odbyli stosunek to…
- STOP, STOP, STOP! - przerwał jej gwałtownie, zrywając się z siedzenia. Spojrzała na niego zaskoczona. - Po pierwsze: tego się nie robi w obrębie rodziny. Czyli ani z rodzeństwem, ani tym bardziej z którymkolwiek z rodziców. To… to nielegalne.
- Dlaczego?
- Bo tak! Po drugie: nawet przez myśl mi nie przeszło, że mogłabyś coś takiego zainsynuować! Ty i ja nigdy, przenigdy nie będziemy nawet blisko sytuacji, w której dojdzie do stosunku! Zrozumiałaś?!
- No dobrze, nie musisz się tak unosić… - mruknęła tylko Aymi, dopijając swoją herbatę. - Czyli nie planujecie z Ari dzieci, a raczej czerpiecie przyjemność z bliskości cielesnej, tak?
- Tak, na chwilę obecną tak - odpowiedział po prostu.
Aymi przytaknęła, dolewając sobie przy tym naparu. Czasem nie rozumiała, czemu Mirai tak emocjonalnie podchodzi do niektórych spraw. Ona po prostu chciała mieć wszystko czarno na białym. Nie zamierzała już nigdy być nazywana głupią.
Może właśnie w tym problem?
Rozdział 5 - Rozstania i powroty

- Na mnie już pora - oznajmił któregoś dnia po śniadaniu Mirai. - Spędziłem w tym czasie cztery lata, nie mogę zostać dłużej…
- Rozumiem - odparła po prostu płomiennowłosa, choć nie wydawała się tym faktem pocieszona. Ostatnie kilka tygodni spędziła z bratem i właściwie już zapomniała, że pochodzi on z przyszłości. Wiedziała, że ten dzień kiedyś nadejdzie, mentalnie się do niego przygotowywała. - Pożegnasz się z Arisu? Dawno u niej nie byłeś.
Na wspomnienie blondynki chłopak szybko uciekł spojrzeniem, po chwili jednak westchnął.
- Ona nie chce mnie widzieć - mruknął pod nosem. - Nazwała mnie darmozjadem i wyrzuciła za drzwi. To dlatego… etto…
- Dlatego ostatnie tygodnie mieszkałeś ze mną - dokończyła za niego siostra, unosząc tylko kącik ust.
- Taa… Po prostu nam nie wyszło, nie ma czego rozpamiętywać. To oczywiście nie wpływa na wasze relacje, czy coś.
- Ona i tak chyba niespecjalnie za mną przepada… - mruknęła jeszcze Ay i właściwie na tym zakończyli temat blondyny.
Dopili herbatę, Mirai skończył pakowanie, a niedługo potem doszło do pożegnania. Stalowooka nie zatrzymywała brata na siłę, to i tak nie miałoby sensu. Dla niej przedłużył swój pobyt o całe cztery lata, które dały jej naprawdę wiele. Jaką byłaby siostrą, gdyby wymagała od niego więcej?
- Uważaj na siebie, dobrze? - poprosiła jeszcze, gdy wsiadał do swojej kapsuły.
- Oczywiście, że będę. Zawsze to robię - uśmiechnął się do niej pogodnie, choć była w tym i nuta smutku. - Poszukaj w najbliższym czasie Shade’a, dotrzyma ci towarzystwa, gdybyś się nudziła.
Puścił jej oczko, ona zaś tylko zaśmiała się pod nosem i skinęła głową na potwierdzenie. Pięć minut później wciąż wpatrywała się w punkt na niebie, gdzie zniknął, aż w końcu westchnęła i wróciła do domku.


Kolejny słoneczny dzień powoli sobie mijał, gdy przechadzała się zamyślona uliczkami West City. Zadziwiające, jak bardzo zmieniła się przez te kilka lat. Dawniej trzymałaby się od ludzi z daleka, a tak tłumne miasto omijała szerokim łukiem, a teraz? Tłum czy nie - ona była ponad tym. Znała swoją siłę i umiejętności, wiedziała, że nikt w pobliżu nie jest w stanie jej zagrozić, a przynajmniej nie w sposób skryty. Dlaczego więc miałaby się bać poruszania wśród większej czy mniejszej grupy ludzi?
Wracała właśnie z Korporacji, gdzie odwiedzała Aiko. Gdy doskwierała jej samotność, to właśnie spotkania z tęczowowłosą umilały jej czas. Zawsze mogły sobie porozmawiać na jakieś luźne tematy, pośmiać się, albo po prostu Ay nieco pomagała koleżance w pracy. Nic specjalnego, tu coś podała, tam podtrzymała, gdy akurat zepsuł się podnośnik, et cetera, et cetera. Teraz zaś szła zamyślona, zastanawiając się… właściwie nie wiedziała do końca nad czym.
- ...i jeszcze nie wrócił, a minął już prawie tydzień - wyłapała gdzieś w tłumie.
- Ale że poszedł do tego lasu po jakieś owoce i tak po prostu wyparował?
- Nie “jakieś tam owoce” tylko “najcudowniejszy owoc wszechczasów”, a przynajmniej według niego. Znasz mojego brata, jest zafiksowany na punkcie gotowania, a ten owoc miał być zwieńczeniem jego najnowszego deseru…
- Hm, ale to rzeczywiście dziwne, że jeszcze nie wrócił…
Aymi przystanęła, przyglądając się dwóm młodzikom przy jednym ze straganów. To właśnie ich rozmowa przykuła jej uwagę, a właściwie nie sama rozmowa a problem, jaki najwidoczniej miał jeden z nich. Nie byłaby sobą, gdyby ot tak poszła dalej, ignorując kogoś w potrzebie. Miała zdecydowanie za dobre serce do ludzi.
- Przepraszam… usłyszałam waszą rozmowę. Tylko mi się zdawało, czy czyjś brat jakby… zaginął? - wtrąciła się delikatnie, gdy już podeszła bliżej. Obaj spojrzeli na nią z lekkim niepokojem, po chwili jednak porozumieli się wzrokiem i chyba postanowili wtajemniczyć nieznajomą w sytuację.
- Mój starszy brat jest cukiernikiem i dowiedział się ostatnio, że w jakimś lesie na północny-wschód od miasta można znaleźć jakiś rzadki owoc - tłumaczył jeden z chłopców, typowy nastolatek w bluzie z kapturem. - Jakaś pitapalpaja, czy coś takiego. W każdym razie uznał, że ten owoc będzie się idealnie nadawał do jego nowego deseru, więc spakował się i wyruszył. No i od tamtej pory nie daje znaku życia. Próbowałem do niego dzwonić, ale nie odbierał, teraz to już mu chyba bateria w telefonie padła…
Dziewczyna słuchała wyjaśnień, dopytując o kilka szczegółów, ostatecznie postanowiła jednak pomóc w tej sprawie. Wystarczyło przecież tylko znaleźć tego kucharza i sprowadzić go do domu, prawda? Dała tylko znać chłopakom, by zawiadomili kogoś w Capsule Corp., gdzie się wybiera. Tak na wszelki wypadek, gdyby ktoś jej szukał i nie mógł znaleźć. Mając więc najpotrzebniejsze informacje, ruszyła na poszukiwania.

Las był bardzo gęsty, co wykluczało rozeznanie się w terenie z lotu ptaka, musiała zatem wylądować wśród drzew. Zewsząd otaczała ją zieleń, choć niektóre krzewy upstrzone były kolorowymi kwiatami, których woń wręcz wbijała się w nozdrza. Słodka, upajająca, rozkoszna. Gdyby nie fakt, że Ay miała kogoś znaleźć, zatrzymałaby się tu na dłużej, by po prostu zgłębiać piękno natury. Szła więc przed siebie, nawołując poszukiwanego mężczyznę, jednak nie dostawała w zamian żadnej odpowiedzi.
Zatrzymała się przy rzece, szukając jakichś śladów. W końcu bez wody nikt daleko nie zajdzie, a przy brzegu mogłaby znaleźć chociażby odcisk buta. Okolica jednak zdawała się pusta, nie licząc zwierząt, które akurat korzystały z wodopoju. Sama też skorzystała z napitku, od razu ruszając w dalszą drogę. W dalszym ciągu szukała wskazówek, od czasu do czasu nawołując, ale dopiero po dłuższej chwili zdała sobie sprawę, że chyba zapomniała imienia poszukiwanego. Jak mu właściwie było? Tadek? Zbyszek? Alonso? Za cholerę nie potrafiła sobie przypomnieć. Ostatecznie wzruszyła ramionami i po prostu wołała. Może ktoś odpowie?

Tymczasem Shade wracał akurat do siedziby Korporacji Kapsuła po jednym ze zleceń od doktora Briefsa, gdy napotkał dwóch młodzików. Dowiedział się od nich o aktualnym miejscu pobytu dziewczyny, a że dawno jej nie widział, postanowił dołączyć do zabawy w poszukiwanie i przy okazji spędzić z rudzielcem nieco czasu. Wybrał się więc za wskazówkami do lasu, nigdzie jednak nie mógł wyczuć Aymi, jakby sam las był chroniony jakąś dziwną barierą niwelującą zdolności Przeklętego. Nie pozostawało mu nic innego, jak wejść w gąszcz i poszukać w tradycyjny sposób. Miał tylko nadzieję, że nie potrwa to zbyt długo…

Aymi zatrzymała się na łące, rozkoszując ciepłem słońca i zapachem kwiatów. Już właściwie zapomniała, że kogokolwiek szukała, o jego imieniu nie wspominając. W którymś momencie przysiadła pod jednym z drzew, a po kilku chwilach jej oczy same zaczęły się zamykać, aż w końcu usnęła. Nie wiedziała, że cały czas była obserwowana, a teraz, gdy zasnęła, jasna postać zbliżyła się do dziewczyny, kładąc jej zimną dłoń na czole. Ogoniasta drgnęła lekko, nie obudziła się jednak, za to całe jej ciało otoczyła błękitna mgiełka, która ostatecznie zbiegła się w okolice głowy i zniknęła wraz z dłonią nieznanej postaci, która również zdawała się wyparować…

Shade przedzierał się przez chaszcze, co chwilę przecierając nos. Nie podobał mu się zapach tutejszych roślin, wydawał się mdły, odpychający wręcz. Chciał jak najszybciej znaleźć Ay i tego gościa, chociaż bardziej dziewczynę, i wynieść się z tego miejsca. O dziwo, swoją zgubę znalazł bardzo łatwo i dość szybko, gdyż ledwo po wyjściu na rozległą polanę dostrzegł ją drzemiącą pod jednym z drzew. To, co go zdziwiło, to wyjątkowo blada skóra i wychudzona twarz halfki, jakby spędziła ona w tym miejscu kilka dni bez dostępu do jedzenia i wody. Przy płomiennowłosej znalazł też jakieś dziwne ślady, nimi jednak postanowił zająć się później. Wziął Ay na ręce z zamiarem zabrania jej z tego miejsca, niestety nie udało mu się to. Usłyszał świst, a potem poczuł, jak ostre pazury wbijają się w jego skórę, gdy coś pochwyciło go za ramiona, starając się wyrwać z nich dziewczynę.
Cień nie zamierzał się patyczkować, od razu uruchamiając pierwszą formę swojej transformacji i odskakując od napastnika, którym okazała się… strzyga? Bestia zaatakowała znów, obrawszy sobie za cel śpiące dziewczę, dzielny obrońca jednak nie dawał za wygraną. I choć miał zajęte ręce, stoczył bój ze szkaradą, ostatecznie pokonując ją. Gdy stwór padł, z jego ciała uleciała błękitna energia, której część trafiła z powrotem do ciała Aymi, reszta zaś rozpierzchła się w eterze. Co zadziwiające, kwiaty, których zapach tak drażnił Przeklętego, zaczęły gubić płatki i gnić, aż ostatecznie rozpadły się w pył. Czyżby miały coś wspólnego z samym stworzeniem? Być może.
Brunet zabrał dziewczynę ze sobą, po drodze znajdując jeszcze w krzakach nieprzytomnego mężczyznę, który aż nadto przywodził na myśl gościa, którego opisały tamte młokosy. Chłopak zgarnął go ze sobą i odstawił na obrzeża miasta, samą stalowooką zaś zabrał do górskiej chatki, gdzie pilnował jej, póki się nie przebudziła.

Okazało się, że historia niezwykłego owocu, którego szukał kucharzyna, była bujdą, a sam las - przeklęty. Każdy, kto wszedł w jego obręb, dawał się ponieść zwodniczej woni magicznego kwiatu, który powoli wyciągał z nieszczęśników wspomnienia tak, że zapominali o całym świecie, pragnąc tylko zapachu tej rośliny. Ten fakt wykorzystywała właśnie strzyga będąca twórcą ziela, a wszystko po to, by żerować na nieświadomych niczego ofiarach i wysysać z nich energię życiową.
W jakiś przedziwny sposób Shade był jedyną osobą, na którą nie działała magiczna roślina, dzięki czemu zdołał ocalić płomiennowłosą przed niechybną śmiercią. Samo zdarzenie i fakt, że zaopiekował się on dziewczyną po powrocie, miały znaczący wpływ na pogłębienie ich relacji, która w niedługim czasie zaczęła przynosić owoce… I to dosłownie...
Rozdział 6 - Stare i nowe

Kolejny rok upłynął, a w tym czasie Shade i Aymi zbliżyli się do siebie na tyle, by założyć rodzinę. Saiyanin niemal codziennie jeździł do Capsule Corp. do pracy, to jednak nie przeszkadzało w rozwoju ich związku i wkrótce też dorobili się dziecka. Mała urocza dziewczynka, której nadali imiona Luna Kitsune (to drugie po babci), przypominała w głównej mierze matkę. Gęste płomieniste włosy sterczały jej dookoła głowy, a wśród nich znaleźć można było kilka czarnych kosmyków. Tak jak Cień był brunetem z kilkoma czerwonymi pasemkami, tak jego córka zdawała się być pod tym względem jego lustrzanym odbiciem. Rosła jednak jak na drożdżach, a sama Aymi spełniała się w roli matki, choć Shade pilnował, by nie zaniedbywała treningów. Nigdy nie wiadomo, kiedy pojawi się wróg.

Kroiła akurat warzywa do zupy. Mała bawiła się pod opieką Shiro, Ay więc nie miała się o co martwić. W pewnym jednak momencie kocur zawarczał, co zwróciło jej uwagę. To na pewno nie był Shade. Po pierwsze - miał dziś wrócić później, bo załatwiał jakąś ważną sprawę, po drugie - na niego pantera by nie warczała. Któż to zatem mógł być? Zaprzęgła do pracy szósty zmysł i omal nie wypuściła z ręki noża, który niechybnie spadłby na podłogę, stanowiąc ewentualne zagrożenie dla małej wszędobylskiej dziewczynki. Płomiennowłosa znała tę ki. Znała ją od dawna, ale zdążyła już zapomnieć, że on gdzieś tam jest. Odłożyła narzędzia na blat, spiesząc do salonu, i aż stanęła w progu, widząc tam mężczyznę z wielką rybą na ramieniu. To naprawdę był on… Ze łzami w oczach rzuciła się w ramiona ojca, którego spodziewała się już nigdy nie zobaczyć.
- Tato… tak za tobą tęskniłam… - łkała, ani na moment nie poluzowując uścisku. To nic, że ryba spadła na podłogę i trzeba będzie po tym sprzątać. To było w tej chwili najmniej istotne. I pewnie w ogóle by się nie oderwała od saiyanina, gdyby nie głos pewnego szkraba. Młoda matka zerknęła na swoją pociechę, zaraz podchodząc bliżej i biorąc ją na ręce.
- Tato, pozwól, że ci przedstawię. To jest Luna, moja córka, a zarazem twoja wnuczka.
Delikatnie przekazała małą w ręce Haricotta, po chwili zaś zarówno on, jak i malutka zaczęli się do siebie uśmiechać, łapiąc pozytywny kontakt. Aymi wróciła do robienia obiadu, postanawiając wykorzystać także przyniesioną przez ojca rybę, to jej jednak nie przeszkadzało w rozmowie, a mieli wiele do omówienia. Nim się spostrzegli, dzień minął, ale nie oznaczało to rozstania. Był to wszakże również dom bruneta.
Kolejne dni minęły na sielance, wspólnych treningach i testowaniu swoich możliwości. Okazało się, że wbrew pozorom i statusowi matki stalowooka nie straciła na umiejętnościach, dorównując ojcu kroku podczas sparingów. Zaciekawiła ją technika, dzięki której Hari przeskakiwał z miejsca na miejsce niezależnie od odległości, uznała jednak, że nie będzie dopytywać, jak się tego nauczył.

Pewnego dnia Haricotto wpadł na genialny pomysł - odwiedzi Kaio-samę w zaświatach. Najgenialniejsze w tym pomyśle było to, że postanowił zabrać ze sobą Aymi. Dziewczyna po krótkim zastanowieniu zgodziła się, córeczkę zostawiając natenczas pod opieką ojca, który akurat i tak miał wolne od pracy. Tak oto płomiennowłosa znów postawiła swe stopy na małej planetce ze zwiększoną grawitacją, choć tym razem nie miała aureolki.
Podczas gdy ojciec zajął się uprzykrzaniem życia mieszkańcom, Ay postanowiła kogoś znaleźć. Szukała znajomej ki, którą wyczuwała już kiedyś w okolicy, a która w dalszym ciągu wydawała jej się dziwnie bliska i kojąca. I znalazła. Poleciała na rozległą polanę, gdzie znalazła grupkę walczących wojowników, a wśród nich rudą kobietę, która akurat była w trakcie pojedynku. Aymi obserwowała starcie matki z zapartym tchem, zdając sobie sprawę z faktu, że ona od zawsze była wojowniczką. Walka w prawdzie zakończyła się remisem, był to jednak tylko sparing, więc wynik nie czynił kobiety gorszą. Kitsune szybko zorientowała się, że ma gościa i po chwili matka z córką wpadły sobie w ramiona, zalewając się łzami wzruszenia. Wspólny czas spędziły na rozmowach, wspominkach i śmiechu, choć nie obyło się bez próby sił. Późniejsze słowa matki tylko podniosły Ay na duchu.
Czas wizyty jednak dobiegał końca, także matka i córka musiały się rozstać. Nie znaczyło to jednak, że było to ich ostatnie spotkanie.
Rozdział 7 - I żyje się dalej~~

Siódmy rok od pokonania Time Breakersów Aymi spędziła głównie na sprawach rodzinnych. Priorytetem było dla niej wychowanie córki i zadbanie o jej edukację. Płomiennowłosa chciała dać Lunie wszystko to, czego sama została pozbawiona na wiele lat. Miłość, radość, ciepło domowego ogniska i wsparcie. Sama dorosła na tyle, by nikt już nie śmiał nazwać jej “głupiutką Ay”, mimo wszystko postanowiła oszczędzić tego małej, stopniowo ucząc ją nowych rzeczy. Chciała, by wyrosła ona na piękną i mądrą kobietę jak babcia, silną wojowniczkę jak dziadek i tata, ale także kochającą dziewczynę jak ona sama. Wychowanie własnego dziecka było dla niej bardzo ważne i nie zamierzała z tego rezygnować, choćby miała po drodze nawet znów zginąć. Dla Luny była w stanie zrobić wszystko, jak przystało na kochającą matkę...
@Whis
@Whis
No.1 Whis' Fanboy
Liczba postów : 976

Kuroyuki Aymi Empty Re: Kuroyuki Aymi

Czw Sty 07, 2021 11:27 am
Sponsored content

Kuroyuki Aymi Empty Re: Kuroyuki Aymi

Powrót do góry
Similar topics
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach