Go down
avatar
Gość
Gość

Time Skip Kurisu - czyli cały rok treningów Empty Time Skip Kurisu - czyli cały rok treningów

Czw Sie 03, 2017 12:21 am
Kurisu przez długi czas dotrzymywał towarzystwa staremu mistrzowi. Trenował pod jego okiem i stale kształcił się w sztukach walki. Zaczął poznawać KI oraz jego wykorzystywanie. Jednak po pewnym czasie Kamesenin zaproponował mu wyruszenie w świat i poznanie go. Uznał, że Kuriemu przyda się taka podróż, aby poznał lepiej świat, a nie tylko środowisko wokół. Miał też nauczyć się czegoś nowego, sam. W obawie przed poznaniem nowego Kurisu nie był szczególnie zachwycony pomysłem i niechętnie chciał wyruszyć. Jednak po dłuższych namowach dał się skusić i postanowił, że wyrusza na samotny trening. Sądził, że przeznaczy ten czas również dla poznawania nowych wrażeń, osób i miejsc. Uznał, że wróci do mistrza za rok, kiedy stanie się już o wiele silniejszy i wtedy rozpocznie u niego trening na poważnie. Kamesenin zapakował dla niego prowiant w plecak oraz podarował mu pewną rzecz, którą dla niego przyszykował już wcześniej. Były to niebieskie elementy garderoby - koszulka, pas, opaski na ręce oraz buty. Różniły się od zwyczajnych ubrań tym, że ważyły one dosyć sporo. Kamesenin nie chciał zdradzić ile dokładnie ważą obciążniki, jedynie po ich założeniu Kurisu poczuł, że są ciężkie. Mistrz kazał mu nie ściągać tego przez całą jego podróż. Wytłumaczył mu, że efekt zauważy dopiero po dłuższym czasie. Nie przeciągając pożegnania Kurisu wzbił się w powietrze z lekkim trudem przez obciążenie, a następnie ruszył przed siebie zostawiając za sobą białą smugę na niebie. Przez obciążenie co pewien czas opadał lekko w dół i musiał ponownie wzbić się do góry. Musiał przyzwyczaić się do obciążenia.

Jego podróż przez niebo doprowadziła go do dotarcia do ruin jakiegoś miasta. Kurisu wylądował na jednej z ulic i zaczął spacerować rozglądając się na boki. Wszystko było zniszczone, opuszczone. Nawet okna w sklepach były powybijane, a w środku wyglądały, jakby zostały nagle obrabowane przez większą grupę złodziei. Kiedy spacerował zauważył wtedy małą grupę ludzi. Natychmiast schował się za stertą gruzu i zaczął ich ostrożnie podglądać. Zauważył wtedy, że każdy z nich posiada na ramieniu czerwoną opaskę z napisem ''RR''. RR?... Red… Riborn? - Od razu tak mu się to skojarzyło. Był ciekaw ich siły, lecz wtedy przypomniały mu się słowa Kamesenina, które zabraniały mu wchodzić w konflikty z Czerwoną Wstęgą. Z trudem podjął słuszną dla niego decyzję, i cicho oddalając się od nich uciekł wzbijając się później w powietrze i odlatując.

Następnym razem wybrał konkretny cel podróży. Chciał dowiedzieć się o sobie czegoś więcej, dlatego wybrał się do ruin laboratorium, w którym został stworzony. Z trudem udało mu się odszukać pomieszczenie, gdyż było ono zawalone w górach pod stertą gruzu, a już sam nie pamiętał, w którym miejscu znajdowało się. Ostrożnie wszedł do środka pomiędzy zawalonymi, metalowymi belkami i odłamami betonu. Znalazł sterty papierów z różnymi informacjami. Obiekt N7 miał zostać stworzony jako tajna broń eksperymentalna stworzona w celu zapewnienia przewagi w nadchodzącej dla saiyan wojnie. Jeśliby przeżyłby - miał później być wysyłany na pozostałe planety w celu eksterminacji ras, a następnie podbijaniu i kolonizowaniu planet. Na liście znajdowała się również Ziemia. Ostatecznie kiedy skończyłyby się dla niego zadania - miał zostać unicestwiony, aby saiyanie mogli sami pnąc do przodu bez polegania na pomoc od sztucznie stworzonego saiyanina. Zgniótł wszystkie dokumenty, a następnie zaczął przechadzać się dalej po pomieszczeniu. Natrafił na duży zbiornik wodny, o który oparł się ręką.
- A więc ta probówka… to moja mama. - Ostatecznie pożegnał się ze swoimi, złymi doświadczeniami i wzbijając się w górę zniszczył doszczętnie laboratorium wysadzając je za pomocą serii KI blastów. Dłużej nie zwlekając uciekł z miejsca.

Ucieczka doprowadziła go do lasu, w którym czując się niebezpiecznie schował się. Po dłuższym chodzeniu i błąkaniu się po lesie zgubił się w nim. Jednak nie przejmował się tym, gdyż w lesie czuł się dobrze. Otaczała go zewsząd zieleń, spokój i pustka. Żadnego człowieka, ani złego saiyanina. Kurisu załamał się dowiadując się trudnej prawdy o sobie. Robi mu się strasznie przykro, a po pewnym czasie zaczyna rosnąć w nim agresja. Nie potrafi sobie z nią poradzić, ma chęć pozabijać tamtych saiyan gołymi rękami, kiedy nagle obok niego przechodzi sarna. Dała się nawet pogłaskać. Sytuacja ta sprawiła, że nienawiść zniknęła z niego. Zapomniał już o tym i skupił się na zwierzętach, próbując wyłapać w lesie każdego z różnych gatunków, aby je podziwiać i dotknąć. W międzyczasie spotyka nieopodal bandę kłusowników, która robiła wycinkę lasu oraz polowała na zwierzęta. Widok wyciętych drzew oraz martwych ciał zwierząt wprawiło Kurisa w nienawiść, po czym rzucił się na nich i ich unieszkodliwił, ale ich nie zabił. Pozwolił odejść wolno, choć nawet uszkodził im ich pojazd. Postanowił od tamtej pory chronić lasy oraz zwierzęta.

Długo spędzony w lesie czas z dala od ludzi, tylko natura i zwierzęta sprawiły, że Kurisu zdziczał. Nawet nie zauważył, kiedy na nowo wyrósł mu małpi ogon. Stracił rachubę ile to już czasu tam siedział. Już nawet prowiant z plecaka mu się skończył, a sam plecak zgubił gdzieś dawno i daleko. Biegając i skacząc po lesie szukał dla siebie wyżywienia. Wtedy spotkał watahę wilków, która brutalnie dopadła sarenkę. Kurisu wbił pomiędzy wilki, a następnie przygotował się do walki. Chciał ochronić zwierzę, ale sam był głodny i chciał mięsa, przez co był lekko zakłopotany. Długa i wyczerpująca walka z watahą sprawiła, że Kurisu znalazł się cały we krwi - swojej zarówno jak i wilczej, a wokół niego leżały wszędzie ranne wilki, które już nie miały siły nawet wstać. Był cały poszarpany i ranny, dlatego właśnie postanowił, że musi się stąd wycofać.

Podążał przez las kilka dni próbując dojść w jakieś bezpieczne miejsce. Ranne i poszarpane ciało nie ułatwiało mu poszukiwań. Cały czas był cały w tej krwi. Idąc przez wyrobioną ścieżkę zauważył dwóch ludzi. Nie byli to żadni kłusownicy, ani nie wyglądali na nikogo złego. Byli łysi i odziani w szkolne dogi. Zauważył, że zostali oni zaatakowani przez mięsożernego dinozaura, który postanowił schwytać sobie jedzonko. Obrońca lasu od razu wstąpił w ich obronie i zaczął na ostatkach sił walczyć z dinozaurem. Był dla niego o wiele silniejszy, ale dawał radę. Zadawał ostrożnie uderzenia, a następnie złapał za jego ogon i cisnął nim daleko przed siebie, po czym walnął na ziemię jak worek ziemniaków i stracił przytomność.

Obudził się wtedy w świątyni znajdującej się daleko w górach. Kurisu przebył bardzo długą drogę i to w dodatku na pieszo. Mnichowi w podzięce za ocalenie braci postanowili odwdzięczyć się pomocą i przyjęli go do siebie w opiece. Był już umyty i zaopatrzony w bandaże. Zaczął powoli dochodzić do siebie i przyzwyczajać się do kontaktów z ludźmi, przez co zdziczenie zaczęło z niego schodzić. Zszyli mu nawet jego dogi tak, jakie było wcześniej. Zadowolony ubrał je i mógł już kontynuować trening z obciążeniem na ciele. Zakładając spodnie zauważył, że wyrósł mu ogon, który sobie po chwili oderwał. Postanowił jednak, że zostanie w świątyni jeszcze jakiś czas. Podobał mu się klimat panujący wewnątrz. Rozpoczął długie medytacje. Przez cały trening w tamtym miejscu skupiał się tylko na tym. W ten sposób nauczył się zamieniać wyrzucone z ciała KI w światło i wpadł na pomysł z techniką Taiyoken, którą się później nauczył. Słysząc później od jednego z mnichów o ''lodowatych krainach'' zaczął się zastanawiać o nich, aż w końcu postanowił, że z ciekawości chce się tam wybrać. Opuścił świątynię i wyruszył w dalszą drogę.

Docierając do lodowatych krain Kurisowi od razu spodobały się panujące, trudne warunki. Uznał je za doskonałe do hartowania ciała i rozpoczął trening w górach. Trenował całe dnie strzelając z KI w zaśnieżone góry, a w nocy próbował nie zmarznąć na kość. W ten oto sposób nauczył się lepiej wykorzystywać swoje KI i nauczył się odporności na zimno oraz techniki Energy Wave. Dostrzegł wtedy, że w wiosce u podnóży gór coś się dzieje. Zaraz się u nich zjawił i stanął w obronie w mieszkańców, kiedy się okazało, że to Armia Czerwonej Wstęgi. Przypomniały mu się ponownie słowa Kamesenina, ale w tym wypadku nie mógł patrzeć, jak ludzie są przez nich krzywdzeni. Szybko unieszkodliwił randomowych żołnierzy, po czym z pojazdu wyszedł jeden z mniej znaczących dowódców swojej grupy wojskowej. Rozpoczęło się pomiędzy nimi poważne i ciężkie starcie, które przeniosło się bardziej w góry. Wykonali obaj ataki energetyczne, które wybuchły przy zderzeniu się ze sobą. Eksplozja wywołała lawinę, która zwaliła się na Kurisu. Był długo pod nią przygnieciony, zanim mieszkańcy wioski dali radę go wydostać spod grubej warstwy śniegu. Jedna z rodzin postanowiła zaopiekować się saiyaninem i wzięli go do domu, następnie położyli przy piecu i okryli ciepłym kocem. Kurisu dostał poważnej gorączki i ciężko chorował przez bardzo długi czas. Towarzyszyła mu młoda dziewczyna, która zajmowała się nim, gdy on rozgorączkowany popadł w głęboki sen. Często też trzymała go za rękę siedząc i patrząc się na niego, chyba się w nim zakochała. On natomiast miał cały czas koszmary. Widział we śnie trzech saiyan, byli to Haricotto, Shin oraz Antical. Trzej próbowali go zabić, a on nie mógł dać sobie z nimi rady. Raz dziewczyna postanowiła, że zaśnie obok niego trzymając go całą noc za rękę, jednak gdy obudziła się rano, Kurisa nie było. Była przekonana, że uciekł, ale gdy wyjrzała przez okno domu zauważyła, jak Kurisu pomaga okolicznym drwalom w ścinaniu drzewa o własnych siłach bez żadnego sprzętu. Doszedł już do siebie i czuł się dobrze, więc postanowił wybrać się w dalszą podróż. Chcieli mu dać ciepłe ubranie, aby ponownie nie zachorował, ale odmówił. Wyjaśnił, że w ten sposób hartuje swoje ciało i wytrzymałość na zimno. Wtedy dziewczyna podarowała mu naszyjnik z kryształem. Wyjaśniła mu, że to właśnie ze względu na te kryształy zostali zaatakowani. Kryształy te są bardzo cenne, lecz jednak ten mały kryształ na naszyjniku ma jedynie wartość sentymentalną. Kurisu z uśmiechem wziął prezent zakładając go przez głowę na szyję, a następnie nie przedłużając pożegnania wybrał się dalej wznosząc się w powietrze i lecąc dalej.

W ten sposób dotarł do zamarzniętego morza, przez które zaczął przemieszczać się skacząc po lodzie, a później na następne odłamki lodu dryfujące po wodzie. Jednak po pewnym czasie lód staje się coraz cieńszy, aż w końcu wpada do wody. Nie była tak zimna, gdyż zbliżał się już do cieplejszych krain. Postanowił, że popłynie dalej wpław przy okazji nurkując. W ten sposób chciał nauczyć się dłuższego wstrzymywania powietrza pod wodą. Nurkując podziwiał też podwodny świat oraz ryby. Podróżował w ten sposób dosyć długo, aż dotarł na drugi brzeg. Nie mogąc już dalej nurkować z powodu braku oddechu oraz sił wyskoczył z wody na brzeg jak piorun. Wystraszył przy tym okolicznego rybaka, który właśnie w tym miejscu postanowił połowić sobie ryby. Zaciekawiło to saiyanina, w jaki sposób to robi. Razem z wędkarzem połowił trochę ryb, ale zauważył, jak wolny jest jego sposób. Postanowił zrobić to lepiej i wskoczył do wody dając głębokiego nura, a następnie wynurzył się z ogromną rybą, którą podarował wędkarzowi. Ten wtedy zdradził, że nieopodal widział kilka grup kłusowników z armii RR. Postanowił ich powstrzymać i podróżował po okolicznych lasach szukając żołnierzy-kłusowników. Powstrzymał ich grupy walcząc z nimi oraz niszcząc im cały sprzęt, przez co lasy stały się bezpieczniejsze, a Kurisu zrobił się spokojniejszy, gdy już wiedział, że lasom i zwierzętom nic nie grozi. Jednak RR zostało zmuszone do powrotu do bazy po nowy sprzęt oraz więcej żołnierzy. Po ciężkich walkach Kurisu siada na wzgórzu i z uśmiechem patrzy się w niebo. Zaczęły podchodzić do niego wtedy wszystkie zwierzęta z lasu, a nawet i podlatywać ptaki. Przypomniał sobie wtedy o Harym i o czasie spędzonym z nim na wyspie żółwia. Sam już nie pamiętał, ile trwał już jego trening, dlatego postanowił, że musi wracać do domu. Wzbił się w niebo i zaczął lecieć prosto do Kamesenina. Staruszek zapewne ucieszy się na jego widok, gdy zobaczy, że jego uczeń wrócił po udanym, rocznym treningu.

Spoiler:
avatar
Gość
Gość

Time Skip Kurisu - czyli cały rok treningów Empty Re: Time Skip Kurisu - czyli cały rok treningów

Czw Sie 03, 2017 8:13 am
Przeczytane.
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach