Go down
Safari
Safari
Liczba postów : 44

KP Safa Empty KP Safa

Pon Wrz 16, 2019 4:08 am
Imię: Safari (matka nie potrafiła się zdecydować na konkretne imię, więc powstał taki zlepek, który został zaakceptowany przez nazwanego jak i rodziców)

Wiek: 23

Rasa: Saiyan

Klasa: Wojownik

Wygląd:
Czarne jak u każdego Saiyana włosy, niezbyt długie i do tego mocno rozczochrane. Oczy tak ciemne, iż źrenicy nie można rozróżnić od tęczówki. Wdał się z wyglądem w ojca tak i jednego ze starszych braci. Z twarzy także, jednakże jego oblicze jest łagodniejsze jak u matki. By dało się go łatwiej odróżnić od ojca, wiąże sobie pomarańczową chustą głowę na dwoma sposoby gdzie przy jednym uzyskuje „papuzi czub”. Z racji swego podobieństwa do rodziciela, koledzy z jego grupy w jego wymiarze czasami mu płatali psikusa dorysowując markerem bliznę na twarzy gdy tylko nadarzała się okazja kiedy po ciężkim treningu był zbyt wyczerpany by zauważyć, iż ma pomazagany policzek co powodowało czasem zabawne wręcz sytuacje.
Atletyczny jak na wojownika przystało i wysoki-  sto osiemdziesiąt osiem wzrostu, gdzie mógłby się równać z najstarszym z braci (gdyby ten żył). Standardowo posiada ogon, któremu końcówkę obwiązuje kawałkiem materiału. Niby nic takiego, ale prócz próby zmiany uczesania to też jego kolejna cecha charakterystyczna, która lepiej się rzuca w oczy niż jakiś pieprzyk. Jako, że się uczył sztuki wojennej; uczęszczał do ośrodka szkoleniowego w swojej linii czasowej przez co nosi charakterystyczny częściowo opancerzony kombinezon nowszej generacji z dodatkowymi ochraniaczami na łokcie i kolana. Udało mu się osiągnąć stopień starszego kadeta dzięki temu dostał nieco lepszy strój. Oczywiście w standardowym kolorze jakim jest granat (co nie znaczy, że nie ma dostępnej innej kolorystyki). Dodatkowo pod kombinezonem nosi ukryty innowacyjny notatnik gdzie „bazgroli” w nim od czasu do czasu.
Po wypadku z przeniesieniem go w inny wymiar jak i czas w wyniku anomalii jakim była ta „podróż”, część jego włosów przybrało inny kolor jakim była jaskrawa czerwień. Potem się okazało, iż zmieniły barwę na stałe. Z początku mu się to nie spodobało, ale dzięki temu obecnie się znacznie wyróżnia, jak i ciężej go pomylić z podobnymi do niego osobnikami z nowego wymiaru. Przez dwukolorowe włosy może być uznany za Halfa.

Prócz tej oczywistości, posiada też kilka innych cech charakterystycznych w swoim wyglądzie (dzięki czemu łatwiej będzie go zidentyfikować przy autopsji):

*Duża blizna na prawym boku tuż pod ostatnimi żebrami.
Nabawił się jej w trakcie awaryjnego lądowania kapsuły na rodzimej planecie w swoim wymiarze. Jego statek uległ poważnym uszkodzeniom po uderzeniu w asteroidę jednego z pierścieni planety Vedal. Dodatkowo pojazd rozlatywał się w trakcie gwałtownego przechodzenia przez atmosferę. Szczęściem w nieszczęściu chłopak przeżył gdyż żelastwo jakiś cudem nie tknęło ważnych narządów wewnętrznych i ostała się tylko szpetna pamiątka na jego ciele.

*Brzydki ślad po rozcięciu we wnętrzu prawej dłoni po tym jak próbował wyjąć z siebie pogiętą część poszycia.

*Na lewym ramieniu ciągnące się od zewnętrznej części obojczyka są pozostałości po przeoraniu dwoma pazurami nieznanej bestii z bardzo dzikiej części planety, z którą by pewnie nie wygrał gdyby nie interwencja.
Była możliwość na wyleczenie ran całkowicie, ale bycie kadetem nie pozwalało na użycie bardziej zaawansowanych maszyn regeneracyjnych oraz ojciec na to nie pozwolił, więc goiło się wolniej i pozostały blizny. Ku przestrodze na przyszłość.

* Kolejną cechą charakterystyczną jest mała skórna kulka przy lewym uchu od strony szczęki (przypomina to kolczyk, jest jednolita kolorem z pozostałą skórą i to cecha od urodzenia)

* Dwa pieprzyki na lewej dłoni: ciemny i trójkątny na wskazującym palcu przy pierwszym stawie od strony pozostałych, a drugi jaśniejszy i mniejszy na środku małego palca od strony grzbietowej.
Dodatkowo na samym grzbiecie tej samej ręki jest też mała blizna oparzeniowa o kształcie rozciągniętego owalu. Pamiątka po jednej z zabaw w dzieciństwie.

Charakter:
Ma raczej łagodne usposobienie jak na Saiyana, które w gruncie rzeczy odziedziczył po matce (która z kolei nijak nie nadawała się do walk). Nie ma co tu kryć, że ma miękkie serce i jest wrażliwy na piękno w sztuce, którego wynikiem było nawet ukazanie innego talentu niż do walki czy inżynierstwa. Dodatkowo interesuje się wieloma rzeczami niekoniecznie powiązanych z wojaczką. Czasem bywa nieco ciamajdowaty i zapominalski przez bujanie w obłokach. Jednakże jakoś nieszczególnie mu to przeszkadza przy podążaniu ścieżką przodków jaką mu wyznaczył ojciec. Nauczył się częściowo tłumić cechy niepotrzebne w tego typu aspektach (chociaż też czasem nie ma nad nimi kontroli). Jak większość małpiatych bywa uparty i zawzięty w walce, jak też potrafi czerpać z tego przyjemność. Jednakże walczy wyłącznie kiedy sytuacja tego wymaga, co go też nieco wyróżnia na tle pozostałych rówieśników. Miewa czasem nieco zaniżoną samoocenę gdy za mocno pragnie spełnić pewne wymagania i mu nie wychodzi. W takich momentach mógł zawsze liczyć na wsparcie matki dzięki, której odkrył inne swoje talenty prócz mordobicia. Są takie momenty kiedy pokazuje jaki on bywa głupiutki i naiwny czy bezradny (jednakże to bystry chłopak), ale to wynika raczej bardziej z braku doświadczenia. Zresztą jest jeszcze młody i musi się wiele nauczyć. Jak wielu w jego wieku lubi się trochę polenić kiedy ma ku temu okazję i nieco więcej luzu. Zdarza mu się kłamać, ale rzadko i z tym różnie bywa. Albo mu się udaje, albo mimo kamiennej twarzy zdradza go majtający się ogon a innym razem nie wiadomo czemu szczerzy się niczym idiota.
Czasem miewa problem z oceną sytuacji jak i przeciwnika przez co popełnia błędy. Zwykle to się nazywa ignorowaniem własnej intuicji. Oczywiście stara się uczyć na własnych błędach i ich nie popełniać więcej. Także nieco trudności sprawia mu rozpoznawanie sarkazmu czy ironii. Bywa także niezrozumiały przez rówieśników z powodu swojego hobby (przy którym ma swoje dziwactwa), ale raczej stara się ojcu nic o tym nie mówić (a i tak pewnie o tym wie). Jednakże często się to nie zdarza i jest raczej lubiany czy raczej tolerowany (co nie zaszkodziło mu się zakolegować z kilkoma osobnikami z grupy). Kreatywność także się udziela w trakcie walki, gdzie czasem potrzeba przechytrzyć przeciwnika gdy się nie jest zbyt silnym. Dość łatwo nawiązuje znajomości mimo bycia typowym samotnikiem, jak też zdarza mu się być nieco zbyt gadatliwy kiedy się dobrze czuje w danym towarzystwie. W przypadku pojedynku raczej jest poważniejszy, bo w końcu przeciwnik wymaga jako takiego szacunku nieważne jak silny.

Historia:
Wszechświat to zbiór wielu galaktyk przypominających dyski czy też wiry w różnym stopniu zawirowania oraz czarne dziury, które są rozsiane po całej przestrzeni kosmicznej. Istnieje przekonanie, że Wszechświat istnieje tylko jeden. Jednakże to błąd myślowy, bowiem wielu naukowców i filozofów doszło do wniosku czy też odkryło inne wymiary występujące w nieskończonej mnogości. Wiele światów przejawia wobec siebie podobieństwa lub też różnice w większym lub mniejszym stopniu. To tak jak postawić naprzeciwko siebie dwa lustra gdzie odbicia nigdy się nie kończą. Także do tego dochodzą ścieżki rozwoju wydarzeń, które zostały wybrane w danym momencie historii skutkując wieloma nowymi drogami bogatymi w odmienne wydarzenia od pierwotnej autostrady. A to o wiele i wiele więcej niż znane dwanaście wszechświatów gdzie władzę mają Bogowie Zniszczenia. Czas i przestrzeń są bowiem niczym gigantyczne drzewo gdzie każda gałąź ma swoje odnogi, które są pewnymi wydarzeniami w danym momencie.

Pewna dwójka osobników (prawdopodobnie Makaioshinów) nie bacząc na konsekwencje, a raczej je lekceważąc, czy raczej robiąc to umyślnie: postanowili zmienić bieg wydarzeń na własną korzyść. Posiedli bowiem niezbędną wiedzę jak przedostać się do innych uniwersów jak i czasów by zmienić historie bez wahania na własną modłę. Owe postacie były zwolennikami wszystkiego co złe i ich pragnieniem było by ciemna strona zatriumfowała nad dobrem. Zrobili by wszystko. Od zmanipulowania tych dobrych- na ich zabijaniu w kluczowym momencie kończąc.
Ta krótka opowieść się zaczyna od właśnie jednego ze światów, który miał swój początek w pierwotnej linii czasowej, która poszła we własnym kierunku. Wymiar gdzie Łamacze Czasu wkroczyli by go zniszczyć. Świat gdzie Shenlong ożywił wszystkich Saiyan, którzy zginęli wiele lat wcześniej w trakcie wybuchu Vegety za sprawą postrachu kosmosu- Freezera.

Siódmy Wszechświat, wiele lat wstecz miały miejsce pewne istotne wydarzenia. Wydarzenia, które doprowadziły do starcia się przedstawicieli dobra i zła oraz odrodzenia się legendy o Super Saiyanie. Areną w tej walce była wtedy zielona planeta zwana Namek. Prawie wszyscy jej mieszkańcy oraz większość najeźdźców zginęło tragiczną czy też wręcz krwawą i brutalną śmiercią. Na globalnej arenie odbywała się bitwa pomiędzy dwiema potęgami: jednego z ostatnich Saiyan, który poznał moc SSJ oraz postrach galaktyki- kosmicznego Imperatora Freezera, przedstawiciela rasy Changelingów przebywający wówczas w czwartej formie. W czasie tej całej akcji miało miejsce przyzwanie tamtejszego smoka, który spełnił dwa z trzech życzeń i rozpłynął się po nagłej śmierci wodza Nameczan. Na innej planecie zwanej Ziemią, także wezwano mistyczne stworzenie za pomocą magicznych smoczych kul. Historia by się dalej toczyła swoim torem gdyby nie to, że w tym momencie wystąpiła druga opcja, która nie miała miejsca w oryginalnej wersji. Pojawiła się wtedy niezwykła anomalia w stylu „A co by było, gdyby?”. Bowiem pewna boska istota wychodząca poza granice mocy samych Kaioshinów, skontaktowała się telepatycznie z samym Shenlongiem z propozycją wzmocnienia życzenia ponad nałożone limity jakim był przykładowo roczny przedział czasowy wstecz przy wskrzeszaniu. W zamian za to smok ożywiłby więcej ofiar Freezera i jego popleczników, a mowa była głównie o rasie Saiyan. Owa tajemnicza postać także prosiła także o „zwrócenie” małp bezpośrednio na odległej planecie, która by miała podobne warunki do nieistniejącej od lat Vegety.

Po pojawieniu się w nowym i nieznanym miejscu zamieszkania rasa wojowników, która się tam znalazła była totalnie zdezorientowana sytuacją w jakiej się znaleźli. Tym bardziej, że dla nich chwile temu wybuchł ich ojczysty glob zabierając każdego co był na powierzchni lub w pobliżu samej planety. Nie lepiej się miał pewien osobnik z blizną na twarzy, który próbował przed swą śmiercią powstrzymać tyrana nim został zmieciony razem z planetą przez potężnego Death Balla. Nie mógł jakoś uwierzyć w to iż żyje. Zapewne w innej wersji tego zdarzenia przeniósłby się wstecz w czasie, ale to zupełnie inna bajka.
Próbował dociec co się dokładnie stało. Przecież kilka minut temu zginął, a przynajmniej tak mu się wydawało. Na dodatek tuż przed śmiercią miał wizję jak jego dorosły syn staje twarzą w twarz z tym białym potworem. Jednakże w obecnym momencie to nie miało jakiegoś szczególnego znaczenia, bo to już się stało i na obecną chwilę było nieaktualne. W trakcie rozmyślania Saiyan doznał kolejnej wizji, którą zostawił dla siebie biorąc pod uwagę jak poprzednio został zlekceważony przez rodaków. Zostawmy to jednak na potem.
Wskrzeszeni współbratymcy wizjonera byli zszokowani gdy do nich końcu doszło gdzie są i co się z nimi właśnie stało. Co niektórych na tyle ponosiło, że najbliższa okolica została zrównana niemal z ziemią. Gdy ochłonęli, to po jakimś czasie zaakceptowali swoje nowe miejsce zamieszkania gdyż warunkami przypominało ich starą dobrą Vegetę (co doprowadzało do lekkiej nostalgii), ale też nie było kamienisto-pustynną planetą jak te, na które natrafiali w trakcie misji. Planeta miała zróżnicowane środowisko o charakterystycznych kolorach oraz trzy wielkie pierścienie ułożone do siebie prostopadle oraz cztery księżyce.
Pomijając niektóre kwestie, wojownicy postanowili obadać nowy teren i rozbiegli się po nowym domu z zamiarem znalezienia jakiejś żywej duszy poza nimi.

Na powierzchni owego globu, gdzieś w głębi kontynentów znajdowała się jedna z pomniejszych baz Mroźnych Demonów. Ów kompleks był o charakterze typowo dla międzygalaktycznej armii podbijającej kosmos i został założony bardziej z powodu faktu, iż planeta była po prostu częścią Imperium. Z racji swej lokalizacji gdzieś na uboczu galaktyki czyniło tę „kupę kamieni” za zwyczajnie mniej atrakcyjną w zarządzaniu.
Placówka posiadała swoją własną sztuczną grawitację znacznie mniejszą niż na samej planecie, gdyż przebywający tam żołnierze byli raczej słabymi jednostkami niezdolnymi do czynnej służby w terenie. Z racji tego iż to była zamknięty kompleks, prócz głównego budynku było też kilka innych, w tym magazyny z technologią i zapasami płynu regeneracyjnego oraz sprzętu medycznego. Już nie licząc znajdującego się tam oczywiście portu oraz hangaru na statki.
Gdy tylko Saiyanie zajęli zabudowania chcieli pozabijać „mieszkańców”, ale jednak tego nie zrobili. Znajdowali się bowiem w nowym środowisku, więc odgórnie w końcu potrzebowali informacji o tym gdzie są, co się działo i jaki był rok obecnie. Przy okazji poznali nazwę planety, na której właśnie byli i parę innych rzeczy. W sposób typowy dla armii Changelingów każde nowo zdobyte ciało niebieskie z korzystnymi warunkami otrzymywało miano składające się z liter oraz cyfr. Zwykle dawano imię samego Imperatora w zestawieniu z numerkiem. Obecna planeta była jednym z wyjątków w nazewnictwie nowych „zdobyczy”. Dowództwo Imperium nazwało ją bowiem V30-DA71. Dla ułatwienia przebywający tam osobnicy mówili na nią po prostu Vedal. Nowi przybysze zawarli w ostateczności z nimi pewien układ w zamian za pozostanie oficjalnie wymarłą rasą.

Minęło kilka lat gdzie ogoniaści po prostu byli zmuszeni się przystosować do nowej rzeczywistości w jakiej się znaleźli. Bowiem od paru dekad oficjalnie ich rasa już nie istniała poza kilkoma wyjątkami, które uniknęły unicestwienia poprzez wybuch planety. Wbrew własnej naturze i może po przebytym doświadczeniu, postanowili by tak zostało dla pozostałej części kosmosu. Wielu z nich chcąc opuścić planetę musiało się kryć ze swoim pochodzeniem, tj: ukrywanie ogona lub się jego pozbycie, farbowanie włosów i różnorodna garderoba importowana przez handlarzy. Jednak to nie był koniec zupełnego porzucenia swojego typowego trybu życia. Korzystali z technologii dostępnej w bazie na tej planecie. Jednakże pod względem pewnych rzeczy byli konserwatywni co po jakimś okresie czasu mogło im się odbić przysłowiową czkawką. Kosmos się zmieniał, a oni też jakoś musieli. Przemianowali się z Saiyan na Vedalian na cześć ich nowego domu, ale jednakże nie mieli zamiaru zapomnieć własnej genezy i kim naprawdę są.
Changeliński tyran zdążyć polec w innym zakątku galaktyki, co za tym idzie: zapotrzebowanie na żołnierzy czy najemników zmalało. A z kolei sama Vedal poszła jakby w zapomnienie gdy zauważono wyraźny brak statków z zaopatrzeniem. Saiyanie musieli potem podjąć pewne kroki. Zawarli sojusz z najbliższymi planetami w okolicy, czy też zajęli się ponownie handlem tak jak to było dawno temu przed zaciągnięciem się pod changelińską kopułę. Część małp porzuciła wojaczkę by próbować swych sił w innych dziedzinach by mieć potem więcej możliwości i być bardziej autonomicznymi. Nowemu pokoleniu dano możliwość wyboru. Bardziej ze względu na to, iż mieli łatwiejszy start niźli dorośli w tym świecie. Z kolei rozwój intelektualno-techniczny jakoś nie był zbyt wysokich lotów kiedy się opierali na przestarzałej już technologii co w późniejszych latach doprowadzało do częstych awarii sprzętu. Nieraz nawet śmiertelnych- z czego większość ogoniastych wychodziła prawie bez szwanku (nie licząc pewnych epizodów jak np: wybuch kapsuły). Nie od dziś wiadomo, że są ciężcy do zdarcia.

Po „słynnych” wydarzeniach na Namek, historia Saiyan na nowej planecie ciągła się dalej własnym prywatnym torem. Przez te ledwie kilka lat vedalska baza się znacznie rozrosła tworząc miasto będące później główną stolicą i także miejscem spotkań z sąsiadami. Wśród małpiatych nadal istniała władza monarchistyczna w postaci króla Vegety seniora. W międzyczasie zaistniała Rada Przywódców składająca się z najlepszych wojowników tej rasy. W jego składzie także się znalazł tzw. idol, który się przeciwstawił tyranowi. Niedoszły wybawiciel zwał się oczywiście Bardockiem i obecnie pełnił rolę prawej ręki króla. Pewnego dnia mężczyzna zwierzył się swemu władcy o swoich wizjach jakich doznawał od czasu do czasu, które były pewnie wynikiem bezpośredniego starcia z potężną techniką co unicestwiła wszystkich z planetą. Później one okazały się niemałym atutem i przewagą wobec czekającej ich przyszłości oraz nowych przeciwników jak i obecnych. W kwestii poza militarnej i doradztwu władcy, bliznowaty ponownie został ojcem. Niedawno, zaledwie kilka lat od momentu pojawienia się znikąd na powierzchni Vedal, ów wojownik doczekał się trzeciego syna. Nowe dziecko po raz kolejny z wyglądu wdało się w ojca, a charakterem w matkę.  Jeśli się trochę zastanowić, to pewnie los tak chciał. Nieznana siła widocznie zapragnęła by nowy członek rodziny przypominał największych saiyanskich wojowników jacy się ukazali z tego „rodu” i rasy.

Lata mijały, a chłopiec rósł jak na drożdżach. Przez ten czas ojciec młodego w pewnym stopniu zaczął bardziej doceniać posiadanie rodziny. Nadal był surowy, ale małego z oka nie spuszczał. Może to było sprawka tego że wiedział co się stało z jego pierworodnym i co mogło się stać z drugim ? Było to bowiem bardzo prawdopodobne.
Kiedy dzieciak Bardocka i Gine miał zaledwie kilka latek cudem ich planetę ominęła zagłada wkurzonego kid Buu, a kiedy miał dziesięć groziło im wymazanie Wszechświata, do którego na szczęście nie doszło. Gdy chłopak uzyskał wiek nastoletni, do ich planety zawitał nad wyraz zaawansowany statek kosmiczny. Przybysze poprosili o azyl oraz oferowali swoje usługi wraz z technologią. Byli bowiem wygnańcami z własnej ojczyzny kiedy zdołali zbiec przed zagładą z ręki różowego potwora i tułali się po kosmosie parę lat. Cała sytuacja przypominała jak na złość daleką już przeszłość kiedy wtedy to Saiyanie szukali nowego domu i Tsufule ich przyjęli. Starsi Vedalianie zwyczajnie odmówili w kwestii sprzętu sądząc, że obecny jeszcze się nada. Ich upór do odrzucania takiej oferty przyczynił się później do wypadków, których nie potrafili zapobiec samą konserwacją czy wymianą na równie stare części.

Chłopak dorastał w saiyanskiej tradycji jak i innowacji czy towarzystwie innych kultur sąsiadujących planet. Starał się jak najlepiej uczyć i ćwiczyć by w jakimś stopniu zadowolić rodziców jak i siebie. Praktycznie Saf zawsze był przeciętniakiem w „szkole”, ale mimo tego kreatywność i pomysłowość go dość mocno wyróżniała na tle pozostałych. Prócz jako takiej nauki dodatkowo ojciec z matką go trenowali kiedy tylko mogli. Każde na swój własny sposób, co mogło dawać dość zróżnicowane efekty. Gdy miał około szesnastu lat, to był ten czas by nauczyć się kontrolować formę Wielkiej Małpy. Wielu innych młodych ogoniastych Vedalian w jego wieku na to czekało. Nie poszło mu z tym najlepiej chociaż nie był jedynym, który nie potrafił się kontrolować jako Oozaru. A to było znacznie trudniejsze niż nauka latania czy strzelania prostymi pociskami energii do celu. Jakimś cudem  nadal nie umiał tego opanować po paru latach, ale mimo tego nie zrezygnował z posiadania ogona jak niektórzy. Mimo pewnych niepowodzeń, dalej się starał jakoś pracować nad sobą. Czy to ucząc się obsługi kapsuły, czy w treningu, czy nawet w swojej własnej pasji. Chociaż w tym ostatnim i tak szło mu najlepiej. Mimo tego ucząc się wojaczki jako takiej w Ośrodku Szkoleniowym, udało mu się wybić ponad zwykłego kadeta. Ogólnie był główny obowiązek edukacji do pewnego wieku, co to było jednym z warunków Sojuszu Układu. A potem mogło się samemu podjąć decyzje czy dalej, czy już nie. Dodatkowym atutem był fakt, że mając odpowiednią ilość lat można było opuścić planetę. Nadal uparte małpy używały przestarzałego już sprzętu do podróży kosmicznych.

Gdy Safari skończył wystarczającą ilość lat, ojciec wziął go do innego układu mając pewną misję. Nie była ona jakaś szczególnie ważna, zapewne pokroju handlu czy coś w tym stylu. Chłopak niewiele potem pamiętał z tego co tam się potem stało. Bardziej zapadła mu w pamięć niefortunna droga powrotna kiedy jego kapsuła przy Vedal miała błąd systemowy w komputerze pokładowym. Próbował go zrestartować, ale kapsuła zdążyła wpaść w asteroidy jednego z pierścieni planety i zderzyła się z sporych rozmiarów skałą. Potem nastąpiła rotacja okrągłego statku. Maszyna doznała wielu uszkodzeń zewnętrznego poszycia, a potem było gorzej kiedy się miarę ustabilizowała i zaczęła wchodzić w atmosferę. Były silne turbulencje a poszycie skrzypiało niczym łódź podwodna schodząca na większą głębokość niż pozwalały wskaźniki. We wzrastającej temperaturze metalowe wszy zaczęły puszczać a blacha poczęła się wyginać gdy obiekt nabierał prędkości lecąc w stronę nieprzyjemnego końca. Po przejściu warstw atmosfery kapsuła zaczęła się rozpadać ciągnąc za sobą czarny ogon dymu. Mechanizm jak i sam właz był uszkodzony, więc pasażer nie mógł uciec i był zdany na los. Przez popękany wizjer Safari widział jak się szybko zbliżała do niego ziemia. Z boku mignęły mu zamazane zabudowania. Nawet nie miał czasu się zastanawiać w jakim kierunku go wyrzuciło od portu głównego miasta kiedy widok dziczy był coraz bliżej z każdym ułamkiem sekundy. Kawałki metalu wzlatywały w powietrze niczym liście na wietrze gdy tylko się uwolniły od głównej konstrukcji.
Pasażer czuł jak mocno szarpnęło w pewnym momencie i rozpadająca się kapsuła zwolniła nieznacznie. Może tak nie do końca, bo poleciała wirując przez moment niczym piłka po łuku by zrobić „jebut” w małą polankę po drodze gubiąc spory kawał pogiętego poszycia, by na końcu się doszczętnie rozpaść niczym piramida z kart. Chłopak cudem przeżył w wypadku. Potem ledwo cokolwiek pamiętał z tego. Później kurując się na oddziale szpitalnym dowiedział się jak to sam wyciągnął sobie kawał żelastwa z własnego boku raniąc przy okazji dłoń i wzmagając równocześnie i tak syte krwawienie. Spędził tam prawie cały ziemski miesiąc. W międzyczasie było wiadomo, że nie on jeden sam był ofiarą takich wypadków. Niektórzy zarzucali sabotaż, ale z góry było wiadomo iż sprzęt sam w sobie był temu winny. Póki co było to jakoś traktowane po macoszemu do czasu gdy nie zginął jeden z członków Rady w statku, w którym akurat miał wyruszyć poza układ będąc w przebraniu.

Małpiaci musieli w końcu przyjąć ofertę uchodźców z innej części kosmosu w kwestii oferowanej przez nich nowszej technologii. Bowiem przestarzały sprzęt nie dawał już bezpieczeństwa, a wręcz wzrastała śmiertelność. A zwlekali z podjęciem decyzji od momentu złożenia oferty. Tego samego dotyczyła kwestia ich zbroi, które nie były już ani skutecznie ani użyteczne jak kiedyś. W końcu musieli ruszyć do przodu i się uczyć, a nie stać w miejscu jak do tej pory.
Dzięki pomocy współegzystującej z nimi  rasy na planecie, zdołali się bardziej rozwinąć. Przy odpowiednio skonstruowanych szkoleniach szybko się uczyli. Można było śmiało rzec, że byli silniejsi niż wtedy. A minęło tylko zaledwie kilka lat, a potem kolejne. W tym czasie wiele rzeczy się wydarzyło po drugiej stronie galaktyki. Wliczając w to turniej pomiędzy Wszechświatami i Bogami Zniszczenia czy bunt pewnego niedoszłego Kaioshina z innego uniwersum. Vedal była tak odległą planetą, że raczej poza turniejem nic z tych rzeczy nie miało na nią wpływu z racji nieświadomości mieszkańców także z pobliskich ciał niebieskich. Mimo tego jakoś doszły wieści o wskrzeszeniu Freezera i zbieranej przez niego armii.  Zycie na odludziu galaktyki raczej nie pozwoliło na spoczęciu na tzw „laurach” i nadal trzeba było trzymać formę. Nawet jeśli przez prawie dwie dekady nie zaglądał tutaj żaden Kosmiczny Patrol. Bardziej przez wzgląd, że to było terytorium Freezera nawet jeśli dawno zapomniane przez samego imperatora. Mimo tego zdarzały się nieliczne najazdy, które głównie były niedoinformowane stanem planety. Istniało duże prawdopodobieństwo, że i któregoś dnia znów będą próbować. Tym razem jednak mogło nastąpić coś znacznie innego niż dotychczas. Tylko jedna osoba mogła to przewidzieć, ale było już za późno. W pewnym momencie wszystko inne co było sprzed lat straciło na ważności przy wydarzeniach jakie nastąpiły później...

Dzień nie był jakiś szczególny, jak jeden z wielu. Akurat pogoda zapowiadała się na deszczową co nie przeszkadzało nikomu. Przez zachmurzone niebo przebijał się słaby blask obu słońc oraz widać było niewyraźny zarys pierścieni. W powietrzu czuć było, że niedługo się porządnie rozpada. Mawiano, że treningi w trudnych warunkach dawały lepsze efekty niż te w kontrolowanych. Zwyczajne popołudnie jak każde. Młodzież, która miała wolny czas od niektórych nudnych zajęć przechadzała się jedną z głównych ulic stolicy Vedal. Wśród nich był chłopak będący zwykle celem żartów o wyglądzie oraz jego zielonowłosy starszy kuzyn od strony matki, który był jak brat.
Nie minęła chwila i pojawili się Oni, których obecność za chwilę odczują wszyscy i nie będzie to ani trochę miłe. System ostrzegawczy planety nie zareagował jakby się usmażył albo po prostu wyłączył. Intruzów było ledwo kilku- kobieta oraz mężczyzna o bladych licach odzianych w stroje w kolorach czerni, czerwieni i bieli. Nowo przybyli spoglądali z wyższością na obecnych mieszkańców. Powietrze zgęstniało od emitowanej przez nich złowrogiej aury. Potencjalni obrońcy nic nie wskórali płacąc szybką śmiercią czy unicestwieniem samym zetknięciem z energią przeciwnika. Ci słabsi i miej doświadczeni przyglądali się temu wiedząc, że tym bardziej niczego nie wskórają. Co niektórzy podjęli się prób, ale nie zdołali się nawet minimetr zbliżyć do nieprzyjaciół, którzy byli znacznie silniejsi niż zwykli żołnierze imperium. Część zabudowań było już całkowicie zniszczonych nim przybyli najsilniejsi wojownicy Vedal, w tym jedna z ważniejszych person na czele dowodząc oddziałem. Próba rozmowy z obcymi i namówienia ich do opuszczenia planety skończyła się jedynie kolejnymi ofiarami i szyderczymi uśmieszkami z ich strony. W końcu doszło do konkretnej wymiany ciosów przez obrońców, które były zwyczajnie neutralizowane.

Wszystko się bardzo szybko potoczyło. Pojawił się trzeci ubrany w zbroje oraz maskę i rzucił się na Bardocka unieruchamiając go jednym mocnym chwytem za szyję. Wywiązała się krótka szamotanina. Para młodych Saiyan, która wcześniej nic nie zrobiła będąc świadomym tego jak są słabi, obserwowała całe zajście z ukrycia. W końcu nie mogli już ścierpieć swej bierności i nic nierobienia. Bez większego namysłu rzucili się desperacko na przeciwnika. Zostali potraktowani niczym zwyczajne upierdliwe komary. Spróbowali ponownie, ale tym razem celem była kobieta, która nie wyglądała na silną. O swojej pomyłce zaraz nieprzyjemnie się przekonali. W trakcie natarcia coś nagle unieruchomiło w locie zielonowłosego jakby ten został czymś związany, a drugiego odtrąciła niewidzialna bariera. W tym czasie kilkanaście metrów dalej złapany Saiyan był powoli wchłaniany razem z napastnikiem przez czarny portal. Już byli zanurzeni po pas niczym w ruchomych piaskach kiedy nastąpił bowiem niesamowity widok. Zakleszczony przez przeciwnika bliznowaty rozświetlił się niczym słońce i spowiło go złotym światłem. Nie było łatwo, ale się uwolnił z uścisku i wyskoczył z pułapki. Gdy tylko rozgorzała na nowo walka, kałuża ciemnej materii szybko nie znikła. Po gwałtownym wybuchu energii dodatkowo pojawiły się na jej powierzchni wyładowania oraz zaczęła lekko falować, gdyż przestała być stabilna.

Safari na nowo próbował atakować dziwną kobietę, ale dzieliła ich niewidzialna ściana dla niego do nieprzebicia. Chciał spróbować chociaż go uwolnić, mimo że wiedział jaki jest bezsilny w tej sytuacji. Widział dokładnie jak ta bez jakikolwiek słów sprawiła, że jego unieruchomiony kuzyn podleciał aż pod jej twarz. Coś mu do ucha wyszeptała uśmiechając się szyderczo w taki sposób jakby już miała wobec niego plany i zaraz wokół zielonowłosego pojawiła się fioletowa mgła, która przy okazji wprawiła go w drgawki. Saiyan poza barierą widząc to jeszcze zacieklej bił niewidoczną powierzchnie. Był za słaby by się przebić. Wystrzelił najsilniejszy pocisk jaki zdołał, ale ten odbił się rykoszetem dodatkowo się wzmacniając. Oczywiście musiał oberwać swoim własnym pociskiem, który najwidoczniej został przez nią pokierowany. Dziwnym trafem teraz leciał w kierunku zapomnianego wcześniej przeładowanego portalu, który na tą chwile był bliski zamknięciu. Ostatnie co udało mu się zobaczyć to zaciekłą walkę ojca, który zdarł przeciwnikowi maskę z twarzy oraz znikającego za jadowitym fioletem kuzyna. Mieszanka uczuć jaką doznał została przerwana przez nieprzeniknioną ciemność dziwnego tunelu gdzie błyskało co chwila w fioletem i purpurą.

Techniki: Ki Blast, latanie

Planeta/Miejsce zamieszkania: administracja zadecyduje [Sadala]


Ostatnio zmieniony przez Safari dnia Wto Wrz 17, 2019 4:14 pm, w całości zmieniany 1 raz
Safari
Safari
Liczba postów : 44

KP Safa Empty Re: KP Safa

Pon Wrz 16, 2019 1:15 pm
NPC powiązany ze zdarzeniami z KP, do użytku na forum
3/4 Saiyan, nowa zabawka TB
Spoiler:
Aymi
Aymi
Liczba postów : 1103

KP Safa Empty Re: KP Safa

Wto Wrz 17, 2019 4:06 pm
AKCEPT

Sponsored content

KP Safa Empty Re: KP Safa

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach