- Gregar
- Liczba postów : 41
Gregar - KP
Nie Sty 10, 2021 3:33 pm
Imię: Gregar Fukuhara (prawdziwe imię - Isaac)
Wiek: 13 lat(755 rok)
Rasa: Inne
Klasa: Wojownik
Wygląd:
Jako, że Gregar wciąż jest dzieckiem i jego organizm rozwija się, nie jest wysokim osobnikiem. Mierzy sobie sto sześćdziesiąt sześć centymetrów, a waży też niewiele, bo pięćdziesiąt sześć kilogramów. Został urodzony przez ludzką kobietę, więc wygląda on w zasadzie tak jak przeciętny przedstawiciel tej rasy. Posiada czarne, krótkie włosy, szare tęczówki oczu. Uszy, nos oraz usta typowe dla ludzi. Ubrany jest on w czarną bluzę, która posiada sporą kieszeń w dolnej części oraz kaptur. Pod bluzą założoną ma białą koszulkę. Na nogi zakłada luźne czarne spodnie. Na stopach zaś ma czarne buty z trzema białymi paskami. Można na jego ciele dostrzec zarys muskulatury, który jest efektem treningów.
Charakter:
Gregar jest dobroduszną osobą, która stara się pomagać innym, jeśli widzi, że potrzebują pomocy. Nie potrafi przejść obok cudzej krzywdy obojętnie. Nie oczekuje niczego w zamian, choć małe ‘’dziękuję’’ jest zawsze mile widziane. Nie robi niczego na pokaz, a za swe zasługi nawet nie oczekuje, że mógłby zostać jakimś bohaterem na światową skalę. Tata mu kiedyś powiedział ‘’Nagrodą dla bohatera powinna być możliwość pomagania innym’’, czy jakoś tak. Chłopak nie pamięta tego już zbyt dobrze. W każdym razie, brunet stara trzymać się tych słów, choć z całą pewnością byłoby to dla niego czymś niesamowitym, być sławnym jako bohater.
Nie lubi zabijania, nie chciałby tego robić. Gdyby mógł zabić przeciwnika lub go oszczędzić to bardzo prawdopodobnym jest, iż go oszczędziłby.
Lubi przebywać w obecności zwierząt. Co prawda nie chodzi specjalnie do lasku, aby z nimi spędzać czas, ale zawsze miło jest pogłaskać takie stworzenie, siedząc tuż obok niego. Gdyby rodzice mu pozwolili to na pewno zabrałby jakieś do domku.
Stara się cały czas udoskonalać swe ciało oraz umiejętności. Czasami zdarzało się, że po skończonym treningu ze swym mentorem wracał do domu, brał kąpiel, jadł kolację i po trzech godzinach ponownie wykonywał jakieś najprostsze ćwiczenia.
Jeśli chodzi o kontakty z płcią przeciwną to jest on nieśmiałym chłopakiem. Nie potrafiłby wyznać miłości. Bałby się ewentualnego wyśmiania, odrzucenia.
Bohater nasz stara się z reguły unikać walki. Boi się jej. Gdy widzi większego, silniejszego przeciwnika zaczyna odczuwać wątpliwości oraz ogromny strach. Bałby się, że mógłby zostać zraniony. Co ciekawe, nie stanowi dla niego problemu stanięcie do sparingu ze swym nauczycielem. Przecież to zwykły sparing, jego mistrz przecież nie chciałby mu wyrządzić prawdziwej krzywdy. Inna sprawa to walka. Tutaj przeciwnik mógłby chcieć wyrządzić mu może nawet i trwałą krzywdę. Jego strach najsilniej odczuwalny jest, gdy jego przeciwnik stoi tuż przed nim. Nogi Gregara zaczynają się wtedy trząść.
Historia:
Wrodzona umiejętność:
- Dodatkowo 2 punkty do statystyk co drugą walkę.
- Do każdej zdobytej umiejętności (wszystkie stopnie) i do co drugiej techniki, postać dostaje 2 punkty do statystyk.
Techniki startowe:
- Ki Blast
- Kiai
Planeta/Miejsce zamieszkania: Planeta Konats.
Wiek: 13 lat(755 rok)
Rasa: Inne
Klasa: Wojownik
Wygląd:
Jako, że Gregar wciąż jest dzieckiem i jego organizm rozwija się, nie jest wysokim osobnikiem. Mierzy sobie sto sześćdziesiąt sześć centymetrów, a waży też niewiele, bo pięćdziesiąt sześć kilogramów. Został urodzony przez ludzką kobietę, więc wygląda on w zasadzie tak jak przeciętny przedstawiciel tej rasy. Posiada czarne, krótkie włosy, szare tęczówki oczu. Uszy, nos oraz usta typowe dla ludzi. Ubrany jest on w czarną bluzę, która posiada sporą kieszeń w dolnej części oraz kaptur. Pod bluzą założoną ma białą koszulkę. Na nogi zakłada luźne czarne spodnie. Na stopach zaś ma czarne buty z trzema białymi paskami. Można na jego ciele dostrzec zarys muskulatury, który jest efektem treningów.
Charakter:
Gregar jest dobroduszną osobą, która stara się pomagać innym, jeśli widzi, że potrzebują pomocy. Nie potrafi przejść obok cudzej krzywdy obojętnie. Nie oczekuje niczego w zamian, choć małe ‘’dziękuję’’ jest zawsze mile widziane. Nie robi niczego na pokaz, a za swe zasługi nawet nie oczekuje, że mógłby zostać jakimś bohaterem na światową skalę. Tata mu kiedyś powiedział ‘’Nagrodą dla bohatera powinna być możliwość pomagania innym’’, czy jakoś tak. Chłopak nie pamięta tego już zbyt dobrze. W każdym razie, brunet stara trzymać się tych słów, choć z całą pewnością byłoby to dla niego czymś niesamowitym, być sławnym jako bohater.
Nie lubi zabijania, nie chciałby tego robić. Gdyby mógł zabić przeciwnika lub go oszczędzić to bardzo prawdopodobnym jest, iż go oszczędziłby.
Lubi przebywać w obecności zwierząt. Co prawda nie chodzi specjalnie do lasku, aby z nimi spędzać czas, ale zawsze miło jest pogłaskać takie stworzenie, siedząc tuż obok niego. Gdyby rodzice mu pozwolili to na pewno zabrałby jakieś do domku.
Stara się cały czas udoskonalać swe ciało oraz umiejętności. Czasami zdarzało się, że po skończonym treningu ze swym mentorem wracał do domu, brał kąpiel, jadł kolację i po trzech godzinach ponownie wykonywał jakieś najprostsze ćwiczenia.
Jeśli chodzi o kontakty z płcią przeciwną to jest on nieśmiałym chłopakiem. Nie potrafiłby wyznać miłości. Bałby się ewentualnego wyśmiania, odrzucenia.
Bohater nasz stara się z reguły unikać walki. Boi się jej. Gdy widzi większego, silniejszego przeciwnika zaczyna odczuwać wątpliwości oraz ogromny strach. Bałby się, że mógłby zostać zraniony. Co ciekawe, nie stanowi dla niego problemu stanięcie do sparingu ze swym nauczycielem. Przecież to zwykły sparing, jego mistrz przecież nie chciałby mu wyrządzić prawdziwej krzywdy. Inna sprawa to walka. Tutaj przeciwnik mógłby chcieć wyrządzić mu może nawet i trwałą krzywdę. Jego strach najsilniej odczuwalny jest, gdy jego przeciwnik stoi tuż przed nim. Nogi Gregara zaczynają się wtedy trząść.
Historia:
- Prolog:
Abyśmy wszyscy dobrze zrozumieli historię Gregara aka Isaaca oraz to, w jaki sposób znalazł się właśnie tutaj - na planecie Konats - musimy cofnąć się o kilkanaście lat wstecz.
W pewnej niewielkiej wiosce o nazwie Mały Staw, żyła młoda, siedemnastoletnia dziewczyna, Eva Fukuhara. Mieszkała ona w chatce wraz ze swym dziadkiem i babką. Tylko z nimi? Czemu? Rodzice jej zginęli w wypadku samochodowym, kiedy Fukuhara miała jedenaście lat.
Niestety, miejscowość ta od dłuższego czasu była nękana przez grupę sześciu bandytów. Kazali oni wieśniakom oddawać pieniądze i różne kosztowności w zamian za możliwość dalszego chodzenia po tej planecie, nie wyglądając jak ser szwajcarski. Mieszkańcy nie mieli odwagi się im przeciwstawić, więc posłusznie wykonywali polecenia napastników. Przecież Ci przestępcy byli uzbrojeni wręcz po zęby. Jak zwykli ludzie mogliby się z nimi mierzyć? Cała ta sytuacja miała się jednak zmienić w dość krótkim czasie.
- Część 1: Maur i Eva:
Pewnego pięknego, słonecznego dnia w Małym Stawie pojawił się tajemniczy przybysz. Był to młody mężczyzna, na oko miał dwadzieścia dwa lata. Był ubrany w zielone gi. Wstąpił on do domu sołtysa z prośbą o szklankę wody. Sołtys początkowo był podejrzliwy względem nieznajomego, sądząc iż należy on do zgrai tamtych bandziorów. Ostatecznie jednak, mężczyzna zgodził się wprowadzić nieznajomego do domu. Po krótkiej rozmowie okazało się, iż gość miał na imię Maur i podróżuje po świecie w celu udoskonalania swych umiejętności w sztukach walki. W momencie, w którym wojownik dowiedział się, iż wieśniacy są nękani przez opryszków zaoferował pomoc, proponując, iż mógłby ich przepędzić. Sołtys ucieszył się, że ten młody człowiek chciałby pomóc mieszkańcom wsi, lecz musiał odmówić przyjęcia pomocy. Nie mógł przecież go narażać na śmierć. Przecież zostałby on przez nich zabity. Oni mieli broń, a on? Nie miał nic. Jak mógłby uchronić się przed kulami? Przybysz był jednak nieustępliwy, stwierdzając, że pomoże im tak czy siak. Sołtys zaproponował Maurowi, iż na ten czas może zamieszkać w jego domu.
Następnego dnia Eva postanowiła udać się do pobliskiego lasu, aby nazbierać grzybów. Na jej nieszczęście w pobliżu kręcił się niedźwiedź. W momencie, w którym zwierze pojawiło się obok niej, z gardła jego wydobył się przeraźliwy ryk. Dziewczyna chciała uciekać stamtąd jak najprędzej, lecz nie mogła. Strach całkowicie sparaliżował jej ciało. Drapieżnik ryknął ponownie, dając do zrozumienia, że dziewczę nie było tu mile widziane. Ta jednak wciąż nie mogła ruszyć się z miejsca. Zwierzę postanowiło stanąć na tylnych łapach. Z jego gardła ponownie wydobył się złowieszczy ryk. W momencie, w którym drapieżnik chciał rzucić się na dziewczynę, pojawił się - jakby znikąd - Maur, który pojedynczym ciosem w brzuch spacyfikował niedźwiedzia. Co mężczyzna tutaj robił? Odbywał on swój trening tutaj. Bohater postanowił towarzyszyć Evie podczas zbierania grzybów, aby mogła czuć się bezpieczniej. Ta zaprosiła wojaka na obiad w podzięce, na co ten zgodził się.
Kilka tygodni później bandyci powrócili. Maur doskonale wiedział, że to właśnie dzisiaj mieli pojawić się, ponieważ sołtys poinformował go, iż wracali pierwszego dnia każdego miesiąca. Wojownik poinformował mieszkańców, aby pozostali w domach i nie interweniowali, ponieważ mogłaby komuś stać się krzywda. Nikt nawet nie myślał, aby walczyć z tymi bandziorami. Wszyscy wieśniacy pozostali więc w domach. Niektórzy z nich modlili się, aby bóg miał w opiece tegoż wojownika. Inni już od samego początku byli sceptycznie nastawieni do całej tej akcji, spisując mężczyznę na straty, uważając, że sam nie będzie w stanie zmienić cokolwiek. Cała reszta, która nie należała do jednych ani drugich po prostu czekała. Czekała, aby dowiedzieć się jak to wszystko się zakończy. Eva zaś ze zdawałoby się dziwnym spokojem, oglądała telewizję w domu. Nie martwiła się o bohatera, ponieważ doskonale wiedziała jak silny jest. Pamiętała z jaką łatwością powalił on niedźwiedzia. To jej wystarczało.
Napastnicy w końcu pojawili się. Wjechali na motocyklach do miasta. Byli ubrani w jeansowe spodnie oraz skórzane kurtki. Uzbrojeni byli w karabiny, pistolety, noże, zatrzymując się pod domem sołtysa.
- Panie Brown, wróciliśmy!
- Stary pierdzielu, wyłaź do nas i oddawaj pieniądze!
W odezwie napastnicy usłyszeli śmiech. Śmiech dobiegający zza budynku.
- Słyszycie to? Tu jest jakiś pajac.
- Ej Ty, pokaż się!
Po kilku chwilach ich oczom ukazał się Maur, który teraz opierał się o ścianę budynku, mając skrzyżowane ręce. Przyglądał się im, tak jakby czekał, aż pokażą mu oni coś ciekawego.
- Kim Ty jesteś? Co tu się dzieje? Gdzie jest ten cholerny sołtys?
Wojownik nie odpowiadał. Po prostu stał i milczał.
- Mowę Ci odjęło?! Lepiej zacznij gadać, bo zaraz Ci odstrzelę ten łeb!
Wojak stał tak jeszcze przez chwilę milcząc. Może zastanawiał się nad słowami, które chciał wypowiedzieć? Na jego twarzy zagościł uśmiech.
- Jesteście naprawdę żałośni, wiecie? Obraliście sobie za cel małą wioskę i ludzi, którzy nawet nie mają odwagi walczyć z wami. W zasadzie to gdyby tylko połączyli siły to by was pokonali. Jeszcze to wasze uzbrojenie. Wyglądacie tak jakbyście mieli za chwilę zmierzyć się z wrogim oddziałem żołnierzy, ale używacie swoich broni tylko jako narzędzi mające wzbudzać stra...
Jeden z napastników w tym momencie już nie wytrzymał i wystrzelił w kierunku herosa kilka naboi.
- Zamknij się!
Ku zdziwieniu wszystkich zgromadzonych, mężczyzna zniknął. Tak jakby po prostu rozpłynął się w powietrzu. Ten, który przed chwilą strzelał upadł na ziemię, zostając przygniecionym przez swój motocykl.
- Co jest, do cholery!?
- Widzieliście coś?
- Ja nic nie widziałem. Co tu się dzieje!?
Kolejny poleciał do tyłu, zatrzymując się kilka metrów dalej na ziemi. Z trzecim stało się to samo, co z pierwszym. Pozostali znajdowali się w niemałym szoku, gdy zobaczyli co stało się z ich towarzyszami. Oni jednak nie będą mogli niestety powiedzieć pozostałym, co się stało, ponieważ byli aktualnie nieprzytomni. Maur aktualnie znajdował się za opryszkami, o czym zdali sobie oni sprawę dopiero po kilku chwilach. W momencie, w którym odwrócili się, zaczęli strzelać. Mężczyzna ponownie zniknął z ich pola widzenia. Jeden z bandytów odleciał z motocykla, uderzając tym samym w jednego ze swych towarzyszy. Obaj wylądowali ostatecznie na ziemi. Ostatni znajdujący się na motocyklu strzelec został złapany przez herosa za fraki, podniesiony do góry i rzucony na ziemię. Wojownik postanowił zbliżyć się do niego i uderzyć prawą pięścią w brzuch. Ten, który został przygnieciony przez swego kolegę po chwili stał, wycelował broń wprost w kierunku wojownika i strzelił. Jednakże, heros odskoczył w bok, unikając zagrożenia. Padły kolejne strzały, lecz po chwili zbir upadł na ziemię nieprzytomny, chwilę wcześniej czując uderzenie w plecy. Tak więc aktualnie jedyną osobą, która stała na nogach był Maur.
Kilka godzin później bandyci ocknęli się, jednakże sytuacja, w której znaleźli się zaskoczyła ich. Mieli oni związane ręce oraz nogi, siedzieli oparci o dość duże drzewo. Byli otoczeni przez mieszkańców wsi. Niektórzy z wieśniaków celowali do nich z ich własnych broni. Maur zażądał, aby oddali wieśniakom pieniądze oraz kosztowności, które im zabrali.
- Wybacz, ale nie jesteśmy w stanie tego zrobić.
- Co?
- Wszystko znajduje się w naszej kryjówce, która to z kolei znajduje się około dziesięciu kilometrów stąd. Tak więc nawet, gdybyśmy chcieli to zrobić, to niestety nie możemy. No chyba, że nas uwolnisz.
- Wystarczy mi tylko jeden z was.
Heros zamierzał uwolnić jednego z nich, aby pokazał mu, gdzie ta ich kryjówka znajduje się. Padło na najchudszego z nich wszystkich. Wieśniacy rozwiązali jego kończyny, dzięki czemu mógł poruszać się bez jakichkolwiek przeszkód. Skierował swe kroki ku motocyklowi. Maszyny te także zostały tu sprowadzone, więc nie zajęło mu zbyt dużo czasu, aby dostać się do niej. Bohater także zamierzał pojechać motorem. W przeszłości zdarzyło mu się prowadzić taki pojazd, więc doskonale wiedział co robić. Kluczyki znajdowały się w stacyjce, więc nie musiał odbierać ich żadnemu zbirowi.
Po kilkunastu minutach dotarli na miejsce. Zatrzymali się oni przed jaskinią.
- Za mną.
Kilka chwil później znaleźli się w środku. Na kamieniu siedział nieznany Maurowi jegomość. Ubrany był on w taki sam sposób jak cała reszta tej bandy. Posiadał poza tym dość dużą posturę ciała, był łysy, posiadał brodę. Ulokowane były tutaj także łóżka, oraz drewniany stół wraz z krzesłami. Na stole leżała talia kart. Pod ścianą można było zobaczyć kilkanaście worków, ewidentnie coś się w nich znajdowało. Pytanie brzmiało: co? W momencie, w którym łysol zobaczył przybyłych, powstał.
- Morten, co jest, do cholery?! Kim jest ten..
Ten nie zdążył dokończyć, ponieważ przestępca podbiegł do niego i się schował za plecami swego szefa. Złoczyńca wyjaśnił brodaczowi co miało miejsce jakiś czas temu. Ten spojrzał na wojownika, tak jakby nie dowierzał temu, co usłyszał.
- Co takiego!? Żartujesz sobie ze mnie!?
- Szefie, jestem całkowicie poważny.
- Do niczego się nie nadajecie! Banda nieudaczników! Zaraz Ci pokażę jak to się robi! Zajmę się tym gnojkiem i będziemy mogli wrócić do spokojnego rabowania tamtych wieśniaków.
Przywódca zaczął biec w kierunku herosa z wyciągniętymi w jego stronę rękoma, chcąc go złapać. W momencie, w którym mężczyzna miał znaleźć się w śmiertelnym uścisku brodacza, ten wyskoczył do góry i sprzedał przeciwnikowi kopnięcie lewym kolanem w bok głowy. Głowa należąca do bossa przekręciła się w bok. Brodacz przestał się na chwilę ruszać. Maur zaś wylądował sobie na ziemi obok przeciwnika, wykonując wręcz natychmiast skok do tyłu.
- Dalej, szefie! Daj mu popalić!
W tle można było słyszeć krzyki opryszka, który dopingował w starciu tym swego dowódcę. Po chwili brodacz otrząsnął się.
- Zamknij się, do cholery!
Nastąpiła cisza. Łysol spojrzał w kierunku wojaka.
- Ty gnoju… Mam nadzieję, że masz już znalezioną kwaterę na cmentarzu, bo zaraz tam trafisz!
Boss ponownie ruszył w kierunku wojaka. Dowódca zamachnął się prawą ręką, chcąc uderzyć nią oponenta, lecz ten odskoczył do tyłu. Po chwili jednak bohater wzbił się w powietrze, podleciał do przywódcy i ponownie wykonał kopnięcie, tym razem prawym kolanem w twarz oponenta. W momencie, w którym Maur znalazł się na ziemi wykonał pięć uderzeń w brzuch przeciwnika. Wojownik odskoczył do tyłu, podbiegł do brodacza i na sam koniec, wykorzystując pęd, który nabrał w trakcie biegu, wykonał kopnięcie lewym kolanem w brzuszek łysola. Ten zgiął się w pół, cofnął się o kilka kroków, łapiąc się za swą samarę.
- Jak to… jest… możliwe?!
Ostatecznie padł plackiem na glebę tracąc przytomność. Zwycięzca tegoż pojedynku zaczął kierować swe kroki ku workom w celu obadania ich zawartości. Miał podejrzenia odnośnie tego, co mogło się tam znajdować. W tym samym momencie do ciała bossa zakradł się tamten bandyta, który zaczął przeszukiwać ciało. Bohater rozwiązał jeden z worków, zaglądając do środka, a jego oczom ukazały się pieniądze. Postanowił sprawdzić pozostałe wory. W nich również znajdowały się pieniądze oraz różnego rodzaju wyroby jubilerskie. Musiały one należeć do wieśniaków. Heros nie był jednak w stanie zabrać tych wszystkich worków sam do wioski. Potrzebował dodatkowych rąk. W tym momencie Maur przypomniał sobie o bandycie, z którym tu przyjechał. Stracił go z oczu, więc mógł próbować wykorzystać aktualną sytuację, aby zaatakować wojownika z zaskoczenia. Kiedy ten odwrócił się zauważył, że opryszek próbował zakraść się do niego, trzymając pistolet w dłoniach. Zbir chyba musiał stwierdzić, że to odpowiedni czas, aby pozbyć się bohatera i zaczął strzelać.
- Zdychaj w końcu!
Heros rzecz jasna zniknął z jego pola widzenia wręcz natychmiast. Sam zbir zaś kilka chwil później otrzymał cios prawym łokciem, który był dla niego nokautujący.
Po tych wydarzeniach Maur powrócił do Małego Stawu, aby opowiedzieć mieszkańcom o tym, co miało miejsce w kryjówce bandytów. Kiedy skończył opowiadać wraz z kilkoma innymi wieśniakami, którzy mieli pomóc mu przetransportować worki, ruszył tam z powrotem. Wszyscy poruszali się na motorach należących do bandytów. Obaj przestępcy wciąż byli nieprzytomni, tak więc nikt nie będzie przeszkadzał Maurowi oraz wieśniakom w zabieraniu worów. Motory posiadały zamontowane dwa, małe metalowe kufry po bokach, które idealnie nadawały się do transportu ów worów. Każdy zabrał ze sobą dwa worki.
Ostatecznie wieśniacy odzyskali to, co zostało im zabrane przez zbirów. Jaki los spotkał z kolei tych bandziorów? Cóż, wystarczy powiedzieć tylko tyle, że od tego dnia będą mieli baaardzo wiele czasu na przemyślenia odnośnie ich życia.
Została jeszcze kwestia Armii Czerwonej Wstęgi, która z dnia na dzień rosła coraz bardziej w siłę, przejmując kontrolę nad coraz większą ilością ziem. Mieszkańcy Małego Stawu obawiali się, iż wkrótce ta armia może pojawić się także tutaj. Zdawać by się mogło, iż było to nieuniknione. Mieszkańcy starali się przekonać Maura, aby ten nie opuszczał ich, mając nadzieję, że będzie on mógł ochronić ich także przed Czerwoną Wstęgą. Heros był świadom swej siły, lecz jeszcze nigdy nie przyszło mu zmierzyć się z całą armią. Wojownik zgodził się jednak pozostać w wiosce. Postanowił przez ten cały czas wzmacniać swe ciało oraz polepszać swe umiejętności w walce. Starał się jak najlepiej wykorzystać ten czas.
- Cześć 2: Porwanie:
- Od dnia, w którym Maurowi udało się zaprowadzić tymczasowy pokój w Małym Stawie minęły dwa tygodnie. Niestety, na Ziemi wciąż działała Armia Czerwonej Wstęgi, więc mieszkańcy nie mogli czuć się do końca bezpiecznie. Nikt nie zdawał sobie sprawy z tego, lecz tego dnia na błękitnej planecie wylądował statek pochodzenia pozaziemskiego. Przybyszami okazali się być przedstawiciele świniopodobnego gatunku obcych. Ubrani byli w kosmiczne zbroje, a uzbrojeni byli w broń przypominającą ziemskie karabiny. Zajmowali się oni handlem niewolnikami. Latali z planety do planety, porywając mieszkańców, a następnie poszukiwali kupców.
Przybysze znajdowali się jakiś kilometr od Małego Stawu, więc nie zajęło im dużo czasu dotarcie tam. W momencie, w którym znaleźli się już w wiosce, zaczęli najzwyczajniej w świecie siłą wchodzić do domów mieszkańców. Przy pomocy brutalnej siły zaciągnęli oni młodych mężczyzn oraz kobiety do statku. Wśród kobiet znajdowała się również Eva.
Kiedy już zebrali mieszkańców w statku, uznając, iż posiadają dostateczną ilość "materiału", mogli opuścić planetę. Zaraz, zaraz. Dlaczego Maur nie powstrzymał tego procederu? Czym był zajęty? Gdzie się podziewał? W tamtym momencie przebywał w górach. Odbywał trening. Nie mógł więc zareagować w jakikolwiek sposób, ponieważ nie miał o niczym pojęcia. Teraz jednak opuśćmy Ziemię w celu śledzenia dalszych losów Evy.
Dziewczyna wraz z pozostałymi wieśniakami była przetrzymywana w pomieszczeniach, które wyglądały jak cele więzienne. Na szyjach mieli założone obroże. Podróżowali oni statkiem przez kolejne dwa tygodnie, docierając na planetę o nazwie Heshtok. Była ona zamieszkiwana przez gadzią rasę Saurian. Mieszkańcy Małego Stawu wraz z przedstawicielami innych ras, z którymi przyszło im podróżować, zostali zaprezentowani mieszkańcom tejże planety. Eva została wykupiona przez jednego z tych Saurian. Abra - ponieważ tak miał na imię - zrobił to, ponieważ wyczuł, iż dziewczyna ta nosiła w sobie nowe życie. Chciał uchronić ją oraz to dziecko przed wpadnięciem w łapska jakiegoś niegodziwca. Dziewczyna co prawda już wcześniej zauważyła u siebie objawy towarzyszące ciąży, lecz nie była wtedy do końca pewna tego wszystkiego. Teraz posiadała już potwierdzenie. Dobrze wiedziała kto był ojcem, ponieważ tylko z tym mężczyzną dzieliła łoże. Miała nadzieję, iż będzie mogła wkrótce ponownie go ujrzeć. Tak bardzo chciałaby znów zobaczyć się z Maurem.
Eva miała szczęścia, ponieważ Abra zamierzał w przyszłości opuścić rodzinną planetę. W jakim celu? Słyszał on, iż na niejakiej planecie Namek znajdują się tajemnicze artefakty, które potrafią spełniać życzenia. Jednakże, w ogóle nie znał się na konstruowaniu statków kosmicznych. Pomagał mu w tym jego przyjaciel, szczuropodobny obcy o imieniu Nezumi. On także chciał udać się na tę Namek, aby móc wypowiedzieć swe własne życzenie. Eva nie mając gdzie się podziać, zamieszkała ze swymi nowymi znajomymi. Chcąc w jakiś sposób odwdzięczyć się swemu nabywcy postanowiła zostać jego gosposią. Ten zgodził się, jednakże zalecił jej, aby ta nazbyt się nie przemęczała. Miał już w przeszłości do czynienia z kobietami jej gatunku i wie, że ciężarna powinna przede wszystkim odpoczywać.
- Część 3: Życie na obcej planecie:
- Od dnia, w którym Eva została uprowadzona z Ziemi minęło kilka miesięcy. W tym czasie narodził się jej syn, któremu dała na imię Isaac. Nezumi zaś był już o krok przed ukończeniem budowy statku. Abra oraz o jego przyjaciel zagwarantowali dziewczynie powrót na jej ojczystą planetę, kiedy tylko wypowiedzą swe życzenia.
Na planecie Heshtok ponownie wylądował statek. Na jego pokładzie przebywało pięć postaci. Dwójka mężczyzn oraz kobieta, którzy posiadali małpie ogony. Byli oni ubrani w kosmiczne zbroje, a na ich głowach ulokowane były dziwne urządzenia z różnokolorowymi szkiełkami . Znajdowały się tam również dwa roboty. Czego tu szukali? Tak w zasadzie to niczego. Postanowili po prostu zatrzymać się, aby zjeść coś na tej planetce. Jeden z mężczyzn nacisnął guzik na urządzeniu, a po chwili na zielonym szkiełku pojawiły się jakieś symbole.
- Jakieś cztery kilometry stąd znajduje się dość silne źródło energii. Jego moc to dziewięć set trzydzieści jednostek.
- Interesujące… może zapewnić nam dobrą rozrywkę.
- Już nie mogę się doczekać, aby się z nim zmierzyć.
Postanowili wykorzystać swą umiejętność lotu i wyruszyć do miejsca, w którym znajdowała się ta ki. Kobieta zaś postanowiła wyruszyć na poszukiwania pożywienia.
Eva przebywała aktualnie w domu wraz z Abrą. Dziewczyna zajmowała się swym synkiem, mężczyzna z kolei wylegiwał się w swoim łóżeczku. Co robił Nezumi? Pracował dalej nad statkiem, rzecz jasna. Po chwili na podwórku, tuż obok statku Nezumiego wylądowali tajemniczy przybysze. Postanowili się rozdzielić.
- Wygląda na to, że znajduje się w tym domu.
- Dołączę do Ciebie potem. Sprawdzę ten statek.
Ten większy - Tabaga, skierował swe kroki ku drzwiom domu. Quash zaś wszedł do statku. Tabaga wykopał drzwi z zawiasów, które zatrzymały się na najbliższej ścianie. Wchodząc do środka usłyszał dziecięcy płacz. Kiedy spojrzał w kierunku, z którego dochodził, ujrzał Evę trzymającą Isaaca na rękach. Ta wykonała krok w tył.
- K-kim jesteś?
W jej głosie słychać było przerażenie. Ogoniasty spojrzał się na nią, a następnie wcisnął guzik na urządzeniu.
- Lepiej nie wchodź mi w drogę, kobieto, bo Cię zabiję.
Ta zamarła w bezruchu.
W momencie, w którym Quash wszedł do środka jego oczom ukazał się Nezumi, który ubrany był w jakieś łachy, a futerko jego było ubrudzone smarem i rożnymi olejami.
- Przepraszam, kim jesteś? Co Cię tu sprowadza?
- Nazywam się Quash. Jestem przedstawicielem dumnej rasy Saiyan. Co mnie tu sprowadza? Po prostu chce się nieco rozerwać.
- Rozerwać się?
Szczur nic nie rozumiał. Co on miał na myśli? Co go tu sprowadzało?
- Muszę przyznać, że to naprawdę bardzo ładny statek. Jest pewnie dużo wart.
- Może i jest ładny, ale wciąż nie jest skończony.
- Długo już budujesz go?
- To już będzie okrągły rok. W zasadzie to lada moment powinienem być już gotowy.
- Całkiem długo… - na twarzy saiyanina zagościł złośliwy uśmiech – Byłaby to duża strata, gdyby ktoś… go zniszczył.
Nezumi spojrzał się na niego z wypisanym niepokojem na twarzy.
- Powiedz mi czego naprawdę chcesz.
- Jeszcze nie skumałeś? Chcę, abyś powstrzymał mnie przed zniszczeniem tego statku.
Sekundę później ogoniasty wyciągnął prawą rękę w stronę jednej ze ścian statku. Po chwili wystrzelony został promień energii.
Tabaga skierował swe kroki ku schodom prowadzącym na górę. W momencie, w którym znalazł się przed drzwiami prowadzącymi do sypialni Abry, chwycił za klamkę i szybkim ruchem otworzył je. Jego oczom ukazał się właśnie Abra, który miał wyciągnięte ręce w stronę saiyanina, kumulując energię w dłoniach. Sekundę później z dłoni gospodarza został wystrzelony promień energetyczny przebijający się przez ściany budynku.
Gdy promień zniknął najeźdźca wyleciał ze środka zatrzymując się w powietrzu kilka sekund później. Wtem ze środka zaczęły nadlatywać w stronę adwersarza pociski energetyczne, które ten starał się omijać. Kiedy już napastnik uniknął ich wszystkich na scenę ponownie wkroczył pan domu nadlatując w stronę przeciwnika. Abra spróbował wykonać kopnięcie prawą nogą, lecz oponent zablokował je. Nastąpiła wymiana ciosów, z której wyszedł jednak zwycięsko ogoniasty, sprzedając przeciwnikowi uderzenie prawicą w brzuszek, dokładając do tego kopnięcie w głowę lewą nogą. Saiyanin jednak nie zakończył na tym, a dalej kontynuował natarcie. Wymierzył w przeciwnika bardzo wiele mocnych ciosów. Na sam koniec Tabaga wzleciał kilka centymetrów w górę, aby zakończyć swą kombinację kopnięciem. Gospodarz uderzony nogą zaczął spadać w dół.
Promień po chwili zniknął. Nezumi stał w bezruchu, zastanawiając się nad tym co się tu zaczęło dziać. Quash ze stoickim spokojem przyglądał mu się.
- Masz zamiar mnie zatrzymać czy będziesz tak po prostu stał?
Szczur nie odpowiadał. Saiyanin zdecydował, iż wystrzeli kolejny promień. Wyciągnął tym razem lewą rękę w stronę innej ściany. Kolejny promień został wystrzelony sekundę później. Stworzył on piękną, drugą już ścianę. Ogoniasty doszedł do wniosku, iż pójdzie już na całość i zaczął strzelać pociskami ki po całym statku. Nezumi nareszcie ocknął się, dochodząc do wniosku, iż nie może tak po prostu stać. Musiał działać, ponieważ plany jego oraz jego przyjaciela za chwilę legną w gruzach. Szczur podbiegł do półki, na której leżał klucz płaski, a w następnej kolejności ruszył na Quasha. W momencie, w którym Nezumi znajdował się wystarczająco blisko, aby móc uderzyć swym kluczem saiyanina, ten szybkim ruchem złapał szczura za gardło, podnosząc go. Ten próbował uwolnić się, lecz jego próby na nic się zdały. Quash tylko zaśmiał mu się w twarz, miażdżąc jego krtań. Saiyanin odrzucił ciało na bok, udając się na zewnątrz.
Abra ponownie posłał pociski ki w stronę Tabagi, wzbijając się jednak w powietrze, ruszając za nimi. Jednakże, najeźdźca ponownie uniknął ich wszystkich. Gospodarz spróbował zaatakować go kopnięciem prawym kolanem w brzuch, lecz przeciwnik je zablokował. Pan domu postanowił zamarkować uderzenie lewą ręką w brzuch ogoniastego, by prawą móc uderzyć go w głowę. Ta akcja udała się, a Abra mógł przejść do wykonania swej kombinacji. Wykonał pięć ciosów w twarz saiyanina tylko po to, by móc kopnąć go lewą nogą w lewy bok torsu. Kolejne było prawe kolano, które wylądowało na głowie Tabagi. Gospodarz zdecydował się odlecieć do tyłu, atakując przy okazji przeciwnika pociskami ki. Z chmury dymu, która powstała wyleciało wiele pocisków ki. Pan domu starał się je ominąć, lecz wszystkich nie zdołał uniknąć. W tym momencie z chmury wyleciał najeźdźca, mknący w stronę Abry. Doszło do ponownej wymiany ciosów.
Eva ze środka obserwowała pole walki. Nie zamierzała opuszczać domu, ponieważ mogłaby narazić na niebezpieczeństwo siebie oraz swe dziecko. Najrozsądniej byłoby więc pozostać w budynku, aby nie zwracać na siebie uwagi. Póki co mogła czuć się w miarę bezpiecznie. Nie zapowiadało się na to, aby Tabaga nagle odstawił bieżące sprawy na bok. Zdawał się być całkowicie pochłoniony przez walkę. Nagle i niespodziewanie dziewczyna poczuła na swym lewym ramieniu dotyk. Odwróciła się. Był to Quash. Ona jednak nie zdawała sobie sprawy, iż współpracuje z tym drugim saiyaninem. Jednakże, po dokładniejszym przyjrzeniu się mu mogła wywnioskować, iż pochodzą z tej samej drużyny. Matka odbiegła do tyłu, chcąc znajdować się najdalej jak to było tylko możliwe od ogoniastego. Ten zaczął iść powolnym krokiem w jej stronę.
- Zostaw mnie w spokoju! Nie zbliżaj się!
Mężczyzna nic sobie z tego nie robił. Kroczył dalej do przodu. Eva czuła narastający w niej strach. Podbiegła do kominka, chwyciła pogrzebacz. Musiała działać. Czuła, że jeśli niczego nie zrobi to nadejdzie najgorsze. Nie mogła tak stać i czekać na śmierć. Musiała ochronić swoje dziecko. Po wykonaniu kolejnego kroku ogoniasty zatrzymał się na chwilę.
- No dobrze, to może zabawisz mnie?
Eva chciała działać, lecz miała ograniczone możliwości działania. Jeżeli wykona zły ruch to dziecku oraz jej mogła stać się krzywda. Dziewczyna starała się wymyślić jakieś wyjście z tej niezbyt ciekawej sytuacji. Niestety, płacz dziecka przeszkadzał jej w myśleniu.
- Zaczyna mnie irytować… Uspokój je!
Matka wiedziała, że to było bardzo trudne zadanie do zrealizowania. Cały czas na zewnątrz trwała walka. Wybuchy, wrzaski, to wszystko nie pozwalało na uspokojenie płaczącego dziecka. Stopniowo zaczęły puszczać nerwy mężczyźnie.
- Jeśli zaraz się nie zamknie to zabiję was oboje!
Eva nie miała pojęcia co może zrobić w tej sytuacji. Zdawać by się mogło, iż była ona beznadziejna. Mogła jedynie próbować uspokoić swego synka. Wtem przez ścianę przebił się Abra, przelatując przez pokój, wpadając tym samym na Quasha. Obaj wbili się w ścianę, choć saiyanin nieco zamortyzował cały impet uderzenia, więc gospodarz nie odczuł tego tak bardzo jak on. Dziewczyna chwilę później wzięła nogi za pas i wybiegła przez pozostawioną dziurę na zewnątrz. Zaczęła uciekać. Biegła najszybciej jak tylko mogła. Nagle - jakby znikąd - pojawił się przed nią Tabaga. Matka zatrzymała się, by po chwili obrać inną drogą ucieczki. Tym razem mężczyzna również jej zagrodził drogę. Pojawił się za nią, złapał ją za włosy, trzymając je z całych sił. Eva szarpała się, lecz nic to nie dawało.
- Błagam, pozwól mi odejść! Nie mam zamiaru z wami walczyć. Chcę tylko ochronić synka!
- Wybacz, ale zostaniesz tutaj. Będziesz świetną motywację dla tamtego gościa. Może dzięki Tobie przekroczy swe limity?!
Kilka sekund później Quash wyleciał z domu, lądując obok Tabagi i Evy. Chwilę później z domy wybiegł Abra.
- Zostaw ich, gnoju! Ta walka ich nie dotyczy!
- Dobrze, spełnię Twoje żądanie, ale pod jednym warunkiem. Jeżeli pokonasz Quasha w walce to puszczę ją i dziecko wolno.
Abra znajdował się w bardzo ciężkiej sytuacji. Nie dość, że czuł już zmęczenie – oraz znaczny ubytek energii -wynikające z uczestniczenia w poprzedniej walce to teraz miał zmierzyć się z wypoczętym wojownikiem. Gospodarz nie był z tego faktu w ogóle zadowolony. Co mu jednak pozostało? Musiał walczyć. Quash ucieszył się, iż w końcu będzie mógł sobie powalczyć.
Quash wystartował, zaś Abra starał się go początkowo trzymać na dystans. W momencie, w którym się zbliżyli do siebie nastąpiła wymiana ciosów. Saiyanin miał zdecydowaną przewagę. Jego przeciwnik był już zmęczony, co przekładało się na jego zdolności bojowe. Gospodarz był w stanie jednak zadać kilka ciosów oponentowi. W głównej mierze jednak to on obrywał. Starał się ograniczać wydzielanie ki do minimum. Starał się je wykorzystywać tylko w sytuacjach, które mogłyby dać mu przewagę. Jednakże, sytuacja pana domu wcale nie stawała się lepsza, a wręcz przeciwnie. Z każdym uderzeniem miał wrażenie, że za chwilę opadnie z sił.
Tabaga w pewnym momencie zrozumiał, iż Abra nie pokaże już niczego ciekawego. Co prawda poszedł na układ z Abrą, i powinien się trzymać wszystkich ustaleń, ale kto by sobie zawracał czymś takim głowę? Zresztą, Tabaga nie miał ochoty czekać, aż gospodarz pokona swego przeciwnika. To pewnie i tak by nigdy nie nastąpiło biorąc pod uwagę fakt, iż pan domu był już wyczerpany.
- Quash! Wykończ tego robala!
- Jesteś pewny? Przecież zawarliście układ.
- Chrzanić układ! Rozwal go i wracamy na statek!
- Haha, robi się!
Eva słysząc to wszystko ponownie próbowała się wyrwać, chcąc pomóc przyjacielowi. To już przelało czarę goryczy. Tabaga zirytował się jej bezsensownym zachowaniem, postanawiając zareagować. Wyrwał z jej rąk dziecko przy pomocy wolnej ręki, a następnie owinął sobie ogon wokół dziecka, którym utrzymywał je w powietrzu.
- Nie! Isaac! Zostaw moje dziecko, potworze!
- Aspara z pewnością ucieszy się z nowego nabytku.
Abra zauważywszy całą sytuację ruszył wręcz natychmiast Evie na ratunek. Został jednak powstrzymany przez Quasha, który od tyłu zaatakował gospodarza. Saiyanin złożył dłonie w młot, uderzając pana domu w plecy. Ten zaczął lecieć ku ziemi. Kiedy chwilę później zatrzymał się, ogoniasty wbił się w jego brzuch lewym kolanem. Lewym prostym posłał Abrę w ziemię, przygotowując już atak wykończający. Gospodarz wylądował na ziemi, lecz nim zdążył się podnieść, w jego stronę już leciał promień energetyczny. Nastąpił wybuch.
W międzyczasie Tabaga wokół swej wolnej ręki wytworzył ostrze z ki. Szybkim ruchem odciął głowę Evy, oddzielając ją od reszty ciała. Ciało upadło bezwładnie na ziemię, a mężczyzna odrzucił głowę na bok.
Co dalej miało miejsce? Cóż, Abra nie będąc w stanie powstrzymać promienia był zmuszony przyjąć go. Nie skończyło się to dla niego zbyt dobrze. Generalnie rzecz ujmując skończyło się to dla niego śmiercią. W momencie, w którym saiyanie zdali sobie sprawę, iż nie było w pobliżu już ani jednej żywej duszy postanowili wrócić na statek. Aspara - ponieważ właśnie tak miała na imię saiyanka - ucieszyła się, kiedy zobaczyła dziecko. Postanowiła zostać jego matką, nadając mu nowe, dumne imię. Lemogras, od tej pory tak miał się zwać.
- Część 4: Zmieniona przyszłość:
- Przez następny rok Lemogras podróżował wraz z saiyanami. Latali statkiem po kosmosie, trafiając na różne planety. Głównie to siali na nich terror i spustoszenie. W końcu dotarli na planetę Konats. W momencie, w którym wyszli oni na zewnątrz, ich oczom ukazał się wysoki, rogaty, muskularny changeling. Otrzymał on informacje o pojawianiu się na planecie negatywnych energii. Postanowił więc zbadać ten temat. Kiedy ogoniasty zbliżył się do statku, urządzenia znajdujące się na głowach saiyan zwyczajnie eksplodowały.
- Nie wiem kim jesteście, w zasadzie w ogóle mnie to nie obchodzi, ale czego szukacie na tej planecie?
- Zdecydowaliśmy się zatrzymać na tej planetce, aby się zabawić.
- Quash, bądźmy ostrożni, gość jest silniejszy od nas wszystkich.
- Zdaję sobie z tego doskonale sprawę. Nie wiem jak wy, ale ja nie zamierzam się zniechęcać. Chętnie zmierzę się z kimś silniejszym od siebie.
Quash zaczął powolnym krokiem zbliżać się do jaszczura, po chwili jednak zatrzymał się. Postanowił wyzwać rogacza na pojedynek, na który ten przystał.
Quash dawał z siebie wszystko, lecz to i tak było zbyt mało, aby mógł się równać z changelingiem. Hail - ponieważ tak miał na imię changeling - zdecydowanie górował nad swym oponentem. Saiyanin nie był w stanie nawet zadać mu ciosu, sam jednocześnie bardzo wiele ich otrzymując. Tabaga zdecydował, że wszyscy powinni zaatakować razem przeciwnika. Zdał sobie sprawę, iż jaszczur ten mógł okazać się bardzo problematyczny. Jeśli więc teraz nie zlikwidują go to będzie mógł przysparzać im wielu problemów w przyszłości. Wiedział także, że w walkach indywidualnych każdy z jego towarzyszy – w tym on sam – nie miał szans. Musieli więc zaatakować razem. Aspara wyciągnęła pilot, naciskając guzik. Kilka sekund później ze statku wyleciały dwa roboty. Z-9891 oraz TG-6991. Rozpoczęła się walka.
Ogoniasty pomimo tego, iż nie posiadał wsparcia to radził sobie naprawdę nieźle. Na tyle dobrze na ile jeden wojownik mógłby radzić sobie w starciu z pięcioma oponentami. Przewaga liczebna nie zmieniła tak naprawdę zbyt wiele.
Podczas walki Quash wystrzelił promień energetyczny wprost w rogacza, jednakże ten zrobił unik.
- Z-9891, przyprowadź Lemograsa ze statku! Pospiesz się!
Aspara zdała sobie sprawę, iż któryś z tych imbecyli mógł podczas walki przypadkiem trafić promieniem w statek, a tam znajdowało się przecież dziecko. Po kilku chwilach robot ponownie wyleciał ze środka trzymając w ręce dziecko.
- Ty kupo złomu, daj mi go, bo stanie mu się krzywda!
Ta wzięła dziecko na ręce, starając się je uspokoić.
- Już wszystko dobrze, mamusia tu jest.
Kobieta postanowiła się oddalić, aby móc obserwować walkę z daleka. Nie mogła narażać synka.
Walka trwała nadal. Hail przy pomocy swej ki zniszczył już oba roboty, więc pozostali jedynie saiyanie. Tabaga zaczął zastanawiać się nad dalszą walką, mając zwyczajne wątpliwości. Jak mógłby ich nie mieć w sytuacji, w której jego przeciwnik znajdował się kilka klas wyżej od niego? Jednakże, jego duma nie pozwalała mu wycofać się. Jak mógłby się w domu pokazać po tym, gdy po prostu poddałby się? Ojciec od zawsze wpajał mu, że prawdziwy wojownik nie ucieka tylko walczy do ostatniej kropli krwi. Zasadę tę wyznawali w zasadzie wszyscy mężczyźni z jego rodziny. Pradziadek Tabagi zginął na polu bitwy, jego dziadek również zginął na polu bitwy, to samo tyczyło się jego ojca. Tabaga nie chciałby, aby jego ojciec uznał swego syna za jakąś porażkę. Dlatego więc Tabaga zamierzał walczyć do samego końca. Pomimo, że sytuacja wydawała się być beznadziejna.
- Posłuchajcie, nie musimy dłużej walczyć. Jeśli zdecydujecie się teraz opuścić tę planetę to nie będę was powstrzymywał. Nie będę was też później ścigał.
- Ty śmieciu… śmiesz okazywać mi litość?! Nigdy się nie poddam! Wolę zginąć niż to zrobić! Kiedy już z Tobą się rozprawimy to zabierzemy się za mieszkańców tej żałosnej planety!
Hail, który całkowicie śmiertelnie potraktował tę groźbę postanowił wykończyć przeciwników.
Jako, że autorowi tego tekstu nie chciało się ponownie opisywać sekwencji walki to przenieśmy się w czasie i sprawdźmy co działo się później.
Wszyscy doskonale wiemy, że Quash i Tobaga nie byli wyzwaniem dla changelinga. Pokonał on ich bez większych przeszkód, niszcząc przy okazji statek. Jak do tego doszło? Ogoniasty w pierwszej kolejności pozbył się Quasha, którego przebił jednym ze swych rogów na głowie. Tabaga chcąc pomścić przyjaciela, w szale wystrzelił promień ki w stronę jaszczura. Ten w odezwie także wystrzelił swój własny promień. Promień rogacza okazał się rzecz jasna silniejszy. W momencie, w którym promień Haila spotkał się z saiyanem, ten został zepchnięty w stronę statku. Potem nastąpiła eksplozja całego pojazdu.
Changeling wykorzystał okazję, zbliżając się do saiyanki. Wbił się on od tyłu w kręgosłup Aspary prawym kolanem. Została odrzucona do przodu, wypuszczając dziecko z rąk. Hail nie tracąc ani sekundy ruszył w kierunku dziecka, łapiąc je ogonem w ostatniej chwili nim to upadło na ziemię. Jaszczur wzbił się w powietrze, a kiedy znajdował się już na odpowiedniej wysokości, ze swej prawej ręki wystrzelił kulę energii. Atak ten okazał się być śmiertelny dla kobiety. Rogacz rzecz jasna nie był w stanie zabić dziecka. Zresztą, czemu miałbym w ogóle chcieć to zrobić? Przecież to dziecko nie zrobiło nic złego. Changeling zdecydował, iż przygarnie to dziecko i wychowa je na dobroduszną istotę. Na istotę znacznie różniącą się od tej, jaką była jego matka. Na kogoś znacznie lepszego.
- Epilog:
- Przez następne lata swego życia, Gregar (ponieważ takie imię chłopcu nadał Hail) wychowywał się wraz z changelingiem oraz kobietą rasy majin o imieniu Ponzu. To właśnie ich chłopiec uznał za swych rodziców, choć gdyby się przyjrzeć im to w żadnym aspekcie nie byli podobni. Byli tak bardzo różni od siebie, co dało się bez problemu zauważyć. Dzieci, z którymi Gregar bawił się także miały świadomość tego. Czasem rozmawiały z nim o tym. Gregar wracał wtedy do domu i pytał swego ojca i matkę czemu różni się od nich. Ojciec wyjaśnił swemu synowi, że czasem tak po prostu jest. Czasami zdarza się, że dziecko nie przypomina w ogóle swoich rodziców. Chłopiec łyknął tę ściemę jak młody pelikan, bo po co jego ojciec miałby kłamać? Cóż, jaszczur wolał pozostawić chłopca w niewiedzy. Wolał, aby ten był przekonany, iż nie został adoptowany. Uważał, iż taka informacja mogłaby wstrząsnąć kilkuletnim dzieckiem, więc wolał zachować sekret w tajemnicy.
Co do samej Ponzu to czasem zdarzało jej się podnosić głos na chłopca, gdy ten przez przypadek na przykład stłukł szklankę bądź talerz. Chłopiec nigdy nie robił tego specjalnie, lecz jej to nie obchodziło. Była przekonana, że robił to celowo. Jednakże, w domu tym mieszkał także Hail, który skutecznie hamował jej destrukcyjne zapędy. Gdyby nie on możliwe, że mogłoby dojść nawet do rękoczynów. Nic takiego na szczęście nie miało nigdy miejsca. Mimo wszystko Ponzu starała się być dobrą matką. Starała się taką być, lecz jak już wiadomo, nie zawsze jej to wychodziło najlepiej.
W momencie, w którym Gregar ukończył jedenaście lat rozpoczął trening sztuk walki. Jego mentorem został Konatsianin imieniem Gook. Był on przyjacielem Haila, tak więc ze względu na ich znajomość zgodził się trenować chłopca.
Aktualnie Gregar ma trzynaście lat i wiedzie sobie beztroskie życie na Konats, głównie trenując. Jakie przygody go czekają? Czas pokaże.
Wrodzona umiejętność:
- Dodatkowo 2 punkty do statystyk co drugą walkę.
- Do każdej zdobytej umiejętności (wszystkie stopnie) i do co drugiej techniki, postać dostaje 2 punkty do statystyk.
Techniki startowe:
- Ki Blast
- Kiai
Planeta/Miejsce zamieszkania: Planeta Konats.
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|