- GośćGość
Tomatto - Bękart Haricotto
Wto Sie 22, 2017 7:10 pm
Imię: Tomatto (anagram od słowa Tomate, czyli pomidor)
Wiek: 8 Lat
Rasa: Saiya-jin
Wygląd:
W większości potomkowie wojowniczej rasy dziedziczą swój wygląd po Ojcu. W tym przypadku było tak samo. Tomatto wygląda kropka w kropkę jak jego rodziciel, tylko w tym momencie jest jego mniejszą wersją.
Włosy ma uczesane do góry, lekko pod skosem. Kogoś przypomina ten opis? No oczywiście, że tak! Pewną fasolkę!
Wszystkie ma podobne do niego tak samo jak twarz, ale to już była wspomniane, że jest podobny do Ojca. Tylko jest mała różnica, że jego buzia jest częściej wykrzywiona w grymasie gniewu. Przez co sprawiło to mu parę nieciekawych problemów w domu.
Jedynie co może go też odróżniać od Tatusia, to jest uzbrojenie które ma na sobie. Kiedy tylko może, nasz mały Bękart nosi na sobie zbroję niskiej klasy, która jest zdobiona dwoma kolorami, żółtym oraz czarnym.
Charakter:
Charakterek ma jak większość Saiyan. Wojownicza oraz bezwzględna małpka, dla której liczy się siła.
Kolejny zły powiadacie? Tak, ale nie można go winić, bo toto wina sposobu wychowania, które sprezentowała jego rodzicielkę. Ne dostał żadnej miłości, a twardy wycisk. Można powiedzieć, że nie pokochała swego synka, a wręcz go nienawidziła. Ale tutaj nienawiść jest odwzajemniona, Tomatto nie cierpi Navety, która go biła i ciągle porównuje do jej ukochanego Haricotto. Przez ten ich wspólny wygląd znienawidził go, był ciągle do niego porównywany i przez to bity, bo był niewypałem. Przez taką miłość Matki to było oczywiste, że w dziecku może się zrodzić czysta nienawiść, ale to też odbiło się na innych. Zaczął patrzeć z pogardą na resztę.
Przez to wszystko zaczął też nie cierpieć rzeczy typu: Przyjaźń oraz Miłość. Te dwie rzeczy były dla niego zbędne. Zamiast tego liczyła się dla niego sama siła, która jest wszystkim na tym świecie. Dlatego od małego jej porządna i chce stać się najsilniejszy. By każdy się go bał i padał przed nim na kolana.
Jeszcze do tego zrodziła się w nim Duma. Przez którą wyszedł z założenia, że "On wie najlepiej", dlatego nie będzie słuchał się innych. Dla większości takie podejście może być wadą, a dla drugich zaleta. To zależy. Przez nią będzie mu ciężko przyjąć jakąkolwiek krytykę czy też pomoc, ale są jakieś marne szanse, lecz nie liczmy na to. Ale za to będzie podążał ciągle swoją drogą bez niczyjej pomocy, będzie sięgał po to co chce za pomocą swojej własnej wypracowanej siły.
Po tym opisie już na pewno wiadomo. Jest to wojowniczy młodzieniec, który chce osiągnąć potęgę we wszechświecie bez niczyjej pomocy i zemścić się na jego Rodzicielu. Prawdziwy oraz stereotypowy Saiya-jin z krwi i kości. Tylko będzie mu ciężej w tym świecie z tym charakterkiem.
Historia:
Techniki:
- Ki Blast,
- Bukujutsu.
Planeta/Miejsce zamieszkania:
Vegeta
Wiek: 8 Lat
Rasa: Saiya-jin
Wygląd:
W większości potomkowie wojowniczej rasy dziedziczą swój wygląd po Ojcu. W tym przypadku było tak samo. Tomatto wygląda kropka w kropkę jak jego rodziciel, tylko w tym momencie jest jego mniejszą wersją.
Włosy ma uczesane do góry, lekko pod skosem. Kogoś przypomina ten opis? No oczywiście, że tak! Pewną fasolkę!
Wszystkie ma podobne do niego tak samo jak twarz, ale to już była wspomniane, że jest podobny do Ojca. Tylko jest mała różnica, że jego buzia jest częściej wykrzywiona w grymasie gniewu. Przez co sprawiło to mu parę nieciekawych problemów w domu.
Jedynie co może go też odróżniać od Tatusia, to jest uzbrojenie które ma na sobie. Kiedy tylko może, nasz mały Bękart nosi na sobie zbroję niskiej klasy, która jest zdobiona dwoma kolorami, żółtym oraz czarnym.
Charakter:
Charakterek ma jak większość Saiyan. Wojownicza oraz bezwzględna małpka, dla której liczy się siła.
Kolejny zły powiadacie? Tak, ale nie można go winić, bo toto wina sposobu wychowania, które sprezentowała jego rodzicielkę. Ne dostał żadnej miłości, a twardy wycisk. Można powiedzieć, że nie pokochała swego synka, a wręcz go nienawidziła. Ale tutaj nienawiść jest odwzajemniona, Tomatto nie cierpi Navety, która go biła i ciągle porównuje do jej ukochanego Haricotto. Przez ten ich wspólny wygląd znienawidził go, był ciągle do niego porównywany i przez to bity, bo był niewypałem. Przez taką miłość Matki to było oczywiste, że w dziecku może się zrodzić czysta nienawiść, ale to też odbiło się na innych. Zaczął patrzeć z pogardą na resztę.
Przez to wszystko zaczął też nie cierpieć rzeczy typu: Przyjaźń oraz Miłość. Te dwie rzeczy były dla niego zbędne. Zamiast tego liczyła się dla niego sama siła, która jest wszystkim na tym świecie. Dlatego od małego jej porządna i chce stać się najsilniejszy. By każdy się go bał i padał przed nim na kolana.
Jeszcze do tego zrodziła się w nim Duma. Przez którą wyszedł z założenia, że "On wie najlepiej", dlatego nie będzie słuchał się innych. Dla większości takie podejście może być wadą, a dla drugich zaleta. To zależy. Przez nią będzie mu ciężko przyjąć jakąkolwiek krytykę czy też pomoc, ale są jakieś marne szanse, lecz nie liczmy na to. Ale za to będzie podążał ciągle swoją drogą bez niczyjej pomocy, będzie sięgał po to co chce za pomocą swojej własnej wypracowanej siły.
Po tym opisie już na pewno wiadomo. Jest to wojowniczy młodzieniec, który chce osiągnąć potęgę we wszechświecie bez niczyjej pomocy i zemścić się na jego Rodzicielu. Prawdziwy oraz stereotypowy Saiya-jin z krwi i kości. Tylko będzie mu ciężej w tym świecie z tym charakterkiem.
Historia:
- Spoiler:
Jak powstał nasz nowy Saiyan? To jest trochę pogmatwane. Dlaczego? Już śpieszę wyjaśnić. Generalnie, by narodziła się nowa isatota, to dwójka ludzi/saiyan czy tam inne zwierzęta muszą uprawiać ze sobą seks. To logiczne, czyż nie? Ale w tym przypadku tak nie było. Ale przejdźmy do całkowitego początku, to wszystko wyjdzie w praniu.
Cofnijmy się w czasie, a dokładniej do czasu kiedy Haricotto poznał pewnego starego Saiyana o imieniu Spinaa. Tutaj zaczynała się przygoda jego Ojca, tylko co to ma do tego Tomatto? Tutaj wkracza kolejna osoba. A dokładniej Dwudziestoletnia córka Kosmicznego Wojownika. Naveta, chuda dziewczyna o brzydkiej jak noc twarzy, która nie wyróżniała się siłą czy też inteligencją, a tylko swoim dość niezrozumianym umysłem. Po prostu była wariatką, która ciągle próbowała się znaleźć w tym świecie.
Tylko jak poznała swego „wybranka”? Poznała go podczas poszukiwań swego Ojca. A bardzo długo szukała swego rodziciela, bo zostawił ją kiedy tylko umarła jego żona.
Trochę poszukiwania trwały, ale wreszcie dorwała niepewną informację, która do niego doprowadziła.
Znalazła go.
Już miała do niego wyskoczyć, ale zobaczyła go z jakimś młodzieńcem. Porzuciła myśl, by rzucić się na Tatuśka i opierniczać go za to, że ją zostawił. Schowała się daleko od nich za skałami.
-Ojcze, wreszcie Cię znalazłem.- Powiedziała do siebie cicho.
Po chwili usłyszała, jak jej Ojciec tłumaczy temu drugiemu, że w tych okolicach znajduje się potwór.
W środku dziewczyny zrodził się gniew. Zaczęła myśleć, że to jego inny syn. Ze zostawił ją po śmierci Matki dla innego dziecka i go teraz wychowuje.
-Czyż ty zrobił sobie dzieciaka? Ty głupi stary pierdzielu. Zajebe go...- Ugryzła swoją dłoń w rozpaczy. Ale nic więcej nie zrobiła. Postanowiła ruszyć za młodzieńcem. Dlaczego? Chciała zabić Chłopaka kiedy tylko odejdzie od Spinna. Chcąc się tak zemścić na swoim niedobrym ojczulku.
Kiedy tylko za nim podążała to coraz mniej jej cel nienawiści przypomina Spinaa, przez co coraz bardziej wychodziła z założenia, że to jednak może nie być jego syn. Przez to Wściekłość zmieniła się w ciekawość. Dlatego zaczęła z ukrycia go obserwować, chcąc zobaczyć co zrobi.
Trwało to tak długo, aż młoda fasolka dotarła do jaskini i do niej weszła. Nie trwało długo, aż usłyszała z niej ryk bestii, a potem zobaczyła jak Saiyan z pieczary wybiegł, a za nim potwór. Młodzieniec rozpoczął desperacką walkę z potworem. Na początku Naveta się tym przejęła, chciała mu jakoś pomóc, ale po chwili zobaczyła jego starania. Zaczarował ją tak jakoś. Tą chęcią przeżycia oraz próbą walki z silniejszym od niego stworzeniem. Nie patyczkował się, atakował z całych sił wiedząc, że jest słabszy ale dalej atakował.. Po pokonaniu przez przypadek potwora zabrał co miał i sobie poszedł.
Naveta oczarowana Fasolką, nie ruszyła od razu za nim. Ruszyła na miejsce walki, jakby była zdezorientowana. Stanęła tak i rozejrzała się po całym pobojowisku. Położyła na swojej twarzy dłonie i dyszą powiedziała, jak jakiś zboczeniec w smyku.
-Byłeś taki męski. Ahhhhh~- Wydała z siebie cichy jęk, jak jakaś fanka amerykańskiego idola.
-Zakochałam się. Zostań Ojcem mego dziecka.- W jej oczach pojawiło się szaleństwo? Możliwe. Albo po prostu chęć zajścia w ciążę z osobą jej serca. Po prostu wariatka, nic więcej.
Kiedy tak się rozglądała, dysząc oraz śliniąc się na myśl o swoim nowym obiekcie westchnień. Zobaczyła kilka włosów, które były w miejscu gdzie Fasola została rzucona przez Stwora.
-Włosy mojego ukochanego. Oh tak.- Złapała je, podstawiła je do swego wielkiego nochala i zaczęła je wąchać.
-Jaki wspaniały odór. OOOO tak. Chce go więcej. Mój słodki wojowniku.- Nie powiem wam co się dalej z nią działo, ponieważ to jest zbyt obrzydliwe.
Kiedy się uspokoiła postanowiła ruszyć w stronę z której przybyli. Minęło już bardzo dużo czasu, więc musiała się pośpieszyć, by ich dogonić.
Po kilku godzinach dotarła na miejsce gdzie ostatni raz widziała swego Ojczulka i ich tam nie było. Najwyraźniej odrazu ruszyli gdzieś indziej. Przerażona zaczęła szukać ich wszędzie, ale bez skutku. Z rozpaczy wyleciała w powietrze i zaczęła przeczesywać teren od góry.
Po tygodniach poszukiwań już ich nie znalazła. Brudna, głodna oraz tylko z włosami swego ukochanego, postanowiła wrócić do stolicy, ze złamanym sercem, ponieważ już nigdy go nie odnajdzie. Raz udało jej się odnaleźć ślady jej Ojca i to tylko przypadkiem po paru latach. Dlatego zaczęła tracić nadzieje, że jeszcze go znajdzie.
Jej mieszkanie nie było lepsze od niej, po tej całej wyprawie To była zaniedbana rudera. A jeszcze złamane serce nie pomagało. Popadła w rozpacz. Myślała tylko o osobie której włosy trzymała ciągle w naszyjniku na szyi, jak jakiś skarb. Nawet nie poznała jego imienia, ale popadła przez niego w jeszcze większe szaleństwo niż wcześniej.
Po kolejnych miesiącach nie dawała już ze sobą rady. Męczyła się sama ze sobą i z myślą o swoim ukochanym Saiyanie, który jesteś gdzieś na tej planecie i go nie odnajdzie. Można powiedzieć, że umierała z tęsknoty.
Jej jedyna przyjaciółka, która pracowała w jednej z najlepszych placówek medycznych zaczęła się o nią niepokoić. Próbowała jej pomóc, ale nic tak naprawdę nie pomagało. Ona ciągle gadała o tym nieznanym wojowniku oraz, że chce mieć z nim dziecko. Trwało to tak trochę, aż wreszcie zaczęły się napady furii, płaczu oraz prośby by jej pomóc. Jej przyjaciółka postanowiła wykorzystać technologię w placówce medycznej, by Naveta miała dziecko o którym tak ciągle marzy, mając nadzieje, że to jej chociaż trochę pomoże się uspokoić.
Udało się. Za pomocą zebranych włosów udało jej się „zapłodnić” saiyankę. To był bardzo długi proces, gdzie użyli nasienia innego osobnika, usunęli jego dna i wstawili te z włosów Haricotto. Dziwny ale dość kreatywny pomysł. Lecz dzięki temu Psychiczna Fanka Fasolki miała w sobie DNA swego kochasia.
Była z tego powodu szczęśliwa, ciągle mówiła o swoim dziecku i już wymyśliła dla niego imię. Ciągle miała nadzieje, że to będzie chłopak, by był dumą jej i ukochanego. Przyjaciółka za to miała tylko nadzieje, że nie wyjdzie z tego jakiś potwór o trzech nogach oraz jednej łapie, ale na całe szczęście tak nie będzie.
Po dwóch miesiącach pojawił się większy brzuch. Od razu sąsiedzi byli zszokowani, że taki „pasztet” oraz psychol znalazł kogoś kto ją pokochał i zapłodnił. No ale jak to powiadali, każda potwora znajdzie swojego amatora.
Dzięki ciąży znormalniała na pewien czas. Teraz dbała o siebie, by dziecko urodziło się całe i zdrowe. Nawet wysprzątała dom i zaczęła remont. Całkowita zmiana osobowości po tym, kiedy dostała to co chciała. Przyjaciółka dzięki temu była już teraz spokojniejsza, ale nie wiedziała co później czeka to dziecko. Mały Koszmar.
Tomatto Urodził się w pełni zdrowy, ale o małym poziomie mocy. Ale za to wyglądał kropka w kropę, jak Ojczulek. Mamusia była na początku w niego zapatrzona jak w obrazek, kiedy to przyglądała mu się za szybie. Ale po chwili zaczęła czuć większy smutek, a nawet złość niż wcześniej. Widząc mniejszą wersje Fasolki coraz to bardziej czuła się bezradna, że nie może być w objęciach jej wybranka. A do tego dochodził poziom mocy dzieciaka, który był bardzo zwyczajny. Naveta widziała jak jej ukochany był silny, może nawet już jest sto razy silniejszy po treningu z jej Ojcem, a taki wypierdek był tylko wstydem dla jej ukochanego.
Kiedy tylko zabrała dzieciaka ze sobą do domu. To znowu jej zachowanie się zmieniło. Zaczęła go nienawidzić całym sercem, ale nie mogła go porzucić albo zabić, bo wyglądał jak jej ukochany. Tylko to go ratowało przed okrutnym końcem.
Młody kiedy tylko był coraz bardziej starszy zaczął dostawać za swoje. „Za swoje”, tak powiadała jego Matka, że dostawał za swoje, ale on nie robił niczego złego. Maltretowała dzieciak, ciągle mówiąc, że jest marną podróbką jej ukochanego i jest za słaby, by być jej synem. Chociaż ona nie była jakąś silną Saiyanką. Można tak powiedzieć, że tak go zaczęła wychowywać. Nie było to jakieś humanitarne, ale jak powiadali sąsiedzi, że każdy wychowywa jak chce.
Na początku w jego sercu zagościł ból, a potem nienawiść. Ciągle mu wpajała, że jest za słaby, że powinien być silniejszy. A do tego dzieciaki z sąsiedztwa nie były milsze od jego Mamusi. Widząc, jaką miał sytuację postanowiły się nad nim znęcać. Po prostu znalazły sobie kozła ofiarnego, który może być dla nich fajnym popychadłem.
Tak jego najmłodsze lata wyglądały. Dostawał ze wszystkich stron za nic. Ale przez to kształtował mu się charakter taki stereotypowego Saiyana. Zrodziła się w nim duma, agresja oraz zaczął nienawidzić wszystkich dookoła, ale najbardziej jego Ojca, do którego był ciągle porównywalny i przez to w większości bity. Ale przez to, kiedy tylko słyszał, że jest słaby oraz że nic nie potrafi, sam doszedł do wniosku, że siła to wszystko i nic więcej się z nią nie równa. Dlatego postawił sobie za cel, by być najsilniejszy i zemścić się na każdym, przez którego musiał cierpieć, a najbardziej na Haricotto.
Tak to jego życie szło, aż po pewnym czasie do ich mieszkania przyszedł sąsiad, który zaczął opowiadać o Spinaa, którego jeszcze nigdy dzieciak nie widział. Była mowa, że ukradł kapsułę i za jej pomocą wystrzelił kogoś w kosmos w nieznanym dla każdego kierunku.
Córka Starego Saiyana wzięła ze sobą Syna i od razu ruszyła na poszukiwania swego Ojca, z nadzieją, że znajdzie tam przy nim jej ukochanego, którego chciała spotkać przez dobrych parę lat. Nie dopuszczała do siebie wiadomości, że ta osoba w kapsule może być jej ukochany. Wmawiała sobie, że to ktoś inny i Hari czeka na nią w ukryciu.
Straż także poszukiwała Spinaa. Był właśnie poszukiwanym Saiyanem, przez kradzież kapsuły. Tylko nie wiedzieli gdzie go szukać. Za to jego Córka postanowiła użyć paru szarych komórek i ruszyła tam gdzie go ostatni raz widziała. Czyli w stronę gór. Miała nadzieje, że go tam znajdzie.
I to był strzał w dziesiątkę. Odnalazła jego małe obozowisko tam gdzie ostatni raz go widziała. A minęło parę lat od tego czasu.
-Ojczeeeeeeee!- Zaczęła bieac zostawiając syna w tyle. Skoczyła w ramiona swego zdezorientowanego Ojczulka i zaczęła wypytywać się o Fasolkę. Zapomniała o tym, że została przez niego porzucona, teraz była dla niej najważniejsza informacja o ukochanym.
-Gdzie on jest? Gdzie jest mój ukochany z którym niegdyś tutaj trenowałeś?- Miała szaleńczy błysk w oku. Teraz nic się dla niej nie liczyło. Chciała spotkać się z Haricotto, który najpewniej już dawno leciał statkiem gdzieś w kosmosie.
-C-co? Mówisz o Haricotto? On odlec...- Wtedy zobaczył, jak w oddali Tomatto kopie sobie jakiś kamień i zajmuje się swoimi sprawami. Wyszczerzył oczy i nie mógł uwierzyć to co widzi. Poczuł się, jakby cofnął się w czasie i to nawet za bardzo się cofnął. Bo widzi swego ucznia, który jest jeszcze mniejszy niż przed ich pierwszym spotkaniem. Czyżby go nawiedził jakiś duch?
-Kim on jest?- Wystawił palec przed siebie i zapytał skołowany całą tą sytuacją.
-Oh, On? To Mój oraz Haricotto.... bękart... nie wypał.- ostatnie słowa powiedziała z taką specyficzną pogardą. Można było usłyszeć, że jest niechcianym dzieckiem.
Spinaa nie czekał i zaczął wypytywać się, oco tutaj chodzi. Ciężko było mu zapanować nad córką, która ciągle chciała informacji o Harim, ale udało mu się ją przekonać by opowiedziała mu o wszystkim.
Podczas opowiadania z minuty na minute jego twarz zmieniała się na jeszcze bardziej przerażoną niż na poczatku. Wiedział, że jego córka ma nie po kolei z głową, jest brzydka jak noc oraz niezbyt bystra, ale nie wiedział, że będzie taką wariatką. Powoli zaczął się cieszył się, że nie utrzymywał z nią kontaktu przez długi czas. Ale przez to teraz pojawił się nowy problem. Syn.. albo raczej Bękart jego ucznia. Który był jego dosłowną kopią z wyglądu, ale z charakteru? Tego jeszcze nie widział. Postanowił spróbował do niego podejść oraz jakoś się dogadać, jak z młodym Harim kiedyś. Po chwili rozmowy wywnioskował, że za nic na świecie nie przypominał Hariego. Był odizolowany, nie chciał niczyjej pomocy i patrzył na wszystkich z pogardą. Jakby ich charaktery były przeciwnościami.
Naveta za to od razu wyczekiwała prawdy o swoim ukochanym. A kiedy tylko usłyszała, że on wyruszył na inną planetę to wpadła w furię. Oczywiście pierwszą rzeczą co zrobiła to uderzyła Tomatto otwartą ręką po twarzy. Wyładowała tak swoją wściekłość. Zaczęła się drzeć na dzieciaka, który siedziała na ziemi, trzymał się za policzek i wpatrywał się na swoją Matkę, jakby miał zamiar ją zabić przy pierwszej lepszej okazji. Lecz nic z tym nie zrobił. Od małego od niego dostawał. Ona była wyjątkiem, do którego się przyzwyczaił, przez co nie może na nią podnieść w tej chwili dłoń.
Dziadek nie wiedział co dokładnie zrobić. Był poszukiwany, a do tego doszła sprawa z bękartem oraz jego córką, która jest kompletną wariatką i nikt z tym nic nie zrobił przez tych parę lat. Dlatego on musiał coś z tym zrobić.
-Zajmę się nim, a ty znikaj stąd. Za dużo problemów mi przynosisz...- Rzucił zrezygnowany.
Po długiej kłótni udało mu się odprawić swą córkę i został sam na sam ze swoim nowym wnukiem.
-No dobra, szczawiu, pokaż co umiesz. Zaatakuj mnie.- Nie wyczekiwał zbyt długo i Pomidor zaatakował. Nie było to nic wielkiego, ale jakąś siłę dzieciak miał, ale to było zbyt mało jak na razie. Pokonał go w parę sekund.
-Jesteś bardzo słaby, ale jeszcze dużo młodszy, więc nie dziwie się. Bez dobrego treningu będziesz tak samo słaby jak twój Ojciec na początku w wieku 12 lat?... A i jeżeli kiedyś będziesz chciał go spotkać, udaj się na błękitną planetę...- I tutaj można powiedzieć, że Spinaa przycisnął swemu wnuczkowi przycisk agresji o nazwie „Przycisk Haricotto”.
-ZAMKNIJ RYJ!- Wydarł się leżący dzieciak z taką wściekłością, że to zaskoczyło starego Saiyana. Jeszcze bardziej w jego oczach Tomatto oddalała się od charakteru swego Ojca. W nim było tyle nienawiści... jakby przeżył piekło. Ale po chwili namysłu mógł się domyśleć, kto się przyczynił do takiego zachowania. Naveta.
-Chuj mnie obchodzi mój stary! Nienawidzę go! Nienawidzę wszystkich! Nienawidzę mojej Matki! Nienawidzę Ciebie! Nienawidze każdego! Zabija każdego! A najbardziej tego gnoja Haricotto!- I rzucił się znowu do ataku w szale niczym rozwścieczona bestia. Staruszek oczywiście unikał to z łatwością, jakby walczył z niemowlakiem, ale postanowił dać mu się wykrzyczeć. To czasami dobry sposób na odreagowania złych emocji.
-”JESTES ZA SŁABY NA NIEGO! NIE JESTEŚ JEGO SYNEM! ZWYKŁA PORAŻKA! BRZYDZE SIĘ TOBĄ! ZEJDZ MI Z OCZU IDZ W KĄT I Z NIEGO NIE WYCHODZ!” Mam dość bycia porównywany do tego zjeba, który nawet nie wie o moim istnieniu! Stanę się najsilniejszym wojownikiem! Zostanę elitą! Wszyscy będą się przede mną klękać! Będę najsilniejszy!- Wydzierał się tak aż wreszcie Dziadek postanowił go ogłuszyć, jednym sprawnym atakiem otwartą dłonią w kark.
-Nie wydzieraj się tak narwańcu, bo jeszcze mnie znajdą...- Spojrzał na niego z powagą i po chwili przerzucił go sobie na ramię.
-Czeka nas dużo pracy. Ja pierdole. Tyle do roboty. Wychowałem jednego Haricotto, a teraz dostaje jego wkurwiającą wersję. Ale nie zostawię go na pastwę losu, bo to mój wnuk oraz jego bękart... Co ja z wami mam. Mam nadzieje, że mi się kiedyś odwdzięczysz Hari...-
I zabrał malucha ze sobą gdzieś daleko w góry.
Tak tutaj zaczęła się przygoda Bękarta z byłym Mistrzem jego Ojca. Spinaa trochę żałował, że ten dzieciak nie jest jak Fasolka. Ciężko było do niego dojść, wytłumaczyć coś oraz nauczyć. Był oporny niczym osioł. Ale jedno musiał mu przyznać, miał tam jakiś ukryty potencjał. Z każdym treningiem rósł drastycznie w siłę.
Tylko ta cała podróż do siły trwała krótko. Bo do ósmych urodzin dzieciaka.
Tomatto nie chciał już siedzieć w głuszy z jakimś staruchem. Jego zdaniem dziadek już nie miał mu nic do zaoferowania, a tylko go zatrzymywał i ograniczał przez co nie mógł SAM rosnąć w siłę.
Rozwinęła się kolejna kłótnia, gdzie znowu padły słowa na temat jego Ojca. Znowu przycisk został wyciśnięty. Dzieciak nie wytrzymał i pod wpływem emocji odleciał stamtąd. Mistrz oczywiście też miał już dzieciaka dość, codziennie ze sobą się kłócili, ale jakoś polubił tego swojego agresywnego wnuczka.
Tylko po odlocie dzieciaka na początku był zdenerwowany, pozwolił mu odlecieć pod wpływem emocji, ale potem zrozumiał, że nie powinien mu pozwalać odlatywać, to jest dla niego za wcześnie, by iść w świat samemu. Ale było za późno. Nie mógł dorwać chłopaka, a na pewno nie tak by nikt go nie zauważył ze straży. Ponieważ Młodziak był już w zasięgu stolicy ich rasy. Jedynie co to mógł mu życzyć powodzenia i by mu się tam udało przeżyć samemu.
Kiedy dotarł do stolicy, to naszło go jedno pytanie „co powinien zrobić?”. Tak szczerze to nie wiedział.
Jego przygoda zaczyna się w dość nieciekawej sytuacji. Bez niczego. Co z tego wszystkiego wyniknie? Nie wiadomo, można być pewnym, że to będzie bardzo ciężki dla niego początek.
Ale nie bójmy się! Toż to jest bękart Haricotto, powinien dać sobie radę!
Techniki:
- Ki Blast,
- Bukujutsu.
Planeta/Miejsce zamieszkania:
Vegeta
- GośćGość
Re: Tomatto - Bękart Haricotto
Nie Sie 27, 2017 11:06 pm
Coś poprawiłem. Mam nadzieje, że już jakoś to wygląda.
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|