Go down
Shiro
Shiro
Wschodni Kaioshin
Liczba postów : 331

Wędrówka Shiro Empty Wędrówka Shiro

Nie Sie 20, 2017 9:51 pm
Time skip 1, długość - 1 rok

- Marchewkowi terroryści pokonani, członkowie świty deportowani na planetę więzienną, mózg grupy dostarczony – robotycznie zdał relację z wykonanego zadania Kaikonowi, trzymając za kołnierz malutkiego mężczyznę krępej budowy ciała, który wisiał teraz kilkanaście centymetrów nad ziemią, nerwowo zawijając kciukami. Scena ta wyglądała wprost komicznie, nieznający sytuacji trzecioosobowy widz zapewne nie przypuszczałby, iż karzeł w masce gazowej z długimi wypukliznami, imitującymi królicze uszy, mógł ponosić odpowiedzialność za śmierć wielu istot.
- Widzisz, Shiro? Trzeba było od razu cię zresetować! – zaśmiał się delikatnie jego nauczyciel, zadowolony z powodzenia kolejnej misji. Ostatnimi czasy białowłosemu Shinjinowi wiodło się wspaniale. Mimo dawnych grzechów był on na bardzo dobrej drodze do uzyskania tytułu jednego z pomniejszych Kaioshinów. Swoją gburowatość i odpychającą aurę nadrabiał dokładnością, z jaką wypełniał powierzone zlecenia. Na jego miejscu każdy boski uczeń byłby wniebowzięty na myśl o awansie. On jednak wiązał z wkroczeniem na wyższy stopień boskiej hierarchii bardzo mieszane uczucia. Niby powinno to być jego największe pragnienie, w końcu to wielki zaszczyt, ale… Z każdym kolejnym zadaniem popadał w coraz większe powątpiewanie odnośnie wpajanej od lat czystości serc jego chlebodawców. Nawet teraz za plecami Kaikona stał jakiś młodzik patrzący w dal z tępym wyrazem twarzy. Kolejny świeżo po „czyszczeniu pamięci”. Mentor, nawet jeśli zauważył wzrok swojego ucznia skupiony na współpracowniku o zapewne znacznie krótszym stażu, zdecydował się go zignorować. Ten, nie mając już za bardzo tu czego szukać, spuścił powstrzymanego złoczyńcę na ziemię i teleportował się na rzadko odwiedzają przez jakichkolwiek bogów część planety, by poddać się jedynej z praktykowanych ostatnimi czasy czynności, w której jasno widział jakiś sens – treningowi.

Miesiące zlatywały pustelnikowi na ciężkich ćwiczeniach, zadaniach zleconych przez Time Patrol czy bezpośrednio samych Kaioshinów oraz opcjonalnych pojedynkach z innymi uczniami. Tych jednak starał się raczej unikać. Uczniów, nie pojedynków. Siłą rzeczy musiał w tym czasie zdobyć doświadczenie oraz nowe pokłady siły. Podróżował trochę po planetach. Atoli robił to bardzo ostrożnie – w końcu na wielu z nich albo wyznaczono cenę za jego głowę. Albo ktoś pragnął na nim zemsty, albo interesowało się nim jakieś faszystowskie ugrupowanie... Ech, aż szkoda nawet wymieniać. W gruncie rzeczy jego życie nie było takie złe, pomyślał dorzucając drwa do ogniska, a następnie wracając do polerowania ostrza swego miecza. Można by wręcz nazwać je sielanką, jak stwierdził przy okazji swojej „śmierci”, gdyby nie te dwa mankamenty, jakimi były właśnie wszędobylskie wyroki śmierci oraz niepewność celu jego roboty. No i nuda. Po kilku miesiącach życia chłopca na posyłki monotonia stawała się bardziej uciążliwa, niż ból w kolanie po ostatniej walce z jakimś saiyańskim dezerterem, spotkanym na odludziu oddalonym o całe lata świetlne od jakiejkolwiek bardziej rozwiniętej cywilizacji. Czasami na misjach zdarzyła się jakaś miła niespodzianka, ale w gruncie rzeczy wszystkie ograniczały się do obicia mordy jakiemuś złemu typowi. I w sumie nie miałby nic przeciwko temu, gdyby nie fakt, że żadnego nie mógł skrzywdzić za mocno, żeby przypadkiem go nie zabić. Co to w ogóle za pomysł – nie walczyć na śmierć i życie z godnym kary przestępcą, noszącym na rękach krew niewinnych ludzi? Wedle boskiej filozofii było to niemoralne. Z początku zgadzał się z tym, choć nie za bardzo to rozumiał (w końcu Kaioshini byli Alfą i Omegą, dobrem absolutnym). Jednak podczas przemyśleń, na których czasu miał sporo, uświadomił sobie, że nie ma to żadnych logicznych podstaw. Poza tym, nie mógł walczyć na poważnie, a tym samym sprawdzać swoich prawdziwych możliwości. Nawet nie wiedział, w jakim stopniu się wzmocnił. Oparł na chwilę oręż o drzewo, by wychylić łyka gorzały – wspaniałego trunku, wynalezionego przez mieszkańców błękitnej planety. Właściwie to nie przystoi Kaioshinowi pijać coś innego od boskiej herbaty, a zwłaszcza truć się alkoholem, stwierdził, ale tak naprawdę coraz mniej się z nimi utożsamiał. Wracając, brakowało mu walki na całego. Zabijania. I – wstyd przyznać – życia przed czyszczeniem umysłu. Nawet jeśli był wtedy zły, a jego rządza zemsty przesłaniała mu obraz rzeczywistości, widział w swoich działaniach jakiś cel, z którym się zgadzał. A same działania były o wiele ciekawsze. Latał od planety do planety, mierzył się z prawdziwymi zagrożeniami, a nie jakimś kapłanem manipulantem czy grupą terrorystów w maskach imitujących jakiś ziemski zespół metalowy. Teraz każdy pobyt na obcym globie był niezwykle krótki, a często tylko w zamkniętym pomieszczeniu budynku na nim postawionego. Nawet pomiatany przez Shina działał w sprawie pociągającej i...
- Wypierdalaj – przerwał sobie kontemplację, słysząc zza drzewami czyiś głęboki oddech. Doskonale wiedział czyj. Chłopak zastany zaraz po resecie uczepił się go jak rzep psiego ogona. I najwyraźniej na jego umysł takowy zadziałał nadwyraz niekorzystnie, skoro nie był w stanie zrozumieć tak prostego polecenia jak „wypierdalaj”. Naprawdę myślał, że jego dyszenia nie było słychać? Owe ucichło dopiero wtedy, gdy wystrzelił Kiai Gana w miejsce, z którego dochodziło. A że ucichnięciu nie towarzyszył dźwięk padającego na ziemię ciała założył, że wrzód zwyczajnie wziął nogi za pas.

Tak właściwie wyglądał każdy jego wieczór. Przemyślenia przy ognisku po całym dniu treningu z wykonaniem ewentualnego zadania. A te ostatnio dostawał coraz rzadziej, co było dziwne biorąc pod uwagę fakt, że wywiązywał się z nich dość dobrze. Włóczył się więc po planecie, którą właściwie już rzygał. Po siedemdziesięciu latach nie kryła dla niego żadnych niespodzianek. Teoretycznie powinien się na niej trzymać przez większość czasu, by być w pełnej gotowości w razie otrzymania jakiegoś zlecenia. Ale  przecież Kaikon odnalazł go nawet na takim zadupiu jak planeta Ziemia, czemu zatem nie mógłby go znaleźć na jakimś bardziej istotnym globie? Uznał, że skoro i tak nie jest potrzebny, to nikt nie ucierpi, jeśli uda się na wędrówkę po kosmosie.
W takową – a jakżeby inaczej – wyruszył. Teleportował się od planety do planety, nieraz jednak się zdarzyło, że musiał się ukrywać. Podczas swojego krótkiego pobytu na Ziemi został schwytany przez Armię Czerwonej Wstęgi. Zresztą już nie pierwszy raz. W innych krainach nie było lepiej. Podczas ciągłego uciekania uświadomił sobie, że poza własnym domem najcieplej zostanie przyjęty na planecie własnego wroga – w Królestwie Makaioshin. Paradoksalne, nieprawdaż? Wyglądem i usposobieniem można by go wręcz pomylić z jednym z upadłych bogów, więc... czemu nie spróbować?

By zachować jak najlepsze pozory faktycznego wygnańca, przeniósł się na miejsce w powietrzu, które powinno znajdować się gdzieś nad tak zwaną Rzeką Śmierci. Nazwa mogła sugerować trujące właściwości płynu. A może chrzciciel zbiornika chciał, by ta po prostu brzmiała mrocznie, pasując do ogólnego klimatu ponurych przestrzeni Królestwa? Cóż, o tym czy miał słuszność przekonał się w momencie, w którym wpadł do wody z głośnym pluskiem. Podniósłszy się na nogi i wypluwszy faktycznie trującą – sądząc po smaku – maź, zobaczył Makaioshinów. Właśnie uświadomił sobie, że właściwie takowych w życiu nie widział na oczy. No, może poza Shinem, ale on się nie liczył. Nie sprawiali wrażenia tak groźnych, jak uczono go w Świątyni Kaioshinow. Ot, trochę ciemniej ubrani bogowie wypoczywający na leżakach – ktoś tam pogrywał w kości, parę osób coś szeptało, ale zapewne nie na jego temat – tacy jak on byli tu zapewne codziennością. Odnosił wręcz wrażenie, że nikt nie zwrócił nań uwagi. Nie przeszkadzało mu to najmniejszym stopniu. Wyszedł z wody na tzw. totalnej wyjebce – tak jakby codziennie spadał z wysokości wznoszącej blisko stu metrów – i począł kroczyć w nieznanym nawet sobie kierunku. Chciał poznać to miejsce, pozwiedzać je. Czuł się podobnie jak podczas medytacji. Miejsce to było równie ponure, co wnętrze jego umysłu. Zapewne na każdym kroku czyhało niebezpieczeństwo... Co mu jak najbardziej odpowiadało. W końcu przybył tu żądny przygód!

Spoiler:


Ostatnio zmieniony przez Shiro dnia Pon Sie 21, 2017 7:52 am, w całości zmieniany 1 raz (Reason for editing : Akapityyyy)
avatar
Gość
Gość

Wędrówka Shiro Empty Re: Wędrówka Shiro

Wto Sie 22, 2017 9:23 am
Przeczytane.
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach