- Harlcotto
- Liczba postów : 12
Ore no nawa... Haricotto
Pon Wrz 19, 2022 9:57 pm
Imię: Haricotto (anagram od słowa Haricot, czyli fasola)
Wiek: ???
Rasa: Saiya-jin (klon)
Klasa: Wojownik
Wygląd:
Charakter:
Historia:
Techniki:
- KI Blast,
- Bukujutsu,
- techniki oryginału za wyjątkiem Genki Damy.
Planeta/Miejsce zamieszkania:
Planetoida Vampa
Wiek: ???
Rasa: Saiya-jin (klon)
Klasa: Wojownik
Wygląd:
- Spoiler:
- Nie jest gigantem, ale mały też nie jest - jego wzrost to 185 cm. Nie jest również gruby, bo waży jedyne 70 kg. Jego włosy uczesane są do góry, lekko pod skosem. Czarne oczy i czarne włosy, które rozczochrane są w każdym kierunku świata. Na czole ma pokaźną bliznę.
Nie przywiązuje uwagi do swojego ubioru, ale nie znaczy to, że chodzi brudny i zaniedbany. Ma pewne upodobania, ale nie ma czasu, ani możliwości, żeby wszystko przygotować.
Charakter:
- Spoiler:
- Haricotto nie gardzi towarzystwem, ale ma w swoim życiu momenty, w których woli być całkiem sam. Jego życie balansuje między dobrymi a złymi wydarzeniami. Mimo wszystko stara się być dobry. To właśnie jest dziwne, ponieważ Saiyanie z natury są agresywni i złowrodzy. U Haricotto to właśnie zostało zmienione. Życiowe problemy, jak i warunki, w których przyszło mu żyć miały ogromny wpływ na jego osobowość i jedyne co zostało w nim z oryginalnego Saiyanina, to apetyt i chęć walki z silnym przeciwnikiem.
Jeśli się z kimś zwiąże, stara się robić wszystko co w jego mocy, by ochronić tę osobę. Nigdy nie miał wielu przyjaciół, ponieważ u niego liczy się jakość, nie ilość.
Powyższy opis to prezentacja oryginału genetycznego, klon nie posiada tych cech. Ma dostęp do wszystkich wspomnień oryginału, ale nierozumie ich, nie potrafi wyciągnąć z nich lekcji. Ciągle błądzi korytarzami własnego umysłu, który przypomina labirynt, w którym ten prawdziwy utknął i desperacko stara się uwolnić, ale drogi na zewnątrz nigdzie nie widać...
Jest zimny, nie potrafi współczuć, choć sam tego współczucia podświadomie potrzebuje. Nie jest skory do morderstwa, ale też nie zawaha się w chwili zagrożenia.
Historia:
- Spoiler:
Ciemne pomieszczenie... Dźwięki przytłumione, jakby dochodziły zza szyby... Mokro... Zimno... Ruchy ograniczone, spowolnione, jakby woda wywierała na nie swój nacisk... Światła coraz więcej, ale wciąż za mało... Nieswojo... Niepokój przeplatany ze strachem... Dezorientacja...
Saiyanin otworzył z wolna powieki. Zamrugał kilka razy, żeby przyzwyczaić się do panującego oświetlenia. Wszystko widział w odcieniach zieleni, a każdym razem, gdy wypuszczał z ust powietrze, niewielkie bańki ulatniały się ku górze. Nie było żadnych wątpliwości, zamknięty był pod wodą. Bardzo dziwną wodą, bo oddychał w niej bez problemu, nie miał żadnej maski na twarzy. Z początku nie czuł swojego ciała. Dopiero chwilę po przebudzeniu zaczęło reagować. Haricotto podniósł dłoń i spojrzał na nią. Zacisnął ją kilka razy w pięść, a zaraz po tym przystawił ją do szkła kapsuły, w której był zamknięty. Następnie znów spojrzał na otwartą dłoń i patrzył tak nią przez chwilę. Wspomnienia były zamglone, ale powoli wracały do głowy. Przypominały one bardziej sny niż prawdziwe wydarzenia. Niestety, im bardziej o tym myślał, tym bardziej zaczynała go boleć głowa, jakby coś powstrzymywało go przed odkryciem prawdy.
Kątem oka dostrzegł dziwny ciń. Znajdował się on po jego lewej stronie, na zewnątrz zbiornika. Poruszał się, żył... Saiyanin przekręcił głowę w bok, by lepiej widzieć dziwną istotę.
Zarysy były już wyraźniejsze, ale wciąż nie były wystarczająco widoczne. Nagle do uszu Saiyanina dotarł dźwięk kojarzy z pociągnięciem dźwigni. Coś zachrobotało, zaszeleszczało i nagle poziom cieczy, w której pływał, zaczął się zmniejszać, aż w końcu woda została całkowicie wypompowana. Haricotto uklęknął na płytkach, zakrztusił się i wypluł zalegającą w płucach ciecz. Na początku ciężko było mu oddychać, ale przyzwyczajał się z każdą sekundą, aż w końcu przestało mu to sprawiać problem. Podniósł się na nogi i w tej samej chwili pokrywa, odgradzająca go od reszty ciemnego pomieszczenia, uniosła się ku górze.
Haricotto spojrzał najpierw w górę, później na boki, a później przed siebie. Tajemniczą postacią kryjącą się w cieniu, okazała się być kobieta. Ubrana była w biały fartuch i z dziwnym, uczuciowym uśmiechem, wpatrywała się w nagie ciało Saiyanina.
- Ara, ara~ - westchnęła głośno, po czym dodała coś, czego Haricotto nie zrozumiał. Nie przywiązywał jednak do tego większej uwagi.
- Wyszedłeś lepiej niż się spodziewałam... - przekręciła głowę w bok, sunąć spojrzeniem po ciele mężczyzny od stóp do głowy.
- Coś za jedna? - zapytał, nie podchodząc bliżej. Trzymał dystans.
- Ohohohoh~! - zaśmiała się w głos, po czym przystawiła palec do swojej dolnej wargi, uśmiechając się bez przerwy.
- Wyleczyłam twoje rany, kochany. Powinieneś mi dziękować, a nie tak podle się do mnie odzywać. - skrzyżowała ręce na wysokości klatki piersiowej, wolnym krokiem zmierzając w stronę Saiyanina. Stukot jej obcasów wypełniał pomieszczenie i niósł się echem. Było już blisko. Bardzo blisko.
- Jesteś naszym idealnym wojownikiem. - powiedziała, sunąc palcem po umięśnionej klatce piersiowej Saiyanina. Ten spojrzał na nią z góry i wyszeptał.
- Kojarzę cię skądś... - ale zaraz się skrzywił i syknął cicho, bo poczuł kłujący ból w głowie. To wywołało jeszcze większy uśmiech na twarzy kobiety.
- Jestem Towa, twoja Pani. Ale ty, możesz mi mówić... Matko. - i znów wybuchła niekontrolowanym śmiechem, jakby to co mówiła, sprawiało jej ogromną radość i przyjemność. Haricotto się skrzywił, ale powstrzymał się od komentarza.
- Niczego nie pamiętam. Kim jestem? Co się stało? - zapytał, dotykając dłonią swojej głowy.
- Nazywasz się Haricotto i pochodzisz z rasy Saiyan, kosmicznych wojowników. Byłeś moim... Najlepszym żołnierzem, ale doznałeś wypadku. Musieliśmy cię ratować, a chwilowa amnezja jest normalna... - odpowiedziała, zachowując się podejrzanie. Kłamała? Mówiła prawdę? Tyle pytań, a odpowiedzi brak.
- Haricotto... Z rasy Saiyan...? - zapytał, spoglądając kątem oka na swój ogon. W tej chwili przypomniał sobie swoje początki, widział planetę Vegetę i innych Saiyan. Nie rozumiał kontekstu, ale dodał sobie dwa do dwóch i wyszło mu cztery, które mówiło, że Saiyanie nie są wcale dobrymi ludźmi i co za tym idzie, on sam nie jest dobrym człowiekiem. Nie przeszkadzało mu to, nie czuł się z tym źle, nie czuł niczego. Przyjął to na klatę i zaakceptował swoje pochodzenie.
- Jestem twoim żołnierzem, tak? A co o walczymy? - zapytał naiwnie, nie wiedząc w tej chwili, że Towa jest złą, okrutną kobietą, która od samego początku manipuluje nim, by zyskać coś dla siebie.
- Walczymy o sprawiedliwy świat! Wolny od zepsucia i zła, na które obojętni są Bogowie Światów! Nienawidziłeś ich, a wiesz dlaczego? - zapytała, nachylając się bliżej, tak blisko, że czubki ich nosów prawie się zetknęły. Haricotto nie rozumiał, ale po chwili napłynęła fala kolejnych wspomnień. Oczami wyobraźni widział starszą kobietę, która udzieliła mu pomocy, która pomogła mu gdy tego potrzebował najbardziej. Widział wszystko w postaci slajdów. Na pierwszym obrazie była uśmiechnięta kobieta, wyciągająca swoje pomarszczone, spracowane uczciwą pracą dłonie, a w nich trzymała jedzenie, którym częstowała Saiyanina. Drugi slajd zmienił się całkowicie, pokazując grupkę żołnierzy, którzy stali nad ciałem kobiety i kopali ją brutalnie, pozbawiając ją życia. Trzeci slajd przedstawiał moment, w którym Haricotto klęczał nad jej zmasakrowanymi zwłokami i płakał, próbując ją obudzić. Czwartym slajdem była chwila transformacji w Super Saiyanina, gdzie zdewastowany emocjonalnie Haricotto, przytulał do siebie kobietę. Przypomniał sobie, że wtedy czuł żal do całego świata. Do ludzi, że byli tacy brutalni, do siebie, że nie był wystarczająco szybki, a także do bogów, którzy widząc wszystko, będąc tacy miłosierni na jakich się kreują, nie zrobili nic, by pomóc w tej sytuacji.
Po policzku Saiyanina spłynęła pojedyncza łza. Towa spojrzała na nią i wytarła ją swoim kciukiem. To nie było jej współczucie, to była gra, która bardzo dobrze działała.
- Ja... Pamiętam... - wyszeptał, zaciskając swoją pięść. W tej samej chwili transformował się mimowolnie w Super Saiyanina. Jego włosy przybrały złoty kolor, a ciało zostało spowite przez złotą aurę. Towa została lekko odepchnięta do tyłu, ale ustała na swych nogach. Widząc przemienionego wojownika, uśmiechnęła się zadziornie, zdając sobie sprawę z tego, że wszystko idzie zgodnie z jej planem.
- Pamiętam! - powiedział głośniej, unosząc swoją zaciśniętą pięść do góry. Eskpresja na jego twarzy mówiła jasno... Był zły.
Towa zaczęła sztucznie go pocieszać, kontynuując swoją propagandę. Fałszywe informacje zaczęły napływać do głowy Saiyanina, budując nieprawdziwy obraz świata. We wszystkim pomagała magia i technologiczny cud, który wszczepiony był w głowę Haricotto'a, o którego istnieniu nie miał pojęcia...
Jakiś czas później...
Haricotto siedział na łóżku w pokoju, do którego został zaprowadzony przez Towę. Było to niczym nie wyróżniające się pomieszczenie, gdzie było tylko łóżko, stolik i krzesło. Nie było okien, ale była klimatyzacja. Odziany był w biały szpitalny fartuch, a obok niego na łóżku złożone było ubranie, który na pierwszy rzut oka przypominało to, jakie noszone było na planecie Vegeta.
W pewnej chwili do pokoju wszedł brat Towy, Kadabra. Bez słowa machnął ręką i nakazał Saiyaninowi opuścić pokój. Ten, będąc już przebranym, posłusznie i grzecznie opuścił pomieszczenie. Udali się obaj do sali treningowej, gdzie czekała na nich jeszcze jedna osoba. Była to kobieta o długich, czerwonych i rozczochranych włosach, odziana w podobną zbroję, co Haricotto, różniącą się jedynie kolorami. Saiyanin spojrzał na nią, później zerknął na Kadabrę, a gdy ponownie skupił swoje spojrzenie na dziewczynie, coś go ruszyło. Potężne déjà vu uderzyło od środka, a gdy kolejne wspomnienia zaczęły wychodzić na wierzch, kolejny raz ból rozerwał wnętrze głowy. Częstotliwość i występowanie tych nieprzyjemnych doznań była podejrzana. Za każdym razem, gdy próbował sobie coś przypomnieć, lub gdy wpłynął na niego zewnętrzny bodziec, pojawiały się i w sposób nagły przypominały o sobie.
Z głębokiej zadumy i walki z bólem został wyrwany przez nadlatujące uderzenie ze strony dziewczyny. Wyczuł jej energię, gdy nadlatywała, ale był sparaliżowany do tego stopnia, że nie mógł uniknąć ataku. Wleciał w ścianę i wbił się w nią tak idealnie, że odbił swoje kontury w cegle. Po uderzeniu, dziewczyna dalej zachowywała się agresywnie, jakby nie lubiła, wręcz nienawidziła mężczyzny. Była to bardzo dziwna sytuacja, która sprawiała Kadabrze mnóstwo radości, bo śmiał się rubasznie i komentował całe zajście pod nosem.
- Cholerny babsztyl... Tfu! - powiedział pod nosem i wypluł z ust krew.
Z tego, co wynikało ze słów Kadabry i dziewczyny, Saiyanin zrozumiał, że ma ona z nim jakiś zatarg. I że ma na imię Akai. Oderwawszy się od ściany, wylądował na jednym kolanie, w stylu superbohaterskim. Otrzepał się z pyłu i gruzu i wstał, wypinając dumnie pierś.
- Nie wiem kim jesteś... - urwał na moment i uniósł dłonie ku górze, następnie szarpnął nimi mocno w dół, jednocześnie uwalniając swoją energię. Przybrał postać Super Saiyanina, a wokół jego ciała pojawiła się złota, szalejąca, żyjąca własnym życiem, energetyczna poświata. Nie dawał z siebie wszystkiego, musiał stopniowo sprawdzać przeciwnika, mimo że doskonale odczuwał sygnaturę ki.
- Ale nie pozwolę sobą pomiatać. - powiedział oschle, ale kątem ust się uśmiechnął. Czyżby zaczął się ekscytować na myśl o walce? Nie myśląc za wiele, przybrał pozycję do walki. Była to dokładnie ta sama, którą od zawsze przyjmował. Jeśli Akai go skądś kojarzyła, musiała idealnie znać tę pozycję.
- Kakatte koi, Akai no onna!* - powiedział spokojnie, marszcząc swoje brwi i zadziornie się uśmiechając. Ekscytacja z nadchodzącej walki rosła z każdą chwilą. Saiyańska krew zawrzała!
*No chodź, czerwonowłosa kobieto!
Jakiś czas później, po walce...
Haricotto zwyciężył. Podobnie jak Akai, wrócił do swojej bazowej formy. Stał nad nią, a ta leżała, wbita w ziemię w samym środku głębokiego krateru. Wszystko dookoła było zniszczone, nie było już ścian, dachu, ani tym bardziej Kadabry, który schował się gdzieś w obawie przed bolesnym rykoszetem.
- Silna jesteś, ale ja jestem silniejszy. Zostanę najsilniejszy we wszechświecie, nic i nikt mnie nie powstrzyma. - zacisnął pięść i spojrzał na nią, myśląc oczywiście o zemście na bogach, która została fałszywie wyimaginowana przez działania Towy. Zaciśniętą dłoń otworzył i wyciągnął w stronę Akai, jak gdyby chciał zadać ostateczny cios. Zaraz jednak się uśmiechnął i zmienił ułożenie dłoni, która przybrała gest pomocy. Pomocy potrzebnej do powstania.
Czas mijał, a Akai zmieniła swoje podejście do Haricotto. Nie była już agresywna, wręcz przeciwnie, zachowywała się tak, jakby obdarowała Saiyanina szacunkiem. Co więcej, okazało się, że Akai była jego córką. Jak to się stało? Historia była bardzo skomplikowana i nie do końca wiarygodna, ale nikt nie drążył tematu. Haricotto przyjął to za pewnik, którego po prostu nie pamiętał. Z takimi dziurami w głowie, przy takiej dezinformacji sianej przez innych, gotowy był uwierzyć we wszystko. Był przez nich uratowany, prawda? Nie miał powodów, żeby im nie wierzyć.
Relacja tej dwójki się stopniowo rozwijała. Z początku było sztywno i niekomfortowo, zwłaszcza ze strony mężczyzny, ale później pojawił się luz, do tego stopnia, że czuli się swobodnie w swoim towarzystwie. Akai zaczęła nazywać Haricotto'a "ojcem" i za każdym razem, niezależnie od tematu, odnosiła się do niego z ogromnym szacunkiem. Narodziła się więź.
Współpraca między klonem a Tową również miała się dobrze. Saiyanin karmiony był fałszywymi wspomnieniami, które były sztucznie wytwarzane, i wykonywał zadania mu zlecone. Z pomocą Kadabry trenował i szlifował swoje umiejętności. Wszystko to, co potrafił oryginalny Haricotto, wykonać potrafił też klon. Techniki zwiększające siłę, czy pozwalająca na natychmiastową transmisję stały przed nim otworem. Jedyne z czego nie mógł skorzystać, to Genki Dama, ponieważ serce Saiyanina nie było już czyste.
Zwiedzał różne miejsca, odbierając życie tym, którym musiał. Nie zabijał bezmyślnie, robił to tylko w ostateczności, ale bycie silniejszym, bycie lepszym od innych, sprawiało mu chorą przyjemność. To już nie była ekscytacja z walki, to były początki szaleństwa, które wywołane było stopniowym praniem mózgu.
Wszystko trwało w najlepsze i wyglądało na to, że nic się nie zmieni, ale pewnego razu, wracając z misji, natknął się na rozmowę, której świadkiem być nie powinien. Towa rozmawiała z Kadabrą, a tematem ich spotkania była masowa produkcja wojowników, którzy wywodziliby się od najlepszych talentów wszechświata. Było to na tyle ciekawe, że Saiyanin przystał na chwilę, wsłuchując się lepiej w rozmowę.
- Możemy stworzyć więcej klonów. Ta brudna małpa okazała się być sukcesem. Słucha się mnie, grzeczny piesek po tresurze. - zaczęła Towa, uśmiechając się szelmowsko.
- Racja. Przy pomocy jego i tej rudej gówniary odzyskaliśmy utracone ziemie. Wyobraź sobie, siostro, co możemy zyskać mają armię takich małp? - Kadabra aż przyklasnął sam sobie, ciesząc się jak małe dziecko.
- Ale jest pewien problem... Saiyanie mają silną wolę, która może pokrzyżować nasze plany. Nasz C1 czasami się zawiesza, gdy doznaje bodźców związanych z prawdziwymi wspomnieniami. Przez to zaczyna gmerać we wspomnieniach, co obniża jego czujność. Obawiam się, że będziemy musieli go "resetować" po każdej większej misji. Inaczej pokona nasze zabezpieczenia. A bez niego, stracimy też kontrolę nad rudą, jest kluczem. - Towa skubała się po podbródku, kalkulując na chłodno w głowie.
- Spokojnie, w razie czego usmażymy mu mózg. Wystarczy jedno kliknięcie i zostanie dosłownym warzywem. - zaśmiał się w głos, a Haricotto dotknął się czoła w miejscu, w którym zawsze odczuwał ból. Zacisnął mocno zęby, denerwując się. Okłamano go. Nie był nikim ważnym, co więcej, nie był nawet prawdziwą osobą. Był produktem, zwykłą rzeczą, narzędziem w rękach Towy.
Wszystko było kłamstwem? Zabijał w imię czego? Chorych ambicji chorych ludzi? A co z Akai? Też była w to zamieszana? Jeśli tak, to ją też musi zostawić? Wszystkie te pytania gromadziły się w głowie Haricotto'a, nie dając mu spokoju. Zacisnął pięść tak mocno, że przebił swoją skórę paznokciami. Krew spłynęła na podłogę. Musiał ochłonąć, pomyśleć. Ale wiedział już jedno. Wiedział, że musi się stąd zabierać, bo inaczej zostanie zresetowany do ustawień fabrycznych, jak jakiś komputer, który szwankuje.
Jeszcze tego samego dnia, ale w nocy, wymknął się ze swojej kajuty i przekradł się do kapsuły kosmicznej. Zostawił notatkę dla Akai, kiedy ta spała, że musi uciekać, bo wszystko czego tu się dowiedział, było kłamstwem. W notatce dopisał też, żeby Akai jeszcze przez jakiś czas się ich słuchała, do czasu aż sytuacja przycichnie. Wyglądała tak samo, jak typowa kapsuła używana przez Saiyan. Usiadł w fotelu, wpisał odpowiednie koordynaty i... Wystartował.
System wychwycił nieautoryzowany lot i komputer pokładowy w kapsule odezwał się, pokazując na ekranie wściekłą Towę, które mimo wszystko starała się trzymać nerwy na wodzy, by podtrzymać swoją grę.
- Co ty wyrabiasz!? Natychmiast wracaj! Porozmawiajmy! - krzyknęła tak głośno, że aż monitor się zatrząsł.
- Porozmawiajmy? To już nie jestem problemem? - zapytał, uśmiechając się zadziornie.
- O czym ty... - dotarło do niej, że ich przejrzał i nie było już odwrotu.
- Sama się zresetuj, tępa dzido! - wystawił środkowy palec w kierunku Towy.
- Szybko, uruchom urządzenie! - krzyknął Kadabra, będąc gdzieś za kadrem.
- A, jeszcze jedno... - zaczął i postukał się po czole, sygnalizując wszystkim, że wie o tajemnicy i że zaraz się jej pozbędzie raz na zawsze.
- Sayonara, frajerzy! - po czym zacisnął porządnie pięść i uderzył się w czoło tak mocno, że aż mu zęby zatrzeszczały. Uderzeniu towarzyszył niewielki wybuch, ponieważ urządzenie zaimplementowane pod skórą zostało doszczętnie zniszczone. Zaraz po tym, Saiyanin stracił przytomność, ale mimo to, na jego twarzy gościł delikatny uśmiech. Krew trysnęła gęsto, brudząc dłoń, spływając na oczy i nos, a i kilka kropelek wylądowało na monitorze.
Kapsuła była już w tak zaawansowanej fazie lotu, że nie dało się jej zatrzymać. Obrała kurs na jedną z planetoid, która była na drodze do kolejnego, nieaktualnego już, celu. Haricotto, pierwszy raz w życiu, był wolny...
Techniki:
- KI Blast,
- Bukujutsu,
- techniki oryginału za wyjątkiem Genki Damy.
Planeta/Miejsce zamieszkania:
Planetoida Vampa
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|