Pustynia

+15
Laptor
Crimson
Guts
Antical
Kenzuran
Jirri
Ranzoku
Arisu
Arystarch
Shiro
Shin
Iwaru
Nekomi
Haricotto
@Whis
19 posters
Go down
avatar
Gość
Gość

Pustynia   - Page 5 Empty Re: Pustynia

Nie Gru 03, 2017 9:39 pm
Prawus i Lewus mieli przy sobie fasolki i mieli zamiar dać jedną z nich Vodorostowi. Już Honoberuto chciał ich powstrzymać, gdy nagle zaprotestował sam zainteresowany. Stwierdził że trzeba go po prostu stąd zabrać, z czym jaszczur nie mógł się nie zgodzić. Powiedział:
-Dobrze mówi, nie warto m a r n o w a ć fasolek.
Słowo "marnować" wypowiedział tak wyraźnie i wyraziście, że nie można było mieć wątpliwości że użył go specjalnie. Czy był to rzeczywisty stosunek changelinga do Vodorosta, czy może specyficzne, złośliwe poczucie humoru - mogli się tylko domyślać. Kapelusznik nie mówił już nic więcej. Stanął obok lezącej rybeńki, schylił się i dźwignął ją na swoje umięśnione ramiona. Upewniwszy się że Vodorost się nie ześlizgnie, wzniósł się powoli w górę, na jakieś dwieście metrów. Zaraz potem wystartował najszybciej jak umiał w kierunku, do którego przed chwilą zmierzał poszkodowany. Pośpiech był teraz wysoce wskazany, bo Vodorost z pewnością im się przyda, bynajmniej nie jako trup. Wzrokiem wyszukiwał odrobiny zieleni pośród morza piasku.
Haricotto
Haricotto
Admin/Time Patrol
Liczba postów : 2233

Pustynia   - Page 5 Empty Re: Pustynia

Wto Gru 05, 2017 11:49 am
MG

Prawus i Lewus wydawali się być zawiedzeni, kiedy Vodorost stwierdził, że nic mu nie będzie. Honoberuto poparł go i od razu złapał go i rzucił na swe ramię, czym prędzej startując w kierunku wcześniej obranego celu.
Bracia o psich mordkach spojrzeli na siebie, po czym równocześnie ich wzrok przeniósł się na woreczek pełen fasolek. Jedno dodatkowe spojrzenie wystarczyło. Podjęli swoją decyzję i natychmiastowo ruszyli za Changelingiem, a gdy go już dogonili, zagrodzili mu drogę. Czyżby postanowili się zbuntować? Prawus wystawił lewą dłoń w stronę kapelusznika, a Lewus prawą. Ich otwarte dłonie były czymś w rodzaju znaku drogowego, który cały czerwony, z białym napisem "STOP", mówił o natychmiastowym i obowiązkowym zatrzymaniu.
- Nie obchodzi nas to! Nie pozwolimy, by Vodorost-sama cierpiał. Nie mamy pewności, że kiedy dolecimy na polanę, to jeszcze będzie żył! On natychmiast potrzebuje Senzu! - wydarł się Prawus, a Lewus powtórzył tylko ostatnie słowo, krzycząc jeszcze głośniej.
Vodorost westchnął poirytowany, schodząc z ramion Honoberuto i stająć obok niego, podpierając się na jego ramieniu.
- Zgłupieliście? Ignorujecie moje polecenia!? - warknął, po czym zakasłał. Prawus i Lewus zatrząsnęli się, ale dalej grali swoją kartą. Prawus nakazał Lewusowi by wyjął fasolkę i ten tak uczynił. Wyciągnął rękę w kierunku Vodorosta i na otwartej dłoni sprezentował mu magiczną fasolkę. Czy faktycznie było to marnotrawstwo? Jak zareaguje Honoberuto?
avatar
Gość
Gość

Pustynia   - Page 5 Empty Re: Pustynia

Wto Gru 05, 2017 7:50 pm
Stała się rzecz nieoczekiwana. Mimo protestu samego Vodorosta, a później i Honoberutona, Prawus i Lewus postanowili się sprzeciwić i jednak wręczyć mu fasolkę. Honoberuto się tego nie spodziewał. Dlatego też gdy zobaczył że psy wyciągają magiczny specyfik w stronę poszkodowanej rybeńki, otworzył usta, zaskoczony. Nastała kilkusekundowa cisza, którą przerwał on sam. Z kamienną twarzą i zdecydowanym głosem powiedział:
-Cóż to? Czyżby bunt półgłówków?
Spojrzał  na Vodorosta, sprawdzając czy ten nie zmienił aby nagle zdania i nie próbował spożyć cudownego leku. Gdyby tak było, byłby gotów bić go po łapach, byle do tego nie dopuścić. Kontynuował po chwili, znów zwracając się do Prawusa i Lewusa.
-Czy wy, ochłapy, nie pojmujecie że choć ta fasola go uzdrowi, to przecież nie wydostanie nas z tej pustyni, a on znowu powróci do tego stanu? A nie zamierzacie chyba go faszerować nimi aż do opuszczenia pustyni.
Tu na jego twarzy zagościł wredny, złośliwy uśmieszek. Odezwał się znów, tym razem jego głos był słodziutki aż do zemdlenia.
-Co jest dla was ważniejsze, ratowanie życia waszego przełożonego z wysokim prawdopodobieństwem niepowodzenia, czy jak najprędsze wykonanie rozkazów samego Lorda Beliala? Komu służycie? - tu znów wziął Vodorosta na ramiona. - Jeśli jeszcze raz spróbujecie mi przeszkodzić, szanse na to że przeżyje wynosić będą zero. Rozumiecie, kundelki?
Znów wystartował, wymijając przeszkody w postaci dwóch psisk. Był gotów spełnić swoją groźbę, choć wiedział że uszczuplenie ich drużyny o choćby jedną osobę może być poważną stratą. Nie pozwoli, aby takie elementy wchodziły mu w paradę.
Haricotto
Haricotto
Admin/Time Patrol
Liczba postów : 2233

Pustynia   - Page 5 Empty Re: Pustynia

Sob Gru 09, 2017 5:17 pm
MG

Vodorosto przełknął głośno ślinę, chcąc zwilżyć swoje gardło. Czuł się tak, jakby przełykał szpilki. Honoberuto ciągle go trzymał, chcąc jednocześnie wyperswadować Prawusowi i Lewusowi ich plan przekazania fasolki Senzu swojemu dowódcy. Gadka-szmatka na temat komu służą wydawała się działać, ponieważ jeden jak i drugi nie odpowiedzili, a jedynie spojrzeli na siebie wymownie. Ten który trzymał fasolkę, schował ją do kieszeni, zaś woreczek za swój pas. 
Changeling ruszył znów przed siebie, jednak jego spokój kolejny raz został zachwiany. Do jego uszu dotarł dźwięk, który już słyszał w swoim poprzednim życiu. To był dźwięk prującego przez powietrze śmigłowca, który miał na sobie przekreślony napis RR, czyli nie mógł już należeć do Armii Czerwonej Wstęgi. Jeśli to nie było RR, musiało to być ich przeciwieństwo. Śmigłowiec leciał ze sporą prędkością, a że kapelusznik nie używał swojej pełnej mocy, szybko ich loty się wyrównały. Changeling mógł zobaczyć, jak wszyscy zebrani w nim ludzie, ubrani po wojskowemu, ale nie jednakowo, przyglądają mu się. Coś do siebie mówili, a na ich twarzach wyraźne było przerażenie. Pilot chwycił za krótkofalówkę i zaczął przekazywać informacje do bazy. Po chwili jego towarzysz siedzący z drugiej strony, drugi pilot, zaczął nadawać przez głośnik. Wzywał jaszczura i jego towarzyszy do zatrzymania się.
- Tu Ziemski Ruch Oporu! Natychmiast się zatrzymajcie! - powiedział, ale jego głos łamał się lekko. To dało znać Honoberutonowi, że lecący metalowym ptakiem ludzie nie są aż tacy odważni, jak wskazywać by na to mogło ich umundurowanie i wyposażenie.
avatar
Gość
Gość

Pustynia   - Page 5 Empty Re: Pustynia

Sob Gru 09, 2017 8:27 pm
Vodorost się pocił, widać że pustynia go męczyła i jest z nim naprawdę źle. Powinien jak najprędzej ją opuścić. Tymczasem po krótkiej chwili od zatrzymania przez Prawusa i Lewusa, Honoberutona dogonił nagle helikopter. Wyglądał znajomo jak ten, który widział już wcześniej, gdy zaatakowała go Armia Czerwonej Wstęgi. Odnalazł też znajome logo, ale tym razem było przekreślone. Czyżby przeciwnicy czerwonowstęgowców? To było całkiem prawdopodobne. Znajdujący się w śmigłowcu ludzie przedstawili się jako Ruch Oporu. Ich ubiór wskazywał że to rzeczywiście mogli być jacyś partyzanci. Być może mogą mu pomóc. Przez chwilę spoglądał na latający pojazd. Zauważył że jego załoga zdaje się być przerażona, albo przynajmniej niepewna. To był dobry znak. Podleciał po chwili do metalowego ptaka pokonując siłę podmuchu wytwarzaną przez śmigła, zatrzymał się niemal przy oknie i spoglądając jednemu z załogantów prosto w twarz, powiedział straszliwym wręcz głosem:
-Dajcie wody! Natychmiast!
Partyzanci z pewnością mogli dostrzec leżącego mu na ramionach Vodorosta. Jeśli odmówią, będą się o coś pytać, zaczną mu grozić, zaczną się drzeć ze strachu bądź zrobią cokolwiek innego niż podanie wody, nie ma zamiaru się prosić, i marnować czas. Jak najprędzej się oddali bez słowa, lecąc tam gdzie leciał, najszybciej jak to będzie możliwe. Sprawa była nagląca, chodziło o życie prawdopodobnie silnego sojusznika, dzięki któremu polowanie na wyznaczone przez Beliala cele mogą być znacznie łatwiejsze, niż gdyby działali bez niego.
Haricotto
Haricotto
Admin/Time Patrol
Liczba postów : 2233

Pustynia   - Page 5 Empty Re: Pustynia

Pon Gru 11, 2017 7:41 pm
MG

W momencie gdy Honoberuto z Vodorostem na swych rękach zbliżył się do śmigłowca, cała załoga zamarła. Przestraszyli się wyglądu kosmity a także jego przerażającego głosu, jakim raczył ich powitać. Zażądał wody, co wprawiło Lewusa i Prawusa w osłupienie. Myśleli pewnie, że Changeling będzie chciał zniszczyć czym prędzej metalowego ptaka, jednakże bardzo się pomylili.
Piloci spojrzeli na siebie, a ten który nie był odpowiedzialny za stabilny lot śmigłowca, odwrócił się do reszty załogi i skinął głową. Wszyscy wiedzieli, że przy tak bliskim kontakcie z obcą istotą należy zachować spokój i zimną krew. Kobieta, która znajdowała się najbliżej kapelusznika, podała mu niepenie butelkę wody. Jako, że miała ubrany specjalny wojskowwy chełm, jaszczur nie mógł zidentyfikować jej płci. Cała załoga czekała na dalszy rozwój wypadków.
Vodorost stracił przytomność.
avatar
Gość
Gość

Pustynia   - Page 5 Empty Re: Pustynia

Pon Gru 11, 2017 9:03 pm
Na szczęście załoga spełniła oczekiwania Honoberutona. Ktoś podał mu butelkę wody. Wszyscy się na niego patrzyli, jakby oczekując że zrobi coś niesamowitego. Tymczasem kapelusznik po prostu odwrócił się i... Poleciał sobie! Cóż, nie miał czasu ani ochoty by przedłużać to spotkanie, dlatego wziął butelkę i w nogi. Leciał najszybciej jak to możliwe, więc śmigłowiec nie dogoni go tak łatwo jak wcześniej. Chyba że nie pokazał jeszcze swojej maksymalnej mocy. Nakrapianiec leciał  i leciał, w pewnym momencie odkręcił butelkę wody i wylał całą jej zawartość na spocone i odwodnione ciało Vodorosta. Lecz czy aby na pewno jeszcze żywe? Jeśli tak, zapewne woda wspomoże jego organizm w walce z koszmarnym upałem. Przynajmniej do czasu aż trafią na tereny zielone, gdzie można będzie podać mu Senzu. Oby tylko śmigłowiec ich nie gonił, bo nie miał najmniejszego zamiaru użerać się z partyzantami. Miał zadanie do spełnienia, a co ważniejsze - wyznaczone cele do zlikwidowania! Sakana zaś musieli potrzebować jak najprędzej jego pomocy, udzielenie jej z pewnością wpłynie na postrzeganie changelinga przez Beliala.
Arystarch
Arystarch
Liczba postów : 109

Pustynia   - Page 5 Empty Re: Pustynia

Wto Gru 12, 2017 4:58 pm
Arystarch dostał wytyczne gdzie znajdował się jego cel. Poruszał się dosyć powoli, a pewnie namierzano go satelitarnie. Współczesna technologia nigdy nie przestanie go zachwycać, chociaż nie zdawał sobie sprawy z tego, że pochodził z przyszłości znacznie bardziej zaawansowanej niż teraźniejszość. Być może tamtemu specjalnie się nie śpieszyło do celu podróży. Nie przewidywał tego, że coś mogło go spowalniać, ale tajemnicą pozostawały pozostałe dwa oznaczenia. Biały punkcik śledził ten czerwony, a jakiś inny był w górach. Nie było tu nic na temat znaczenia tego kolur, ale jeden z nich w pewnym momencie zniknął. Może to były jednostki wojsk ziemskich? Jeśli zniknął to równie dobrze mogło to oznaczać śmierć tych ludzi. Bioandroid nie musiał brać ze sobą zbyt wiele rzeczy, gdyż większość mógł sobie po prostu wyczarować. Z pracowni pobrał tylko te niezbędne, których zrobienie trwa znacznie dłużej. Przy sobie miał swoje wierne ostrze, pas z fiolkami wypełnionymi skoncentrowanym chlorem oraz komórkę, która miała go nawigować. Liczył tylko, że „nieRR” nie spieprzy sprawy i załatwi resztę zaopatrzenia, tak by móc jak najszybciej rozwiązać problem łuskowatych potworów. Uśmiechnął się pod nosem, gdy nadano mu ksywkę Sushi Master. Zwykły żart stał się kodem operacyjnym. Teraz definitywnie czuł się jak bohater filmów szpiegowskich, a przecież oni zawsze wygrywają nie? Rzeczywistość mogła być z goła inna.
Pokiwał głową Izanami, która go pożegnała w dosyć miły sposób. Teraz definitywnie będzie musiał wrócić do domu, a z tym talizmanem nie mógł przegrać. Odmachał jej i z uśmiechem na ustach pomknął w przestworza. Po drodze wyczarowując sobie szalik, by nie przeziębić się lecąc dosyć wysoko i z dużą prędkością. W jednej dłoni trzymał komórkę, która go nawigowała w miejsce, gdzie znajdował się czerwony punkt. Kiedy zbliżał się do jakiegoś posterunku RR, leciał nisko by nie wykryły go radary.
- Witamy w Arystarch Airlines. Proszę zapiąć pasy, gdyż możemy spodziewać się turbulencji. Wszelkie udogodnienia zapewni seksowny białowłosy steward – powiedział sam do siebie. Troszkę czasu zajmie mu przylecenie tam, a trzeba było jakoś zabić czas. Zaczął więc obmyślać jakiś dobry tekst, z którym mógłby wjechać złoczyńcy. Taki mało cliche, bo bohater powinien mieć klasę. Nic dobrego nie przychodziło mu do głowy, w której miał obraz tamtej czerwonowłosej dziewczyny. Pobitej przez te stworzenia zapewne na śmierć oraz tego jej tatuśka ubranego w pomarańczowy. Miał jakieś deja vu, bo chyba to już widział w jakiejś grze. Takiej dosyć słabej bijatyce w 2D, gdzie było niechciane dziecko Pikachu i Hulka, a główny antagonista był bizonem.
Im dalej leciał tym powietrze stawało się suchsze, a słońce coraz bardziej grzało. Znikały lasy, a zaczynały się pustkowia. Arystarch w locie wyczarował sobie bukłak z wodą, który przypiął do paska, zaś jego ciało pokryły wyczarowane warstwy materiału. Zniknął szalik, a głowę przykryła chusta. Normalnie jak jakiś talitubiś, tylko ten nie chciał się wysadzać. Dodatkowo wyczarował sobie gogle, by nie przeszkadzał mu ewentualny piasek, który może dostać się do oczu. Lecąc z taką prędkością za sobą zostawiał tylko tumany kurzu. Pozostało tylko podążać za czerwoną kropką, która była celem. Kwestia czy ją dogoni i co zastanie na miejscu.
Haricotto
Haricotto
Admin/Time Patrol
Liczba postów : 2233

Pustynia   - Page 5 Empty Re: Pustynia

Sro Gru 13, 2017 6:14 pm
MG

Honoberuto wylał wodę na Vodorosta, jednakże na niewiele się to zdało. Oddychał troszkę lepiej, niemniej jednak, wciąż charczał przy każdy kolejnym wdechu i wydechu. Prawus i Lewus wiedzieli, że na nic się to nie zda, wciąż obstając przy tym, że powinni dać swojemu szefowi Fasolkę Senzu. Honoberuto nie chciał tego słyszeć, tylko czym prędzej chciał znaleźć się tam, gdzie założył sobie na początku.

Załoga śmigłowca mimo strachu, udała się za Changelingiem, śledząc go i w cale się z tym nie kryjąc. Nie, żeby mieli jakiś sposób na ukrycie tak wielkiego i tak ciężkiego sprzętu, jakim był cały śmigłowiec.

W oddali dostrzec można było, jak coś zbliża się do śmigłowca z ogromną prędkością, zostawiając za sobą tumany kurzu. to był Arystarch, który wcześniej wezwany, leciał na ustalone miejsce. Kiedy wyrównał lot ze śmigłowcem, pilot przekręcił głowę w jego stronę i korzystając ze sprzętu i nagłośnienia odezwał się, sprawdzając, czy mężczyzna jest właściwą osobą.
- Tu Ruch Oporu! Sushi Master? - zapytał, co chwilę zerkając to na niego, to na oddalającego się w oddali Honoberuto i resztę jego ferajny.

Z tyłu nadlatywał kolejny śmigłowiec, w którym znajdowali się członkowie Ruchu Oporu. Był cały czarny.
_____
Po odpisie Arisu i Ranzoku, kolejność jest taka, jak w postach, z wyjątkiem, że MG pisze na końcu.
Arisu
Arisu
Liczba postów : 254

Pustynia   - Page 5 Empty Re: Pustynia

Sro Gru 13, 2017 8:59 pm
Spojrzała na Lubboka i jedynie kiwnęła głową chowając swoją "broń" do plecaka. Kiedy była gotowa i reszta jej załogi skierowała się do ich pojazdu gdzie pojawiła się pani doktor, którą widziała chyba przez krótką chwilę z Ranzoku jak szedł do stołówki, jednak nie była tego pewna i ręki za to nie da sobie obciąć. Kiwnęła na słowa kobiety rozumiejąc jej słowa po czym wsiadła do pojazdu z swoim ekwipunkiem.
W tracie samego lotu patrzyła za okno by w razie co obserwować swoje otoczenie i ewentualnych przeciwników z którymi będą musieli się zmierzyć, zamiast tego spotkali chłopaka, który najwidoczniej leciał w tą samą stronę co oni. Spojrzała najpierw na pilota kiedy spytał o Susshi mastera, a następnie swoje błękitne oczy skierowała na nieznajomego mężczyznę unosząc lekko brew do góry. Sojusznik, przeciwnik? Kij wie przeszło jej przez głowę zastanawiając się co może ich spotkać kiedy już wylądują. Kiedy [lub o ile] chłopak na nią spojrzy, miała obojętny wyraz twarzy, ale jednocześnie ciekawskie spojrzenie, lecz też nie natrętne. Odwróciła wzrok by sprawdzić reakcje reszty "towarzyszy". Tak w skrócie, to jedyne co mogła robić to siedzieć i obserwować jej otoczenie oczekując nieoczekiwanego.
Ranzoku
Ranzoku
Liczba postów : 377

Pustynia   - Page 5 Empty Re: Pustynia

Sro Gru 13, 2017 11:57 pm
Przygotowania do wypadu szły dość sprawnie, a chłopak odzyskał swój upragniony płaszczyk, przytulił się do niego i nałożył na siebie. W końcu mógł już uznać, że jest gotów do działania, tak jak pozostali uczestnicy wyprawy na pustynię. Ranzoku jeszcze nie miał okazji ujrzeć gorących piasków tego państwa. Co wzbudza w nim wątpliwe uczucia, czy nie lepiej byłoby się przygotować jak nakazało wcześniej szefostwo Ruchu Oporu. No nic. Jest zdany na siebie, a ta akcja może zweryfikować czy jest dostatecznie silny, by móc stawić się wszystkim nadchodzącym przeciwnościom. To będzie dobra okazja do przetestowania jego umiejętności, o ile będzie to dla niego wyzwaniem, w przeciwnym razie może się mocno rozczarować. Wsiadł więc do śmigłowca od niechcenia. Podejrzewa, iż szybciej dostałby się na miejsce używając techniki latania, ale chłopak nie wie gdzie znajduje się ta pustynia, więc tak będzie bezpiecznie. Może sytuacja nie wygląda tak źle jak zostało to opisane przez Ruch Oporu. Ranzoku podczas lotu obserwował przez okienko tereny, żeby wiedzieć jak z powrotem dostać się na miejsce. Mogą tam nie zabawić zbyt długo, a chłopak chciał poznać więcej szczegółów o Kurojinie. Bardzo mu na tym zależy, ale pomyśli o tym jak tutejsze formalności zostaną zażegnane. Chociaż nie był pewien jak długo im tam zejdzie. Sam chłopak ma wątpliwości, czy aby Arisu nie postąpiła źle narażając się na takie niebezpieczeństwo, Ranzoku nie zamierza raczej nadstawiać za nią karku. Android żyje w przekonaniu, że wie co Ona robi. Może za tą niewinną twarzyczką kryje się jakaś mocarna postać? Wkrótce się o tym przekonamy, póki co chłopak zauważa jak powoli zmierzają do tajemniczych osób po środku pustyni (o ile mógł dostrzec). Ranzoku nie ma pojęcia z kim się będą mierzyć, ale to będzie doskonały moment na przetestowanie umiejętności. Sam nie jest pewien czy zdołałby stawić czoła temu, dlatego jest tylko jedna możliwość, aby się o tym przekonać. Chłopak zachowywał stoicki spokój, oglądając przestworza i zerkając na ziemię. Widząc kolejny pojazd latający, Ranzoku zaczynał się zastanawiać czy to faktycznie jest coś grubego. Czyhające zło czekające aż owieczki zjawią się na miejscu. Zalatuje to trochę jakimś tanim horrorem, ale nasz bohater twardo trzyma się swojego charakteru i pozostaje niewzruszony tym co się może wydarzyć w przeciągu kilku minut. Sama sytuacja jak i wydarzenie mogą okazać się trudne do okiełznania. Ale jak to mawiają starożytni... Czas pokaże. W międzyczasie zachowywał się jak gdyby nigdy nic czekając na to co się ma zdarzyć. Przede wszystkim czeka aż będzie mógł czuć ziemię pod swoim nogami.
Shiro
Shiro
Wschodni Kaioshin
Liczba postów : 331

Pustynia   - Page 5 Empty Re: Pustynia

Czw Gru 14, 2017 12:45 pm
"Jedyne co mogła robić to siedzieć i obserwować otoczenie, oczekując nieoczekiwanego."
No i nieoczekiwane nadeszło.

Shiro theme~
W czarnym helikopterze zawiał wiatr, mimo iż był szczelnie zamknięty. Wiał od środka kabiny z mięsem armatnim, wirując niczym tornado, choć znacznie lżej, roznosząc kurz po całym pojeździe. W końcu, pośród pędzącego w powietrzu brudu między żołdakami zajaśniała zielona poświata, stale zwiększająca swą objętość. Powoli rozciągała się na całą maszynę, aż wybuchła, jednak nie pozostawiając żadnych, choćby najmniejszych zniszczeń.
Pośród z wolna opadających drobinek stanęła sylwetka wysoka a wcale smukła. Mężczyzna o bladym licu i jeszcze bledszych włosach, przypominający wyglądem gbura po czterdziestce... Dobra, najprościej - zjawił się Shiro.
Znając Ziemian, zaraz powinni zareagować strachem lub agresją. Rasa ta godna była podziwu ze względu na swą niespotykaną wolę walki, jednak nie dało się ukryć faktu, że w porównaniu do praktycznie całej reszty kosmosu siedziała jeszcze głęboko w średniowieczu. O, najlepszy dowód - broń palna. Serio, kto korzysta jeszcze z konwencjonalnych spluw? No, więc postanowił się jako tako przywitać.
- Nie ruszać się. Każda próba ataku będzie równoznaczna z samobójstwem. Zresztą bezcelowym, bo jestem po waszej stronie... najpewniej. Ta czwórka, którą ścigacie, musi zostać unicestwiona. Ale najpierw wymieńmy się informacjami. Jak najszybciej.
O Kaio, ileż on się musiał nagadać. A to był zapewne dopiero początek. Choć, szczerze mówiąc, średnio obchodziło go życie tutejszych żołnierzy. Jeśli zginą, to z własnej głupoty, a jedyne, do czego mogliby się mu przydać, to do udzielenia ewentualnych paru nowych informacji. Nie przypuszczał bowiem, że leciał z nim ktoś szczególnie silny. Z tłumu wyróżniali się tylko dwaj dziwacy - niebieskooka blondynka i długowłosy chłopak o delikatnej cerze, który najwyraźniej podzielał jego gust długich płaszczy. Jak znał życie, tacy jak oni najczęściej okazywali się najsilniejsi, toteż zdecydował się mieć na nich oko.
W jego głowie rodził się już pewien plan działania, wżdy najpierw trzeba było zapanować nad prawdopodobnym chaosem i zebrać wiadomości na temat celu.
Pamiętał, by cały czas unosić się parę centymetrów nad podłożem. Nie wiedział czy środek transportu nie zwali się na ziemię pod ciężarem Miecza Z.
avatar
Gość
Gość

Pustynia   - Page 5 Empty Re: Pustynia

Czw Gru 14, 2017 8:27 pm
Woda nie poprawiła znacząco stanu Vodorosta. Ale w jakimś tam stopniu mu pomogła, być może o te ostatnie sekundy które będą potrzebne na podanie mu Senzu, gdy już opuszczą to złociste morze śmierci. Butelkę rzucił na ziemię i leciał dalej, a za nim Prawus i Lewus. Gdzieś z tyłu gonił ich jeszcze śmigłowiec, ale Honoberuto nie zamierzał się nim przejmować dopóki rybeńka nie umrze albo nie zostanie wyleczona. Co jakiś czas wzlatywał w górę, aby zwiększyć pole widzenia, ale rzecz jasna nie na tyle, aby widok przesłaniały mu chmury. Był już mocno zdenerwowany, bo wyglądało na to że wybrał zły kierunek i zamiast opuszczać to przeklęte miejsce, zapuszczał się w głąb pustkowia, bo nie było jak dotąd widać drzew, krzewów ani żadnych objawów rychłego zetknięcia pustyni z terenem o bogatszej florze, większej wilgotności i mniejszej temperaturze. Z drugiej strony mogło to być też tylko wrażenie, bo kto wie czy za chwilę nie natknie się na sawannę,  a potem na las?
Honoberuto nie zdawał sobie sprawy z tego, że oprócz nieciekawych partyzantów siedzą mu na ogonie niepospolite osoby, z czego jedną powinien pamiętać...
Arystarch
Arystarch
Liczba postów : 109

Pustynia   - Page 5 Empty Re: Pustynia

Czw Gru 14, 2017 9:21 pm
W oddali Arystarch widział lecące 4 sylwetki. Sądząc po GPS’ie, który został mu przesłany właśnie to są jego cele. Cóż trzeba przyznać, że nie podali mu dodatkowych informacji na temat tego jak wiele osób może stanowić przeszkodę w zrealizowaniu swojego zadania. Chciał już pomknąć za lecącymi obiektami, gdy ze śmigłowca przemówił do niego pilot. Od razu się przedstawił i podał odpowiedź na pytanie, którego trapiło Bioandroida odkąd wyleciał z domu. Więc to Ruch Oporu podesłał mu tamtą wiadomość? Pozostawało tylko pytanie skąd wiedzieli do kogo się zwrócić. Pewnie go obserwowali, pytanie tylko od kiedy? Może od momentu, gdy rozwalił tamtego cyborga w mieście i tamci zobaczyli w nim sojusznika czy coś takiego? Normalnie węszył tu konspiracje na poziomie Bourne’a albo Kondominium Rosyjsko-Niemieckiego Pod Żydowskim Zarządem Powierniczym (w skrócie KRNPŻZP). Słońce pustyni paliło, zaś sam bioandroid może był twardym zawodnikiem, ale też na niego temperatura działała. Lecąc obok śmigłowca odkręcił sobie bukłak i napił się z niego wody.
Wypadałoby w końcu jakoś odpowiedzieć pilotowi, ale pewnie go nie będzie słyszał jeśli teraz powie, że tak to on jest mistrzem patroszenia ryb. Pozostało tylko podlecieć bliżej, popukać kilka razy w okienko od strony pilota i wystawić kciuk. Odsłaniając swoje ostre rysy twarz. Zwolnił trochę, by móc zajrzeć do środka śmigłowca przez okienko i obejrzeć sobie żołnierzy siedzących w środku. Z tyłu zaś nadlatywał kolejny czarny śmigłowiec. Serio nie mogli wybrać innego lakieru do działań na pustyni? Nie mogli go pomalować na taki lekki brąz, czy… no dobra nie będzie się bawił w kolory, bo nie zna ich tak dużo, a nie jest stereotypowym facetem, który rozpoznaje wszystkie rodzaje moro lub farbek do warhammera. Szczerze to z wojskowymi nie miał za dużo interesów w przeszłości. Zwykle trzymał się na uboczu i unikał konfliktów… Właściwie to zastanawiał się dlaczego znalazł się tutaj?
Czy była to kwestia tego, że rybiaki chciały wyciągnąć łapska po jego świat, a może po prostu zrobiło mu się szkoda tamtej czerwonowłosej dziewczyny i postanowił zatknąć czyiś łeb na tyczce? Mogła to być również ta rzecz, która cechuje prawdziwych wojowników, czyli poszukiwanie walki. Nawet nieświadome, bo wszakże Arystarch był ogromnym leniem, dla którego wysiłkiem było wstać i sięgnąć po pilota, a co dopiero trenować. No nic, pozostało tylko zrobić coś co powinien na początku. Otworzył z zewnątrz drzwi do śmigłowca obok, którego leciał i chciał wejść do środka, by móc porozmawiać jak człowiek. Na zewnątrz strasznie hałasowały wirniki maszyny, więc komunikacja może być utrudniona. Spojrzał po pasażerach i tylko uniósł rękę w górę, rzucając krótkie „joł”. Zamknął za sobą drzwi, by ktoś przypadkiem nie wypadł z maszyny (najpewniej on sam). Kątem oka tylko dostrzegł pasażerów tamtego drugiego śmigłowca. Pilota, jakiegoś blondyna w płaszczu oraz drobną kobietkę, również blondynkę. Nie był zwolennikiem oceniania kogoś po okładce, ale kobieta nie wyglądała na wojowniczkę, a bardziej kogoś kto miał całą operacją dowodzić. Wszedł do środka tuż przed tym zanim Shiro pojawił się w tamtej maszynie.
- To… macie jakiś plan i czy macie dla mnie to o co prosiłem? – zapytał. W sumie mogli mieć wcześniej jakiś plan ubicia tamtych, więc może nawet sensownym byłoby współpracować z Ruchem Oporu. To są niby ci dobrzy, ale tak naprawdę pewnie jak dobiorą się do władzy to zdeprawują się i staną tym co zwalczali. Tak jest zawsze, że władza uderza do głowy i prędzej czy później nawet najszlachetniejsza dusza ulega pokusom.
Haricotto
Haricotto
Admin/Time Patrol
Liczba postów : 2233

Pustynia   - Page 5 Empty Re: Pustynia

Pią Gru 15, 2017 1:25 pm
MG

Arystarch popukał w szybkę i pokazał "okejkę", unosząc kciuk do góry. Pilot widząc to, skinął głową. Chwilę później znalazł się w środku śmigłowca. Jego oczom ukazało się kilka osób, a kiedy zadał pytanie odnośnie "zamówienia", dowódca brygady, zielonowłosy, dobrze zbudowany Lubbock, wyjął spomiędzy nóg swój plecak i rozsunął go, wkładając rękę do środka. Wyjął sporą skrzynkę, po czym przekazał ją Arystarchowi. Skinął do niego głową i uśmiechnął się porozumiewawczo. Akame, brunetka dzierżąca katanę, przyglądała się Arystarchowi. Zaciekawiło ją jego ostrze, jednakże nie powiedziała nic, kończąc na wymownym spojrzeniu. Leone, blondynka siedząca pomiędzy Akame i Lubbockiem, wydawała się być nieco... zdezorientowana.
- Mamy plan. Nasza nowa, tajna broń. - zaczął Lubbock, uśmiechając się półgębkiem.
- Musimy ich pojmać. Zabijanie to ostateczność. Biorąc pod uwagę Twoje zamówienie, Twój plan zdaje się być ambitniejszy. Co ci chodzi po głowie? - zapytał, mrużąc swoje oczy, skupiając swoją uwagę na Arystarchu.

Nagle...

Zielone światło rozbłysło wewnątrz maszyny, oślepiając tych, co skierowani byli do niego przodem. Piloci odwrócili się, by sprawdzić co się dzieje, ale oślepiający blask nie pozwolił im na ocenę sytuacji. Śmigłowcem zatrząsło, ale zaraz wszystko wróciło do normy. Cała załoga na widok niespodziewanego gościa zamarła. Ten dzień robił się dziwniejszy z minuty na minutę. Najpierw obcy atakujący Ziemię, a teraz jeszcze tajemniczy jegomość, który pojawia się znikąd.
Załoga mogła być zadowolona, ponieważ objawił się im bóg, Kaioshin Shiro, dzierżący legendarny Miecz-Z. Lewitował tuż nad podłogą, obawiając się, że ciężar Miecza-Z mógłby spowodować katastrofę lotniczą.
- Coś za jeden!? - wrzasnął Lubbock, prawie podrywając się z siedzenia, kiedy Akame, która zachowała zimną krew, pociągnęła go za ramię i ponownie usadowiła na miejscu.
Piloci nie wiedzieli co zrobić, więc by nie pogarszać sytuacji, utrzymywali kierunek, śledząc Honoberuto...

Nagle Prawus i Lewus zerwali się, po czym prędko wyrównali lot z Changelingiem.
- Honoberuto! Jest ich więcej! Najpierw jeden z nich przyleciał o własnych siłach, a teraz pojawił się drugi mechaniczny ptak! Śledzą nas! Co robimy? Jakie rozkazy!? - spanikował Lewus, który podleciał od prawej strony. Prawus trzymający lewą stronę leciał ze skrzyżowanymi rękami na klacie, próbując samemu znaleźć rozwiązanie.
- Mamy ich odciągnąć? - zapytał Prawus, starając się zachować zimną krew.
_____
Kolejka:
1. Arisu
2. Ranzoku
3. Arystarch
4. Shiro
Honoberuto pisze poza kolejką, bo nie jest z wami w śmigłowcu.

Shiro, propsy za nutkę.
Arisu
Arisu
Liczba postów : 254

Pustynia   - Page 5 Empty Re: Pustynia

Pią Gru 15, 2017 6:56 pm
Nie była za bardzo pewna czy powinna coś mówić kiedy ich "gość" wparował do środka śmigłowca jak do siebie. Spojrzała jedynie na niego od stóp do głowy zastanawiając się czy jest sens odezwać się. Dowództwo miał Lubbock, nie miała nic przeciwko temu. Po chwili kiedy samolotem zatrzęsło czuła jak serce jej przyspieszyło i odruchowo złapała się czegoś by nie upaść, (pewnie i tak była zapięta w pasy, lub nie). Wtem pojawił się przed nimi jakiś gość, ale zanim go zobaczyła blask jaki ją oślepł, uniemożliwił jej na zobaczenie kto kolejny do nich "dołączył".
-A co to za dziwak? - rzekła sama do siebie kiedy przed nim pojawił się jakiś latający gość z żółtymi włosami i mieczem w ręce. Jak tutaj będzie takich więcej to ja chyba zwariuje przeszło jej  przez myśl. Wyglądało tu tak bardzo bezpiecznie, że bała się myśleć nawet o tym czy przypadkiem sama nie zginie w tym nędznym samolocie. Kiedy się uspokoiła zaczęła się zastanawiać jaki plan ma białowłosy mężczyzna, może się okaże, że nie jest tak źle jak sądzi. Dość nerwowo zaciskała palce na ramieniu plecaka spoglądając to na [Arysia to na Shiro] jednego i drugiego mężczyznę, choć bardziej swoje spojrzenie skupiła na białowłosym nieznajomym.
avatar
Gość
Gość

Pustynia   - Page 5 Empty Re: Pustynia

Pią Gru 15, 2017 7:45 pm
Niespodziewanie Prawus i Lewus dogonili go, wyrównali lot i udzielili informacji na temat tego, co dzieje się za nimi. Do helikoptera którego załoga wręczyła mu butelkę wody, dołączył kolejny. Co więcej, oba pojazdy siedziały im na ogonie i nie będzie łatwo zniechęcić ich operatorów do zaniechania pościgu. Jak widać, buldogogłowi wojownicy musieli uznać go za następcę Vodorosta, bo prosili go o rozkazy, mimo że po prawdzie Honoberuto nie został przez Beliala jeszcze w żaden sposób wywyższony i służył mu krócej od nich. Changelingowi było to na rękę, bo nie musiał martwić się o osiąganie konsensusu ze swymi towarzyszami, a przynajmniej tak długo aż rybka Vodorost pozostanie niedysponowany. Należy się jednak spodziewać znacznego obniżenia morale drużyny, jeśli ów odda ducha. No cóż, przynajmniej teraz mógł wydać im rozkazy. Zanim jednak to zrobił, zamyślił się na chwilę. Odciągnięcie helikopterów było pomysłem z założenia dobrym, inna sprawa że jaszczur wolał docenić "przeciwnika" i założyć że ten nie da się nabrać na tak oklepane fortele. Co więc powinien rozkazać Prawusowi i Lewusowi? Ich głównym celem było połączenie się z siłami Sakana. Nie wiedzieli jednak gdzie oni wylądowali, ale wiedzieć mógł to Vodorost. Był on jednak na skraju śmierci. Sytuacja nieciekawa, bo nie mieli jak skontaktować się ze swoimi sojusznikami. Załogi śmigłowców niewątpliwie utrudnią im zadanie, nieważne jakie mają intencje. Wskazane było założenie, że mogą chcieć zlikwidować, przesłuchać lub pojmać intruzów. Niewątpliwie chcieli jakiegoś z nimi kontaktu. Zdecydował.
Być może kapelusznik podjął właśnie bardzo złą decyzję, prawie tak samo złą jak kilkanaście miesięcy temu, gdy zgromadził grupę podległych pod siebie żołnierzy w jednym miejscu i ściągnął tym samym na siebie zagładę. Ale od postanowienia nie odroczy go nic, chyba że sam Belial by się przed nim pojawił i zakazał takiego postępowania. Podleciał do Lewusa, kazał mu wyciągnąć ręce i przekazał mu wielkiego i ciężkiego Vodorosta. Poczuł ulgę w ramionach, bo poszkodowany zaczął mu już ciążyć. Powiedział teraz do nich następująco:
-Lewusie, weźmiesz dwie fasolki i Vodorosta, a potem uciekniesz z pustyni. Gdy znajdziecie się na przyjaźniejszym do życia terenie, możesz podać mu jedną fasolkę, o ile będzie żył. Drugą zachowaj sobie na wszelki wypadek. Prawusie, bierzesz resztę fasolek i lecisz ze mną.
Następnie odwrócił się i zaczął lecieć powoli w stronę dwóch helikopterów. Do spotkania dojdzie. A co z niego wyniknie - to się okaże.
Ranzoku
Ranzoku
Liczba postów : 377

Pustynia   - Page 5 Empty Re: Pustynia

Pią Gru 15, 2017 10:41 pm
Chłopak wpatrywał się w niebiosa mając nadzieję, że w końcu opuści ten ciasny helikopter. Ranzoku potrzebuje przestrzeni, gdy jej brak android zazwyczaj zaczyna popadać w irytację. Nie jest przyzwyczajony do zatłoczonych miejsc, gdyż większość czasu spędzał na powietrzu, czuł wtedy jedność z naturą i w ogóle. Bujanie w obłokach przez naszego bohatera przerwały niekontrolowane turbulencje, które tym bardziej pogarszały nastrój chłopaka. Na czole pojawiają się pierwsze oznaki zdenerwowania. Nie czuł się komfortowo, a chłopak nie lubi kiedy jest nie komfortowo. W normalnych okolicznościach wysadziłby środek transportu wraz z pasażerami, ale teraz działa przez umowę jaką zawarł z Ruchem oporu. Trzeba to wytrzymać. Zacisnął zęby i próbuje kontrolować swój gniew, stłumić go. Nagle wyczuł obecność osoby, która wparowała tu bez zaproszenia, wszystko za sprawą widowiskowego wręcz wejścia smoka. Od początku lotu oczy trzymał zamknięte i ręce złożone na krzyż jak gdyby po prostu był to kolejny dzień z medytacją za pan brat. Otworzył oczy dopiero jak poczuł trzęsienia i ujrzał tajemniczą osobistość spojrzawszy na niego zauważył niepokój wśród pasażerów. Chłopak tylko lekceważąco parsknął wysłuchując słów jegomościa. Kim on jest, żeby się wymądrzać? Kolejny powód do zdenerwowania się, ale jak obiecał działać w zamian za ich drobne poprawki w swym w pół zmechanizowanym ciele tak też czynił jak obiecał. Co prawda nie paja do samego ruchu oporu nienawiści, ale też nie darzył sympatią. Jakoś nie przekonywali chłopaka. Może to przez to, że zbyt mało zauważył detali podczas pobytu w ich bazie? Kto wie. Wracając to wydarzeń wewnątrz śmigłowca. To wciąż go wszystko wkurwiało, ale stara się zachować spokój. Ranzoku miał ochotę opuścić maszynę i zejść na ziemię, ale coś się szykuje, więc dla bezpieczeństwa lepiej pozostać wewnątrz latającego transportera. Czekał, cierpliwie czekał. Z pewnością płaszcz tajemniczego chłopaka oznacza to, że jest na fali, bowiem tylko nieliczni są godni noszenia tego cudnego odzienia. Może po całym zdarzeniu wyruszą na zakupy do jakiegoś sklepu?
Arystarch
Arystarch
Liczba postów : 109

Pustynia   - Page 5 Empty Re: Pustynia

Sob Gru 16, 2017 12:15 am
Szczerze to nie spodziewał się, że w śmigłowcu będzie miejsca na tyle osób. Z zewnątrz wydawał się dużą maszyną jak na standardy wojskowe, ale tutaj było tak dużo miejsca, że pewnie dałby radę walnąć jeszcze meblościankę. Tylko wtedy musiałby sobie dokleić wąsa Yanushowego. Był taki majster Azjata w sandałach i białych skarpetach, który definitywnie nie był Shinigami i nie latał z wielki mieczem na wierzchu. Nie był z tego powodu nazywanym ekshibicjonistą, ani nie zgarnęły go służby bezpieczeństwa jeśli wiadomo co miał na myśli białowłosy w swoim spaczonym umyśle. Mało tego, poszczęściło mu się bo poza bronią i sprzętem wojskowym w tym śmigłowcu był naprawdę dobry towar. Nie mowa tu również o zielonym towarze, który pewnie rozwiązałby wszystkie problemy tego świata, a jakby RR wyciągnęło kij z dupy i wyjarało gibona pokoju to pewnie dyktatura byłaby znacznie lżejsza, a Ruch Oporu stałby w pośredniaku jako bezrobotni. Aryś przyjął od zielonowłosego skrzynkę i postawił ją na podłodze, by móc komfortowo do niej zajrzeć jak tamten skończy gadać. Swoją drogą to przez tą zieloną grzywkę wyglądał na jakiegoś pederastę, który urwał się z parady równości. Był… no niezbyt męski. Mężczyźni nie noszą grzyweczek zaczesanych na bok, które zasłaniają pół twarzy. Tak robią emo, które najczęściej są biseksualne. Jednak gdyby zielonowłosy wolał chłopców to jest to szczęście schrodingera Arystarcha. Byłby jednocześnie farciarzem, bo wszystkie laseczki w śmigłowcu przypadają na niego, ale z drugiej strony tamten mógłby chcieć się do niego dobrać. Tyle wygrać, a zarazem tyle móc przegrać. Omiótł spojrzeniem jeszcze raz siedzące tu kobiety. Dwie blondynki, jak najbardziej w jego typie i brunetka z mieczem, która dziwnie się na niego patrzyła. Właściwie to nie na niego, a na miecz, który posiadał. Może chciała się wymienić, a może interesowała ją broń tego rodzaju? Na pewno jak będzie okazja to do niej zagada w tej kwestii, ale wolałby tutaj nie wyciągać tej broni. Jeszcze przyszedłby mu do głowy jakiś głupi pomysł w stylu zabicia pilotów. Wolał nie ryzykować, że poza polem bitwy ujawni się jego ciemniejsza strona. Tyle jednak dobrego i najpewniej w takim czymś ucierpieliby sami faceci, bo nawet ta zdegenerowana wersja Arystarcha miała pewne zasady moralne. A może one wynikały z tego, że bioandroid był po prostu chory psychicznie i nikt tego mu jeszcze nie zdiagnozował, bo nie chodził do lekarza?
- Cóż… planowałem nieco ich ostudzi… - zaczął unosząc lekko kącik ust ku górze, jednak przerwało mu pojawienie się tego zielnego światła. Arystarch zamknął oczy, ale światło go już dosięgnęło. Chwycił się pierwszej lepszej rzeczy na ślepo i najpewniej przy swoim wzroście złapał jeden z uchwytów, które zwykle są w śmigłowcach. Poczuł jak śmigłowiec się wariuje, a jego obiad planował ucieczkę z żołądka przy takich turbulencjach. Na dodatek jeszcze ten ktoś wyjechał z bardzo ambitną gadką, że opór jest bezcelowy. No zwykle takim tekstem ludzi raczyli wszelacy dyktatorzy z filmów, więc dobór słów był naprawdę marny. Nawet jeśli uważał się, że jest po ich stronie. Nie wiedzieć kiedy, dłoń Arystarcha znalazła się kilka milimetrów nad rękojeścią miecza. W ostatniej chwili powstrzymał swoje mięśnie, by nie dobyć miecza tutaj. W miejscu, gdzie nie ma zbyt wielkiego pola do manewru w walce z użyciem takiej broni. Zresztą nowoprzybyły również miał jakiś miecz. Wyglądał na strasznie nieporęczny oręż w stylu europejskim, który służył bardziej do tępego okładania kogoś ze względu na masę i sposób wykonania ostrza.
- Chwila. To, że ma zostać unicestwiona to mi szczerze zwisa, bo tylko rybiaków chcę wybić, ale Trawkogłowy chciał ich wcześniej przesłuchać co nie jest złym pomysłem, bo dowiemy się pewnie dlaczego tu przyleźli – powiedział kucając przy swojej skrzyneczce i otworzył ją, by zajrzeć do środka. Skoro mieli trochę czasu i miał wyjaśnić swój plan, to chciał sprawdzić czy wszystko jest. Głównie chodziło o ciekły azot w czymś co może posłużyć za granat i rozpylić go na dużej powierzchni. Równie dobrze mogły się do tego nadać kapsułki capsule corp, w których przechowywano duże rzeczy jak chociażby pojazdy. Taka ilość azotu powinna wystarczyć by zamrozić słonia, a co dopiero niewielki obiekt. Zresztą prośba o ostrze umotywowana była czymś z goła innym. Jeśli weźmie nieswój miecz do ręki, wtedy zniknie problem z jego schorzeniem psychologicznym.
- Mój plan zakładał, że przeciwnik może być silniejszy i trzeba go wziąć podstępem. Zamrażaliście kiedyś ryby, by je przechować na potem? Ryba składa się w znacznie większej mierze z wody niż człowiek. Przy sobie mam jeszcze skoncentrowany chlor. W małych ilościach używa się go do oczyszczania wody w akwarium lub na basenach, ale to jest proporcja 95:5 więc to czysty chlor, który powinien po prostu rybę zabić – powiedział bioandroid wyczarowując sobie w palcach patyczek z kulkami ośmiornicowymi, które zaczął po chwili jeść. Jak tłumaczył coś to strasznie głodniał, a na dodatek zbliżała się pora obiadowa.
- Jeśli będą słabsi to bez trudu sami ich unieszkodliwimy, ale jak to my będziemy słabsi to wykorzystamy to jako nasz atut, bo nas pewnie zlekceważą i wtedy pozostanie im tylko ochłonąć. Nie mam bladego pojęcia jakie to może mieć pole rażenia bo ani fizykiem nie jestem, a swoją wiedzę opieram o brainiaca i kilka innych naukowych kanałów – ciągnął bioandroid przeżuwając jednocześnie kawałek ośmiorniczki.
- A tak w ogóle to jestem Arystarch – przedstawił się i posłał czarujący uśmiech dwóm damom, które siedziały praktycznie obok zielonowłosego. Odwracając się potem z tym uśmiechem w stronę Arisu. Miał te swoje ostre rysy twarzy, ale to nie oznaczało, że bioandroid jest sztywniakiem i ponurakiem. Chociaż na takiego mógł go malować ten strój, który nosił.
- W ogóle spoko kolczyki milordzie. Widziałem takie na jednym konwencie - pochwalił akcesoria Shiro. Wskazując na niego patyczkiem z ostatnią kulką z osmiornicy.
Shiro
Shiro
Wschodni Kaioshin
Liczba postów : 331

Pustynia   - Page 5 Empty Re: Pustynia

Nie Gru 17, 2017 2:37 am
Reakcja pasażerów z jednej strony była znacznie lepsza, niż oczekiwał, z drugiej - znacznie gorsza. Wprawdzie białowłosy nie musiał tracić sił na zbędną walkę, która przedłużyłaby mu i tak już imponującą liczbę wrogów, jednak niewielu żołnierzy się go przestraszyło, a zdecydowana jednak większość traktowała go z dużą rezerwą. Coż, zawsze mogło to wyjść o wiele mniej przyjemnie.
Co poniektórzy w ten czy inny sposób pytali to siebie, to dziwaka o pochodzenie. Ten już miał się przedstawić jako "ktoś, bez kogo wszyscy najpewniej pozdychacie jak psy, więc zamknij ryj, jeśli nie masz nic istotnego do powiedzenia", lecz w ostatniej chwili uznał kolejne obniżanie swych morale za zbędne, zwłaszcza, że działał pod przytłaczającą presją czasu. Stwierdził, że najzwyczajniejsze przedstawienie się da co domyślniejszym kompanom do zrozumienia, iż zadawanie pytań, na które odpowiedzi nie zrozumieją, nie ma najmniejszego sensu.
- Shiro, Kaioshin Wschodni - rzekł do blondynki, pstrykając palcami. Nad jego dłonią pojawiła się lewitująca kryształowa kula, przez którą można było dokładnie obserwować poczynania wesołej trupy.
Nasz wesoły renegat kapelusznik najzwyczajniej w świecie polał wodą zapewne jednego z ważniejszych, bo posiadającym własną obstawę, sługi Beiala, sprawiając, że ten poczuł się lepiej. Niewiele, ale jednak. Ergo, jego wygląd morfologiczny miał w pewnym stopniu pokrycie z budową anatomiczną. Ryba. Tak się składało, że byli na pustyni, nic zatem dziwnego, że chcieli jak najszybciej uciec w bardziej wilgotne miejsce i tam go uleczyć. Na to pozwolić nie mógł, im mniej grubych ryb (hahahaha) po stronie przeciwnika, tym lepiej. Changelinga w trzeciej formie już w ogóle należało się pozbyć. Swoją drogą nieźle się wybił, przy ostatnim spotkaniu był jeszcze kurduplem. No chyba, że to inny jaszczur... Nie, nikt normalny się tak nie ubiera.
Gość w turbanie zakwestionował destrukcję jak największej ilości celów, wskazując na możliwość przesłuchania. Spodobał mu się - od razu przechodził do rzeczy, bez żadnych zbędnych formalności typu "kim ty w ogóle jesteś?, my w ogóle możemy ci zaufać?".
- Informacje trzeba zdobyć na pewno. Problem leży tylko w sile przeciwnika. Ten w czapce należy do rasy Changelingów, u których wyróżnia się cztery podstawowe formy. Z pierwszą formą szanse mógłby mieć nawet któryś z najsilniejszych ludzi. Druga to godny przeciwnik dla mnie. Na trzecią jedyna skuteczna taktyka to ucieczka a na czwartą - modlitwa o zbawienie, bo na życie nie ma już co za bardzo liczyć. Ten wygląda na trzecią. A skoro tak im wszystkim zależy na życiu wielkoluda, musi mieć podobną siłę, o ile nie większą. Trzeba go dobić, jeszcze zanim dotrą do bardziej wilgotnego miejsca. Jako jeńca najlepiej wziąć któregoś z przydupasów. Są najmniej przydatni, czyli najgorzej traktowani, czyli z całej czwórki zależy im najmniej na zwycięstwie Beiala. Nawet jeśli nie wiedzą tyle, co dowódcy, to wciąż więcej od nas - zmaterializował sobie w dłoni flaszkę wódki, którą opróżnił do połowy, a następnie zdematerializował. Nie miał zamiaru dłużej ani gadać o suchym pysku, ani walczyć całkowicie na trzeźwo.
Karykatura taliba kucnęła, otwierając skrzyneczkę. Była w niej katana i kilka niewielkich zbiorników. Ich zawartość okazała się niezwykle pomocna i, kto wie, może gdyby to dobrze rozegrali to nawet i bez boskiego posłańca część z nich by przeżyła. Swoją drogą - mężczyzna, który przedstawił się imieniem Arystarch, pałaszując własnoręcznie wyczarowane szaszłyki z kulkami ośmiornicy. Kaioshina nie przypominał, Makaioshina tym bardziej. Demon?
-Lewusie, weźmiesz dwie fasolki i Vodorosta, a potem uciekniesz z pustyni - przerwała dysputy kula. - Gdy znajdziecie się na przyjaźniejszym do życia terenie, możesz podać mu jedną fasolkę, o ile będzie żył. Drugą zachowaj sobie na wszelki wypadek. Prawusie, bierzesz resztę fasolek i lecisz ze mną.
No, to dupa. Jeszcze mieli leczące fasolki. Najpewniej coś w rodzaju tych, które Goku podał patrolowcowi, przemieniając go z jęczącego kawałka sera szwajcarskiego w całkowicie sprawny organizm. Po prostu za-je-biś-cie.
- Kurwa, za późno - wyraz bladej twarzy pozostawał beznamiętny, jednak pojawiły się na niej pojedyncze kropelki potu. - Dobra, plan jest taki: gdy Lewus z Vodorostem odlecą na bezpieczną odległość, teleportuję się do nich z Arystarchem. Możesz się oddalić i ich otruć, możesz dziada dobić a pionka pokonać w walce, co chcesz. Mają nie żyć. O, jeśli spróbuje wyciągnąć fasolkę, musisz zrobić wszystko, żeby mu jej nie podał. Możesz wziąć sobie kogoś do pomocy. Wiadomo, kto jest tu najsilniejszy? Ja w tym czasie będę już leciał w stronę jaszczura, który z pewnością zwróci na nas uwagę. Walcząc z nim, spróbuję go odwieść od Prawusa, którego reszta ma pozbawić przytomności i pojmać. Każdy po wykonaniu swojego zadania pomaga mi w walce z kapelusznikiem. No chyba, że w ogóle nie będziecie widzieli jego ruchów, wtedy to trochę bez sensu - po tej całej paplaninie żołnierz powinien już się trochę oddalić. - Dotknij(cie) mnie - rzekł Kaioshin, po czym przeniósł się w wyznaczone miejsce.

Shiro nagle znalazł się nad oddalonym od swego pana Lewusem. Z towarzystwem lub bez. Jeśli bez, wyciągnął ze świstem legendarny Miecz Z. Zamachnął się nim nad głową i rzucił w Vodorosta. W planie było dobijające wbicie oręża w ciało sługi Beiala i przygniecenie lewego, uniemożliwiające wstanie z ziemi. Natomiast w przypadku pojawienia się z Arystarchem i ewentualnie kimś innym, zwyczajnie oddalił się od towarzyszy, kierując się w stronę starego znajomego po fachu. Całkiem niedawni sojusznicy prawdopodobnie  zaraz stoczą bój na śmierć i życie. Ach, ile razy przydarzyło mu się coś takiego? Sporo. Naprawdę sporo.
Zatrzymał się w odległości około dwudziestu metrów od jaszczura. Ręce trzymał w kieszeniach, jednak był gotów do walki.
- Honoberuto, o ile dobrze pamiętam? - zaczął nawet nie najmniej sympatyczną gadką, która może i nawet by tak brzmiała, gdyby nie jego wiecznie zimny i suchy głos.


Ostatnio zmieniony przez Shiro dnia Sro Lut 14, 2018 7:31 am, w całości zmieniany 1 raz
Haricotto
Haricotto
Admin/Time Patrol
Liczba postów : 2233

Pustynia   - Page 5 Empty Re: Pustynia

Nie Gru 17, 2017 8:48 pm
MG

Lubbock wysłuchał planu Arystarcha, a kiedy ten skończył, spojrzał na niego, po czym przekręcił głowę w bok i spojrzał za okno. Wały piasku i błękitne niebo, z którego lał się żar. Skubnął palcami po swoim podbródku, po czym znów przeniósł swoje spojrzenie na białowsłosego chłopaka.
- Azot, mówisz? - zmarszczył swoje brwi, po czym spojrzał na resztę zebranych tutaj ludzi. Nikt nie parał się do tego, żeby cokolwiek powiedzieć. Ranzoku wyglądał na poirytowanego, Arisu wyglądała tak, jakby nie wiedziała, skąd się tu wzięła. Akame i Leone spojrzały na siebie, po czym ta pierwsza wzruszyła ramionami, łapiąc mocniej za rękojęść swojej katany.
Arystarch ze skrzynki wyjął to, o czym tak opowiadał. W środku znajdowały się kapsułki z logiem Capsule Corporation, a w ich wnętrzu znajdował się azot. Jak sam powiedział, potrzebna była spora ilość, a właśnie taką miał okazję zobaczyć.

Honoberuto postanowił. Nakazał Lewusowi, by przejął Vodorosta, wziął dwie fasolki i udał się w bezpieczne miejsce. Ten skinął tylko głową i natychmiast tak uczynił. Prawus położył dłoń na ramieniu swojego brata, po czym objął go i przytulił, życząc powodzenia.
Rozdzielili się. Honoberuto razem z Prawusem zaczęli lecieć w stronę śmigłowców. Piloci widząc, że śledzone przez nich obiekty zmieniają kierunek, zatrzymali swoje maszyny i zawiśli w powietrzu.
- Mamy kontakt. Dwóch z nich kieruje się w naszą stronę! - powiedział pierwszy pilot, a jego głos łamał się.
Shiro przedstawił się i wyjaśnił co nieco zebranym (PW, które otrzymaliście od Shiro). Plan był jasny, każdy powinien wiedzieć o co chodzi. Ważyły się losy Ziemi, więc nie było czasu na wymyślanie kolejnego. Lubbock skinął głową, mimo że wciąż targały nim nerwy i zdezorientowanie spowodowane sposobem pojawienia się Shiro. Wstał i powiedział krótko.
- Zaczynamy. - po czym spojrzał na Arystarcha i skinął do niego głową.
- Działaj z tym azotem. - i otworzył drzwi pojazdu i wyskoczył z niego, utrzymując się w powietrzu przy pomocy Bukujutsu. Jak na dobrego przywódcę przystało, nie kazał walczyć żołnierzom samodzielnie, a miał zamiar poprowadzić ich do boju osobiście. Za nim wyskoczyły Akame i Leone. Cała trójka ukazała się oczom Changelinga, który zmierzał w ich stronę.
______
Jeśli ktoś z was teleportował się z Shiro, znajdujecie się teraz przed Lewusem i Vodorostem. Zaczyna Arystarch. Reszta kolejki dowolna.
avatar
Gość
Gość

Pustynia   - Page 5 Empty Re: Pustynia

Nie Gru 17, 2017 9:29 pm
Już byli niedaleko śmigłowca, gdy nagle ktoś się przed nimi pojawił. Mężczyzna w brązowym płaszczu, o bladej cerze i białych włosach. Honoberuto odruchowo zaczął ładować energię, ale sekundę później rozpoznał przybysza. Pamiętał go przez mgłę, ale pamiętał. On również, a ponadto pamiętał jego imię. Jaszczur położył ręce na biodrach i nachylił się nieco, jakby próbując wyczytać imię znajomego gdzieś na jego ubraniu. Nie odnalazł żadnego napisu, ale nie było to potrzebne bo właśnie sobie przypomniał.
-Shiro, tak?
Ten facet był na tamtym spotkaniu Patrolu Czasu sprzed kilkunastu miesięcy. Zdaje się, że był bogiem. Shinjinem, czyż nie? Jaka ohyda. Ale trudno, widocznie był jakoś powiązany z załogą tamtych śmigłowców. Nie brzmiał przyjaźnie, raczej jakby miał zamiar ubić jaszczura, pokroić go w rzeźni i oddać do sklepu zapakowanego w folię z napisem "Z naturalnego chowu". Kapelusznik miał ochotę odwrócić się i dać jakiś znak Lewusowi aby spieprzał najprędzej jak się da, ale pomyślał że odwracanie się przy Shironie byłoby wysoce nierozsądne. Zauważył jak z jednego ze śmigłowców wylatuje ku nim jakiś wojownik, zapewne partyzant. Nakrapianiec spojrzał na Prawusa znacząco i delikatnym ruchem ręki dał mu znać, że ma się trochę cofnąć. Był gotowy aby w każdym momencie zacząć się bronić, energię miał już zebraną w różnych częściach ciała, tylko czekającą na to by ją wyzwolić. Powietrze pustyni nagle stało się jakby cięższe, bardziej duszne. Hono postanowił że będzie kontynuować rozmowę. Odezwał się zatem głosem jak najbardziej poważnym.
-Domyślam się że jesteś jakoś związany z załogą tych dwóch pojazdów. Byłbym wdzięczny gdybyś wyjaśnił mi co tu się dzieje. Czego chcecie, co tu robicie?
Intencje changelinga były w tym momencie jak najbardziej pokojowe, ale do bitki był gotów. Już dobrze wiedział, że on i jego kompani zostali uznani za intruzów.
Arystarch
Arystarch
Liczba postów : 109

Pustynia   - Page 5 Empty Re: Pustynia

Nie Gru 17, 2017 10:12 pm
Ruch oporu przynajmniej dał radę ogarnąć wszystkie niezbędne rzeczy, których Arystarch potrzebował do pojmania. Szczerze to miał nadzieję, że zamrożenie kogoś w tak szybkim tempie nie zabije tej istoty. Najwyżej potem będą się bawić w rozmrażanie rybiaka jak karpia na święta. Jeśli ma chociaż trochę zbliżoną fizjologię do ryby, pewnie będzie dało się go odratować z takiego stanu. Z ciekłym azotem nie było żartów, gdyż zamrażał w sekundy. Używało się go do płynów chłodzących superkomputerów oraz paru innych rzeczy, które wymagały błyskawicznego zmniejszania temperatury. Czasami wykorzystywano go w reaktorach jako failsafe na wypadek, gdyby tamten miał się stopić. Wiele to miało zastosowań, jednak chyba pierwszy raz Bioandroid spróbuje tego wykorzystać jako broń do pojmania kosmity. To niewielki krok dla Arystarcha, ale wielki krok dla ludzkości!
Nie wiele Arystarchowi mówił ten tytuł „Kaioshin Wschodni”. Pewnie dało się to tłumaczyć jako wielki król świata czy coś takiego. Nie znał się na krzaczkach tak dobrze, a tym bardziej nie wiedział jak to coś było zapisywane. On tylko rozrywki zza wielkiej wody preferował, czyli sztejki, BBQ i galę boksu. No od czasu do czasu też futbol, bo fajnie było popatrzeć sobie jak zgraja napakowanych jak tur facetów biega za piłką. A i cheerleaderki były też czymś na co bardziej zwracał uwagę, niż na sam mecz. Trzeba było przyznać, że Kaioshin miał rozmach bo kula, którą operował dawała obraz w full-HD. Może nawet 4k jakby bioandroid miał wprawne oko i mógł to ocenić. Niestety nie był technikiem, a 4k znał tylko z definicji więc na razie kula miała wartość tak jak akcesorium Rumunki przepowiadającej przyszłość. Tam też zwykle był jakiś fortel, który pozwalał pokazywać jakiś obraz.
Bardziej przydatne okazały się informacje o Changelingach, które przekazał im Shiro. Mniej więcej na tej podstawie mógł oszacować jakie ma szanse w starciu z tym czymś, dlatego plan był jasny i klarowny, by nie angażować się w konfrontacje z tym czymś. Chociaż ciekawe jak jaszczur znosił niskie temperatury? Może hibernował jak jaszczurki? Jeśli zajdzie taka potrzeba to pewnie będzie można się przekonać. Rybie ewidentnie szkodziło suche powietrze. Z każdą chwilą wyglądał coraz gorzej, więc tezy, które wysnuł Arystarch wcale nie brzmiały tak głupio. Gorzej z tymi dwoma derpami, których ze sobą miał. Było ich dwóch, bądź co bądź i nawet jeśli to były płotki (hehe) to trzeba będzie na nich uważać, no ale na szczęście tylko jeden leciał z rybiakiem. Z drugiej strony bioandroid nie był sam. Miał przecież ze sobą pijącego wódkę kaioshina, sceptyczną blondyneczkę, dwie bojowe piękności oraz… mniej atrakcyjnego blondyna, który również był w bojowym nastroju. Włożył sobie kapsułki do przegródek w pasku, a jedną ukrył sobie w prawym rękawie. Przytrzymując ją telekinezą, by nie wypadała mu przypadkiem. Na fortel miał tylko jedną szanse, więc nie może jej spartolić. Uzbroił się w rzeczy ze skrzyneczki i był gotowy. Jeszcze tylko wyciągnął katane, którą mu przynieśli i przejechał palcem po płazie ostrza. Tak, definitywnie to go nie uaktywniało, więc przypiął ją sobie do drugiego boku. Czyli po lewej miał swoją, a po prawej raidową tą drugą.
Plan zakładał, że Arystarch weźmie na siebie tamtą dwójkę i najpewniej weźmie ze sobą kogoś do pomocy. Niewiele wiedział o tym co potrafią poszczególne osoby, dlatego pozostało mu jak najbardziej racjonalnie dobrać sobie osobę – Proponuje, by poszła ze mną… - popstrykał palcami udając, że próbuje sobie przypomnieć imię, którego nigdy mu nie powiedziano –Znudzona blondyneczka i bojowy blondynek mogą ze mną iść i we trójkę damy radę… chyba – w sumie nie miał wyczuwania Ki, więc nie mógł ocenić siły poszczególnych osób, ale postanowił wziąć ze sobą Arisu i Ranzoku. No cóż tak naprawdę chyba tylko dlatego, że wyglądała na wątłą i nie należy posłać jej tam, gdzie jest silniejszy przeciwnik, a skład Lubbocka, Akame i tej trzeciej wyglądał na zgrany więc nie powinno się im tam wtryniać.
- Cóż za niemoralna propozycja. Przyjmę ją. Jakbym odwalał szajsy to weźcie mi zabierzcie miecz i powinno być okej – powiedział i dotknął Shiro, który przeniósł Arystarcha oraz resztę osób, które chciał wziąć ze sobą. O ile za nim poszli rzecz jasna. Od razu widząc lecącego przydupasa z rybiakiem, pomknął w jego stronę. Gość miał zajęte ręce, więc nie powinien mieć takiego pola do manewru. Bioandroid leciał najszybciej jak mógł, z ręką na rękojeści katany, jednak nie planował od razu zaatakować. Nie gdy w pobliżu ma swoich sprzymierzeńców. Postanowił wykonać ruch jak bombowiec. Leciał w stronę rybiaka i od razu wykonał ostry skręt w lewo, gdy tylko zbliżył się na odległość 100 metrów. Klikając telekinezą kapsułkę oraz wyrzucając ją z rękawa w stronę rybiatego przeciwnika na wysokości klatki piersiowej. Przyśpieszył jej lot przy użyciu tej samej zdolności, by po prostu uderzyła tam gdzie powinna. Od razu odwrócił się w jego stronę, by ocenić szkody jakie wyrządził i być gotowym do ewentualnej obrony. Sądził, że pewnie taki wybuch zadziała jak rzut balonem z wodą, ale wolał dmuchać na zimne. Wróg może nie zareagować na tak mały obiekt lecący w jego stronę. Zwłaszcza, że kapsuły wyglądały dosyć niepozornie dlatego liczył, że chociaż trafi w ich pobliże i ciecz trafi ich chociaż częściowo, by mógł od razu przystąpić do ataku. Pomknąć w kierunku wroga z wyciągniętym mieczem oraz uśmiechem szaleńca na twarzy. Mknął trzymając katanę na wysokości prawego biodra, by kiedy wróg znajdzie się w zasięgu wyprowadzić ukośne cięcie w prawy róg, zaś telekinezą wyciągnię drugi miecz z pochwy i przetnie w przeciwnym kierunku, czyli końcowo wytnie X na przeciwniku. Oszczędnie, żeby niezbyt długo się odsłaniać i przystąpić zaraz po tym do sztychu w stronę sługusa, przekazując sobie drugą katane do ręki. Vodorosto pewnie sam nie mógł się poruszać dlatego tamten musiał mu pomagać, więc najrozsądniej będzie zaatakować tego niosącego. Arystarch swoim cięciem nie planował rozpłatać ewentualnego przeciwnika, a przeciąć jego ścięgna odchodzące do ramion.
//W sumie możemy chyba już wstawić tamtą część posta.
Arisu
Arisu
Liczba postów : 254

Pustynia   - Page 5 Empty Re: Pustynia

Pon Gru 18, 2017 3:21 pm
Cała ta przemowa z Azotem Arysia była przekonująca, kojarzyła co to za zawiązek chemiczny, jako mechanik kojarzyła go jednak sama nie używała w praktyce. Dużo w tym biadolenia chemiczno -biologicznej. Rozumiała na czym polega plan, całkiem ambitny, jego uśmiech był całkiem czarujący, co ciężko było ukryć, jej policzki lekko się zarumieniły, uśmiechnęła się do niego nieśmiało. Jednak po chwili zaczął mówić Shiro, przysłuchiwała się mu uważnie, choć walka to nie był jej żywioł, to starała się zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Nawet Imię Shiro nic jej nie mówiło, choć brzmiało dość dostojnie, jakby było czymś ważnym bądź ważnym miejscem. Kiedy zakończył przemowę spojrzała na Arysia oraz Lubboka, jednak wyglądało na to, że ten pierwszy ma prawo głosu.
-Nie jestem znudzona - burknęła wstając z miejsca i poprawiając swój plecak, po czym podeszła i dotknęła Shiro by ten wraz z nią, Ranzo i Arysiem przenieść w inne miejsce.
-Zrozumiałam - rzekła na temat miecza. Po przeniesieniu w inne miejsce, nie bardzo wiedziała co zrobić, głownie pewnie będzie obserwować otoczenie i to co zrobi dwójka wojowników. Póki co Arys rzucił się do przodu, a jedyne co mogła zrobić to dopingować go w duchu by to co zaplanował udało mu się. Po chwili namysłu zdjęła plecak otworzyła go i wygrzebała ze środka swoją bojową suszarkę. Położyła ją na chwilę na ziemi, zamknęła plecak i wzięła swoją broń w ręce zaciskając na niej swoje palce dość mocna w razie co gotowa do walki, co prawa nie bezpośredniej, ale zawsze to coś. Obserwowała ruchy Arystarcha i Ranzoku.
Ranzoku
Ranzoku
Liczba postów : 377

Pustynia   - Page 5 Empty Re: Pustynia

Wto Gru 19, 2017 1:37 pm
Chłopak nie był zdziwiony tym, że istnieje takie coś jak Kaio-shin, tylko to, iż posturą nie przypominał jakiegoś boga, chociaż jak zwykle pozory mogą mylić. To nic nowego. Słuchał słów Shiro, ale nie robił z tego jakiejś dramy czy cuś. Ciekawostki odnośnie rasy changelingów były dość interesujące. Ta wiedza z pewnością się przyda w przyszłości. Wygląda na to, że nie tylko androidy mogą przechodzić jakieś przemiany, z tym że w przypadku chłopaka, ten musiał zdać się na łaskę mechanika. Może changelingi też? Nie wiadomo, trzeba było rozkroić ciało przedstawiciela tej rasy i się przekonać, chociaż chłopaka nie interesowały ciągoty z zakresu biologii. Dalej przyszedł na czas na niezawodne taktyki z naszym Bożkiem. Chłopak chciał tylko zabić jedną osobę, jakim cudem znalazł się w takiej sytuacji? Został uwikłany w jakieś spory Ruchu oporu. Android chciał tylko zdobyć więcej informacji, którymi ich grupa rzekomo dysponuje. Może to była tylko podpucha? Teraz już za późno, by o tym myśleć, z pewnością załatwi to niedługo. Tymczasem lecą grube jak Shin rozkminy, które nie za bardzo przypadają do gustu naszemu bohaterowi. Ponoć jako Bóg dysponuje dość potężną energią, by móc stawić czoła jednemu z najeźdźców, który sprawia wrażenie silnego. Zbyt silnego, by Ran mógł się z nim mierzyć. Starczy, że pierdnie i rozwali planetę w drobny mak. Tak, tak. Android wielokrotnie zmagał się z takimi osobami, które na pierwszy rzut oka wyglądały na silnych i za każdym razem padali na jednego strzała. Ranzoku był już tak poirytowany, że po prostu wstał i podwinął rękawy płaszcza do góry. Jakby był gotów przyjąć wyzwanie. Chłopak nawet nie zwrócił wcześniej uwagi na tajemniczego osobnika, który pojawił się znikąd tak jak ten Kaioshin. Jacyś kumple czy co? - Odmawiam. - Odparł kiedy Arystarch wspomniał o bojowym blondynku, bo chyba innego tu nie ma? Co android miał z tym wspólnego? "Dotknijcie mnie?" Lepszej zachęty do współpracy chłopak nie mógł usłyszeć. Blondyn nie zdając sobie sprawy jak to może się zakończyć, dotknął go w bark, w celu wydobycia lepszych wyjaśnień, czemu miałby to robić. W co oni chcą chłopaka wkręcić? - Ej, kim ty jesteś żeby... - Nagle zniknęli i znaleźli się w zupełnie innym miejscu. Jak to się mogło wydarzyć? Wtem Aryś z kopyta ruszył w stronę podejrzanych osobników. Jakby goniło go stado Jechowy chcących wcisnąć mu te swoje gazetki. - Zaraza... - Android ruszył też na pełnej piździe nie wiedząc co jest grane, ale możliwe, że zdoła w końcu trochę powalczyć. W momencie gdy Aryś przystępował do swojej próby zaczął obserwować co on zamierza. Oglądał więc jego ruchy śledząc go wzrokiem. W międzyczasie Arisu trzymała się nieco dalej od całej sytuacji. Być może to uratuje Jej tyłek, bo nie wiadomo z czym przyjdzie im walczyć. Ranzoku stronił od współpracy, ale też nie chciał komplikować sprawy samemu ruchowi oporu. Gdy ten wystrzelił tajemniczą kapsułkę, android postanowił działać po swojemu, więc chłopak wzbił się jeszcze wyżej kumulując w międzyczasie ki na lewej dłoni i zaczął pikować szykując cios nogą, celując nią w głowę osobę niosącą rannego. Gdy ten zrobi unik, android odpycha się od podłoża i uderza prawym sierpowym w jego ryło z wyskoku. Następnie przykucnął i nakierował od dołu Power Blitz trzymając lewą dłoń, poniżej prawego ramienia wystrzeliwując pocisk. Po całej akcji odskakuje do tyłu i czeka na potencjalny manewr oponent(ów/a).
Sponsored content

Pustynia   - Page 5 Empty Re: Pustynia

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach