Go down
@Vados
@Vados
No.1 Vados' Fangirl
Liczba postów : 216

Wioska Argetta Empty Wioska Argetta

Nie Mar 22, 2020 4:20 pm
Niewielka wioska przylegająca do leśnej gęstwiny. Położona jest na wzniesieniu jakieś dwadzieścia, do trzydziestu kilometrów na południe od ruin miasta będącego ostatnią stolicą Sadali. Podążając na wschód, łatwo dojść do pobliskiego jeziora - jedynego okolicznego zbiornika wodnego.
Sama wioska nie wygląda zbyt okazale, kilka drewnianych chat na krzyż, wydeptane ścieżki, kamieniste murki ogradzające niewielkie przydomowe poletka warzyw i owoców. Całość otoczona gęstym lasem. Miejsce raczej ciche, choć czasem słychać najmłodszych przedstawicieli społeczeństwa podczas zabaw - najczęściej to właśnie ich słychać.
@Vados
@Vados
No.1 Vados' Fangirl
Liczba postów : 216

Wioska Argetta Empty Re: Wioska Argetta

Nie Mar 22, 2020 5:08 pm
Eien no MG Modo
~Nowy świat~

Las. Las. Ciągle las. Strasznie dużo tu tego lasu, prawda? Ile drzew minąłeś? Dziesięć, dwadzieścia, pięćdziesiąt, sto? Czy ktoś to w ogóle liczy? Ty z pewnością nie, nie miałeś na to czasu. Przed tobą biegło to wielkie bydle, którego dosiadała twoja przewodniczka w tym nowym świecie, i zaiste ów bydle nie zamierzało się za tobą oglądać. Oj, nie zamierzało. Jak się zgubisz - twój problem. Tobie jednak zależało, żeby się nie zgubić, prawda? Więc biegłeś jak głupi za kocurem, stawiając krok za krokiem, choć łatwiej byłoby po prostu wzbić się w powietrze i polecieć, prawda? Ale co poradzisz, jak w twoim mniemaniu nie zregenerowała ci się choćby krztyna energii pozwalająca na lewitację. Cierp, ciało, jak ci się chciało - jak to mówią.
W końcu jednak w tym gąszczu zauważasz prześwit. Drzewa stały się jakieś jaśniejsze, rzadsze, może nawet mniejsze? Guren wciąż biegnie, ty za nim, aż nie trafiacie na niewielką polanę u podnóża wzniesienia. Dziewczyna zdążyła zejść z tej paskudy, coś tam do niej mówiąc, a potem odwróciła się w twoją stronę, czekając, aż w końcu dołączysz. I dołączasz, zziajany, zdyszany, ledwo żywy po tym pseudo maratonie, ale dołączasz. A drapieżny kot obrzuca cię wyniosłym spojrzeniem, prycha, zaraz jednak odchodzi, znikając wśród zarośli. A Karri? Ona ściąga z siebie futro i je również wpycha gdzieś za drzewo, jakby było czymś niepożądanym. Futro, nie drzewo.
- Tylko nie wspominaj nic o Gurenie, dobrze?
- poprosiła, prowadząc cię wydeptaną ścieżką w górę wzniesienia. - Tata go nie lubi i tylko niepotrzebnie by się denerwował.
Wreszcie docieracie do tego, co mała nazwała wioską. Trzy chałupy na krzyż, pustostan, no nieciekawie. Żadnych kolorków, tylko drewno, kamienie, piach i trawa. To wyglądało bardziej na marną osadę, a nie wioskę, w dodatku jakby zapuszczoną.
- Hej, tato! Mamy gościa! - zawołała, przykładając dłonie do ust tak, by robiły za prowizoryczny megafon. Przeszła jeszcze kawałek i skręciła za jeden z budynków. A ty oczywiście za nią.
Wychodząc zza zakrętu, zauważyłeś JEGO. Rosły facet odziany w czerń i burza włosów okalających poważną twarz. Siedział sobie skrzyżnie na murku i medytował, a przynajmniej takie można było odnieść wrażenie. Gdy usłyszał głos Karri, otworzył oczy i przeniósł na nią spojrzenie.
- Tylko mi nie mów, że przyprowadziłaś tu tego śmierdzącego kocura - głos miał warkliwy, wyniosły, poważny, w pewnym sensie nawet budzący grozę. Jegomość szybko jednak zauważył twoją obecność i to właśnie w tobie utkwił spojrzenie czarnych jak węgiel oczu.
- Nie, tato, oczywiście, że nie
- zakłopotana dziewczyna pomachała przed sobą rękoma, jakby chciała tym gestem potwierdzić własne słowa, zaraz jednak zerknęła za siebie, gdzie również patrzył już ojczulek. - To jest Safari. Zgubił się. Mówił coś o jakiejś bitwie i portalu, który wyrzucił go przy jeziorze.
Mężczyzna wstał. Mogłeś od razu zauważyć, że jest przynajmniej głowę od ciebie wyższy. I ciut szerszy, warto dodać. Podszedł do ciebie, zmierzył cię przeciągłym spojrzeniem, które ostatecznie zatrzymało się na twojej twarzy. Jego wzrok zdawał się świdrować twoje oczy, wdzierając się aż do wnętrza, do duszy.
- Czego chcesz, Safari?
Krótkie pytanie, a niosło za sobą swego rodzaju groźbę. Do tego wyraźny akcent położony na wypowiadane imię. Oj, lepiej mu nie podpadnij, bratku...
Safari
Safari
Liczba postów : 44

Wioska Argetta Empty Re: Wioska Argetta

Pon Mar 30, 2020 4:10 pm
Karri najwidoczniej była bardzo beztroską jak i troskliwą osóbką o czym się przekonał już na samym początku spotkania z nią. Trochę przypominała jego mamę z zachowania. Dzięki czemu nie czuł się już tak spięty co wcześniej, ale jednak czuł się trochę nieswojo. To przez tego kota co na niego krzywo patrzył cały czas i wyglądał jakby coś knuł wobec niego niedobrego jakby walnięcie go w brzuch było za mało. Gdyby Guren miał ręce to pewnie by pokazał gest, że ma na niego oko.
Tak się skupił momentalnie na kocurze, że widać jedno hasło mu umknęło i nie doszło uszu kiedy Saiyanka do niego mówiła. Nazwa pierwotnej planety ich rasy, która nie istniała od dekad, o której krążyły mity na Vedal wśród starszych małpiatych. Także jego rodzice coś o niej kiedyś wspominali, że istniała taka jeszcze na długo przed tym nim osiedlili Vegete. Gdyby zaczął się nad tym zastanawiać, to pewnie doszedłby do wniosku, że przeniósł się w czasie. Co raczej było prawdopodobnie możliwe albo równie dobrze może leżeć nieprzytomny pod gruzami, a to wszystko to tylko sen i majaki.
Dziewczynka pokazała kierunek w jaki mają podążyć i nie minęła chwila a już tylko widział jej plecy i koci ogon znikający między drzewami. Nie miał nawet czasu się zastanawiać na temat tych macek zwierzaka o tym czy nimi nie haczy czy coś. Od momentu upadku jakoś zdołał nieco wypocząć więc nie było problemu ruszyć z buta za nimi. Z lekkim opóźnieniem wskoczył w leśny gąszcz prawie od razu wpadając w ukrytą za liśćmi dziurę. Przedzierał się pomiędzy krzakami, pniami i inną roślinnością starając się nie zgubić kociego kształtu przed nim. Nie ulegało wątpliwości, że zwierzak znał aż za dobrze trasę i nieźle sobie radził lawirując pomiędzy drzewami. Gorzej, że Saf odnosił nieodparte wrażenie, że ten specjalnie kierował się w takie miejsca buszu, które miały mu utrudnić podążanie za nim. Biegł za nimi czasem się prawie potykając o korzenie i inne wystające rośliny oraz kamienie, które napotykał po drodze już nie wspominając o parokrotnym prawie zahaczeniu o niżej zwisające gałęzie. Już powoli ich doganiał kiedy przebiegał przez coraz gęstsze skupisko drzew. Przez głowę przeleciała mu myśl o lataniu, ale czy aby mu starczyło energii ? No i czy w powietrzu nie zgubiłby ich z oczu pod leśnym okryciem tym bardziej, że faktycznie było znacznie ciemniej niż chwilę temu. Gorzej, że jakby ich zgubił z oczu, to nie miałby pojęcia w którym kierunku lecieć, a prędzej by zawrócił nad jezioro, które łatwiej znaleźć. Co by się raczej mijało z celem. W sumie by było podobnie jakby już teraz z poziomu ziemi straciłby ich z widoku, tylko z tą różnicą, że pewnie niczym idiota stanąłby sobie pewnie w miejscu i rozglądał za kierunkiem gdzie znikli.

Guren wymuszał dosłownie by biegł za nim sprintem co pewnie Karri nie zauważyła nawet gdy jechała na nim. Możliwe, że dla niej to była jak najbardziej normalna prędkość. Ale co tam mógł wiedzieć widząc jak futro na jej plecach podskakuje w rytm susów kota co najmniej dwadzieścia metrów dalej. Z każdą chwilą coraz ciężej mu się biegło jak i oddychało. Gwałtownie wdychał jak i wydychał powietrze jakby próbował je połknąć. Nogi stawały się ociężałe i ospałe chcąc jak najprędzej odmówić posłuszeństwa, ale zmuszał je do dalszego ruchu. Już zacząłby się potykać o własne nogi gdyby las nagle się nie skończył ukazując oświetloną słońcem połać trawiastej ziemi z pagórkiem niezarośniętym buszem tuż za nią. W końcu udało mu się dobiec do tej dwójki nie upadając przy tym. Ciężko dysząc pochylił się opierając ręce o kolana i stał tak chwile do momentu kiedy nie poczuł się lepiej. Miał wrażenie, że już pływa pod tym kombinezonem. Kątem oka spojrzał na Karri i tego kocura gdzie ich wzrok się spotkał. „Nie lubię cię, nie podobasz mi się, ale muszę cię tolerować ze względu na nią” - spojrzenie Gurena aż raziło chłopaka po oczach nim ten zniknął w pobliskich krzakach.

Safa trochę zdziwiła nagła zmiana zachowania Karri gdy chowała swoje dziwaczne przebranie, jakby coś zbroiła. Przez ten moment zdołał na tyle odsapnąć, że mógł ze spokojem za nią iść

-Dlaczego ?- rzucił tylko, a za chwilę miał odpowiedź. Raczej się nie zastanawiał czy to było powodem niechęci kocura wobec niego.

Gdy dodarli na miejsce no chyba było widać, że tego się dosłownie nie spodziewał. Widok był na tyle marny, że zdawało mu się że nawet zarośnięta jaskinia lepiej przy tym wypadała. Zaledwie kilka domów wyglądające na wieloletnie pustostany. Karri jakoś nie zwracała na to uwagi, bo pruła przed siebie wołając przy tym ojca. Po chwili do niego doszło, że to ta ”wioska”, o której jakiś czas temu wspominała. Nawet nie miał podstaw się zastanawiać co tu się stało, bo pewnie wytłumaczenie tego jakoś nie było szczególne, a i już wcześniej padło zanim ruszyli.

Szedł tuż za małą. Skręcili za jeden z domów. Kilka metrów dalej zauważył jakby zamyślonego mężczyznę siedzącego na czymś co mogło być kawałkiem niskiego ogrodzenia zbudowanego z kamieni. Odniósł wrażenie, że w jakiś sposób przypominał zwierzaka Saiyanki. Nie wyglądał przyjaźnie raczej wobec niego tak samo jak kot. Do momentu gdy ten zabrał głos, to nie zdawał sobie sprawy kim jest ten groźnie wyglądający jegomość prócz tego, że był Saiyaninem o postawie typowej dla doświadczonych i poważnych wojowników. Po wcześniejszych ostrzeżeniu Karri i jego słowach można było dość do wniosku, że to jej ojciec który nie znosi kocura. Co gorsza to chyba obaj to jego nie lubią. Safowi jakoś dreszcze przeszły po spoconych plecach gdy nagle ten do niego zagadał przeszywając go spojrzeniem, przy którym fochy Gurena to były zwykłe kocie igraszki. Ten głos był niczym mroźny wiatr, wdzierał swoją pogardę i groźbę śmierci aż do kości. W tym momencie doszło do niego, że właśnie ten ton dziewczyna starała się naśladować gdy go znalazła.
Nie, nie mógł patrzeć w twarz tego rosłego faceta, który mógłby samym wzrokiem mordować gdyby tylko chciał.
Chłopakowi zabrakło jakoś odwagi., ale też nie mógł zmarnować starań Saiyanki, która zaoferowała swoją pomoc. Jemu, zupełnie obcej osobie.
„Czego chcesz, Safari?” niby takie proste pytanie, ale jak wiele zawierało bardzo negatywnych odczuć wobec nieznanej osoby. Saf był intruzem i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. No ale Karii go tu przyprowadziła chcąc dla niego jak najlepiej.
Ojciec młodej wyczekiwał odpowiedzi, ale po jego minie widać było, że trzeba się z tym pospieszyć, bo inaczej...

-Ja, nooo, ten tego... - niedobrze, grymas na twarzy ojca Karii się pogłębił nieznacznie.
„Wyduś to z siebie w końcu, może przeżyjesz”, powtarzał sobie w myślach chłopak przez cały ten czas. Wymusił na sobie spojrzenie w te nienawidzące oczy, gdzie jego już upadłe morale zwiewały w podskokach niczym wystraszone króliki. To była zupełnie inna sytuacja niż na Vedal, gdzie zmusił siebie do desperackiego działania, a tu i teraz czuł się przytłoczony jakby się topił w gęstym psychicznym szlamie.

-Przepraszam, że panu przeszkadzam- ze zdenerwowania przygryzł dolną wargę.
-Jestem zupełnie obcy dla Was, ale proszę pozwolić mi zostać tutaj na kilka dni. W tym czasie poszukam statku i odlecę. Jeszcze raz przepraszam za najście.- zdecydowanie postawił na formę grzecznościową jak go mama uczyła i jeszcze się trochę sztywno skłonił. Nawet nie zwrócił uwagi na to jak na twarzy wystąpiły mu krople potu przez te nerwy.

Może inni mieli racje, miał za miękki charakter. Ktoś inny na jego miejscu by się bezczelnie wydarł z żądaniem pomocy i pewnikiem by leżał martwy chwilę potem, ale on taki nie był. Bo jednak facet wyglądał na silnego i też nie było wiadomo czy nie weźmie postawy Safa za jakiś marny żart.
Jak igrać z ogniem, to ostrożnie.
@Vados
@Vados
No.1 Vados' Fangirl
Liczba postów : 216

Wioska Argetta Empty Re: Wioska Argetta

Sob Kwi 18, 2020 4:29 pm
Eien no MG Modo
~Nowy świat~

Kocur cię nie lubił, ale to już zdążyłeś zauważyć, prawda? Jedno wielkie wredne kocisko, które narzuciło takie tempo, że ledwo zipiesz po tej przebieżce. Swoją drogą... nie za gorąco ci w tym kombinezonie? Po takim sprincie musisz być zlany potem. Oj, przyda ci się kąpiel, z pewnością ci się przyda. Najpierw wypadałoby jednak znaleźć jakieś schronienie na noc, prawda? A no właśnie...
Mała Karri zaprowadziła cię do swojej wioski, która, co by nie mówić, do najpiękniejszych nie należała. To jednak nie widokiem powinieneś się teraz przejmować, a tym wielkim facetem, który najwyraźniej nie jest w humorze. Dziewczyna podeszła do mężczyzny, przedstawiając mu pokrótce twoją historię, a ten łypnął na ciebie, mierząc cię od stóp do głów, i zadał jedno, konkretne pytanie. Wydźwięk tegoż pytania mogłeś interpretować, jak ci się żywnie podoba, jedno było pewne - zadowolony to on nie był z twojej obecności. Wypada jednak mimo wszystko odpowiedzieć, prawda?
Zacząłeś się jąkać, dukać coś niewyraźnie, oj kiepsko. Brew bruneta uniosła się lekko w geście zniecierpliwienia, może nawet irytacji. Bo przychodzi taki zziajany i śmierdzący potem typek i nawet nie jest w stanie odpowiedzieć na proste pytanie. Oj, dobrego pierwszego wrażenia to ty nie robisz, bratku, oj nie... Wreszcie zdobywasz się na odwagę, by zmusić własny język do współpracy. I wreszcie zaczynasz sklecać własne myśli w pełne zdania a nie jakieś jęki. Pokora - tym jednym ociekała nie tylko twoja wypowiedź, ale też i postawa. Mężczyzna uniósł lekko podbródek, krzyżując ramiona na klatce piersiowej, i prychnął lekko.
- Nie przyjmujemy darmozjadów - mruknął pod nosem, na co Karri chciała coś powiedzieć, ale jedno spojrzenie ojca wystarczyło, by umilkła. - Jak chcesz tu zostać, to musisz na siebie zapracować, dzieciaku. Ale najpierw się wykąp, śmierdzisz. Karri, pokaż mu łazienkę.
- H-Hai, otou-san!
- I daj mu jakieś normalne ciuchy - dodał jeszcze, lustrując ze zniesmaczoną miną twój kombinezon. - Jeszcze tego brakowało, by mi się tu kolejne psy pałętały...
Mężczyzna oddalił się w stronę murku, na którym wcześniej siedział, chwytając ustawioną nań buteleczkę. Pociągnął solidny łyk, krzywiąc się przy tym nieco.
- Cholerna Rucotha...
Poczułeś delikatne pociągnięcie za rękaw, a gdy spojrzałeś w bok, zauważyłeś Karri z palcem na ustach. Czyli masz być cicho i za nią iść. Weszła na palcach do poniszczonego domu, od razu kierując się długim korytarzem w stronę drzwi na samym końcu. Gdybyś się rozejrzał, spostrzegłbyś kamienne ściany, drewnianą podłogę i dwa rzędy drewnianych drzwi po bokach korytarza. No i oczywiście te w głębi. Nie było tu żadnych ozdób, żadnych kolorów, nawet mebli, wszystko wydawało się takie... surowe.
- Tata nie jest taki zły, po prostu... tęskni za mamą - wtrąciła dziewczyna, otwierając przejście do małego pomieszczenia, na środku którego stała szeroka balia, a przy niej dwa czy trzy taboreciki. Pod niedużym oknem w głębi pokoiku stała duża szafka, na której leżało kilka bibelotów. Karri wyjęła z niej jakieś flakoniki i losowo wlała po trochu do balii. Zaraz potem zabrała zza niej wielką miskę i ruszyła do drzwi po twojej prawej stronie.
- Muszę nabrać ze studni wodę - wytłumaczyła krótko. - To będą dwa-trzy kursy, możesz tu zaczekać. Woda może nie jest super ciepła, ale odświeżająca.
Uśmiechnęła się i zaraz wyszła. Miałeś czas na przemyślenia, całkiem sporo czasu. Wkrótce balia została napełniona, więc mogłeś się na spokojnie umyć. Brunetka zapowiedziała, że przyniesie ci ręcznik i jakieś rzeczy na zmianę, a potem zostałeś sam. Ale czy na pewno?
Sponsored content

Wioska Argetta Empty Re: Wioska Argetta

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach